niedziela, 18 stycznia 2015

Chłopak z pozytywką (Rozdział VI)

Autor - Yesung Oppa
Beta - nie

N/A:

Szczęśliwego nowego roku, chociaż spóźnione.
Wiecie, że jesteście już ze mną prawie trzy lata? To niesamowite...

Wracając, długo wyczekiwany rozdział ;w;


~*~


Decyzje





Ryeowook był bardzo poddenerwowany tą rozmową. Mogłem go zrozumieć, w końcu przyłapałem go praktycznie na gorącym uczynku. Oparł obie dłonie na stole, wlepiając w nie swoje smutne spojrzenie. Postawiłem przed nim kubek gorącego mleka, które przyniósł, po czym zająłem miejsce na przeciwko i zmarszczyłem brwi. Nawet nie zwrócił na nie uwagi.
Poprawiłem kołnierzyk i wziąłem głęboki oddech, próbując zwrócić a siebie jego całą uwagę. Musiałem nawiązać z nim kontakt wzrokowy, jeśli chciałem dowiedzieć się wszystkiego, co wie. Co tylko mogłoby mi pomóc...
- Ryeowook. - powiedziałem cicho. - Porozmawiajmy.
Chłopak podniósł swe smutne spojrzenie na mnie i pokiwał lekko głową. Najwyraźniej nie miał na to ochoty, czułem się jakbym go zmusił... Ale musiałem się dowiedzieć. Jedyną osobą, która mogłaby mi powiedzieć jak to wszystko się zaczęło, był właśnie on sam.
- Wiesz, że legenda... To o tym domu to nieprawda?
- Wiem. - odparł w zaskakująco szybkim tempie, mocniej zaciskając dłonie w pięści. Spodziewałem się, że doda coś jeszcze, jednak zapanowało mi milczenie. Mruknąłem coś pod nosem i kontynuowałem:
- Co jeszcze wiesz o tym miejscu?
Ryeowook szybko domyślił się, o co mi chodzi. Opuścił dłonie na kolana i jęknął cicho.
- Znalazłeś go, znalazłeś...
- Trudno by mi było go nie znaleźć. - odpowiedziałem. - Najpierw straszył mnie pozytywką, potem przede mną uciekał, aż w końcu... - urwałem, dopiero po chwili dodając:  - ... się ze mną zaprzyjaźnił.
Nie zareagował.
- Wiesz, że chcę go stąd wyprowadzić? Tak, by nikt nie widział... Zabrał do siebie. Tam będzie bezpieczny.
Znowu.
- Ryeowook... Dlaczego wciąż tu przychodzisz? - zadałem pytanie, które z tego wszystkiego nurtowało mnie najbardziej. Zagryzłem dolną wargę, kiedy ten spiął się widocznie, ukradkiem rzucając mi wystraszone spojrzenie.
- Ja nie...
- Wookie, nie będę cię oceniać, spokojnie. Chciałem tylko wiedzieć, dlaczego jesteś tak uparty, by mu pomagać...
Ryeowook powoli podniósł na mnie wzrok. Jego spojrzenie wciąż było odrobinę wystraszone, ale już nie uciekało przed moim własnym. Oblizał zaschnięte wargi i bardzo powoli odparł, bym mógł przetrawić każde kolejne słowo:
- Bo to mój brat.
To nie tak, że się tego nie spodziewałem. Jakby nie patrzeć, to była bardzo prawdopodobna opcja gdyby nie to, że nie skupiłem się na niej za bardzo, gdyż zdawała się być dla mnie odrobinę nielogiczna. Teraz powoli wszystko uporządkowało mi się w głowie, nieco odchyliłem się na krześle i wziąłem głęboki oddech.
- Ale... W takim razie dlaczego... Ja nie rozumiem.
Ryeowook niespodziewanie wstał z miejsca, dłużej nie mogąc już usiedzieć. W milczeniu przechodził z jednego końca kuchni na drugi, splatając ręce za plecami i pomrukując coś pod nosem. Nie miałem zielonego pojęcia, co. Kiedy już zaczynałem tracić cierpliwość, odezwał się:
- To nie takie proste. Nasza rodzina... - przełknął głośno ślinę i stanął w miejscu. - No dobrze. Niech będzie, od początku
Spojrzał mi głęboko w oczy, po czym zaczął opowiadać:
- Nie pamiętam dokładnie czasów, kiedy tu mieszkaliśmy, bo staram się o nich zapomnieć. Gdy się urodziłem, Jongwoon miał już pięć lat, podobno był szczęśliwym dzieckiem... Nie wiem, naprawdę nie pamiętam. Przypominam sobie jednak chorobę matki po moim narodzeniu, a że byłem wyjątkowo... nieplanowanym dzieckiem, ojciec zrzucał całą winę na mnie. Jongwoon był ich oczkiem w głowie, ukochanym synkiem, ja byłem zawsze tym złym, urwisem, kimś kto nie powinien istnieć. Ale mimo to kochałem brata, jako jedyny w tym domu był dla mnie miły i uczciwy. Pewnego wieczoru na pierwszym piętrze wybuchł pożar. Wszyscy oczywiście jednogłośnie stwierdzili iż to moja wina, że nie zgasiłem świecy na dobranoc, bo chciałem jeszcze poczytać w łóżku... Kompletna bzdura, to ojciec zostawił światło na schodach, ale wiedziałem, że i nikt mi nie uwierzy. Prócz Jongwoona, on to wszystko widział, ale nawet jego rodzice nie potrafili słuchać. Dostałem wtedy porządne lanie, ale nie to było najgorsze. Pożary się powtarzały dość często, to stary dom, wiele pokoi jest nijak chronione przed żywiołami... W tym biblioteka na ostatnim piętrze. Pewnie kojarzysz tę ogromną dziurę w ścianie i poczerniały sufit... Tak, tam stał kominek, jeszcze całkiem niedawno, gdy Jongwoon miał siedemnaście lat, a ja piętnaście... Wtedy właśnie zginęli nasi rodzice.
Przełknąłem głośno ślinę. Pamiętałem słowa chłopaka o tym, jak słuchał pozytywki, gdy jego matka umierała... To musiało być okropne. Widziałem ten pokój i jego beznadziejne położenie, kiedy chłopcy poczuli dym z dołu, pewnie musiało być już po wszystkim.
- Przykro mi. - zdołałem tylko szepnąć, Ryeowook pokręcił głową.
- To nie było najgorsze. Sądziłem, że to ja zostanę oskarżony o podpalenie, zresztą jak zawsze, dlatego uciekłem za miasto... A gdy wróciłem, okazało się, że jest wprost przeciwnie. Po kilku wizytach Jongwoona w pobliskich sklepach, parę osób które go widziały zmarło. Sprzedawczyni poślizgnęła się na lodzie i uderzyła głową o schody, mleczarz miał wypadek na rowerze, reszta nie została do dziś ustalona... Poczynając więc od śmierci rodziców, mieszkańcy stworzyli legendę, która zawładnęła nad całym życiem mojego brata. Stał się wyrzutkiem. Nie mógł opuścić tego miejsca nawet, jeśli chciał. Mną się nikt nie przejmował, wszyscy myśleli, że jestem nowym mieszkańcem miasta i nie kojarzyli mnie z tym miejscem, ale mój brat... Nie potrafiłem go zostawić. Tylko on był dla mnie dobry, kiedy reszta rodziny bezgranicznie mnie nienawidziła... Chciałem mu pomóc, chociaż sam nie wiedziałem, jak...
Dopiero wtedy dotarł do mnie cały tragizm tej sytuacji, położenie obu braci i to, przez co obaj musieli przechodzić. Nie tylko Jongwoon. Ryeowook zacisnął dłonie wokół kubka z mlekiem które już powoli zaczęło robić się zimne i westchnął cicho.
- Cieszę się, że tu jesteś. Ty... naprawdę możesz mu pomóc, Siwon. Nawet, jeśli on wydaje się tego nie chcieć. Potrzebuje cię, inaczej on tu umrze. Proszę, zabierz go stąd... To jedyny sposób.
Pokiwałem głową, nawet nie musząc nic mówić. Doskonale to wiedziałem. Nie mogłem go tu zostawić, ten dom zostanie sprzedany, albo w najgorszym przypadku rychło rozebrany. Jeśli bym go tu zostawił... Nie, nawet nie chcę o tym myśleć. Zacisnąłem wargi w wąską kreskę i pokiwałem głową. Wymieniliśmy z Ryeowookiem jednoznaczne spojrzenia, kiedy on ostatecznie powiedział te słowa, których ja wciąż się bałem.
- Ty go naprawdę kochasz.  - otworzyłem usta by coś powiedzieć, ten tylko posłał mi słaby uśmiech. - Daj spokój. Widzę to w twoich oczach.
- Ostatnia rzecz której chcę, to zostawienie go tutaj. - przyznałem szczerze, spuszczając wzrok w zakurzony stół. Ryeowook mruknął potwierdzająco pod nosem i jednym susem wypił całe mleko.
- Wiem. I zapewniam cię, że on też. Ale musisz mu to po prostu uświadomić.
Pewnie miał rację. W końcu to jego brat, znał go najlepiej na całym świecie. Mogłem się jedynie zgodzić i obiecać mu, że za wszelką cenę go stąd wyprowadzę. Pomogę mu stanąć na nogi, zapomnieć, wyślę do szkoły, a potem do pracy... Że będę przy nim przez cały czas i nie odejdę. Z łatwością mu to przysiągłem wiedząc jednak, że z wykonaniem będzie o wiele trudniej... Ale musiałem to zrobić, postarać się, upewnić, że uczyniłem wszystko dla jego dobra.
Bo go naprawdę kochałem.
I nie potrafiłbym odejść samemu.


 ~*~


Kiedy wróciłem na górę ze śniadaniem dla niego, Jongwoon dopiero się budził. Stanąłem w progu i przez moment obserwowałem jego sylwetkę na tle porannego słońca, gdy przeciągał się szeroko, półsiedząc. Jego ciemne włosy były rozczochrane na wszystkie strony, przykrywały wciąż jeszcze zaspane oczy, które już po sekundzie odwróciły się w moją stronę.
- Dzień dobry. - powitałem go z uśmiechem i usiadłem obok niego, tacę z śniadaniem kładąc na jego kolanach. Był zaskoczony i nieco zawstydzony, poznałem to po jego wściekle zaczerwienionych policzkach. Pogładziłem go po jednym z nich i westchnąłem. Wciąż jeszcze nie wiedziałem czy mogę mu powiedzieć o wszystkim, o czym się dzisiaj dowiedziałem od jego brata. W końcu wywnioskowałem, że on sam nie do końca domyślał się tego, iż on tu przychodzi. Pewnie sądził, że to ktokolwiek inny z miasteczka, ale na pewno nie Ryeowook. Mimowolnie więc postanowiłem jeszcze zaczekać, zagryzając mocno wargę, aby się nie wygadać.
- Dziękuję, Siwon. - szepnął cicho i chwycił do rąk szklankę z mlekiem. Przygładziłem delikatnie jego niesforne włosy i pokiwałem głową.
- Musimy je przyciąć, zdecydowanie. - stwierdziłem, w myślach dodając: "kiedy już wrócisz ze mną do Seulu". Jongwoon tylko odgarnął grzywkę z czoła i rzucił mi krótkie spojrzenie.
- Spałeś w ogóle?
Był taki kochany.
Westchnąłem cicho i usiadłem wygodniej, sięgając po ciastko z jego talerza i powiedziałem:
- Zjedz śniadanie, przygotuję ci kąpiel. Ja muszę jechać do miasta, kupić wszystko co potrzebne i sprawdzić na stacji pociągi.
Szklanka w jego dłoni zatrzymała się w połowie drogi do ust. Zagryzłem dolną wargę udając, że poprawiam kamizelkę i odchrząknąłem.
- Nie wyjedziemy teraz. Muszę dokończyć pracę, chociaż zostało mi już niewiele, i...
- Siwon. Mówiłem, że ja nie chcę być dla ciebie...
- ...kłopotem, ja wiem. Ale obaj byliśmy zgodni co do tego, że na pewno cię tu nie zostawię. - przerwałem mu i objąłem ramieniem. - Posłuchaj. Rozumiem, jak bardzo się boisz. Ale przy mnie nic ci się nie stanie. Dzisiaj pożegnam się z wszystkimi i powiem, że wyjeżdżam jutro wieczorem. Nikt nie będzie mnie odprowadzał. Tymczasem wyjedziemy w nocy, na pewno są jakieś późne pociągi do Seulu...
- Siwon... - ciągle się bał. Wciąż wierzył w tę cholerną legendę, z którą przecież nie mógł mieć nic wspólnego, bo to niemożliwe. Przysunąłem się do niego i bardzo delikatnie pocałowałem go w usta, uważając jednocześnie na szklankę mleka, którą wciąż trzymał w dłoni. Powoli mięknął pod moim dotykiem, niepewnie oddał pocałunek i przymknął powieki. Skorzystałem z okazji i odsunąłem się nieco, by spojrzeć na niego szczerze.
- Jongwoon. Ja cię naprawdę proszę, zaufaj mi. Nic złego się nie stanie, dobrze?
Próbowałem być jak najbardziej przekonywujący, aby w końcu zmienić sposób jego myślenia. W końcu w Seulu ludzie są zupełnie inni, nikt tam nie uwierzy w jakąś beznadziejną historyjkę, kompletnie wyssaną z palca. Chłopak cicho westchnął, spuścił wzrok w pościel, gęste włosy przysłoniły niemal całą jego twarz.
- Zrobisz to? Proszę... - szepnąłem, dłoń kładąc na jego policzku. Bardzo powoli podniósł oczy i pokiwał głową. Ten gest wywołał u mnie falę nieokiełznanej euforii, która zakończyła się wzięciem go w ramiona i pocałowaniem po raz kolejny.
- Och Jongwoonie, obiecuję ci, że będziesz szczęśliwy.
Czułem, jak uśmiecha się powoli i odpowiada:
- Już jestem.


~*~


Droga na stację piechotą była długa i męcząca, ale nie mogłem sobie pozwolić na czyjąkolwiek pomoc. Chciałem zebrać myśli i ułożyć sobie w głowie plan działania, krok po kroku zastanawiając się nad przyszłością swoją i Jongwoona. Żwir przyjemnie szeleścił pod moimi trzewikami, gdy pokonywałem już drugi kilometr drogi wśród wczesnozimowego mrozu i silnego wiatru. Mocno przytrzymywałem poły płaszcza, przeklinając się w myślach, że nie ubrałem pod niego nic innego, prócz cienkiej koszuli i kamizelki. Aż strach pomyśleć, że w rezydencji jest niewiele cieplej. Jongwoon nie pozwalał mi nawet rozpalić w kominku, teraz jednak nareszcie wiedziałem, dlaczego. I jak najbardziej respektowałem jego decyzję.
W końcu ujrzałem w oddali znajomy budynek, tak samo nieszczęśliwie wyglądający jak przed tygodniami. Wiedziałem, że pomimo ogólnego opustoszenia świeży i aktualny rozkład jazdy wisi na jednym ze słupów, nie mając najmniejszego zamiaru wprowadzić mnie w błąd i pokrzyżować plany. Chociaż tyle dobrego. Kiedy znalazłem się już na miejscu, wyjąłem z  kieszeni swój notes i zerknąłem na godziny.
Tylko jeden nocny. 01:29.
Wziąłem głęboki oddech i wlepiłem wzrok w zachmurzone niebo. Wygląda na to, że to będzie nasza jedyna szansa... Wsłuchując się w ponury odgłos szalejącego wiatru przymknąłem powieki i wyobraziłem sobie, jak to może być nam już w Seulu. Niespodziewanie jednak ujrzałem kogoś, o kim zdaje się zapomniałem przez ostatnie kilka dni. Nasze wspólne plany były podobne i chociaż na początku ich nie chciałem i zgrabnie przed nimi uciekałem, to obaj doskonale wiedzieliśmy, że co będzie dla nas najlepsze. A teraz ich już nie ma, tak samo jak Jej.
- HoJae... - szepnąłem, nawet nie czując, gdy pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Wiedziałem, że chciałaby, abym na nowo ułożył sobie życie. Aż do samego końca chciała dla mnie wszystkiego co najlepsze, dlatego ona sama nigdy nie przymuszała mnie do ślubu. Przysiadłem na popękanym betonie i oparłem łokcie na kolanach. Jak Jongwoon zareaguje, gdy wejdzie do domu, w którym Ona kiedyś mieszkała? Czy Ją wyczuje? Ledwo potrafiłem tam mieszkać, może on spowoduje, że w końcu będę potrafił czuć się tam swobodnie... Musiałem spróbować. Otarłem łzy wierzchem dłoni i zerknąłem w kierunku wzgórza Chamong, które właśnie wyłoniło się spomiędzy chmur.
- Wszystko będzie dobrze, HoJae... Zobaczysz. Będzie dobrze...


~*~


Kiedy wróciłem do domu, zbliżał się już wieczór. Zamknąłem za sobą ciężkie drzwi i odstawiłem torby z zakupami na podłogę, rozglądając się dookoła. Jak zwykle ciemno, zimno i cicho. Zupełnie jak tego dnia, gdy po raz pierwszy znalazłem się w tym miejscu. Ta myśl niemal wywołała na mojej twarzy szeroki uśmiech, gdyby nie fakt, że Jongwoon nie przybiegł aby mnie przywitać. Odwiesiłem szybko płaszcz na wieszak i ruszyłem na górę, od razu zerkając do mojej sypialni. Jakież było moje zdziwienie, gdy go tam nie zastałem...
- Jongwoon? - pytałem, wędrując po korytarzach. Zajrzałem do każdego pokoju, ale za nic nie potrafiłem go znaleźć. Powoli zacząłem się denerwować, kiedy po raz kolejny przeszukiwałem drugie piętro. Jakby dosłownie zapadł się pod ziemię, albo...
Nie. Nie mógł tam pójść. A jak już, to dlaczego tak nagle...? Nie miałem jednak wyjścia, musiałem iść sprawdzić bibliotekę.
Pchnąłem ciężkie, na wpół przypalone drzwi, wciąż jeszcze noszące ślady sadzy sprzed lat. W pomieszczeniu było jeszcze ciemniej i straszniej, aż zadrżałem z niepokoju. Wtedy do moich uszu dopadł cichy płacz.
- Jongwoonie? Jesteś tu? - spytałem, powoli idąc w kierunku jego źródła. Kiedy w końcu mogłem dostrzec jego sylwetkę klęczącą przed pozostałościami kominka, westchnąłem cicho. - Och Jongwoonie...
Chłopak podniósł na mnie wzrok, wytarł łzy rękawem i szepnął:

- Zabierz mnie stąd, Siwon. Nie chcę tu już dłużej być.

2 komentarze:

  1. Świetne kocham twoje opowiadania :) Weny rzyczę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, Yesiosławo. Mam nadzieję, że wszystko jest u Ciebie dobrze :)
    Chociaż od pewnego czasu obok "Beta" widnieje "nie", nie widać zbyt wiele błędów. Na interpunkcji się nie znam, widzę tylko brak przed takimi słowami jak "ale", "że", "który" i "mimo że", w tej materii przy swoich opowiadaniach polegam całkowicie na mojej becie xD
    Wookie! Byłam ciekawa tej rozmowy. Zaskoczyłaś mnie tym bratem. Spodziewałam się raczej, że Wook skrycie kocha się w Yesungu czy coś w tym stylu ^^" Dosyć szybko odkrył, że Siwy kocha Jongwoona. Chociaż podobno w oczach widać wszystko :)
    Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści i znajdziesz czas na napisanie kolejnego rozdziału :3
    Hwaiting!!!
    Ps Ostatnio, całkowicie przypadkowo, przeglądając kalendarz urodzin moich znajomych na Facebooku odkryłam, że masz urodziny dokładnie dwa dni po moich xDD Ciekawe, czyż nie? :3

    OdpowiedzUsuń