niedziela, 5 października 2014

Chłopak z pozytywką (Rozdział V)

Autor - Yesung Oppa
Beta - Nie

N/A:
Wybaczcie... ;c

~*~



Duchy



Z dnia na dzień moja praca coraz bardziej dobiegała końca. Kiedy został mi już tylko jeden pokój do wycenienia zauważyłem, że jeszcze nigdy nie pracowałem w takim tempie. Dom był ogromny, a ilość antyków w nim wprost nie do zliczenia, a mimo to zajęło mi ich przejrzenie tylko niecały tydzień... Jak to możliwe? Wcale nie miałem ochoty się stąd wynosić, towarzystwo Jongwoona było czymś, co odciągało mnie od myślenia o HoJae. Od dawna z nikim się nie dogadywałem tak, jak z nim. A to zaczęło mnie jeszcze bardziej martwić.
Chłopak wydawał się mi naprawdę ufać. Kiedy przyjdzie do naszego rozstania, przeżyję to nie tylko ja... Ale z drugiej strony Jongwoon nie mógł tutaj zostać, ten dom już do niego nie należał. Co powinienem zrobić? Zabrać go ze sobą? Czy mi pozwoli?
Usiadłem w salonie, intensywnie myśląc. Na stoliku przede mną stała jedna, samotna, zapachowa świeca, którą zapaliłem, aby jakoś ogrzać ręce. Wraz ze zbliżającą się powoli zimą chłód stawał się nie do wytrzymania, ale Jongwoon nie zwracał na niego uwagi, wciąż nosząc tylko cienkie koszule, podczas gdy ja zamarzałem na kość. Pokręciłem głową z niedowierzaniem, pocierając skostniałe dłonie o siebie. Gdyby chociaż komin był zdatny do użycia...
- Siwon?
Odwróciłem się powoli do tyłu i ujrzałem chłopaka, niepewnie stojącego na końcu schodów. Posłałem mu delikatny uśmiech.
- Stało się coś?
- Ty... Nie pracujesz.
- Zrobiłem sobie przerwę. - z całej siły próbowałem zamaskować drżenie mojego głosu. Jongwoon pokiwał niepewnie głową i podszedł bliżej. Dopiero gdy stanął obok mnie dostrzegłem, że trzymał coś w dłoniach. Swoją pozytywkę, która mnie tak wystraszyła pierwszego dnia.
- Dlaczego ją przyniosłeś? - spytałem, kiedy postawił zabawkę na stole obok świeczki. Delikatne światło tańczyło na jej powierzchni, przez co wydawała się być jeszcze starsza, niż w rzeczywistości.
- Umiesz ją naprawić? - spytał, siadając obok mnie.
- Dlaczego?
- Zacina się w połowie. - odparł natychmiast, patrząc na mnie z nadzieją. - Znasz się  na tym, prawda?
Niepewnie chwyciłem zabawkę w dłonie i nakręciłem, wsłuchując się w melodię, która faktycznie już po chwili się zatrzymała. Zmarszczyłem brwi.
- Ile ona ma lat?
Jongwoon zamyślił się na moment, po czym odpowiedział:
- Nie pamiętam. Dostała ją moja babka gdy była w moim wieku, więc... Pewnie jest bardzo stara.
Pokiwałem głową i obejrzałem ją jeszcze raz.
- Nie wiem, czy coś będę w stanie na to poradzić. Wiekowe zabawki rzadko dają się naprawić... - westchnąłem i odstawiłem ją na stolik, wciąż uważnie się jej przyglądając. - Masz cały pokój pozytywek, dlaczego nie weźmiesz innej?
- Ta jest wyjątkowa. - szepnął, nieco kuląc się na kanapie. - Ona grała wtedy, kiedy moi rodzice...
- Rozumiem. - przerwałem mu natychmiast nie chcąc, by przypominał sobie tamten dzień. Pogłaskałem go po ramieniu i uśmiechnąłem się delikatnie. - Przykro mi, naprawdę... Mogę zrobić co w mojej mocy, ale nie wiem, czy coś z tego wyjdzie...
Natychmiast się rozpogodził i uśmiechnął się delikatnie, kiwając głową. W końcu spojrzał mi w oczy i podziękował cicho, by po chwili ponownie przenieść wzrok na pozytywkę.
- Przepraszam jeszcze raz, że wtedy się jej tak wystraszyłeś.
Roześmiałem się cicho, ledwo powstrzymując się przed tym, by potargać go po włosach. Był naprawdę uroczy.
- Daj spokój, nic się nie stało... To nic, że prawie zszedłem na zawał, naprawdę. - na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, ale nic więcej już nie powiedział. Ja również postanowiłem zamilczeć, wpatrując się uważnie w płomień świecy. Trwało to jakiś czas, póki Jongwoon nie szepnął cicho:
- Siwon... Ty mnie stąd wyrzucisz, prawda?
Zamrugałem gwałtownie powiekami, szybko na niego zerkając. Skulił się jeszcze mocniej, grzywka prawie całkowicie zakryła mu twarz.
- O czym ty mówisz?
- Zaraz skonczysz pracę... I wyjedziesz. Dom musi zostać pusty. - jego głos drżał niesamowicie. Zagryzłem dolną wargę i nim zdążyłem pomyśleć, już tuliłem go do siebie.
- Jongwoonie... Nigdy bym cię stąd nie wyrzucił.
- Nie mogę tu zostać... - poczułem jego gorące łzy na piersi. Cholera. Momentalnie spojrzałem na niego z góry i położyłem dłoń na jego rozgrzanym policzku.
- Nie, nie możesz... - odparłem równie cicho, po czym szybko dodałem: - Ale możesz przecież jechać gdzieś, gdzie będzie ci lepiej.
Jongwoon natychmiast się ode mnie odsunął i rzucił mi pełne przerażenia spojrzenie.
- O-o czym ty mówisz?
- Ja chciałbym... - teraz albo nigdy, Siwon. - ...żebyś wrócił ze mną do Seulu.
Zapanowała cisza tak głęboka, że słyszałem szum wiatru z dworu. Obserwowałem, jak jego twarz gwałtownie blednie, a oczy rozszerzają się, wyrażając zaskoczenie i... przerażenia? Natychmiast chwyciłem jego dłoń w swoją i rzekłem:
- Jongwoon, nie możesz tu zostać. A ze mną zobaczysz prawdziwy świat, poznasz wielu ludzi... Będziesz szczęśliwy.
Chłopak szybko pokręcił głową, cofając się na drugi koniec kanapy. Bezskutecznie próbowałem go złapać za rękę.
- Nie mogę.
- Ale Jongwoonie...
- Nie! - krzyknął i zerwał się na równe nogi, nawet już na mnie nie patrząc. - Nie chcę, by ktokolwiek jeszcze zginął...
- Jongwoon! - również wstałem i podszedłem do niego szybko. - Nikt nie zginie, rozumiesz?! To tylko głupia historyjka, bajka którą wymyśliło sobie to miasto. Przejrzyj na oczy, nie widzisz, że ja ciągle żyję?!
Dopiero po chwili dotarło do mnie, jak mocno podniosłem głos. Natychmiast zamilkłem, a przerażenie na jego twarzy jeszcze bardziej się powiększyło. Chciałem go przeprosić za swój krzyk, już nawet otwierałem usta, jednak on już zdążył odwrócić się na pięcie i uciec w kierunku schodów. Odprowadziłem go wzrokiem, w myślach ganiąc się za swój idiotyzm. Jak ja mogłem do tego doprowadzić? Chciałem dobrze, a jak zwykle wszystko zepsułem...
Zrezygnowany, opadłem na kanapę i schowałem twarz w dłoniach. Nie mogłem go tu zostawić, bałem się co mogą z nim zrobić po moim wyjeździe. Ale przecież nie mogę go zmusić, prawda? Nie chcę, aby mnie znienawidził...
Przesiedziałem tam cały dzień, intensywnie myśląc, co powinienem zrobić.


~*~


Tej nocy szalała mocna burza. Odgłosy piorunów i szalejącego wiatru słychać było w każdym pokoju, nie wspominając już o przeciekającym dachu. Kiedy tylko wybiła północ, świeczka na stoliku przede mną wypaliła się całkowicie, a dookoła zapanowała całkowita ciemność. Gdybym nie znał już tego domu tak dobrze, pewnie przeraziłbym się na samą myśl o samotnej wędrówce po nim, teraz już jednak nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Szybko wstałem i ruszyłem do kuchni, chcąc coś w końcu zjeść.
Na dobrą sprawę nic nowego nie wymyśliłem. Przede wszystkim musiałem go przeprosić, a potem jakoś przekonać do tego, byśmy razem wyjechali. Nie wiem, jakbym teraz poradził sobie bez niego, nie umiałem sobie tego wyobrazić. Jak to możliwe, że w tak krótkim czasie się od niego uzależniłem? Zagryzłem wargę, przeglądając uważnie szafki. Spostrzegłem kilka bułek ze śniadania i mleko, które wypadałoby już dzisiaj wypić. I tak pewnie nie potrafiłbym przełknąć niczego innego.
Zaraz po tej prowizorycznej kolacji zebrałem się w sobie i ruszyłem na górę. Mimo ogromnej ilości pomieszczeń wiedziałem, gdzie Jongwoon obecnie mógł przebywać. Skoro w pokoju z pozytywkami nie miał już czego szukać, musiał znajdować się tylko w jednym miejscu...
Powoli pchnąłem drzwi do "swojej" sypialni i westchnąłem cicho. Jak reszta posiadłości był ogarnięty mrokiem, nawet okno zostało przysłonięte zakurzonymi zasłonami. Nie musiałem się nawet domyślać, dlaczego. Jongwoon nienawidził burzy.
Szybko podszedłem do łóżka i przysiadłem na jego krawędzi. Po omacku odnalazłem skuloną, cicho łkającą postać i pogładziłem ją po karku.
- Przepraszam. - szepnąłem, kiedy w końcu mogłem dostrzec więcej szczegółów. Chłopak drżał, ale gdy tylko poczuł mój dotyk, natychmiast przestał. Pogłaskałem go jeszcze raz i dodałem: - Nie chciałem na ciebie krzyczeć, naprawdę... Przepraszam, Jongwoonie.
Chłopak bardzo powoli wyplątał się z pościeli i spojrzał na mnie. Widziałem, jak bardzo czerwone i napuchnięte były jego oczy. Momentalnie poczułem się jeszcze gorzej.
- Siwon... - mruknął, powoli podnosząc się do siadu. Przetarł wierzchem dłoni powieki i wlepił wzrok w swoje palce. - Ja naprawdę nie wiem, co mam robić...
- Spokojnie, nie ma pośpiechu. Moge tu zostać jak długo tego chcesz. - odparłem, próbując się nawet uśmiechnąć. Bezskutecznie. Od razu pokręcił głową i zagryzł dolną wargę.
- Jeśli mnie ktoś zobaczy w miasteczku... To będzie koniec. Oni mnie zabiją, Siwon.
- Nie zabiją. - odparłem niemal natychmiast, kładąc obie dłonie na jego ramionach. - Nie pozwolę im na to.
- Jak? - dostrzegłem nowe łzy w kącikach jego oczu. Natychmiast wytarłem je kciukami.
- Jongwoonie, proszę... Zaufaj mi. Tylko o to cię proszę.
- Nie chcę być dla ciebie kłopotem. - a więc tego bał się najbardziej... Boże, Jongwoon. Na moich ustach w końcu zagościł uśmiech, kiedy nachyliłem się nad nim mocniej i szepnąłem:
- Skoro jesteś dla mnie kłopotem, to chyba muszę je bardzo lubić, wiesz?
Natychmiast podniósł na mnie oczy, które lśniły od łez. Wytarłem ich resztki i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, widząc jego zawstydzoną minę.
- Siwon...
- Słucham cię.
- ...dlaczego m-mnie w końcu nie pocałujesz?
Zamarłem.
Odsunąłem się lekko, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem. Gest ten wystraszył chłopaka, który od razu próbował ściągnąć z ramion moje dłonie, przepraszając na okrągło. Po kilku sekundach w końcu byłem w stanie pokręcić głową i powiedzieć:
- Masz rację. Chyba już dawno powinienem to zrobić.
I pocałowałem go. Prosto w usta.
W pierwszym momencie chyba nie do końca się tego spodziewał. Czułem jak jego rzęsy szaleją na moich policzkach, nim w końcu się uspokoił. Obie dłonie chłopaka spoczęły na moich piersiach, jakby kompletnie nie wiedział, co ma robić. Nie dziwiłem mu się, w końcu całe życie spędził w tym domu. Skąd mógł wiedzieć, jak się całować?
Mimo to bardzo delikatnie wplątałem palce w jego włosy i pogłębiłem pocałunek. Jongwoon westchnął cicho, kiedy nasze języki się ze sobą spotkały, a piersi przywarły do siebie mocno. Szybko objąłem go w pasie, gdyż burza na zewnątrz stała się naprawdę hałaśliwa. Czułem, jak drży, ale mimo wszystko starannie oddaje pocałunki. Byłem z niego naprawdę dumny.
Kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy, dyszałem ciężko z powodu braku powietrza. Brunet podniósł na mnie wzrok, jakby nie do końca wiedząc, co teraz. Odgarnąłem kilka kosmyków jego włosów za ucho, by zaraz po tym pogładzić go po policzku.
- Teraz już na pewno cię nie zostawię samego. - szepnąłem, nie mogąc oderwać oczu od jego prześlicznej twarzyczki i cudownego rumieńca, który właśnie na niej zakwitł. I on wciąż chce mi wpierać, że jest ode mnie starszy? Niemożliwe.
- Wiem, Siwon. - odparł cicho i wtulił się we mnie, chowając nos w zagłębieniu mojej szyi. - Nawet nie śmiałbym cię o to prosić.


~*~


Przez dziesięć minut po przebudzeniu mogłem oglądać ten widok, jakim jest śpiący Jongwoon, z całych sił wtulony w moją koszulkę.
Burza trwała do samego rana, dlatego chłopak miał ogromne kłopoty ze zaśnięciem. Z każdym piorunem chował głowę pod kołdrę lub wtulał się we mnie z całej siły, jakbym tylko ja mógł go przed nią uratować. Aż strach pomyśleć, jak musiał się bać, gdy mnie tu nie było... Przez te wszystkie lata.
Odgarnąłem przydługą grzywkę z jego czoła i uśmiechnąłem się do siebie. Obiecałem sobie, że mu pomogę. Postawię na nogi. A teraz miałem szansę... Mogłem go zabrać ze sobą do Seul i pokazać mu prawdziwe życie. Jedynym problemem było to, że wciąż wierzył w tę cholerną, miejską legendę.
Czy mogłem coś zrobić, cokolwiek aby przestał myśleć w ten sposób, traktować siebie samego jak jakąś chorobę, która nie ma prawa mieć styczności ze społeczeństwem? Na chwilę obecną tylko ja byłem zaprzeczeniem tej całej chorej teorii, nikt więcej... A przynajmniej nikogo takiego nie znałem. Czy w miasteczku są jeszcze jacyś ludzie, którzy przeżyli spotkanie z nim? Jeśli tak, to czy będę w stanie ich odnaleźć?
Nie wiedzieć czemu, od razu pomyślałem o Ryeowooku. Jego zagadkowe przychodzenie tutaj... Jakby wciąż wierzył, że jego brat żyje. A może tak jest, tylko najzwyczajniej w świecie zaginął? Całkiem prawdopodobne...
Bardzo powoli odsunąłem od siebie Jongwoona i zszedłem z łóżka, przez moment jeszcze na niego patrząc. Miałem nadzieję, że wrócę szybciej, niż on się obudzi. Nie chciałem aby pomyślał, że od niego uciekłem... Szybko przebrałem się, uczesałem i ogoliłem, by wraz z wybiciem godziny szóstej być gotowym.  Nawet nie zwróciłem uwagi na to, że powinienem zjeść jakiekolwiek śniadanie. Już miałem wychodzić z domu, kiedy usłyszałem delikatne poruszenie z salonu. Zajrzałem tam i...
Mogłem się domyślić.
- Ryeowook? - spytałem, poprawiając mankiety koszuli. Chłopak natychmiast rzucił mi zaskoczone spojrzenie, zamierając w miejscu. - Przecież wiesz, że nie musisz tutaj przychodzić, kiedy ja mieszkam.
Spojrzałem uważnie na to, co dzierżył w dłoniach - dwie papierowe torby z jakimś pieczywem, owocami i mlekiem. Westchnąłem cicho.
- Myślałem, że pan już dawno wyjechał... - odparł szeptem, w końcu się uspokajając.
- Jeszcze nie... Został mi jeden pokój. - odparłem i wziąłem od niego siatki. Były zaskakująco ciężkie. - Um... Wookie. Chciałbym z tobą porozmawiać...
- O czym? - jego mina wyrażała zdenerwowanie. Widać było, że chciał stąd jak najszybciej wyjść.

- Chodź to kuchni. Wszystko ci wytłumaczę.

2 komentarze:

  1. Annyeong, Yesiosławo! (nie zwracaj na mnie uwagi, jest za późno na logiczne myślenie)
    Te przeprosiny na początku były za to, że musieliśmy czekać, czy za brak bety? XD Daj spokój, jak nie dałaś rady wcześniej naskrobać rozdziału, to ok, nic się przecież nie stało :3 Jest part? Jest. I git ^^ A pomimo braku bety rozdział jest technicznie w porządku, zauważyłam mało miejsc, w których trzeba coś poprawić xp
    Co do treści - omo, ja wiedziałam, że Wielebny już coś do Yesia ma <3 Kiedy zrobiło mu się przykro, że niedługo skończy pracę i wyjedzie, ja sama stałam się smutna :( Tym bardziej, gdy sam Yesio wystraszył się na myśl o odejściu Siwona.
    Burza. Taki częsty motyw, nieustannie wykorzystywany przez autorów w momentach mniej lub bardziej dla bohaterów przełomowych. Klasyk, ale zawsze się sprawdza i nigdy się nie znudzi :3
    Ten pocaunek <3 To było słodkie, aczkolwiek nie spodziewałam się, że Jongwoon to zaproponuje. Zostałam mile zaskoczona ^3^
    Yesung faktycznie nie sprawia wrażenia starszegonod Siwona. Wręcz przeciwnie, wydaje się być nieco... dziecinny. Nie mam na myśli, że jest infantylny, jak niektóre indywidua z mojej klasy (mam ochotę palnąć ich w łby i wrzasnąć "maturalna, debile, to klasa MATURALNA" -.-"), ale zostały w nim lęki z dzieciństwa, których przez traumę po śmierci rodziców i odizolowanie od ludzi nie potrafił przezwyciężyć. Może się mylę x.x
    Ryeowook... coś mi tu śmierdzi. On musi mieć jakieś głębsze motywy, poważne powody, by przychodzić do tego domu. Nie mogę się doczekać wyniku jego rozmowy z Siwonem.
    Życzę weny, czasu na pisanie, trzymaj się ciepło i, w imię Shisusa, HWAITING <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz... zwatpilam w Ciebie, w to że wrócisz do tego opowiadania. Nie mniej wyszło wspaniale. Tylko proszę niech następne będzie szybciej :)

    OdpowiedzUsuń