Beta - brak
Rodzaj - różne
Pairing - Bang Yongguk x Kim Himchan (B.A.P)
Tytuł - Nocne ballady i romanse (zbiór)
Ostrzeżenie - brak?
N/A:
Wynik mojego kryzysu egzystencjalnego i nocnego napadu weny.
Już hycam kończyć nowy rozdział Chłopca dla Was!
- Y.
~*~
Lalka
Nie ma sensu tutaj opisywać tego, jak wyglądała Lalka. Najważniejszym szczegółem były jednak od razu rzucające się w oczy blond włosy, z każdym miesiącem o ton jaśniejsze. Nigdy nie przykryte żadną czapką, chustą, kapeluszem ani niczym w tym rodzaju. Podobno Lalki nie odczuwają chłodu. Podobno Lalki nie odczuwają bólu. Podobno Lalki nie wyrażają żadnych emocji.
Ta była jednak inna. Ciało dwudziestoparoletniego chłopaka, gładkie, porcelanowe, całkowicie bez skazy, blada twarz, rozwiane blond włosy... Typowa Lalka, gdyby nie uśmiech czający się na jej ustach. Bardziej intrygujący niż uśmiech Mona Lisy, pełne, skrojone na kształt serca wargi wykrzywiały się zawsze wtedy, gdy Yonggukowi wydawało się, iż mówi coś mądrego.
Czasami miał wrażenie, że jego Lalka była od niego mądrzejsza. Rzadko kiedy się odzywała, ale słuchała go z zaciekawieniem niemal bez przerwy. Czasami spoglądała na niego z politowaniem, gdy czytał jej swoje wiersze. Jak wiele wiedziała? Znała odpowiedzi na wszystkie nurtujące go od lat pytania? Rozwiązania zagadek, kłamstw, szyfrów, paradoksów, które rozbijały się o jego głowę jak piłka, nie pozwalając mu spać w nocy? Dlaczego nie chciała mu ich wyjawić? Och, jak bardzo tego pragnął!
Bang Yongguk był poetą. Niespełnionym, biednym, żyjącym w brudnym mieszkanku na przedmieściach. Miał jednak swoją Lalkę i to mu wystarczyło. Nie pamiętał dokładnie, jak się u niego znalazła. Podejrzewał, że dorastała razem z nim, z tymi swoimi blond włosami i uśmiechniętymi ustami.
Lalka była niezwykła, każdy mu to mówił: Namjoon, przynoszący wieści z miasta, Jiho, wpadający poczytać nowe wiersze, Natasha, przekazująca wieści od rodziców... Yongguk nie miał za dużo znajomych. Nikt nie potrafił go przecież zrozumieć. Nikt tak jak jego Lalka.
Krucha, niezwykła, bezcenna. Wielu mężczyzn próbowało mu ją skraść, jednak zawsze wracała - równie idealna, nieco potargana, ale to już się nie liczyło. Cieszył się, że znowu jest w jego ramionach, spragniona pocałunków i dotyków, oszalała z tęsknoty jak Ofelia. Och Lalko, dlaczego zawsze do mnie wracasz? Przecież jestem taki biedny! Z każdym byłoby ci lepiej!
Kolejny pobłażliwy uśmiech, kolana mężczyzny miękły jak czekolada - jedyna rzecz, którą Lalka jadła. Zawsze smukła, filigranowa, prawie nierealna, zawsze z tabliczką czekolady w dłoniach. Czerwone jak krew nadzienie spływało po jej malinowych ustach, czekając na bycie scałowanym.
Bang Yongguk szczerze bał się Lalki, jej intelektu i tego, jak owinęła go sobie wokół palca. To mógłby być każdy, w gruncie rzeczy był bardzo prostym człowiekiem, ale musiał trafić akurat na tego blond diabełka; ubierał się skromnie, odsłaniał jak najwięcej. W końcu był Lalką, nikt mu nie mógł tego zabronić, prawda?
Lalka miała emocje. Wiedział, że najprawdopodobniej go kochała, chociaż nie był do końca pewien. Na pewno była do niego przywiązana, podobał jej się, podniecał. Nie raz śmiała się z jego podłych żartów na temat społeczeństwa, płakała, gdy przypadkiem oparzyła się podczas gotowania, marszczyła brwi, malutki nosek ze zdenerwowaniem, gdy coś nie szło po jej myśli. Lalka była jedyną osobą na tej planecie, której Yongguk poświęcił wszystko co miał, a nawet więcej.
Och Zeusie, Allahu, Boże, Jahwe, Jupiterze i Reszto, gdyby tylko posiadał więcej...!
Wiedział, że piękno Lalki nigdy nie przeminie. Zestarzeją się razem, chociaż na tej blond nimfie będzie to ledwo widoczne. Jedyna rzecz, której był pewien. Jeśli tylko tak miało się stać, był szczęśliwy. Mógł umrzeć w każdej chwili ze swoją Lalką u boku wiedząc, że nie zostawi go do samego końca.
Czy Lalki, te niebiańskie stworzenia, blond nimfy zza światów mają imiona? Być może. Yongguk nigdy nie śmiał o to zapytać. Nie potrafił. Wiedział, że gdyby jego Lalka chciała, sama by mu o tym powiedziała.
Jej imię musiało być chłodno-silne, silno-chłodne*... Taka była jego Lalka.
Jego Lalka.
Tylko i wyłącznie.
Elfi czar
Wiedziałem, że to najprawdopodobniej najgorszy z moich "genialnych" pomysłów, na jakie kiedykolwiek wpadłem. Dlaczego mimo to się na to zdecydowałem? Bo... cóż. Lubiłem dzieci. I to bardzo. A rozdawanie prezentów tym maluszkom w stroju grubego Mikołaja, z długą brodą i wielkim, sztucznym brzuchem było zawsze moim marzeniem.
Nie żartuję.
No, może odrobinę.
W każdym razie, w dniu dwudziestego trzeciego grudnia tego roku wylądowałem w ogromnym centrum handlowym, w samym środku miasta z dwoma pięciolatkami na kolanach, w dusznym stroju, który na dodatek nie przepuszczał powietrza. Pociłem się strasznie (wcale nie przez te dwa małe aniołki na moich kolanach), a długa kolejka, która ciągnęła się od samego H&M nie napawała mnie zbytnim entuzjazmem. Tak, to zdecydowanie nie był za dobry pomysł...
- Nie pchajcie się, prezentów starczy dla wszystkich~! - anielski (albo raczej elfi) głos rozległ się niedaleko mojego ucha, a dwie zgrabne dłonie podały maluszkom niewielkie paczuszki z jakimiś słodyczami i skromnymi prezencikami. Odwróciłem głowę by spojrzeć na tę elfią postać Himchana, a na moich ustach zakwitł szeroki uśmiech. Na parę sekund moje oczy prześlizgnęły się po jego postaci, bo, do ciężkiej cholery, miałem na co popatrzeć. Nie na co dzień ubierał się w taki... sposób.
Mój elf miał na sobie mikołajowy kubraczek i spódniczkę... tak, właśnie - spódniczkę w takich samych kolorach. Co więcej, sięgała ona nie dalej niż do końca pośladków, więc gdy chłopak się pochlał aby sięgnąć po następny pakunek, miałem wręcz doskonały widok na jego pełne pośladki (tak, o wielcy zazdrośnicy tego świata. Himchan nosił damską bieliznę i byłem z tego powodu okropnie dumny). Gorzej gdy pochylał się w drugą stronę, wtedy (na moje nieszczęście) widoki te kierowane były w stronę całej grupy przygłupich, zmęczonych tatuśków, którzy czekali aż ich pociechy wrócą od wizyty u Świętego-no-jednak-niezbyt Mikołaja. Ich wzrok momentalnie podążał w jednym kierunku, oczy świeciły, Jabłko Adama latało w górę i w dół, dwóch chyba nawet musiało poszukać toalety. Prychnąłem pogardliwie pod nosem i wróciłem do pracy, przyjmując kolejnego maluszka na kolano.
- Jak ci na imię, śnieżynko?
- Soonam! - odpowiedziała dziewczynka z szerokim uśmiechem, ukazując swój brak przednich zębów, który był niesamowicie uroczy. Potargałem ją po głowie, kątem oka ponownie zerkając na mojego elfa...
Nie słuchałem już uroczego świergotu Soonam. Nie byłem w stanie, gdyż mój własny, osobisty elf sam właśnie siedział na czyiś kolanach i chichotał w ten swój zmysłowy sposób, który znałem tylko JA.
Mężczyzna był czerwony jak burak na twarzy, jedną dłoń trzymał na elfiej talii, drugą w niewiadomym, zbyt tajemnym jak na razie dla mnie miejscu. Miałem gdzieś fakt, że ten mężczyzna najprawdopodobniej nie wiedział, że Himchan to mimo wszystko facet. I do tego mój facet. Wcisnąłem Soonam pierwszą paczkę z brzegu, zdjąłem ją z kolan, podałem mamusi i podszedłem do tej oby-nie-pary i położyłem dłoń na ramieniu tatuśka.
- Przepraszam na moment, ale muszę porozmawiać z moim elfem. - rzekłem niezbyt przyjemnie, akcentując dość wyraźnie słowo "mój", po czym chwyciłem Himchana za nadgarstek i ściągnąłem z tego obleśnego typa.
- Co ty do ciężkiej cholery wyprawiasz? - syknąłem, groźnie mrużąc oczy. Chłopak spojrzał na mnie z wyraźnym niezrozumieniem w oczach i uniósł pytająco brwi.
- O co ci chodzi?
- Ten facet... Przecież... on prawie... on prawie wsadził ci łapę do majtek! - syknąłem, krzywiąc się na samą myśl. Himchan na ty tylko wybuchnął cichym śmiechem i odparł:
- Gukkie, myśl logicznie, przecież nie zrobiłby tego tutaj.
Zmarszczyłem brwi.
- O czym ty do mnie mówisz?
- Daj spokój, czy ty myślisz, że dałbym się wymacać obcemu facetowi? - szczerze? Przemilczałem to pytanie. - Och Boże. To ty jesteś tak wpatrzony w te dzieciaki i mój tyłek... nie przerywaj mi!... że nie zauważyłeś, jak ten koleś wyjął ci z kieszeni portfel!
Wytrzeszczyłem oczy i automatycznie poklepałem się po kieszeniach. Faktycznie - były puste!
Wtem Himchan wyciągnął z rękawa moją zgubę i cisnął nią w mój sztuczny poniekąd brzuch.
- I tak mi ufasz! Świetnie!
Podniosłem portfel i westchnąłem cicho.
- Króliczku, to nie tak... Ja tylko...
Wywrócił oczyma i zaplótł ramiona na piersiach.
- Tak, wiem. Następnym razem założę dłuższą spódniczkę. Zadowolony?
Uśmiechnąłem się szeroko i posłałem mu ukradkowego buziaka.
- No powiedzmy.
Mój elf pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym zerknął w stronę kolejki i odparł:
- Gukkie... Dzieci na ciebie czekają. Nie każ im dłużej czekać...
Nawet nie miałem zamiaru.
Bang Yongguk vs Przedszkole
- Rany boskie... - Bang Yongguk stanął w progu przedszkola, rozejrzał się dookoła i momentalnie złapał się za głowę, będąc bliskim wyrwaniu sobie wszystkich włosów. To, co rozciągało się przed jego oczyma przekraczało najśmielsze wyobrażenia. Niczego tak nie pragnął jak tego, by cofnąć się do chwili w której pozwolił Himchanowi wybrać przedszkole dla ich syna. To był zły pomysł.
Gdzie okiem sięgnąć róż. Różowe stoliki, firanki, kanapy, szuflady, dywaniki... Istna różowa apokalipsa. Pośród tego wszystkiego dziewczynki w różowych, słodkich sukienkach i tylko dwóch chłopców, w tym jego ukochany synek. Odetchnął z ulgą widząc, że jest ubrany normalnie - szara koszula w kratę i zielone spodenki. Całe szczęście.
- Junnie! Chodź do taty! - zawołał, pragnąc się stąd wydostać szybciej, niż którakolwiek z przedszkolanek zauważy, że tu stoi. W myślach pospieszał chłopczyka, aby szybciej zostawił te cholerne klocki i do niego przyszedł, żeby mógł...
- Yongguk?
Jasna cholera.
Odwrócił się w kierunku, z którego dochodził głos, dziwnie męski. No tak. Mógł się domyślić, że jeden z najlepszych przyjaciół jego męża, czyli niejaki Cha Hakyeon będzie pracował w tym przedszkolu. Od początku wydawało mu się dziwne to, że prawie za nie nie płacili. Wiedział, że Hakyeon pracuje z dziećmi, kiedy Junhong był młodszy zostawiali go u niego, gdyż jako jedyny potrafił sobie poradzić z charakterkiem tego małego diabełka, ale nie sądził, że prowadził pieprzone przedszkole.
- Cześć. Ja... tego. Przyszedłem po syna... - wydukał w końcu, kiedy chłopczyk w końcu otoczył go ramionkami wokół kolana, przytulając się do niego. Hakyeon spojrzał na nich i westchnął.
- Ach, no tak, Junhonggie... Zdolne dziecko, do tego przekochane. - potargał chłopczyka po włoskach. - Pokazać ci jego rysunki?
- Ty serio tu pracujesz? - wciąż nie mógł w to uwierzyć. Wiedział już, że musi sobie z Himchanem porozmawiać, gdy tylko wróci do domu. I przede wszystkim zmienić przedszkole...
- A co? Chcesz zmienić przedszkole?
Cholera jego mać.
Nachylił się i chwycił syna na ręce, marszcząc brwi.
- Wiesz, mamy dość upodobania do różu mojego kochanego męża, więc staramy się go jak najbardziej ograniczać...
- Ale Junhong lubi to miejsce. - odparł z uśmiechem. - Prawda Junnie?
Chłopiec energicznie pokiwał głową, przytulając się do szyi Yongguka. Mężczyzna westchnął.
- Ale...
- Cały czas chodzi za Taeminem, chyba się bardzo polubili... Taeminnie, chodź tu!
Drugi chłopiec podniósł zaciekawione oczy, zamrugał dwa razy i czym prędzej przytruchtał do nich. Miał prawie tak samo anielskie spojrzenie jak Junhong - zerknął na nich niewinnie i uśmiechnął się do nowego kolegi, machając mu na pożegnanie.
- Nasze dwa aniołki. - westchnął Hakyeon. - Mało mamy tutaj chłopców...
Yongguk na końcu języka miał "dziwisz się?". Poprawił chłopca w ramionach i pokręcił głową.
- Pomyślę nad tym.
- Yongguk. - rzucił mu poważne, nieco groźne spojrzenie. - Wiesz, że Himchan ci na to nie pozwoli...
Miał rację. Chłopak prędzej zabije go patelnią, niż pozwoli zabrać swojego ukochanego synka z tej różowej jaskini rozpusty... Zerknął na chłopczyka i zmarszczył brwi. Wyglądał jakby faktycznie mu się tu podobało...
- Może i masz rację...
- Nie może tylko na pewno. Przemyśl to, Yongguk. - uśmiechnął się do niego i już miał wrócić z drugim chłopcem do zabawy, kiedy za ich plecami rozległ się dźwięk zatrzaskiwanych drzwi i obcasów stukających o podłogę.
- Gdzie mój mały Taeminek~?
Yongguk zmarszczył brwi, zacisnął zęby i zaklął pod nosem.
Kim Kibum.
Nie ma mowy, zabiera Junhonga z tego przedszkola szybciej, niż Himchan zdąży powiedzieć "ale o co ci znowu chodzi?"...
_______________________________________________________________
*힘 (him) - moc
찬 (chan) - zimno/chłód (przyp. autorki)
Fajowe! Czekam na next! ♥♡
OdpowiedzUsuńPozdro z podłogi. XD
OdpowiedzUsuńŚwietne :D
OdpowiedzUsuńMoje ukochane BangHimy! Doczekałam się. Co do pierwszego już mówiłam Ci, ale drugi... Eh. Typowy Himchan i typowy Guczek. :| I ta spódniczka, mam już wyobrażenie tego... ;; Co do ostatniego... xD Śmiechłam. Klub div wersja przedszkole. ~
OdpowiedzUsuńW końcu zebrałam się, żeby to przeczytać :) Cudowne, Yesiosławo. Uwielbiam twój warsztat, pozwala mi ponownie uwierzyć w piszącą w internetach ludzkość.
OdpowiedzUsuńI z tego właśnie powodu cholernie boje się, że nic w to wolne nie napiszę, bo Twoja twórczość wzbudzi we mnie kryzys egzystencjalny .___.