poniedziałek, 22 września 2014

Syn Afrodyty (HimUp)

Autor - Yesung Oppa
Beta - nie
Paring - Jongup x Himchan (B.A.P)
Rodzaj - angst/psychological/
Tytuł: Syn Afrodyty
Ostrzeżenia: seks, narkotyki, prostytucja, przekleństwa, etc.

PREQUEL: Loliboy


N/A:

Dziękuję z całego serca Ruu. To ona wpadła na pomysł opisania historii Himchana i jestem jej za to dozgonnie wdzięczna.
Wszystko dopowiedziane jest na końcu opowiadania, mam nadzieję, że Wam się spodoba... Dziękuję za przeczytanie go!

~*~

Syn Afrodyty:





"Afrodyta nie miała ani ojca, ani matki. Mimo to nie uważała się za biedną sierotę. 
Pewnego bardzo pięknego poranku wyłoniła się po prostu z piany morskiej, niedaleko Cypru. Widocznie jej oczekiwano, albowiem na brzegu powitały ją Wdzięki, Uśmiechy, Igraszki, 
wesołe i miłe bóstewka, które odtąd pozostały w jej orszaku. Z każdym krokiem Afrodyty 
wyrastały pod jej stopami najcudowniejsze kwiaty. Służebnice wytarły jej ciało, namaściły 
wonnymi olejkami, wykręciły wilgotne włosy i ubrały. Na głowę włożyły złotą koronę, w 
uszy wpięły kolczyki z pereł, na piersiach zawiesiły naszyjnik ze szmaragdów. Odziały ją w 
koszulę tak delikatną jak mgła i w płaszcz tak barwny jak tęcza. Potem sprowadziły śliczny 
wózek wykładany szylkretem i zaprzęgły doń gołębie. W ten sposób bogini piękności 
pojechała na Olimp. Za jej zjawieniem się o spiżowe ściany Dzeusowego pałacu obiło się
wielkie aa! wszystkich bogów, aż zazdrość ukąsiła w samo serce Herę, panią nieba, Atenę, 
wyniosłą królową mądrości, i inne boginie, które, szepcąc między sobą, zmawiały się, jak by 
poskromić tę przybłędę. 
Lecz nic jej nie uczyniły, albowiem wszystkich podbiła swym wdziękiem. A miała na 
sobie przepaskę cudowną, która sprawiała, że wszystkie serca stawały się jej uległe i 
posłuszne. Została boginią miłości. Lecz wpierw sama się zakochała i poznała tego uczucia 
wszystkie słodycze i wszystkie cierpienia. "

- Parandowski Mitologia









Himchan usiadł w salonie i zerknął na swój dzisiejszy strój. Leżał uszykowany od wczesnego poranka, mężczyzna lubił mieć wszystko poukładane, nigdy nie zostawiał nic na ostatnią chwilę. Po co sobie tym utrudniać życie? Delikatnie zagryzł dolną wargę, wodząc palcami po śliskim materiale spodni. Czy powinien je przetrzeć na kolanach? Nie, lepiej na udach. Tak, to dobry pomysł.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że musi już wychodzić, więc nie ma na to czasu. Cholera. Dlaczego te godziny minęły tak szybko? Może jednak ta długa, oczyszczająca kąpiel za bardzo się przeciągnęła? Himchan zmarszczył brwi. Czemu on w ogóle tyle myśli? Zdecydowanie nie powinien. Co za różnica w jakich spodniach pójdzie, skoro ostatecznie i tak je zdejmie? Co za różnica, jak długa będzie jego oczyszczająca kąpiel, skoro jutro rano i tak będzie na powrót brudny? Pokręcił głową i podniósł się z kanapy, nawet nie siląc się na to, by przebrać się w łazience. Każde miejsce jest dobre.
Biała koszula była świeżo wyprana, pachniała fiołkami i typową dla proszku wonią. Spodnie idealnie opinały jego uda, więc nie musiał ich jeszcze specjalnie przecierać. Do tego wysokie buty, torba, telefon, minuta na poprawę makijażu i może zaczynać swoją codzienną rutynę.
Himchan wiedział, że ludzie się na niego gapią. To było aż nazbyt oczywiste. Wyglądał jak połączenie gwiazdy k-popu z aktorem porno, o ile nie jeszcze gorzej. Wiatr zmroził jego skórę, nie tylko tę odkrytą. Mimo iż był lipiec, o tej godzinie pogoda potrafiła zaskoczyć każdego, tym bardziej, że mężczyzna nie wziął ze sobą żadnej kurtki. Na szczęście nie miał daleko na parking. Wąskie uliczki upstrzone były wszelakimi autami, jednak on wolał parkować samochód w bezpiecznym miejscu. Wyjął kluczyki z kieszeni i wsunął się szybko do przyjemnie ciepłego wnętrza, wzdychając z ulgą. Chociaż to się nie zmieniło.
Dotarcie na miejsce zajęło mu mniej czasu, niż przewidywał. Brak korków bywał naprawdę pomocny. Już po kilkudziesięciu minutach poczuł znajomy zapach dymu papierosowego i alkoholu, jego oczy zaczęły łzawić od świateł i laserów, a uszy pękać od okropnej, głośnej i nieznośnie irytującej muzyki. Wiedział jednak, że się przyzwyczai. Od paru miesięcy nie miał innego wyjścia.
Na zapleczu szybko założył swój uroczo niepozorny fartuszek i wziął tackę do roznoszenia drinków. Kilku stałych bywalców przywitało go z jednoznacznym uśmiechem, jednak Himchan nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi. Nie teraz. Nie oni. Przyzwyczaił się już, umiał ich ignorować. Na wszystko przyjdzie czas...
Czas. Magiczne słowo, które podobno potrafi leczyć rany.
Gówno prawda.
Jak zwykle przechadzał się między stolikami i pufami z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy, podając drinki, chichocząc na każdą zaczepkę, czy też próbę flirtu. Nigdy nie przestanie go dziwić to, jak skrajne środowiska potrafiły się spotkać w tym jednym miejscu. Ważni biznesmeni przysiadali się do zmęczonych życiem i ciężką pracą szarych ludzi, którym chętnie stawiali drinka, rozmawiając nawzajem o swoich problemach. Co z tego, że następnego dnia żaden z nich nie będzie tego pamiętał? W klubie podawali wyjątkowo mocny alkohol, to pewnie dlatego był tak oblegany...
Drugim powodem był właśnie Himchan.
W starożytnej Mezopotamii byłby naprawdę kimś. Takich jak on ówcześni ludzie określali mianem "królową nocy", która wszystkich miała u stóp na te kilka marnych godzin... Jednak to nie te czasy, nie to miejsce, nie ta sytuacja. Himchan gdyby tylko mógł, wróciłby do starego życia. Bez dwóch zdań za nim tęsknił... Wiele razy zastanawiał się, czy podjął właściwą decyzję. W końcu gdyby nie ona...
Otrzeźwiło go lekkie klepnięcie w pośladek. Natychmiast odstawił tacę na bar i zerknął na mężczyznę, który właśnie oparł się ramieniem o framugę drzwi.
- Już jest?
Facet pokiwał głową i zmierzył go wzrokiem od góry do dołu.
- No co?
- Nic, tylko zastanawiam się, cóż takiego możesz mieć pod spodem... - Himchan wzdrygnął się na widok tego uśmiechu. O nie. Nie tym razem. Wywrócił oczyma z poirytowaniem i przepchnął się przez drzwi, by jak najszybciej znaleźć się już na korytarzu. Zbyt dobrze znał tę drogę. Już po chwili muzyka ucichła, zapach alkoholu prawie całkowicie zniknął, a on poczuł zdenerwowanie, które zawsze towarzyszyło mu w tych momentach. Niepewność i delikatną dozę ekscytacji. Jego ręce drżały, jak zwykle schował je za plecami, aby nie było to aż tak widoczne. Wziął głęboki oddech gdy stanął przed odpowiednimi drzwiami i pchnął je ręką, która zaraz ponownie schowała się za jego plecami. W pomieszczeniu jak zwykle pachniało papierosami i drogimi perfumami. Połączenie iście stymulujące. Z głębokim oddechem wszedł do środka, od razu odnajdując mężczyznę, którego szukał.
Nie był stary, ale też i nie za młody. Najprawdopodobniej już dość pijany siedział na krześle, jego koszula była do połowy rozpięta. Brwi Himchana powędrowały powoli do góry, jednak nic nie powiedział. Ten facet mu płaci, więc musi trzymać język za zębami.
- Cześć, księżniczko. Czemu tak długo?
Po raz kolejny tego wieczora przywołał na swoją twarz szeroki uśmiech i pokręcił głową.
- Przepraszam. Rozdawałem drinki.
- Och... jaki pracowity. - roześmiał się facet, delikatnie podnosząc na krześle. Himchan miał ochotę wywrócić oczyma, czego oczywiście nie zrobił. Zamiast tego trzymał na swojej twarzy sztuczny uśmiech, opierając się biodrem o szafę.
- Może w takim razie już zaczniemy, hm~?
- O, doskonały pomysł!
Himchan już mechanicznie zabierał się do pracy. Tuż obok niego stało radio, włączył odpowiednią muzykę i chwycił drugie krzesło, stawiając je agresywnie przed sobą. Przerzucił nogę przez oparcie, mężczyzna aż podskoczył z zaskoczenia. Cóż, jego taniec zawsze taki był. Szybki, niespodziewany, zmysłowy... To dzięki niemu jeszcze jakoś sobie radził w życiu.
Jego najmocniejszą stroną były przede wszystkim uda. Wiedział, że nie ma osoby na świecie, która przeszłaby obok nich obojętnie. Dlatego zwykle skupiał się właśnie na nich, z wyczuciem sunąc po nich dłońmi, nawet jeśli wciąż były ukryte za materiałem spodni. Oblizywał kusząco wargi, posyłał zagadkowe spojrzenia, naprawdę nie musiał robić wiele, aby spodnie mężczyzny zrobiły się momentalnie za ciasne. Zawsze go bawiło, jak wiele potrafili poświęcić, aby tylko go zobaczyć... Całkiem przyjemna odmiana, prawda?
Poruszał biodrami do rytmu, dłonie wędrowały po udach, brzuchu i szyi, przez cały czas posyłał mężczyźnie ukradkowe spojrzenia. Zgrabne palce w końcu spoczęły na guzikach koszuli, bardzo powoli zaczynając je odpinać. Facet oblizał usta, starał się nawet nie mrugać, aby niczego nie przegapić. Himchan odwrócił się tyłem do niego, krzesło do połowy zasłaniało jego jędrny tyłek, jednak było widać wystarczająco, aby ten westchnął z zadowoleniem. Piosenka przyspieszyła, a koszula została już całkowicie odpięta. Facet nie zauważył kiedy, ale gdy tancerz ponownie odwrócił się w jego stronę, nie miał już na sobie spodni.
Skromna bielizna idealnie komponowała się z jego cudownymi udami i wyćwiczonymi nogami. Mężczyzna czuł już, że naprawdę miał problem. Z każdym momentem kiedy ten się do niego przybliżał, erekcja w jego własnych spodniach coraz bardziej dawała o sobie znać. Chciałby już sobie  z nią poradzić, ale to by było wyjątkowo nietaktowne, prawda? Zamiast tego dalej go podziwiał, każdy jego ruch, krok, spojrzenie... Niesamowity. Niespotykany. Cudowny.
Już otwierał usta by mu o tym powiedzieć, kiedy usłyszał za plecami delikatne poruszenie. Naprawdę nie chciał odrywać wzroku tej cudownej księżniczki, ale ciekawość była silniejsza... Kiedy zobaczył kto nad nim stoi, zagryzł ze zdenerwowaniem wargę.
Dlaczego akurat, kurwa jasna, teraz?!
Młody chłopak patrzył to na niego, to na Himchana, który zatrzymał się w połowie kroku i wytrzeszczył oczy. Na jego ustach pojawił się szeroki uśmieszek kiedy oparł się o framugę drzwi i pokręcił głową.
- No nie wierzę, Jinwookie. Ty w takim miejscu i w takiej... sytuacji? - spytał, dokładnie oglądając Himchana z góry na dół, nie kryjąc podziwu w swoich oczach. - W życiu bym się nie spodziewał...
- Jongup, to nie jest czas i miejsce na takie spotkania... Czego chcesz? - spytał Jinwook, usilnie kryjąc drżenie swojego głosu. Oczywiście nieudolnie.
- Wpadłem przekazać ci towar, który zamówiłeś. Cały wieczór cię szukam... - uśmiechnął się do tancerza i mrugnął do niego jednoznacznie, sięgając do kieszeni kurtki i wyciągając z niej niewielki woreczek. Himchan nie mógł dostrzec, co w nim było, ale szybko się tego domyślił.
- Świetnie, dzięki. A teraz możesz już spadać? Jestem zajęty.
Jongup spojrzał na niego jak na kompletnego kretyna, po czym prychnął cicho.
- No chyba sobie żartujesz! Teraz, skoro trafiłem na takie show? - praktycznie nie odrywał wzroku od Himchana, który (nieźle speszony obecnością chłopaka) próbował zakryć wszystko, co obecnie miał do zakrycia. Jongup zerknął na oburzonego Jinwooka, który niewiele myśląc wstał z krzesła i zacisnął dłonie w pięści.
- No chyba sobie żartujesz! To ja za to kurwa zapłaciłem!
- Tak? Ile? - prychnął chłopak, po czym dodał: - Dobra, nawet nie mów. Nie kompromituj się. W każdym razie ja mógłbym zapłacić... Powiedzmy... cztery razy tyle.
Himchan momentalnie wytrzeszczył oczy. Cztery...? Aż tyle? Kim był ten chłopak, że nosił przy sobie taką górę pieniędzy? Nagle ich spojrzenia się spotkały, a Jongup wyczytał z jego twarzy aż za wiele. Z cichym chichotem chwycił mężczyznę mocno za ramię i wyprowadził go na zewnątrz, zamykając za nim drzwi szybciej, niż ten zdążył się obudzić.
- Palant. - mruknął, przekręcając klucz w zamku (skąd on go miał? Himchan robił się coraz bardziej podejrzliwy...) i odwrócił się w kierunku tancerza. - Wybacz za niego. Takimi jak on naprawdę nie powinieneś się zajmować, uwierz mi.
Himchan wciąż milczał, mierząc go nieufnym spojrzeniem. Czuł się wyjątkowo niekomfortowo poprzez fakt, że został z nim sam na sam w jednym pomieszczeniu. Do tego zamkniętym na klucz. Przełknął głośno ślinę i poprawił koszulę, odwracając wzrok w ścianę.
- Rozumiem jak się czujesz. - na ustach Jongupa pojawił się tajemniczy uśmiech. Szybko sięgnął do kieszeni (tej samej, w której trzymał narkotyki dla Jinwooka) i wyciągnął z niej plik banknotów. Wyjątkowo gruby. - Myślę, że w tym wypadku najlepiej będzie, jeśli pojedziemy do mnie. Co ty na to?
Brunet zerknął na pieniądze i zagryzł dolną wargę. Ten chłopak mógł mieć góra dziewiętnaście lat i już dysponował taką gotówką? Do tego te narkotyki... Nie chciał mieć przez niego kłopotów, ale z drugiej strony za taką ilość pieniędzy mógł spłacić czynsz za trzy miesiące i jeszcze zrobić remont... Ponownie przeniósł wzrok na jego twarz, która była tak pozornie miła i wesoła... Co innego mógł w tej sytuacji zrobić? Westchnął cicho i opuścił luźno dłonie wzdłuż ciała, po czym pokiwał głową i odparł:
- Dobrze. Poczekaj na mnie, tylko się ubiorę.

~*~

Himchan był zmęczony, potwornie zmęczony. Jongup nie dawał mu odpocząć choćby przez minutę, przez większość nocy posuwając go tak mocno, jakby nie robił tego od wielu lat. Mężczyzna jednak nie miał prawa narzekać, chłopak zapłacił mu naprawdę sporo. Z drugiej strony to była naprawdę porządna odmiana od tych wszystkich podstarzałych biznesmenów, którzy odpadają już po pierwszej godzinie...
Co nie zmienia faktu, że Himchan nie miał zielonego pojęcia, jak rano wstanie z łóżka.
Kiedy Jongup go w końcu puścił, musiało być już naprawdę późno. Z cichym westchnięciem zszedł z jego kolan i przeczesał włosy palcami, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu swoich majtek. No świetnie, już dalej leżeć nie mogły. W momencie w którym wkładał je na siebie, Jongup z zadowoloną miną zapinał spodnie, po czym usiadł wygodniej na krześle i sięgnął po prawie pustą już butelkę wina, która stała niedaleko.
- Jesteś niemożliwy. - stwierdził tylko, na co Himchan wywrócił oczyma. Chwilę później dostrzegł swoją koszulę po drugiej stronie pokoju, leżącą sobie jakby nigdy nic na nowoczesnej kanapie. Bez zastanowienia ruszył w jej kierunku, po drodze otrzymując porządnego klapsa w tyłek od Jongupa. Zacisnął mocno wargi, po raz kolejny nic nie mówiąc.
- Wyglądasz teraz jak typowa mamuśka. Nie masz nic przeciwko, abym tak do ciebie mówił, hm?
Himchan zacisnął mocno zęby, ledwo powstrzymując się od wybuchu. Nie, tylko nie to... Zdecydowanie nie chciał być nazywany określeniem, które tak bardzo kojarzyło mu się z przeszłością, od której przecież tak bardzo pragnął uciec. Nie chciał zamykać oczu, wiedział, że momentalnie zobaczy w myślach twarze Junhonga i Yongguka... A tego by nie zniósł. Zamiast tego zmarszczył brwi i zaszedł chłopaka od tyłu, niezbyt delikatnie pociągając go za włosy i syknął na ucho:
- Nie waż się więcej tak do mnie mówić.
Jongup nawet nie jęknął z bólu. Dłoń z butelką zadrżała, ale utrzymał ją prosto. Szeroki uśmiech ponownie pojawił się na jego ustach, gdy odparł:
- Póki ci płacę, mogę cię nazywać jak chcę, mamuśko.
Tego Himchan nie mógł już zdzierżyć. Wyplątał palce z jego włosów i sięgnął po koszulę, zakładając ją na siebie jak najszybciej potrafił.
- Już wychodzisz? - spytał chłopak, odwracając się w jego kierunku. Mężczyzna tylko pokiwał głową, zakładając kosmyk ciemnych włosów za ucho.
- Spieszę się.
- Och... Rozumiem. - Jongup oparł brodę na dłoni, uważnie przyglądając mu się. - Spotkamy się jeszcze?
Nie, nie, nie, tylko nie to...
- Zapłacę dwa razy tyle, co dziś.
Himchan naprawdę nie chciał wyjść na sprzedajną szmatę. To nie było w jego stylu, ale świadomość tego, że dostanie tyle pieniędzy, że do końca roku nie będzie się już musiał przejmować kompletnie niczym... Będzie mógł wrócić do swojej starej, skromnej pracy, zrobić remont, naprawdę zacząć żyć normalnie...
Coś jednak było nie tak.
- Jak to możliwe, że ktoś w twoim wieku dysponuje taką gotówką? - mimo starań jego głos wciąż brzmiał podejrzliwie. Gdy już skończył zapinać koszulę, zaplótł ramiona na piersiach i wlepił w niego wzrok, próbując wyczytać cokolwiek z twarzy Jongupa. Chłopak jednak nie dał nic po sobie poznać. Ten sam uśmiech, miłe spojrzenie, uprzejmy wyraz twarzy...
- Chodź tutaj. - poklepał się po kolanach, nie odrywając od niego wzroku. Himchan po raz kolejny nie miał innego wyjścia, z cichym westchnięciem rozsiadł się na nich, kładąc obie dłonie na ramionach Jongupa. Rzucił mu pełne wyczekiwania spojrzenie, które chłopak po prostu zignorował. Sięgnął do kieszeni swoich spodni, by wyjąć z niej nic innego, jak nową, nieużywaną, czerwoną szminkę.
- Obserwowałem cię od dłuższego czasu. - szepnął, unosząc jego brodę do góry, aby móc jeszcze dokładniej obejrzeć twarz Himchana. - Masz śliczne usta. Takie... niespotykane.
Powoli przyłożył szminkę do dolnej wargi mężczyzny, zaczynając ją obrysowywać. Czerwień rozlała się na jego ustach, wyraźnie odcinając się od bladej, wręcz porcelanowej skóry Himchana. Jongup westchnął z zadowoleniem, oglądając swoje dzieło.
- Przepięknie.
Himchan spojrzał na niego ze zdziwieniem. Jongup stał się dla niego jedną, wielką zagadką, przez którą czuł dziwne dreszcze przechodzące po plecach. Nie myśląc dłużej szybko zszedł z jego kolan, dopiero wtedy dostrzegając swoje spodnie, leżące tuż pod krzesłem.
- Mógłbyś mi chociaż zostawić swój numer... - westchnął chłopak, po raz kolejny zerkając na niego niby smutno. Himchan domyślał się, że chłopak za dużo wypił, może nawet wciągnął tuż przed ich spotkaniem. Nie podobało mu się to, zdecydowanie nie, ale...
Wyrwał mu szminkę z dłoni, po czym zapisał na jego ramieniu swój numer.
- Do zobaczenia... niedługo. - obiecał jeszcze chłopak, nim ostatecznie pozwolił mu wyjść.

~*~

Gdy Himchan wrócił do domu, było już naprawdę późno... A raczej wcześnie. Jak zwykle pierwsze co zrobił, to zażył długą, oczyszczającą kąpiel, podczas której dokładnie przemyślał sobie swoją obecną sytuację. Jongup... Kim był ten chłopak? Na pewno dilerem. Czy kimś jeszcze? Bez dwóch zdań człowiekiem niebezpiecznym pomimo swojego młodego wieku... Czy Himchan powinien się go bać? Ta znajomość może nie tyle poprawić jego sytuację, ale poważnie ją popsuć... Mężczyzna zacisnął mocno zęby i przymknął powieki, opierając tył głowy na chłodnej powierzchni wanny. Gdyby nie Yongguk... Gdyby nie Junhong... Pewnie nie musiałby tego robić. Wszystko byłoby tak jak dawniej. Ale teraz? Nie ma się już nawet dla kogo szanować. Ten jeden moment, w którym wyszedł z sądu postawił ostateczną kreskę na jego moralności, której być może już nigdy nie odzyska. Czy podjął właściwą decyzję? Czy mógłby to jeszcze odkręcić?
Ostatkiem sił powstrzymał łzy, zaciekle przeciskające się przez jego powieki. Czym prędzej wyszedł z wanny i sięgnął po ręcznik, starannie się nim wycierając. Szorował swoją skórę tak mocno, że aż poczerwieniała, ale zupełnie się tym nie przejął. Był już tak przyzwyczajony do psychicznego bólu, że ten fizyczny nie robił na nim żadnego wrażenia. A przynajmniej takie miał wrażenie.
Kiedy usłyszał dzwonek do drzwi, momentalnie zamarł. To nie mógł być nikt z rodziny, po rozwodzie ostatecznie zerwał z nią wszelki kontakt. Sąsiedzi? Nie, oni nie wtrącali się w jego sprawy. Starzy przyjaciele? Kumple z pracy? Nie, nikogo już nie obchodził jego los...
W takim razie kto?
Sięgnął po wczorajsze spodnie i jakąś koszulkę, nawet nie zawracając sobie głowy włosami. Czym prędzej pobiegł do przedpokoju, aby zobaczyć, kto się dobijał o tej porze. Serce waliło mu w piersi ze strachu, gdy otwierał drzwi, a następnie wychylał głowę na zewnątrz.
- Słucham? - spytał, widząc mężczyznę, którego nigdy przedtem wcześniej nie spotkał. Wyglądał bardzo niepozornie w swoich czarnych spodniach i białej koszuli, z gładko zaczesanymi włosami do tyłu, ale gdy ściągnął okulary z nosa, Himchan wiedział już, że powinien się bać.
- Bang Himchan? - spytał, lustrując go uważnie wzrokiem.
- Kim. - poprawił go natychmiastowo, ignorując niebezpieczny dreszcz na plecach. - O co chodzi?
- Ach, no tak. - obleśny uśmiech pojawił się na jego ustach. - Sławny KIM Himchan... No dobrze. Może przejdę do rzeczy.
- Miło by było. - mężczyzna zignorował jego uwagę i nachylił się w jego kierunku.
- Widziano cię wczoraj w niedwuznacznej sytuacji z Moon Jongupem. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. - mruknął nisko, Himchan aż musiał się cofnąć do tyłu.
- C-co z tego?
- Czy ty w ogóle wiesz, kim jest ten człowiek? - Kim postanowił to przemilczeć, na co mężczyzna szybko odparł: - Jongup wisi nam grubą kasę. Parę lat temu jako młody szczyl zaciągnął u nas pokaźną pożyczkę, aby mieć za co sprowadzać towar zza granicy... Niestety, do dzisiaj tego nie oddał. Ale skoro ma kasę na dziwki, to powinien mieć też z czego nam w końcu zapłacić, prawda? - roześmiał się nisko, po czym podniósł dłoń i pogładził go delikatnie kciukiem po brodzie. - Wpadam tylko po to, żeby cię ostrzec. Niech Jongup jak najszybciej spłaci swój dług, bo jak nie... Cóż. Będziemy musieli się nim zająć w inny sposób. A że nie mamy kontaktu do jego rodziny, przyjaciół, znajomych... Zostałeś tylko ty. - kolejny okropny uśmiech. - Wiesz, co wtedy nastąpi, prawda?
- Wy...
- Cały dług przejdzie na ciebie, księżniczko. Czy tego chcesz, czy nie.
Himchan zamarł, nie będąc zdolnym do żadnej reakcji. Stał i patrzył na niego z przerażeniem wypisanym na twarzy tak wyraźnym, że facet roześmiał się cicho i odsunął od niego.
- No już, już. Nie smuć się. To szkodzi takiej pięknej twarzyczce jak twoja. Ale wiedz, że jeśli nie skłonisz go do tego, to... - cofnął się jeszcze bardziej i wsunął dłonie do kieszeni. - To do zobaczenia, Kim Himchan.

~*~

W momencie w którym brunet zakładał buty na nogi, jego telefon rozdzwonił się z drugiego końca pokoju. Natychmiast podbiegł do niego i zerknął na wyświetlacz. Widząc nieznany numer był prawie pewien, że tym razem to Jongup. Sam nie wiedział, dlaczego. Po prostu wewnętrzne przeczucie.
Nie pomylił się.
- Dzień dobry, mamuśko. Jesteś zajęty~? - jak mógł się tego spodziewać, po raz kolejny pijany. Cudownie.
- Mógłbyś i wytłumaczyć, dlaczego do ciężkiej cholery przed chwilą pożegnałem członka gangu, któremu wisisz mnóstwo kasy? - warknął, sięgając po kurtkę. Jongup po drugiej stronie linii westchnął.
- Hej, naprawdę się tym przejmujesz? Przecież...
- Jongup. Oni cię zabiją, a ja zostanę z twoimi długami. Czy ty uważasz, że to jest w porządku?
Milczenie. Himchan miał ochotę prychnąć złośliwie.
- Jesteś teraz w swoim domu?
- Nie. - odparł niemal natychmiast. - Podam ci adres tylko jeśli obiecasz, że przyjedziesz jak n najszybciej.
- To właśnie zamierzałem zrobić. - Himchan sięgnął po notatnik i ołówek, po czym szybko zapisał to, co podyktował mu chłopak. Drugi koniec miasta, same obrzeża. Idealnie. - Zaraz będę.
- Czekam, mamuśko~
- Proszę, Jongup. Nie nazywaj mnie tak... - westchnął bezsilnie, ten jednak tylko roześmiał się cicho i rozłączył.  Mężczyzna jeszcze nigdy przedtem nie miał silniejszej ochoty, aby rzucić telefonem o ścianę. Zamiast tego przymknął powieki i wziął kilka głębokich oddechów, po czym schował aparat do kieszeni spodni. Pojedzie tam i przemówi mu do rozumu, aby zapłacił w końcu tym typom. Sam widział, ile pieniędzy był w stanie zapłacić za niego samego, dlaczego więc nie wyda ich na bardziej pożyteczny cel?
Wciąż czuł, że coś w tym wszystkim było nie tak... Nigdy przedtem nie bał się aż tak bardzo.

~*~

Himchan był na miejscu już niecałą godzinę później. Biorąc pod uwagę korki i przebudowę drogi w centrum to był naprawdę cud, że udało mu się zrobić to w takim tempie. Szybko wyszedł z auta i rozejrzał się po otoczeniu. Jego oczom ukazał się równy rządek niczym nie wyróżniających się przyczep, stojących samotnie na tle niewielkiego lasku. Większość z nich wyglądało na opuszczone, jedyne jedna wciąż sprawiała wrażenie zamieszkanej od czasu do czasu. Himchan od razu ruszył w jej kierunku.
- Jongup! -  zapukał, nie siląc się na grzeczne i wyrafinowane powitanie. - To ja.
Drzwi otworzyły się niemal natychmiastowo. W progu pojawił się rozczochrany, na wpół rozebrany chłopak, którego spojrzenie wyrażało wszystko. Od razu oblizał usta i zaprosił go krótkim gestem dłoni do środka.
Himchan nie spodziewał się, że zastanie jakikolwiek porządek. Mimo to widok niezliczonych puszek po piwie, nieumytych talerzach w zlewie, porozrzucanych ciuchów i torebek z niewątpliwą zawartością gdziekolwiek tylko się dało go zaszokował. Przełknął głośno ślinę i zerknął niepewnie na chłopaka, który oparł się o kuchenny blat i zerknął na niego wyczekująco.
- Ślicznie wyglądasz, mamu-
- Daruj sobie. - Kim machnął szybko dłonią, bojąc się usiąść gdziekolwiek. Zamiast tego stał w miejscu i patrzył na niego groźnie. - Posłuchaj. Nie będę spłacał żadnych twoich długów, ani teraz, ani później, ani nigdy. Rozumiesz? Możesz być sobie nieodpowiedzialny, proszę bardzo. Ale nie mieszaj w to mnie, dobra?
- Przejmujesz się mną, czy tymi pieniędzmi? - spytał chłopak, przeczesując włosy palcami. - Hm? Odpowiedz. Ale tak szczerze.
Himchan zamrugał szybko powiekami.
- Co? O co ci znowu chodzi?
Jongup prychnął cicho, po czym odepchnął się od blatu i podszedł do niego. Kim chciał się odsunąć, jednak ten już chwycił go za nadgarstki, nie pozwalając mu się ruszyć. Himchan próbował się szarpać, ale jego uścisk był zbyt mocny. Wiedział, że prędzej złamie mu ręce, niż pozwoli mu odejść.
- Jongup, co ty...?
- Martwisz się, że nie dasz rady im tego spłacić? Spokojnie, przecież masz coś ważniejszego, niż ta cała kasa, z czego oni na pewno chętnie skorzystają... - roześmiał się cicho, jedną dłonią obejmując go w pasie i przyciągając do siebie tak, by stykali się piersiami. - Chociaż z drugiej strony nie chciałbym się już z nikim tobą dzielić... Co powinienem zrobić...?
- Zapłać im. - odparł Himchan, brzmiąc coraz bardziej jak desperata. To nie uszło oczywiście uwadze Jongupa.
- Och Himmie... Gdybyś tylko wiedział, ile tego jest... - chłopak wywrócił oczyma, po czym pocałował go przelotnie w szyję. - Nie mówiłbyś wtedy tego tak lekko.
- W takim razie po co jeszcze to wszystko tracisz? - warknął, po raz kolejny próbując się wyrwać. - Przecież gdybyś tylko trochę oszczędził, mógłbyś...
Uścisk na jego biodrach tylko się wzmocnił.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić. - syknął nisko Jongup, dosłownie sztyletując go wzrokiem. Himchan wiedział, że powinien przestać... Ale nie mógł. Był za bardzo zdenerwowany.
- Jesteś tylko gówniarzem, który nie zna wartości własnego życia. Zamiast usiąść i pomyśleć robisz co ci się tylko podoba. Dziwię się, że już dawno cię nie zabili. Powinieneś wcześniej...
Nie skończył, gdyż poczuł mocne uderzenie w twarz. Jongup nie oszczędzał siły, chciał mu pokazać, jak bardzo się zagalopował. Himchan zatoczył się na ścianę i zakrył pulsujące bólem miejsce dłonią, by spojrzeć na niego z przerażeniem. Chłopak ponownie znalazł się przy nim, maska miłego i uprzejmego chłopca raz na zawsze zniknęła z jego twarzy. W tym momencie Himchan naprawdę zaczął się bać. Czy go zabije? Nie, nie może... Jaki by miał z tego pożytek? Jak nie to, to może...?
- Póki ci płacę, nie będziesz się do mnie odzywał w taki sposób. - warknął, jednym ruchem dłoni wyciągając koszulę z jego spodni, po czym rozpiął ją brutalnie. - Gówno mnie obchodzi to, że jesteś starszy. Nie pozwolę na to, czy to jasne?
- ...
- PYTAŁEM, CZY TO JASNE?!
Widząc, jak ponownie unosi pięść, mężczyzna szybko pokiwał głową, nie chcąc narażać swojej twarzy na kolejne uszczerbki. Jongup mruknął coś pod nosem, wyraźnie niezadowolony, ale nic już nie powiedział. Zamiast tego przywarł mocno ustami do szyi Himchana, całując ją i gryząc bez opamiętania, jednocześnie dociskając go całym ciałem do ściany. Kim wiedział już, że tym razem znajdował się na przegranej pozycji. Nie miał nawet szans, by ominąć to, na co Jongup właśnie się szykował.
- Jesteś tylko głupią szmatą, która nie ma prawa mówić mi, co mam robić. Pamiętaj, gdzie jest twoje miejsce. - warknął prosto do jego ucha, z satysfakcją obserwując drżenie ciała mężczyzny. Odsunął się od niego tylko po to, by zrzucić z jego torsu koszulę, po raz kolejny oblizując się z zadowoleniem. - Masz szczęście, że jesteś taki śliczny.
Przyciągnął go do siebie i brutalnie pocałował w usta, nie przejmując się tym, że najprawdopodobniej przegryzł jego wargę. Smak krwi jeszcze bardziej go podniecił. Ścisnął mocno jego pośladki, delektując się cudownymi odgłosami, które Himchan z siebie wydawał. Mógłby ich słuchać dzień i noc...
Zabrał go spod ściany i pchnął na najbliższy blat. Kubki i talerze sturlały się z niego i spadły na podłogę, od razu rozsypując się na drobny mak. Jongup w ogóle nie zwrócił na to uwagi, jak najszybciej przywarł do niego, wplątując palce w jego włosy i przyciskając go twarzą do blatu. Z zadowoleniem obserwował każdy grymas bólu na prześlicznej twarzy Himchana, każdą łzę, której usilnie nie chciał pozwolić płynąć... Chłopak w końcu niechętnie oderwał od niej wzrok tylko po to, by dobrać się do zamka jego spodni. Już kilka sekund później zsunął je z niego, oglądając jego jędrny, okrągły tyłek zaryty tylko delikatnym materiałem czarnych majtek.
- Zupełnie jakbyś przewidział, co będziemy robić... - roześmiał się cicho, po czym dał mu mocnego klapsa w pośladek.
- Jongup! - jęknął Himchan, mocno zaciskając dłonie w pięści. Jeszcze trochę i naprawdę przestanie kontrolować swoje łzy... A tego nie chciał. Nie w takiej chwili.
- Hm? Coś mówiłeś, króliczku? - Jongup przyłapał się na tym, że strasznie lubi wymyślać coraz to nowe pieszczotliwe określenia na niego. Nie mógł się powstrzymać, ale sposób w jakim tak łatwo mu ulegał był wprost przecudowny... Nachylił się nad jego uchem i szepnął jego imię, aby ręką zamachnąć się do kolejnego uderzenia.
Himchan naliczył ich łącznie siedem, niż w końcu Jongup dał sobie spokój. Szybko zabrał go z blatu i pchnął na stół, samemu ściągając z siebie spodnie wraz z bokserkami. Widząc jego minę i szeroko otwarte usta miał ochotę zrobić z nimi tylko jedno... Ale ostatecznie się powstrzymał. Chciał go po prostu już wziąć na nowo i nie czekać na nic dłużej.
Ściągnął z niego majtki, z satysfakcją obserwując zaczerwienione pośladki Kima. Zdołał jeszcze wygrzebać z szuflady nietkniętą paczkę prezerwatyw, nie mając ochoty bawić się w żadne rozciąganie czy tym podobne. Wiedział, że Himchan przeżył już gorsze rzeczy, dlatego nie zamierzał się powstrzymywać. Po raz kolejny wsunął palce w jego włosy, mocno je na nich zaciskając, a gdy w końcu wszedł w niego i poczuł to cudowne ciepło, szarpnął jego głową, zmuszając go aby odchylił się mocno do tyłu.
Odgłos, który wydał z siebie Himchan był czymś pomiędzy jękiem, warknięciem i krzykiem. Jongup obserwował w milczeniu jak jego całe ciało drży, z bezsilności poddając mu się całkowicie. Nie zamierzał czekać długo, już po kilku sekundach wysunął się z niego całkowicie, by ze zdwojoną siłą ponownie znaleźć się w środku.
Seks z Himchanem zawsze był czymś niesamowitym. Jongup mógł się do końca uzależnić od tego uczucia. Gdy trzymał jego ciało w swoich ramionach, robiąc z nim co tylko mu się podoba, czuł się jak pan życia i śmierci. Słysząc jego jęki, westchnięcia, a nawet krzyki był naprawdę dumny z tego, kim się stał... Nieważne, że starszy nazwał go gówniarzem. Dostał za swoje i już więcej tego nie zrobi... A przynajmniej taką miał nadzieję.
Wyszedł z niego całkowicie tylko po to, aby odwrócić go twarzą do siebie i położyć na stole. Woreczki z kokainą zleciały ze stołu, kiedy plecy Himchana przemieszczały się po całej jego powierzchni pod wpływem sprawnych ruchów bioder młodszego. Nie oszczędzał jego ust, pocałunki bardziej przypominały wzajemne gryzienie, jednak dla Jongupa były na swój sposób idealne. Jedno z ud Kima oparł o swoje ramię, by mieć lepszy dostęp do jego wszelkich czułych punktów.
- Ach... Jongup...! - mężczyzna odchylił głowę do tyłu, kilka kosmyków z grzywki przylepiło się do jego spoconego czoła. Trzymał się kurczowo chłopaka tak, jakby bał się, że bez niego spadnie w przepaść. Całkiem uroczo. Jongup jednak nie mógł się powstrzymać przed kolejną zmianą pozycji, a potem następną i następną... Jeszcze długo nie pozwolił mu dojść, pieprząc go z całej siły na czym tylko się dało. Czuł się cudownie. Jakby nie liczyło się nic innego, tylko to uległe, drżące ciało pod jego palcami... Tak piękne i idealne, tak podświadomie pragnące czyjegoś dotyku... Nawet tego brutalnego.
Jongup naprawdę chciał zapamiętać tę noc.

~*~

To był jeden z najtrudniejszych poranków dla Himchana.
Mężczyzna obudził się tuż przed świtem, a pierwsze co usłyszał, to spokojny, miarowy oddech chłopaka, który obejmował go mocno w pasie. Pomimo półmroku doskonale widział jego śpiącą twarz, tak szczęśliwą jak jeszcze nigdy... To był pierwszy moment, kiedy zobaczył prawdziwy, szczery uśmiech Moon Jongupa. I musiał przyznać, że jest naprawdę piękny.
Zaraz po tym dotarło do niego wszystko to, co się wydarzyło poprzedniego wieczora. Kim szybko wyplątał się z kołdry, zerkając na swoje obolałe i posiniaczone ciało. Mimo wszystko chłopak zdecydowanie przesadził, ale nie zamierzał mu tego wypominać. Na pewno nie teraz. Zamiast tego zsunął się z materaca, ledwo mogąc chodzić z bólu. W pewnym momencie musiał się nawet przytrzymać blatu w kuchni, aby nie upaść. Zamknął oczy i wziął kilka głębokich oddechów, żeby tylko jakoś uśmierzyć ból.
Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech... Od razu lepiej.
Gdy już stwierdził, że może jako tako się poruszać, odnalazł wzrokiem swoje ubrania, porozrzucane po całym pomieszczeniu. Pamiętał o rozbitych naczyniach, które wciąż leżały na podłodze, więc ominął je szybko i jak najprędzej się ubrał. Nie obchodziło go to, jak wyglądał w tamtym momencie. Chciał już po prostu znaleźć się w domu, wziąć swoją upragnioną kąpiel i pomyśleć, co dalej...
Bo co on niby ma teraz zrobić.
Gdy wyszedł na zewnątrz, zimny wiatr szarpnął jego włosami, które i bez tego były w okropnym niełazie. Szybko dotarł do samochodu i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Bał się na siebie patrzeć, ale mimo wszystko ciekawość była silniejsza. Zerknął w lusterko i na moment zamarł.
To był ten moment. Moment, w którym z całego serca przyznał Jongupowi rację co do tego, kim był, a raczej kim się stał w ciągu ostatnich miesięcy. Rozczochrane włosy, resztki makijażu na oczach, ślad po wczorajszym uderzeniu i ta jedna, samotna łza spływająca po jego bladym policzku... Jak on mógł się doprowadzić do takiego stanu? Jak bardzo słaby musiał być, aby stracić resztki szacunku do samego siebie?
Co więcej - jak bardzo podły był, by jeszcze ciągnąć za sobą Jongupa?
Chłopak miał przed sobą całe życie, które jedną decyzją mógł całkowicie zniszczyć. Himchan nie może pozwolić, by stoczył się za nim na samo dno. Ale co on może zrobić? Jongup nie da sobie tego w życiu wytłumaczyć, jest zbyt dumny...
Kim momentalnie przypomniał sobie, jak prawie półtorej roku wcześniej jego były mąż przyprowadził do domu przestraszonego, bezdomnego chłopca, który na jego oczach wyrósł na pewnego siebie i tego, czego chce młodzieńca. Teraz obaj są szczęśliwi, daleko stąd prowadzą życie, o którym on sam mógł tylko pomarzyć. Ale przecież on może zrobić to samo, prawda? Uratować go. Uchronić przed upadkiem...
Himchan podświadomie czuł, że musi to zrobić.
Do domu wrócił z gotowym planem. Był tylko jeden sposób, aby to zrobić... Być może będzie tego żałował, ale nie chciał się wycofać. Ani teraz, ani nigdy.

~*~

Minął miesiąc, nim Moon Jongup na powrót pojawił się w klubie. Przez cały ten czas starał się unikać niebezpiecznych osób i, póki co, całkiem dobrze mu to wychodziło. Nikt prócz Himchana nie znał jego obecnej kryjówki, która swoją drogą była naprawdę dobra...
No właśnie. Himchan.
Był naprawdę rozczarowany tym, że gdy się obudził, nie leżał już przy nim. Wiedział, że potężnie się zagalopował, złość, alkohol i dragi całkowicie zaćmiły mu mózg. Chciał go przeprosić, zrobić śniadanie i pomóc się jakoś doprowadzić do porządku, jednak najwidoczniej nie zdążył. Wiele razy próbował do niego zadzwonić, ale ostatecznie rezygnował z tego pomysłu. To nie dlatego, że był tchórzem. Nie chciał go tylko znowu przestraszyć, bo wiedział, jak najprawdopodobniej się przy nim zachowa...
Miesiąc minął, a on nie zobaczył go ani razu. Czuł się przez to jakoś dziwnie pusto, jakby naprawdę coś tracił... Ale co? Cóż mogło być takiego w Kim Himchanie, że bez niego czuł się nie pełen. Czy chodziło tylko o seks? A może o coś więcej? Jongup nie był pewien, czy chce znać odpowiedź na to pytanie...
Dziwnie się czuł, wchodząc po takim czasie do tego klubu. Mimo iż wizualnie wciąż był taki sam, wewnętrznie przeczuwał, że coś się w nim zmieniło. Stanął w miejscu i rozejrzał się dookoła, ale za cholerę nie potrafił jednoznacznie określić, co to mogło być. Kątem oka zobaczył grupkę mężczyzn, która wyraźnie się o coś spierała. Powód kłótni nie bardzo go interesował do momentu, w którym usłyszał imię Himchana. Natychmiastowo wytężył słuch, podchodząc nieco bliżej.
- Ja byłem pierwszy!
- Nieprawda! To ja najpierw zadzwoniłem, czy jest wolny, a potem...
- Chłopaki, dajcie spokój. Himchannie jest jeden, przecież też musi kiedyś odpocząć.
Orzeźwił go dopiero rubaszny śmiech całej grupy. No okej, wiedział doskonale kim był Himchan, ale żeby od razu tylu mężczyzn na raz...? Co się z nim stało?
Kiedy usłyszał muzykę, momentalnie zerknął w stronę jej źródła. Dostrzegł bar, z którego uprzątnięto wszystkie siedzenia i kieliszki i skierowano na niego wszystkie światła, jakie tylko były w tym klubie. Gdy dostrzegł na nim znajomą sylwetkę, wprowadzają przez dwóch mężczyzn, jego serce zaczęło bić szybciej. Nie, to nie może być...
- Spójrzcie, to on!
- No nareszcie... Ile się można szykować?
- Wygląda zjawiskowo...
- O Jezu, nasz Króliczek!
Nasz Króliczek?
Jongup resztkami sił powstrzymywał się przed tym, aby nie zdzielić tamtych facetów po tych ich obleśnych mordach. Zamiast tego wlepił wzrok w Himchana, który jakby nigdy nic wdzięczył się na barze, rozpoczynając swoje show.
Oczywiście, chłopak już wcześniej oglądał jego taniec, jednak tym razem było... inaczej. Te wszystkie światła, muzyka, jego nowy kolor włosów (Himchan w blondzie wyglądał jeszcze mniej niewinnie, niż dotychczas... Jak to możliwe?), a nawet strój sprawiały, że Jongup miał ochotę upaść na kolana i już nigdy się z nich nie podnieść. Sam sposób, w jakim mężczyzna się poruszał, rytmicznie kręcił biodrami, zarzucał włosami... Coś w Jongupie pękło. Pewna granica, bariera, którą budował od najmłodszych lat w domu dziecka.
Ten Himchan był zupełnie inny. Nie przypominał tej wyuzdanej i bezpruderyjnej szmaty, z którą wcześniej się spotykał... Nie, jak on w ogóle może tak o nim myśleć? Przecież ten człowiek był wprost przepiękny, tak delikatny, że przypominał porcelanową lalkę... Dosłownie jakby zrodził się z samej Afrodyty.
- Syn Afrodyty... - szepnął do siebie czując, jak kolana mu drżą. Nie, zdecydowanie nie może pozwolić, by Himchan go tu zobaczył. Mimo iż odwrócenie wzroku od niego było najcięższą decyzją jaką w życiu podjął, ostatecznie zmusił się do tego, by odwrócić się na pięcie i wyjść z klubu jak najszybciej, nie oglądając się za siebie.
Nie zasługiwał na to, by na niego patrzeć w tamtym momencie.


Dotarł do domu szybciej, niż zwykle. Tak właśnie, do domu. Nie poszedł do tego swojego beznadziejnego schronienia, bo niby po co? Tak czy siak go znajdą. Niepotrzebnie uciekał, Himchan miał rację. Był tylko głupim gówniarzem, który nie zwracał uwagi na to, że życie przelatuje mu spomiędzy palców. Dlaczego on go wtedy nie posłuchał? Zamiast pójść za jego radą, po prostu go skrzywdził. Czemu był aż tak beznadziejny?
Całe szczęście, że w mieszkaniu został jeszcze jakiś alkohol. Jongup momentalnie otworzył wszystkie butelki i rozsiadł się w salonie, nawet nie starając się już myśleć. Wiedział, że przegrał życie. A dlaczego? Bo nie posłuchał tej dziwki, która teraz wydawała się w jego oczach najpiękniejszą i najmądrzejszą istotą na tej planecie.
Życie jest okrutne.
W połowie drugiej butelki wina dotarło do niego, że słyszy dzwonek do drzwi. Było mu już wszystko jedno, kto to się może okazać. Z niemałym problemem dźwignął się na równe nogi i podszedł do nich, otwierając zamek drżącą ręką.
To nie był nikt, kogo się spodziewał.
- Himchan? Co tu robisz? - jego widok momentalnie go otrzeźwił. Wyglądał na zmęczonego, jednak wciąż jego piękno dosłownie biło po oczach. Jongup nie potrafił inaczej, momentalnie odwrócił wzrok i przełknął głośno ślinę.
- Przyszedłem porozmawiać. - odparł mężczyzna. - Wpuścisz mnie do środka?
- Nie mogę.
Kim zamrugał powiekami, wyraźnie nie takiej odpowiedzi się spodziewając.
- Dlaczego?
- Posłuchaj. Nie wiem, co sobie myślałeś, ale nasza relacja nie była ścisła. Seks i tyle. Jeśli miałeś nadzieję na coś więcej, trudno. Niewiele mnie to obchodzi. Idź stąd.
- Ale... - Himchan chciał coś usilnie powiedzieć, Jongup nie dał mu nawet na to szansy.
- Czy ty nie rozumiesz, co do ciebie mówię?! - zagrzmiał, marszcząc groźnie brwi. - Wynoś się stąd, albo nie ręczę za siebie! - "Nie jestem wart, by nawet na ciebie patrzeć..." - Nie chcę cię już więcej widzieć. Po prostu zniknij, dobra? - "Proszę, bądź szczęśliwy... Chociaż ty..." - Nie szukaj mnie, nie utrudniaj mi życia, już i tak jest wystarczająco skomplikowane. - "Jestem zbyt niebezpieczny, a ty zbyt delikatny... Nie chcę, abyś przeze mnie się potłukł."
Rozbieżność między tym, co Jongup powiedział, a chciał powiedzieć była kolosalna. Himchan zamrugał szybko powiekami, wszystkie jego emocje malowały się w tych dużych, ciemnych, pięknych oczach. Chłopak musiał odwrócić wzrok w ścianę, bo wiedział, że jeśli dalej będzie w nie patrzeć, po prostu pęknie. A nie może, obiecał sobie...
Himchan ostatecznie podbierał się jakoś i podniósł na niego wzrok. Zagryzł wargę, po raz kolejny z jego powodu walcząc ze łzami. Tego już Jongup nie potrafił znieść.
- Wynoś się stąd już, powiedziałem! - gdy tylko skończył to zdanie, oberwał czymś ciężkim w nos. Nie była to jednak ani ręka, ani nic innego, czym Himchan mógłby go uderzyć. Zamrugał powiekami i odprowadził mężczyznę wzrokiem, który już po chwili zniknął na piętrze poniżej. Jongup z całego serca miał nadzieję, że nie zrobi nic głupiego... Może źle przeprowadził tę rozmowę? Dlaczego się tak na niego wydarł zamiast spokojnie wytłumaczyć, o co chodzi? Był beznadziejny, bez dwóch zdań...
Szybko przeniósł wzrok na przedmiot, którym dostał w twarz. Gruba koperta leżała pod jego stopami z krótką wiadomością, zapisaną pochyłym, eleganckim pismem. Na pewno należało do Himchana. Było tak piękne, jak on sam.
"Spłać dług, proszę."
A w środku były pieniądze. Dużo pieniędzy. Nawet chyba więcej niż to, ile Jongup zapłacił mu za seks. Jak to możliwe...? Dlaczego to zrobił? Czy on...?
W jednym momencie chłopak uświadomił sobie znaczenie tego, co zobaczył w klubie. To wszystko było dla niego. Ta grupka obrzydliwych mężczych, wyrafinowany taniec, nowy kolor włosów... O mało nie upadł, gdy pomyślał o tym, jakie upokorzenia znosił dla niego Kim Himchan.
Gdyby był nieco silniejszy, pewnie by się rozpłakał. Niewiele go od tego dzieliło, prawdę powiedziawszy. Potrafił jednak tylko oprzeć się o ścianę i wpatrywać się tępo w paczuszkę, wodząc kciukiem po przepięknym piśmie mężczyzny, nieświadomie rozmazując tusz. Jak on mógł go tak potraktować...? Gdyby miał w sobie więcej odwagi, pewnie pobiegłby za nim już teraz... Ale był tchórzem. Zwykłym, niczym nie wyróżniającym się tchórzem. Nic nowego.
Przesiedział w tym jednym miejscu całą noc. Nazajutrz wziął szybki prysznic, przebrał się, schował paczkę do kieszeni i poszedł zapłacić dług. Tak jak prosił Himchan. Nie mógłby postąpić inaczej, chociaż czuł się okropnie, wręczając im pieniądze, które mężczyzna zarobił z takim poświęceniem... Zupełnie jak śmieć. Nie miał ochoty wrócić do domu, włóczył się po mieście, pił na okrągło przez cały tydzień. Nie uciekł przed myślami, które nawiedzały go w najmniej odpowiednich momentach. Nie wiedział, jak nazwać to nazwać, ale wewnętrznie czuł, że coś traci. To coś wymykało mu się spomiędzy palców, zupełnie jak życie, które jeszcze tak niedawno w ogóle go nie interesowało. Dlaczego tak nagle przestało mu być wszystko jedno? Odpowiedź wcale nie stanowiła takiej zagadki, jak mu się na początku wydawało.
Himchan był dla niego czymś w rodzaju wybawienia. Jongup naprawdę nie sądził, że zmieni jego życie tak kolosalnie. Oczywiście, tęsknił za jego ciałem, praktycznie rzecz biorąc uzależnił się od niego, ale nie potrafił go po raz kolejny wykorzystać. Chyba by tego nie zniósł. Poza tym kazał mu się wynosić... To było jednoznaczne z tym, że już nigdy więcej się nie spotkają.
Chłopak próbował kogokolwiek, ale nie potrafił się skupić. Co noc spraszał do domu innego chłopaka, którego ostatecznie i tak wyrzucał. Nieważne, jak bardzo się starał, aby byli podobni do Himchana, to nie to samo. Tęsknił za nim. Naprawdę mocno.
Zajęło mu to cały tydzień, nim w końcu uporządkował sobie w głowie swoje uczucia. Wiedział jedno: nie może tak tego zostawić. Musi go przeprosić, podziękować za wszystko... Czy tylko tyle? To będzie zależeć już od niego samego. Jongup chciał go po prostu znowu zobaczyć, może pocałować...
Odnalezienie jego adresu nie było trudne, wystarczyło podpytać właściwe osoby w klubie. W niedzielny poranek wybrał się do niego, kompletnie nieprzygotowany, ale nie mógł już dłużej zwlekać. Ze zdziwieniem oglądał jego niewielką, zadbaną kamienicę, która musiała być naprawdę droga... Dlaczego on mieszkał w takim miejscu? Czyżby się do niego jakoś przywiązał?
Zerknął na właściwe drzwi i wziął głęboki oddech. Teraz albo nigdy. Nie możesz się poddać, Moon Jongup. Za daleko zaszedłeś. Już podnosił rękę aby zapukać, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie, a w progu stanął jakiś mężczyzna. Wszystko byłoby okej, gdyby nie jego pognieciona koszula i fakt, że właśnie zapinał rozporek swoich spodni. Podniósł wzrok na chłopaka i posłał mu szeroki uśmiech, mrucząc coś pod nosem o "dobrej robocie". W pierwszym momencie Jongup był zbyt zszokowany, by jakkolwiek zareagować. W drugim poczuł wściekłość, nie tyle na Himchana, co na siebie. To on go nie przypilnował, przecież powinien być przy jego boku, w jego ramionach, a nie jakiegoś obcego, zupełnie przypadkowego faceta. Następnie pojawił się żal tak potężny, że o mało nie upadł na kolana i po raz pierwszy od wielu lat zaczął się modlić. Potem już byłą tylko chęć sprawdzenia, co z nim. Jak się czuje? Czy wszystko w porządku? Może potrafi coś dla niego zro-
- Och Himmie... - szepnął, gdy tylko go ujrzał. Mężczyzna leżał na kanapie, widać było, że wciąż jeszcze nie doszedł do siebie. Jego uda wyglądały gorzej, niż po nocy spędzonej z Jongupem, już z tej odległości chłopak widać, jak okropnie drżały. Zmęczenie malowało się na jego ślicznej twarzy, oczy miał przymknięte, oddychał z trudem. Kiedy Moon podszedł bliżej, ujrzał... rozmazaną szminkę na jego ustach.
Natychmiast przysiadł obok niego i położył sobie jego głowę na kolanach. Szepnął cicho imię i po raz kolejny zerknął na jego usta. W pierwszym momencie chciał poprawić kolor na jego wargach, ale ostatecznie zrezygnował. Zamiast tego wytarł resztki czerwieni rękawem, by jego oczom ukazały się czyste, piękne, nieskazitelne usta mężczyzny.
Dokładnie w tym momencie Himchan rozchylił powieki i zamrugał nimi szybko. W pierwszej chwili nie poznał Jongupa, musiał się mu naprawdę dokładnie przyjrzeć. Chłopak posłał mu delikatny uśmiech i pogładził go po policzku, by zaraz po tym podnieść go nieco i zamknąć w swoich ramionach.
- Boże, Himchan... Tak strasznie cię przepraszam. Jestem chujem, kompletnym, skończonym... Nawet nie wiem, w jakiej kolejności mam mówić... - jęknął płaczliwie, chowając nos w zagłębieniu jego pogryzionej szyi. - Tyle dla mnie zrobiłeś... Na Boga, Himmie. Uratowałeś mi życie! Gdyby nie ty, naprawdę bym już nie żył... Nie chce, byś dalej to robił. Nie zasługujesz na to, jesteś cudownym człowiekiem, przepięknym i niesamowitym... Tak okropnie przepraszam...
Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku, kończąc na obojczyku mężczyzny. Jongup natychmiast wytarł oczy wierzchem dłoni i przytulił go do siebie mocniej, czując jak cały drży. Pewnie było mu okropnie zimno...
- Czyli... się udało? - usłyszał lekko ochrypły szept. Doskonale wiedział, o co mu chodziło. Delikatnie go od siebie odsunął i pokiwał głową, patrząc prosto w te piękne, ciemne oczy.
- Tak, Himmie. Wszystko dzięki tobie. Ja...
- Jongup. Tak się cieszę...
Jego głos był naprawdę słaby... Zdecydowanie potrzebował odpoczynku. Chłopak wątpił, czy Himchan byłby w stanie ustać na własnych nogach. Było jednak coś, co musiał zrobić...
Szybko domyślił się, gdzie jest łazienka. Bez zbędnych słów chwycił go w ramiona i powoli do niej zaniósł. Kim przymknął oczy i mocno się w niego wtulił, jakby od dawna chciał to zrobić. Może tak było? Jongup miał nadzieję, że tak...
Posadził go sobie na kolanach, po czym odkręcił kurek w wannie. Ciepła woda powoli zaczęła ją wypełniać, wraz z płynami do kąpieli, które tylko znalazł na półce. Kiedy wszystko było już gotowe, wsadził go do środka i bardzo dokładnie umył. Nie wstydził się tego, że podczas całej czynności rozpłakał się jak dziecko. Zbyt długo trzymał to w sobie, teraz już bezkarnie mógł to zrobić. Himchan nawet nie zareagował, patrzył uważnie na jego ręce, które z oddaniem i niemal nabożną dokładnością obmywały jego ciało.
- Jongup...
- Już, już. - szybko wyciągnął go z wanny i owinął białym, puchatym ręcznikiem, po raz kolejny sadzając sobie na kolanach. Umyty i czysty Himchan (pomijając ślady na udach i szyi) wyglądał już całkiem niewinnie. Na ustach Jongupa pojawił się delikatny uśmiech, gdy suszył jego włosy. - Jesteś prześliczny.
- Jongup, proszę cię...
Widząc jego podkrążone oczy i zmęczony wzrok od razu podjął decyzję o położeniu go do łóżka. Po raz kolejny wziął go na ręce i wyszedł z łazienki, rozpoznając drzwi od sypialni. Jednak im bliżej niej byli, tym bardziej Himchan się kręcił.
- Himmie, wszystko okej? - spytał zmartwiony. Ten natychmiast pokręcił głową.
- Nie idźmy tam.
- Dlaczego? Himmie, to twoja sypialnia...
- Nie... - powtarzał przez cały czas, mocno wciskając paznokcie w jego ramię. - Nie... Wszędzie, byle nie tam...
To robiło się coraz bardziej dziwne. Jongup nie chciał rezygnować, mimo silnych protestów ze strony Himchana poszedł w jej kierunku i delikatnie nacisnął klamkę...
Gdy tylko znaleźli się w środku, Kim rozpłakał się na jego ramieniu.
Jongup zareagował instynktownie, objął go jeszcze mocniej i pocałował w czoło, szepcząc, że wszystko będzie w porządku i nie ma się czego bać. Jednocześnie rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, starając się odgadnąć, dlaczego Himchan tak bardzo nie chciał tu wejść. Pośrodku niewielkiego pokoju stało dwuosobowe łóżko, niegdyś biała pościel była porozwalana po całej jego szerokości, przykryta delikatną warstwą kurzu zdawała się błagać o pranie. Na podłodze walały się czyjeś ubrania, wyglądające niemal identycznie jak pościel. Sypialnia sprawiała wrażenie jakby nikt do niej nie wchodził prawie od dwóch lat. Chłopak zagryzł wargę, delikatnie zerkając na Himchana.
- Co tu się stało?
Ten zawzięcie nie chciał spojrzeć przed siebie. Chował twarz w ramieniu chłopaka, uparcie zaciskając powieki. Jongup westchnął cicho, po czym przysiadł na krawędzi łóżka, powoli go od siebie odsuwając.
- Hej, Channie. Powiesz mi? Proszę... Nie chcę, abyś miał przede mną tajemnice.
Kątem oka zauważył coś na szafce nocnej. Zdjęcie w ramce. Chwycił je delikatnie w dłoń i uważnie obejrzał.
Rozpoznał tylko Himchana - wciąż w ciemnych włosach, nie tak chudy i blady, do tego z szerokim uśmiechem na ustach... Widać było, że jest szczęśliwy. Obok niego stał mężczyzna, nieco wyższy od niego o ciemnej karnacji i z charakterystycznym, imponującym uśmiechem na ustach. Całkiem z boku ujrzał chłopaka, mógł mieć nie więcej niż siedemnaście lat. Patrzył niewinnie w kierunku aparatu, dłonie trzymał schowane w kieszeniach spodni, ale jego oczy i usta uśmiechały się z zadowoleniem. Jongup nie musiał pytać. Po chwili namysłu doskonale wiedział, kim byli dla Himchana ci ludzie.
- Channie... Co się stało w tym pokoju?
Kim podniósł na niego smutno wzrok, łzy nie chciały przestać płynąć. Chłopak wytarł je kciukiem i spojrzał na niego błagalnie.
- Channie...?
- Uppie, dlaczego to się stało? Dlaczego ja? Co zrobiłem nie tak? - szepnął płaczliwie, jego głos drżał. - Było tak dobrze... Wszyscy szczęśliwi. Myślałem, że tak już pozostanie... Gdzie popełniłem błąd?
Z ostatnim słowem Jongup ponownie schował go w swoich silnych ramionach, pozwalając mu dalej płakać. Gładził go dłonią po włosach, wciąż rozglądając się po pokoju. W pewnym momencie Himchan zaczął opowiadać, początkowo cicho i niepewnie, robiąc długie przerwy na płacz. Po godzinie jednak skończył, a Moon miał pełen obraz jego sytuacji...
W końcu zrozumiał.



To nie Bang YongGuk jest tutaj postacią tragiczną. Jest nią Kim Himchan.



Nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Ten mężczyzna... Himchan ufał mu przez całe życie, a on go najzwyczajniej w świecie skrzywdził. Wszelkie skazy na wizerunku Kima jakie jeszcze pozostały w jego umyśle zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie miał mu za złe tego, kim był, jaki był, jak się zachowywał... Nie potrafił. Teraz, kiedy płakał i drżał w jego ramionach był kompletnie bezbronny, bezsilny, skrzywdzony. Jak mógł mieć jeszcze do niego jakiekolwiek pretensje? Zerknął na niego delikatnie i chwycił jego mokrą od łez twarz w dłonie, by w końcu odrzec:
- Posłuchaj. Wiem, że po tym co się stało i jak cię potraktowałem pewnie już nie zaufasz nigdy żadnemu facetowi. Ale chcę, żebyś wiedział, że ja mogę to naprawić. Może i miałeś rację, jestem tylko gówniarzem który nie zna wartości własnego życia, ale to ty sprawiłeś, że ponownie zaczęło mieć dla mnie sens. Mam już dla kogo wstawać rano z łóżka, uśmiechać się, normalnie żyć... Możesz mnie odrzucić, kazać mi się wynieść, ale ja potrafię już wyobrazić sobie funkcjonowania bez ciebie. Proszę, Himmie. Obiecuję, że ja mogę sprawić, że ponownie będziesz szczęśliwy.
Dopiero po skończeniu tych słów zauważył, że obaj płaczą. Łzy w niemal identycznym tempie spływały po ich policzkach, kapiąc na brudną pościel. Himchan spuścił wzrok w dół i delikatnie pokiwał głową, opierając dłonie na jego ramionach.
- Jongup... Nie pozwolę ci drugi raz odejść.
- Mam taką nadzieję.
Ich pocałunek był długi, delikatny i niespieszny. Moon czuł smak łez na jego ustach, ale nie przejmował się tym. Po raz pierwszy w życiu całował kogoś z takim uczuciem, oddaniem i pewnością, że chce to robić codziennie, jak najczęściej, gdy tylko będzie miał okazję. Wytarł dłonią ostatnie łzy Himchana i delikatnie się od niego odsunął, by westchnąć cicho i szepnąć:
- Możemy się stąd wyprowadzić jak chcesz. Wynajmiemy coś tańszego, bliżej centrum... co ty na to?
- Nie chcę. - mężczyzna natychmiastowo pokręcił głową. - Nie wiem dlaczego, ale... Nie potrafiłbym rozstać się z tym miejscem.
- Rozumiem. W takim razie czeka nas remont. - uśmiechnął się do niego, rozkoszując się widokiem powoli rozpromieniających się oczu Himchana. Starszy po raz kolejny się w niego wtulił i szepnął mu na ucho:
- Od miesięcy chciałem już go zrobić...




~*~




- Króliczku, jesteś już?! - zawołał Jongup, marszcząc brwi. Odłożył pędzel do wiadra z farbą i wytarł dłonie w spodnie, marszcząc brwi. Był pewien, że usłyszał trzask drzwi frontowych... Albo mu się przesłyszało? Może naprawdę przesadzał z głośnością piosenek Chrisa Browna, ale inaczej nie mógł się skupić. Natychmiast podleciał do radia i ściszył je nieco, nim po raz kolejny zawołał: - Króliczku?!
- Idę, idę! - usłyszał melodyjny głos Himchana, na co uśmiechnął się szeroko. Czyli jednak. - Zimne, z lodówki?!
- Jak ty mnie znasz~ - mruknął bardziej do siebie niż do niego, by po minucie poczuć, jak coś obejmuje go mocno od tyłu. - Króliczku?
- Proszę. - mężczyzna podał mu otwartą puszkę i uśmiechnął się delikatnie, całując go w odsłoniętą szyję. - Wyglądasz teraz tak męsko i... seksi.
- Ta. Uświniony farbą od góry do dołu. - Jongup wywrócił oczyma i pociągnął spory łyk zimnego napoju. - No ale niech ci będzie. Gdzie byłeś?
- Och, no wiesz. Karma się skończyła, a sam rozumiesz, jakim Junhong jest żarłokiem. - odparł, nie kryjąc poirytowania w głosie. Po raz trzeci w tym miesiącu kupował karmę dla królika... To nie było normalne, prawda?
- Powinieneś iść z nim do weterynarza. Może ma jakieś zaburzenia żołądka, czy inne takie?
- Ja? Dlaczego ja?
- Bo to twój królik.
- Ale twój prezent!
Po spojrzeniu Himchana odgadł, że tej bitwy nie wygra.
- Okej, pójdziemy razem! Zadowolony?
- Jeszcze jak... - pocałował go przelotnie w usta, po czym zerknął na ściany. - I jak sobie radzisz?
- Całkiem nieźle... Chyba niedługo skończę ten pokój. - odparł Jongup, po czym sięgnął po pędzel. - Chciałbyś mi może pomóc?
- Jasne. A kolacja ugotuje się sama. - odparł w tym samym momencie, w którym chłopak przejechał pędzlem po jego uroczym nosku. - Ej!
Moon roześmiał się cicho na widok oburzenia jego chłopaka.
- No już, nie bocz się. Tak sobie tylko żarty robię...
- Ubaw po pachy, Moon Jongup.
- Och, co tak oficjalnie?
- Jak zawsze, gdy mnie denerwujesz...
Nie mógł się powstrzymać i chwycił swoje największe szczęście w ramiona, z szerokim uśmiechem przytulając go do siebie. Wiedział, że Himchan nie potrafił się długo na niego boczyć, na pewno nie o takie pierdoły. I miał rację, już po chwili Kim wtopił się w jego pierś i westchnął cicho, opierając brodę na jego ramieniu.
- Skończ dzisiaj ten pokój, a ja zrobię coś dobrego do jedzenia, dobrze?
- Dobrze, Króliczku. - odparł i pocałował go czule w usta, po czym zerknął na niego z miłością.

Nie wiem, jak mam podsumować tę historię. Zwykły "KONIEC" wydaje się być tutaj nie na miejscu, również przemyślenia Jongupa wyglądałyby sztucznie. Pozostawię więc je bez zakończenia, możecie sobie dopowiedzieć co tylko chcecie: kolację, pomoc w malowaniu, seks, monolog, etc. Lubię Wam dawać wolną wolę, zmuszać do myślenia... To mi daje satysfakcję, wiecie? Cieszę się, że to czytacie. Mam nadzieję, że nie utożsamiasie sie z żadnym z bohaterów, te sytuacje są groteskowe i przerysowane, ale...
Świat tak działa.
Ludzie się zmieniają.
Czy potrafilibyśmy coś z tym zrobić...?
Na pewno nie ja. 
Ja mogę tylko dalej pisać opowiadania...


KONIEC.




*wszystkie fragmenty pisane pochyłą czcionką to mój wkład/przemyślenia/frazy, które mają nakierować czytelnika na odpowiedni tok myślenia. C:

6 komentarzy:

  1. .................... Doprowadziłaś do tego. Stało się, kurwa mać. Siedzę ze łzami w oczach i pisze ten cholerny komentarz, właściwie nie wiedząc co chce napisać. To ja dziękuję, bo mój wkład był mały, to Ty ubrałaś to w te słowa i napisałaś tak jak miało być, tak by wyszło idealnie.
    Te opisy momentów ich rozmyślań, uczuć, sytuacja z sypialnią, och... Himmie sam pomógł za wszelką cenę. Poświecił się kolejny raz, poznał prawdziwą miłość. To... To naprawdę było piękne.
    Dziękuję Ci. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakończenie - genialne.^^
    Kolejna super wykonana robota. Bardzo mi się podobało no i ten, co jak co... ale i tak brechtałam. Ya know XD
    Nie licz na lepszy komentarz - mi nie wypada. :l

    OdpowiedzUsuń
  3. Już poprzednia część mi się podobała, ale to jest na prawdę cudne *-*
    Cieszę się że Himmie w końcu się pobierał. ...
    Uwielbiam twój styl pisania, masz wielki talent a Twoje opowiadania czytam na jedynm wydechu.
    Powodzenia w dalszym pisaniu^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie moge! *-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Poryczałam się... z reguły unikam opowiadań tego typu bo po każdym z nich dochodzę do siebie przez miesiąc ale tego nie potrafiłam zignorować. Nie po tym jak skusiłam się na "Loliboy" jakiś czas temu. Muszę powiedzieć, że masz bardzo przyjemny styl pisania, mimo tych nielicznych błędów, Twoje opowiadania naprawdę miło się czyta :)
    Pozdrawiam Pati ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowne... To było cudowne

    OdpowiedzUsuń