Beta - Nie
N/A:
Koniec.
Nareszcie.
Po dwóch latach skończyłam ST.
Nie mam pojęcia, dlaczego aż tyle mi to zajęło... Czuję, że kończąc to opowiadanie, kończę pewien rozdział w swoim życiu. Dorastałam z nim, zmieniałam się i myślę, że to widać...
Dziękuję, że czekaliście. Pokochaliście je, znienawidziliście, cokolwiek.
A teraz musicie mi wybaczyć, bo sprzedałam całą dwoją duszę BangHimowi.
Mam nadzieję, że się nie gniewacie...~
~*~
Niedokończone sprawy
Co noc brali kąpiel w pobliskim strumieniu. Pewnego razu, podczas pełni Księżyca, usłyszeli nieopodal cichy szmer, coś jakby odgłos małych stópek. Yesung zdołał w półmroku dostrzec niewielką, przestraszoną postać, której nie zdołał wyczyścić pamięci o tym, co zobaczył. Zaledwie pięcioletni chłopiec widział ich, chociaż nie powinien do tego dopuścić. Był narażony na bezpieczeństwo, jeśli tylko Leeteuk się o tym dowie...
Ale w tym momencie Yesung w końcu zrozumiał.
Strażnik nie jest osobą zesłaną przez Niebo, nikim na wzór Mesjasza, też nikim niematerialnym, chwilowym wybawicielem. Jedyna osoba, przy której mogą być naprawdę bezpieczni, to człowiek, który narażając własne życie będzie ich chronił. Nie Anioł, filius caeli i nie wilkołak. Tylko człowiek; zwykły, prosty, prymitywny, bez wielkiej mocy i unikalnych zdolności.
Człowiek, który chociaż jednego z nich pokocha miłością czystą i bezinteresowną.
Ta miłość byłą antidotum na nienawiść Leeteuka. Wyrównywała ich własną - odwzajemnioną, która najwidoczniej nie była tak idealna, za jaką ją uważali. Ryeowook mieszła zmysły przywódcy, gdy ten tylko próbował ich odnaleźć. Był jak tarcza ochronna, którą jednak po pewnym czasie udało mu się obejść.
Początkowo Yesung sądził, że bedzie chodzić o Siwona - w końcu to była jego przepowiednia. Ale gdy tylko odnalazł Ryeowooka wiele lat później zrozumiał, że się pomylił. Natomiast ostatnie zdanie przepowiedni wyjaśniło się dopiero wtedy, gdy Siwon poznał chłopaka osobiście; Yesung obserwował uważnie, w jakim stopniu zazdrość może zaślepić mężczyznę. Był rad, gdy przekonał się o tym, że wciąż pamiętał, jak Ryeowook jest ważny.
Być może to prawda, chcieli go wykorzystać dla własnych korzyści, ale Kim Ryeowook po to żyje. Przepowiednia dotyczy również niego, w żadnym stopniu nie może już tego zmienić. Pozostaje mu tylko poświęcić swoją miłość dla pary filius caeli, tragizmem swojej osoby dopełniając ich słodko-gorzką historię.
~*~
- Ojcze...
Gabriel spojrzał na Siwona beznamiętnie, kompletnie nie tak, jak patrzy się na własnego syna. W sumie mężczyzna się mu nie dziwił - przecież miał ich setki. Niepewnie puścił ukochanego i opadł na jedno kolano, mocno skłaniając głowę. Trwało to dosłownie chwilę, ale gdy tylko ją podniósł, nie był wcale już w salonie zniszczonego mieszkania Kyuhyuna. Rozejrzał się dookoła, rozpoznając niewielki las za Seulem, który pamiętał wręcz doskonale.
- Siwon. Usiądź proszę.
Byli sami, wokół panowałą kompletna cisza. Choi zrobił, jak mu kazano; przysiadł na niewielkim głazie, ale wciąż nie spojrzał na Anioła. Nie był godzien.
- Czy masz mi coś do powiedzenia, nim wrócimy na miejsce?
Siwon musiał się mocno zastanowić nad tym, co powie. Nie widział Gabriela setki lat - w normalnym wypadku tak już miałoby pozostać do końca, ale gdy dostał tę szansę, nawet jeżeli za moment miał umrzeć, postanowił zrobić to w należyty sposób. Wziął więc głęboki oddech i bardzo powoli odparł:
- Ja wiem, że pewnie powinienem, ale... Ojcze. Niczego nie żałuję. Spędziłem cudowne lata, nawet jeśli większość chwil przepełniona była bólem, ucieczką i chowaniem się po świecie... Nie zamieniłbym tego na nic innego. Myślę, że ktoś, kto tworzył te zasady powinien je jeszcze raz przemyśleć. Miłość nie ma prawa być tępiona tylko dlatego, że coś się w niej może nie zgadzać, jakiś mały szczegół odstaje od normy. Przecież na dobrą sprawę to nawet nie brzmi logicznie. To nie nasza wina, nie my decydujemy o tym, kto zabiera nasze serce... Jak można karać kogoś za coś, co nie było zależne od niego samego? - jęknął, rozkładając dłonie. - Jeśli mamy umrzeć - zrobimy to. Ja i Jongwoon jesteśmy od dawna na to przygotowani, ale... Nie chcę, abyśmy pokutowali za coś, co nas uszczęśliwia.
Przez pierwszą minutę Gabriel nie mówił kompletnie nic. Patrzył na swojego syna, który z jego twarzy znowu nie potrafił nic wyczytać. Mądre oczy przenikały go na wylot, niespodziewanie zadrżał ze zdenerwowania. Może powiedział za dużo? Może powinien jednak milczeć?
W końcu Anioł weschnął cicho i podszedł do niego. Położył ogromną dłoń na jego czole i przymknął powieki.
- Synu, w życiu nie potępiłbym cię za coś takiego. Ani ja, ani Bóg. Prawdę mówiąc, to On cieszył się, gdy widział was tak szczęśliwych... - w końcu na jego wiekowych ustach pojawił się słaby uśmiech, a Siwon prawie odetchnął z ulgą.
- A Leeteuk?
- Wasz przywódca popełniał błąd za błędem, począwszy od krzywdy, jaką wyrządził Heechulowi, poprzez wasze potępienie, kończąc na rozejmie z wampirami... Ale za to ostatnie najmniej się gniewamy. Od stuleci Pan sądzi, że ta cała wojna jest całkowicie bezsensowna. - pokręcił głową. - Heechul przez ponad tysiąc lat nie potrafił się podnieść po tym, jak potraktował go Leeteuk. Był tak bezsilny, że żaden z nas nie wiedział, jak mu pomóc. Wciąż nie wiemy... Ale myślę, że pewnie teraz będzie chciał za nim podążyć.
Siwon zastanowił się przez moment, po czym spytał słabo:
- Czyli Leeteuk umrze?
- Taki los mu został wyznaczony.
Choi wlepił wzrok we własne dłonie, czując nagle wszechogarniający smutek.
- I nie można nic z tym zrobić?
- Leeteuk sam wybrał tę drogę. Wiedział, co go czeka. Również teraz... - zamyślił się na moment, nim dodał: - Musimy wracać, synu. Dzwony już biją.
Siwon niepewnie pokiwał głową i podniósł się z kamienia. Zamrugał powiekami, po czym nie minęła sekunda, a znów znajdował się w zniszczonym pomieszczeniu, trzymając Yesunga za ramiona. Blondyn bardzo powoli spojrzał mu w oczy - mężczyzna zobaczył w nich czysty strach. Potrafił tylko szepnąć "Nie bój się", nim wszystko się zaczęło.
Leeteuk został unieruchomiony, srebrzyste łańcuchy zacisnęły się wokół jego umięśnionego, ale tak obecnie beznadziejnie bezwładnego ciała, a on potrafił tylko spuścić wzrok w podłogę, ledwo powstrzymując łzy. Dookoła jeszcze tylko przez moment panowała cisza, nim Heechul rzucił się na podłogę i zaczął płakać. Jego stan był tak beznadziejny, że Yesung szybko wyrwał się z ramion Siwona i podbiegł do niego w zamiarze uspokojenia mężczyzny. Na daremno. Starszy Nefilim wczepił się w rękaw marynarki przywódcy i ośmielił się podnieć wzrok na Gabriela.
- Jeśli już musicie zabić jego... zabijcie i mnie. Błagam!
Heechul nie miał już nic do stracenia. Przez te wszystkie lata kiedy próbował naprawić swoje błędy i trzymał się przy boku Leeteuka nie czuł ani na moment, że jest dla niego ważny. Przywódca nie ukazał mu tego przez ponad tysiąc lat. Ale teraz, gdy ich spojrzenia się spotkały, zobaczył nareszcie to, czego szukał od bardzo dawna...
- Nie rób tego.
- Muszę...
- Nie, TY musisz żyć... Proszę, Heenim.
Mężczyzna mocniej uczepił się jego rękawa i na nowo zalał łzami. Yesung w końcu zdobył się na to, by puścić starszego i odsunąć się od niego na kilka kroków. Obaj powoli zaczęli blednąć, łkanie Heechula również stawało się coraz bardziej ciche, aż w końcu całkowicie zniknęło wraz z obydwoma filius caeli. Po raz kolejny zapanowała cisza.
Yesung drżał na całym ciele, ale nie z zimna. Spojrzał z przerażeniem na Siwona, który od razu zrozumiał i ujął jego dłoń w swoją. Obaj spojrzeli na Gabriela i ukłonili się mu nisko.
- Siwon. - zabrzmiał po chwili ciężki, anielski głos. Nefilim podnieśli głowy, nie wskając jednak z klęczków. - Nigdy tego nikomu nie mówiłem, ale... Jestem z ciebie naprawdę dumny. Musiałeś to wszystko przejść, a chociaż obserwowałem cię przez całą twoją drogę, to nie potrafiłem ci pomóc... Ale myślę, że teraz mogę. Mogę sprawić, że obaj będziecie już na zawsze szczęśliwi... Pytanie tylko brzmi, czy wy też tego chcecie?
Siwon momentalnie spojrzał ukochanemu w oczy, które po raz pierwszy od wielu godzin uśmiechały się do niego szczerze. Zacisnął mocno palce na jego nadgarstku i pokiwał pewnie głową, po czym nie odrywając wzroku od Yesunga rzekł:
- Tak, ojcze. Chcemy tego jak niczego innego.
Dwie wielkie, anielskie dłonie spoczęły na ich głowach, a Gabriel przymknął na moment wiekowe powieki. Gdy je otworzył, obaj momentalnie poczuli, że coś się zmieniło. Nastały nowe czasy, nowa era, a zdecydowanie czas odpoczynku i szczęścia...
- Siwon, chciałbym mianować cię nowym przywódcą... A ty, Jongwoon... Obiecaj, że zostaniesz u jego boku do końca życia i będziesz go wspierał we wszystkich jego decyzjach.
- Obiecuję. - odparł natychmiastowo, po czym jego włosy ponownie nabrały kruczoczarnej barwy. Przywołał na usta szeroki uśmiech, gdy zaraz po tym Siwon pomógł mu wstać na równe nogi.
Gabriel rozpłynął się w powietrzu bez pożegnania. Pozostawił po sobie jedynie ledwie wyczuwalną woń świeżej bryzy i morskiego Piasku, którą obaj Nefilim wspominali potem przez długie lata. Na moment tylko złączyli swoje usta w namiętnym pocałunku, by odwrócić się w kierunku Ryeowooka i skłonić się mu nisko.
- Dziękujemy. Za wszystko, Wookie. - rzekł Yesung i pomachał mu nieśmiało.
A potem i oni zniknęli.
Tym razem Ryeowook wiedział już, że na zawsze.
~*~
Dwa lata później:
Ryeowook otworzył drzwi redakcji i już w wejściu przywołał na usta szeroki uśmiech:
- Dzień dobry~ Jest pan Lee?
Sekretarka potraktowała go chłodnym uśmiechem i znienawidzonym spojrzeniem (nic nowego), nie omieszkając przywołać okropnego żartu na temat tego, jak raczył zniszczyć małżeństwo dyrektora naczelnego i jeszcze tutaj pracować. Kim, jak zwykle zresztą, zbył to mimo uszu, wziął swoją plakietkę i papiery, pożegnał ją z życzeniami miłego dnia i ruszył tanecznym krokiem w kierunku biura swojego szefa. Wiedział, że go przyjmie, zresztą - spróbowałby nie.
Nie siedział jednak długo w jego gabinecie. Wręczył mu tylko swój skończony artykuł o pamiątkach z wojny koreańskiej w lesie za Seulem, wymienili kilka buziaków i już wracał do siebie, żeby pracować dalej. Od niemal dwóch lat nie opuszczała go wena, nareszcie mógł pisać o wszystkim, o czym tylko dusza zapragnie. Podświadomie czuł, że to prezent z przeszłości, ale nigdy tak naprawdę się nad tym nie zastanawiał... Po prostu był zbyt zajęty pisaniem. I tyle.
Znowu zajęło mu to wiele godzin, ale gdy nareszcie skończył, był już późny wieczór. Pan Lee wszedł na moment do jego gabinetu aby przypomnieć mu o ich kolacji, po czym z szarmanckim uśmiechem zmył się i zgasił za sobą światło na korytarzu. Kim Ryeowook został sam w cichym i ciemnym gabinecie, którego wnętrze rozświetlał tylko Księżyc i Gwiazdy.
Niemal bezszelestnie podniósł się z fotela i podszedł do okna. Gdy odszukał na niebie te dwie Gwiazdy, które nieustannie od dwóch lat czuwają nad jego szczęściem i bezpieczeństwam, uśmiechnął się. Przymknął na moment powieki i wziął głęboki oddech...
Nigdy nie zapomniał. Już zawsze będzie pamiętał blondyna w krótkich spodenkach i spranej koszulce z flagą Ameryki, który tak odmienił jego życie. On i ten drugi, elegancki mężczyzna sprawili, że nareszcie odnalazł swoje miejsce na świecie. Poczuł się wyjątkowy.
Nareszcie dowiedział się, kim naprawdę jest.
"Jestem Yesung. I potrzebuję twojej pomocy..."
Boskie *.-
OdpowiedzUsuńOstatnio miałam problemy w szukaniu super opowiadań, więc super, że dotarłam tu!
Chociaż wydaje mi się, że tu byłam.... ach, nieważne.: )
Rozdział boski i czekam na next~
story-kpop-yaoi-poland.blogspot.com
Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że to ostatni rozdział, o czym już zresztą pisałam.
UsuńCzytamy ze zrozumieniem.
- Y.