sobota, 2 sierpnia 2014

Loliboy (BangHim&Banglo)

Autor - Yesung Oppa
Beta - Tak
Rodzaj - angst/psychological/romans
Tytuł - Loliboy (dawniej: Baby Dolly)
Pairing - BangHim&Banglo (B.A.P)
Ostrzeżenia - seks/przekleństwa/ostry angst


N/A:

Mój najdłuższy oneshot. I najsmutniejszy chyba.
Zajął mi bite dwa dni. Chcę podziękować wielu osobom za wsparcie, bez Was nigdy bym tego nie ukończyła...
I jeszcze jedno: nie krzyczcie na mnie za to. Proszę. Po prostu... Czasami człowiek musi takie rzeczy napisać.
Tyle.

Ach, jeszcze jedno!
Chciałabym Was naprawdę prosić o opinie. Naprawdę nie chcę wchodzić z nadzieję na bloga i po 4 dniach widzieć tylko jeden komentarz do posta... Rozumiem, że wielu z Was ma własne zajęcia, mało czasu i tak dalej, ale naskrobanie kilku zdań naprawdę dużo nie zajmuje.
Zależy mi na tym by wiedzieć, co jest dobrze, a nad czym muszę popracować. Chcę wiedzieć, jakie są Wasze odczucia wobec moich utworów, TO jest dla mnie najważniejsze. Proszę, weźcie to pod uwagę.


WAŻNE: Poniżej dodaję playlistę. Jeśli ją włączycie podczas czytania, doznacie pełnej magii opowiadania:


1 2 3 4 5


Ponad 8700 słów.




~*~



Loliboy





Od miesięcy nie padało tak mocno jak tego wyjątkowego dnia, gdy wracałem z pracy.
Już nawet nie próbowałem omijać kałuży. Po co skoro cały, nie naprawiany chyba od czasów wojny koreańskiej chodnik sam zamienił się w jedno, wielkie bajoro, przez które wodę czułem aż nawet pod skarpetkami? Mogłem tylko przeklinać swoją głupotę. Dlaczego nie wziąłem z domu parasola? Dlaczego zostawiłem kurtkę w pracy? Dlaczego nie przyłożyłem się do tego cholernego prawa jazdy, gdy miałem szansę na nie zdać?! Przeklinając pod nosem na czym to świat stoi zmierzałem dzielnie w kierunku swojego domu, wilgoć czując już prawie na wysokości bokserek. A niech to szlag... Dlaczego akurat dzisiaj?
Co mnie napadło, by kupować mieszkanie w "małej, uroczej dzielnicy, gdzie trudno dojść i dojechać, ale za to jest bezpiecznie~". Co z tego, że było przytulne i miłe, skoro cholernie drogie i to jeszcze narażałem się na takie powroty z pracy? Oczywiście, gdybym wcześniej pomyślał, zadzwoniłbym po Himchana aby mnie odebrał, ale jak już powiedziałem moja głupota tego dnia pracowała na wyjątkowych obrotach.
Gdzieś w oddali usłyszałem grzmot błyskawicy. No pięknie, jeszcze tylko tego by mi brakowało. Zadrżałem i mocniej opatuliłem się marynarką, próbując zachować chociaż trochę ciepła. Byłem przemoknięty do suchej nitki, czułem jak woda spływa mi ciurkiem z nosa. Kwestią czasu było moje przeziębienie, albo nawet zapalenie płuc. Cudownie. Gratuluję, Bang YongGuk. Jesteś kretynem.
Nie zdziwiło mnie to, że oprócz mnie nikt nie chodził tą drogą. Niby komu chciałoby się wychodzić w taką ulewę? Mijając rząd niewielkich sklepików z lokalnym jedzeniem zastanawiałem się, czy nie warto byłoby wejść, osuszyć się i przy okazji kupić coś na kolację. Szybko jednak zrezygnowałem z tego pomysłu dochodząc do wniosku, że Himchan i tak na pewno już coś upichcił, poza tym niczego tak bardzo nie pragnąłem jak tego, by znaleźć się w domu tak szybko, jak tylko to możliwe. Nieświadomie więc przyspieszyłem, praktycznie biegnąc przez kałuże, a woda sięgała mi już prawie do pasa.
W życiu się jeszcze tak nie ucieszyłem na widok znajomej klatki, która na moje szczęście znajdowała się już całkiem niedaleko. Z cichym westchnieniem ruszyłem ku niej, kiedy to usłyszałem za plecami donośny, przerażony głos:
- Łapcie złodzieja! On ucieka z moim jedzeniem! Jest tu kto?!
Szybko odwróciłem sie w tym kierunku, kiedy poczułem mocne uderzenie w pierś. Na moment zabrakło mi tchu, jeszcze trochę abym upadł i całkowicie zanurzył się w tej kałuży, w której właśnie miałem wątpliwą przyjemność stać. Udało mi się jednak utrzymać równowagę. Zamrugałem powiekami i spojrzałem w dół, napotykając na parę dużych, wręcz przerażonych, czekoladowych oczu, które wpatrywały się we mnie z nadzieją. Już chciałem coś powiedzieć, kiedy ich właściciel szepnął:
- Pomóż mi.
Zareagowałem instynktownie. W młodości byłem wolontariuszem, więc nie trzeba było mnie dwa razy o nic prosić. Chwyciłem chłopaka za nadgarstek i pociągnąłem w kierunku drzwi, jeszcze w biegu wyjmując klucze z kieszeni. Właściciel sklepiku wciąz krzyczał i wołał policję. Wiedziałem, że jeszcze chwila i naprawdę ktoś zacznie nas gonić. Nie traciłem więc czasu, szybko otworzyłem drzwi i wbiegłem do środka wraz z chłopakiem. Bez zbędnych słów pociągnąłem go w kierunku windy i wcisnąłem odpowiedni przycisk, opierając się o ścianę, dysząc głośno.
- Dz-dziękuję...
Zamrugałem szybko powiekami. Dopiero teraz miałem szansę dokładnie się mu przyjrzeć. Chłopak miał szesnaście lat, nie więcej. Gęsta blond grzywka opadała mu na oczy, ale nie przysłaniała dużych oczu. Jego policzki były mocno zaczerwienione od szybkiego biegu, podobnie jak ja oddychał z trudem. Zagryzłem dolną wargę i spojrzałem na jego ubranie. Miał na sobie ciemną bluzę z kapturem i wąskie jeansy... Ciuchy zdecydowanie nie były odpowiednie na tę pogodę, nie wspominając już o tym, że pewnie dawno nie były prane. Kim mógł być ten tajemniczy chłopiec? I co robił w tej okolicy?
- Nie ma za co...
- Jedziemy do ciebie? Znaczy, do twojego domu? - spytał nieco przerażony, najwidoczniej zauważając, jak dokładnie się mu przyglądałem. Dopiero wtedy zauważyłem, że ściska coś gorączkowo w jednej dłoni - czekoladowy batonik. Coraz więcej faktów łączyło się w mojej głowie, jednak wciąż nie wyciągałem pochopnych wniosków.
- Chyba tak. Najwyraźniej... - odparłem po sekundzie, przeczesując palcami mokre włosy. Spojrzał na moją dłoń i zmarszczył brwi.
- Nie wiem, czy twoja żona będzie z tego faktu zadowolona...
Zatrzymałem się w połowie ruchu i zerknąłem na swoją rękę. No tak. Odchrząknąłem cicho i mruknąłem:
- Ja nie mam żony.
- Ale...
- Mam męża.
Chłopak umilkł. Wyraźnie widziałem po nim, że chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w końcu zrezygnował. I całe szczęście. Mogłem się obejść bez jego komentarzy.
Gdy drzwi starej windy nareszcie się otworzyły, wyszedłem na korytarz i zerknąłem za siebie.
- Idziesz ze mną, czy wracasz na ulicę?
Chłopak wyraźnie się zmieszał, spuszczając głowę w podłogę. Założyłem ramiona na piersiach, wpatrując się w niego z taką cierpliwością, o jaką siebie nie podejrzewałem. Po chwili zadrżał delikatnie, najwyraźniej przypominając sobie o zimnie i paskudnej pogodzie. Z cichym westchnięciem wyszedł z windy i zagryzł delikatnie wargę, wciąż na mnie nie patrząc.
- Czy... to będzie w porządku? Nie chcę przeszkadzać.
Wzruszyłem ramionami.
- Daj spokój. Musisz coś zjeść, umyć się i wysuszyć. Nikt nie puściłbym cię w takim stanie z powrotem.
Chłopak pokiwał głową i ruszył za mną. Gdy stanęliśmy przed odpowiednimi drzwiami, kazałem mu ściągnąć buty, samemu robiąc to samo. Nie przejąłem się stanem swoich skarpetek. Wiedziałem, że tak będzie... Liczyło się tylko to, że znowu miałem ciepło pod stopami.
- Wróciłem! - krzyknąłem, przepuszczając chłopca do środka. Zamknąłem za nami drzwi i natychmiast ściągnąłem z siebie marynarkę, rzucając ją na najbliższe krzesło. Woda spłynęła z niej ciurkiem na podłogę. No tak. Już nie żyję.
Gdy tylko Himchan pojawił się w kuchni, westchnął teatralnie na mój widok i pokręcił głową.
- Mogłeś zadzwonić. Przyjechałbym po ciebie. - mówiłem? - Zresztą, zobacz jak tu mokro... Gdzieś ty... och.
W tym momencie zobaczył chłopca, który wciąż niepewnie stał pod ścianą i bawił się swoimi palcami. Odsunąłem się tak, by mógł mu się lepiej przyjrzeć i odchrząknąłem ciężko.
- No tak. To jest... - nastał ten niezręczny moment w którym dotarło do mnie, że nawet go nie zapytałem o imię. Miałem ochotę walnąć się w swój pusty łeb i zakląć tak głośno, jak tylko potrafiłem. Zacisnąłem zęby i zerknąłem na chłopca, który na szczęście uratował mnie z opresji:
- Choi Junhong.
Wyciągnął dłoń do Himchana, ale ten jej nie uścisnął. Obserwowałem w spokoju jak mój mąż marszczy brwi i zaplata ramiona na piersiach w ten charakterystyczny dla niego sposób. Miałem kłopoty, zdecydowanie.
- YongGuk, możesz mi to wytłumaczyć?
Podrapałem się po głowie i odparłem:
- Kochanie, Junhong jest głodny i przemoczony. Wracałem do domu, nie mogłem go tak zostawić... - na pewno się zapyta, dlaczego w takim razie nie wrócił do swojego domu. Na sto procent...
- Dlaczego więc nie wrócił do domu? - skąd ja wiedziałem...?
Obaj przenieśliśmy wzrok na chłopaka, który wciąż stał w tym samym miejscu, wpatrując się w podłogę. Jego policzki wydawały się być jeszcze bardziej czerwone, prawie słyszałem, jak przełyka głośno ślinę.
- Junhong? - mruknąłem delikatnie, nie chcąc go jeszcze bardziej przestraszyć. - Nie zrobimy ci krzywdy. Chcemy ci pomóc. Możesz nam powiedzieć, dlaczego nie wrócisz do domu...?
Blondyn podniósł na mnie wzrok. Przez chwilę zdawało mi się, że widziałem w jego oczach łzy, jednak zaraz po tym opuścił powieki i nie było mi dane dowiedzieć się, czy były prawdziwe. Schował drżące dłonie do kieszeni bluzy i mruknął cicho pod nosem:
- Nie mogę. Nie mam już domu.
O matko przenajświętsza...
Wymieniłem z Himchanem spojrzenia. Pokiwał głową i natychmiast podszedł do blatu i oznajmił, że zrobi coś do picia. Ja natomiast objąłem Junhonga ramieniem i zaprowadziłem w kierunku stołu. Skoro już mamy porozmawiać, lepiej żeby poczuł się trochę bardziej komfortowo.
Pozwalałem mu milczeć do czasu, aż Himchan nie postawił przed nim kubka z kakao i miski z ramenem (który miał być dla mnie, ale nie zamierzałem tego komentować. Junhong zdecydowanie potrzebował tego bardziej, niż ja). Chłopak wytrzeszczył oczy jakby nie był do końca przekonany o tym, czy może to zjeść. Posłałem mu delikatny uśmiech i skinąłem głową na znak, że nie musi się niczego obawiać.
Chwycił niepewnie łyżkę do ręki, ale gdy tylko spróbował po raz pierwszy, nie mógł przestać jeść. Niesamowite... Od jak dawna nie jadł, że zwykły ramen pochłaniał tak, jakby to było danie z najlepszej restauracji? Westchnąłem cicho, obserwując go w ciszy. Himchan przysiadł na blacie i również wlepił w niego wzrok, jego spojrzenie złagodniało, gdy chłopak wypił całe kakao i oblizał się ze smakiem. Odsunął od siebie naczynia i podziękował cicho, a ja pokręciłem głową.
- Nie ma za co. Ale musisz nam opowiedzieć wszystko, skoro mamy ci pomóc.
Uśmiech natychmiast zszedł z jego twarzy. Wlepił wzrok w pustą miskę po ramenie i pokiwał głową.
- No dobrze. Tylko... - spojrzał na mnie na moment, po czym westchnął cicho. - Dobrze. A zatem... Kiedy miałem trzynaście lat, moi rodzice zginęli w wypadku. Oczywiście nie miałem nikogo, dziadkowie już dawno pomarli, wujków ani ciotek nikt nie znał. Trafiłem więc do pierwszego lepszego domu dziecka, któremu naprawdę niewiele brakowało do zamknięcia. Jednak była to jedyna wolna placówka i... Musiałem tam zostać. Opiekunowie uwzięli się na mnie przez to, że wcześniej miałem wygodne, dostatnie życie i byłem starszy od reszty dzieci, które do nich trafiały. Byłem chyba najczęściej bitym chłopcem w budynku. Dostawałem za byle co... Mimo to wytrzymywałem. Udawało mi się to przez trzy lata. Ale... - widziałem pojedynczą łzę sunącą po jego policzku. I co ja mogłem w tej sytuacji zrobić...? Sięgnąłem po pudełko z chusteczkami, które leżało na najbliższej półce i podałem mu jedną. Szybko wytarł twarz i wziął głęboki oddech. -  Postanowiłem pofarbować włosy. Wszyscy w szkole już dawno to zrobili, więc pomyślałem, że też powinienem... Gdyby zrobił to ktokolwiek inny, uszłoby mu to płazem. Ale nie mi. Nie wiem, jak mogłem być taki głupi, powinienem to przewidzieć, ale... - w tym momencie wstał, odwrócił się do nas tyłem i odsłonił swoje plecy. Ich widok zamarł mi dech w piersiach. Himchan gwałtownie zeskoczył z blatu i jęknął cicho.
Niezliczona ilość czerwonych ran przecinała jego bladą skórę. Nie mogłem ich zliczyć, było ich za dużo... Najprawdopodobniej po skórzanym pasku, albo czymś o wiele gorszym. Zacisnąłem mocno usta w wąską kreskę. Kto traktuje dzieci w taki sposób? Jak to w ogóle możliwe w tym cywilizowanym kraju?
- Junhong...
- Dlatego uciekłem. Chociaż ledwo mogłem się ruszać, wszędzie jest lepiej, niż tam. Nawet na ulicy. - jego głos brzmiał tak słabo, że miałem wrażenie iż jeszcze chwila, a porządnie się rozpłacze. Junhong jednak tylko opuścił bluzę i pociągnął nosem, ponownie siadając na krześle.
- Nie miałem dokąd pójść. Nie miałem co jeść. Musiałem coś w końcu ukraść... A potem jeszcze zaczęło padać i nie mogłem tak szybko uciekać. Cieszę się, że... - urwał. Pewnie nie wiedział, jak ma się do mnie zwracać. Machnąłem dłonią i odpowiedziałem:
- Póki co, mów mi YongGuk hyung.
Pokiwał głową i powtórzył:
- ... cieszę się, że YongGuk hyung mi wtedy pomógł. Wiem, że nie powinienem kraść, ale...
- Daj spokój, to już nieważne. Pójdę jutro do tego sklepu i za wszystko zapłacę, dobrze? - zaproponowałem. Chłopak niepewnie mruknął ciche "dobrze" i zerknął na Himchana: - Mógłbym się wykąpać?
- O-oczywiście. - odparł i od razu ruszył w kierunku łazienki. - Gukkie, posprzątasz tu? I zrób coś z tą podłogą, na litość boską. Tu jest tak ślisko, że można się zabić! - wywróciłem oczyma, ale pokiwałem i posłusznie sięgnąłem po mopa. Odprowadziłem ich jeszcze wzrokiem i zerknąłem na pustą miskę po ramenie. Nie byłem już głodny, ale... Junhong. Tak, teraz zdecydowanie chciałem mu pomóc. Nieważne, za jaką cenę. Nie wypuszczę go z powrotem na ulicę, nie mógłbym tego zrobić. Co innego więc mi pozostaje...?


~*~

Zgasiłem światło w salonie, gdy już upewniłem się, że Junhong zasnął. Telewizor zostawiłem włączony tylko dlatego, że mnie o to prosił. Rozumiałem, że może czuć się tu dziwnie, dlatego nie pytałem i spełniłem jego życzenie. Ostatni raz poprawiłem koc, zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby mu dać naszej kołdry...
- Idziesz już spać? - zmęczony głos Himchana wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłem głowę w jego kierunku i pokiwałem głową, powoli wychodząc z salonu. 
- Sprawdzałem tylko, czy zasnął. - szepnąłem. - Myślisz, że będzie mu wystarczająco ciepło?
- YongGuk. Rozkręciłeś grzejnik do granic możliwości, jeszcze trochę i on się tu ugotuje. - syknął, ale mimo wszystko spojrzał na niego z żalem. - Martwię się o niego.
- Ja też. - wróciliśmy do sypialni, gdzie przysiadłem na brzegu łóżka i ściągnąłem z ręki zegarek. Położyłem go zaraz obok budzika, który natychmiast przypomniał mi o tym, że jutro przecież też muszę iść do pracy. Od razu odechciało mi się żyć. - Masz jutro wolne, prawda? Zaopiekujesz się nim?
Himchan zamarł i zamrugał szybko powiekami.
- To do kiedy on ma tutaj zostać?
- Nie wiem. Ja po prostu... Rozumiesz, że nie możemy go zostawić samego, prawda?
Wytrzeszczył oczy, po chwili opierając dłonie na biodrach. Przełknąłem głośno ślinę i wróciłem do nastawiania budzika, zauważając z poirytowaniem, że zostało mi zaledwie kilka godzin snu.
- Czekaj. Ja chyba wiem, do czego zmierzasz... - Boże, oby tylko nie zaczął się wydzierać... - Ty chyba nie chcesz...?
- Adopcja to jedyna rozsądna rzecz, którą możemy teraz zrobić, Himmie. - odparłem, po czym odstawiłem budzik na szafkę i szybko wsunąłem przemarznięte nogi pod kołdrę. - Wciąż jest niepełnoletni. Gdy ktokolwiek go znajdzie, natychmiast go tam odeślą z powrotem... Widziałeś jego plecy. Nie możemy na to pozwolić.
Himchan przełknął głośno ślinę i pokręcił głową, również włażąc szybko pod kołdrę. Wlepił wzrok w sufit i westchnął.
- Nie wiem... Nie jestem do końca przekonany.
- Przecież bylibyśmy dobrymi rodzicami. Nic nam nie stoi na przeszkodzie... - "już nie" - dodałem w myślach. Jeszcze trzy lata temu to by było nie do pomyślenia, ale na szczęście czasy się zmieniły.
- Gukkie, mamy za mały dom. Potrzebowalibyśmy dodatkowego pokoju... A póki co nie stać nas na nic większego. Kredytu też wolałbym teraz jeszcze nie brać, poza tym to nastolatek, nawet nie masz pojęcia, jak ciężko się je wycho- 
W tym momencie przerwałem mu jego monolog lekkim, słodkim pocałunkiem, który natychmiastowo go uciszył. Po minucie odsunąłem się od niego i zgasiłem lampkę.
- Nie martw się na zapas, bo nie ma o co. Poradzimy sobie. A teraz... dobranoc.~ 


~*~


Wróciłem z pracy wyjątkowo wcześnie. Tym razem mogłem w pełni rozkoszować się spokojną drogą do domu - słoneczko przygrzewało, a po ogromnych kałużach nie zostało już ani śladu. Miałem wręcz doskonały humor, którego nie zepsuł nawet zrzędliwy sprzedawca, któremu musiałem zapłacić za wszystkie batoniki i bułki, jakie Junhong kiedykolwiek ukradł. Przy okazji postanowiłem też kupić mu kilka słodkich niespodzianek, których pewnie w domu dziecka nigdy nie dostawał... Na samą myśl bolało mnie serce. Ten przemiły dzieciak zdecydowanie na coś takiego nie zasłużył.
Do domu wróciłem obładowany siatkami. Himchan na mój widok załamał ręce, ale posłusznie wziął ode mnie połowę zakupów i zaczął wszystko wyjmować na stół. Kiedy do kuchni wpadł Junhong, zdziwiłem się na widok jego ubrania - miał na sobie moją starą bluzę do biegania i za duże bokserki. Jeszcze mocniej zaskoczył mnie fakt, że na jego nogach nie widziałem ani jednego włoska. Zmarszczyłem brwi i szepnąłem do męża tak, aby chłopiec mnie nie usłyszał:
- Kazałeś mu ogolić nogi?
Wzruszył ramionami i zachichotał.
- Ale twoje bokserki wybrał sam. Nic innego nie chciał ubrać.
Nic już nie powiedziałem, tylko w ciszy obserwowałem, jak Junhong porywa paczkę chipsów i pędzi z nią przed telewizor. Sam najchętniej zjadłbym już obiad, jednak Himchan najwidoczniej był tak zajęty, że jeszcze nie skończył go gotować. Przysiadłem na krześle i spytałem:
- I co robiliście cały dzień?
Wzruszył ramionami i ponownie odwrócił się w kierunku blatu, wracając do krojenia marchewki.
- Wszystko i nic. Poszliśmy na zakupy, jednak nie chciał żadnych ubrań. Poprosił tylko o farbę do włosów i jakieś buty. Potem wróciliśmy do domu, pogadaliśmy o pierdołach, pooglądaliśmy telewizję...
- Aha. - bąknąłem wielce inteligentnie, po czym poluźniłem nieco swój krawat. - Mówił coś jeszcze? To znaczy o domu dziecka i tak dalej?
- W sumie niewiele. Nie chciałem go jeszcze męczyć i w ogóle... - gdy marchewka była już pokrojona, odłożył nóż na stół i ponownie odwrócił się w moim kierunku. - Słuchaj. Wciąż nie jestem przekonany do tego pomysłu, ale ufam, że wiesz, co robisz... On nam naprawdę zaufał.
Pokiwałem głową i już chciałem go zapewnić, że wszystko będzie w porządku, kiedy Junhong ponownie wpadł do kuchni i uśmiechnął się szeroko.
- Pomóc w czymś~?
Himchan odwzajemnił jego uroczy uśmiech i pokręcił głową.
- Nie, już kończę. Idźcie z YongGukiem coś pooglądać i nie kręćcie się tu już, okej?
- Okej! - poczułem, jak chłopak chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie w kierunku salonu. - Chodź hyung, świetną dramę właśnie puszczają!



~*~


Junhong wprowadził wiele śmiechu do naszego domu. Od razu przyjemniej wracało mi się z pracy, a te rzadkie weekendy kiedy miałem wolne spędzaliśmy zawsze razem, jeżdżąc na zakupy, przerabiając kawałek salonu na pokój dla chłopaka, albo po prostu kuląc się na kanapie i oglądając głupie filmy. Po tygodniu wnieśliśmy sprawę na policję, odnaleźliśmy ten cały dom dziecka, którym oczywiście od razu zajęły się odpowiednie służby. Niedługo potem napisaliśmy pismo w sprawie adopcji. Myślałem, że to będzie trwać naprawdę długo, przyślą setki ludzi do sprawdzenia naszych warunków mieszkalnych, będziemy musieli przechodzić jakieś szkolenia czy inne cuda, jednak ku mojemu zdziwieniu wszystko potoczyło się naprawdę prosto. Junhong zgodził się na rozmowę z opieką społeczną, po której prawie od razu dostaliśmy wyłączne prawa do opieki nad nim.
Tego wieczora świętowaliśmy naprawdę długo. Kiedy tak obserwowałem swoją rodzinę, czułem się naprawdę szczęśliwy. Przywiązałem się do tego chłopaka, on najwidoczniej do mnie też. Chociaż było jeszcze wiele rzeczy do naprawienia, wierzyłem, że damy radę. Wszystko jest do zrobienia, o ile zabierają się za to odpowiedni ludzie.
Koło czwartej rano w końcu udało nam się zagonić Junhonga do spania. Nam jednak jeszcze przez długi czas nie było dane zmrużyć oka. Uprawiając gorący seks z Himchanem tego ranka sądziłem, że znam swoje miejsce na ziemi. Wiem, do kogo należę, z kim jestem najszczęśliwszy i że tak właśnie powinno zostać. Spokój. Harmonia. Szczęście.
Los mnie nienawidzi. 

~*~ 


- Coś jeszcze potrzebujemy?
Junhong zmarszczył brwi znad kartki z zakupami (która gdyby nie moja osobista interwencja pewnie ciągnęłaby się przez całe Tesco) i pokręcił głową.
- Nie, chyba już nie, ale... Chyba nie mamy już płatków.
Oparłem się o wózek, mierząc chłopaka uważnym spojrzeniem.
- Junhong. Masz płatki, rano otwierałeś nowe opakowanie.
- Wiem, ale teraz są takie nowe, z czekoladą i owocami! Smaczne i pyszne, dwa w jednym! - rozpromienił się, jego blond czupryna podskoczyła.
- No nie wiem...
- Proszę, tatusiu~ 
Zamarłem, kiedy usłyszałem, że po raz kolejny się tak do mnie zwraca. Sam nie wiem, dlaczego tak reagowałem. Za każdym razem gdy słyszałem to słowo z jego ust, wypowiedziane w tak uroczy i specjalny sposób, którego aż nie potrafiłem nazwać. Co więcej - zawsze działało, gdy chciał coś ode mnie wyłudzić. Zagryzłem dolną wargę i pokiwałem głową.
- Niech ci będzie. Ale nie mów mamie, chyba mnie zaje... zabije.
Pokiwał wesoło głową i natychmiast pobiegł po to swoje upragnione pudełko płatków. Wrócił po sekundzie, z zadowoleniem wrzucając je do wózka.
- Wszystko! Możemy iść do kasy.
Junhong momentami w byciu uroczym przerastał samego siebie. Gdybym go nie znał i nie był moim adoptowanym synem pewnie bym uznał, że to taka jego taktyka na podryw. Cóż... w przeszłości wiele dzieciaków próbowało mnie uwieść, wykorzystując moje miękkie serce i chęć pomocy całemu światu, z różnym skutkiem to się kończyło, ale nie chciałem już raczej o tym pamiętać. Miałem męża i nastoletniego syna. Poważną, szczęśliwą rodzinę. Tylko to się teraz liczyło.
Pchnąłem wózek w kierunku kasy, myśląc intensywnie. Jakby nie patrzeć, to naprawdę martwiły mnie te spojrzenia mężczyzn, posyłane w kierunku Junhonga. Jeszcze trzy lata temu by się z nimi kryli, ale teraz już nic nie stało im na przeszkodzie. Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Chociaż chłopak zdecydowanie na nie nie reagował wiedziałem, że je zauważał. Czy się nimi przejmował tak, jak ja? A może...?
By skupić myśli na czymś innym, zacząłem pomagać mu wyciągać zakupy na taśmę. Mleko, kawa, więcej kawy, jeszcze więcej kawy, makaron, płatki, owoce, znowu kawa... Połowa wypłaty szła co miesiąc na kawę dla Himchana. Nieźle już poddenerwowany wykładałem kolejne paczki na taśmę, zerkając ukradkiem na chłopaka. 
- Junhong, będziesz wszystko pakował do siatek?
- Dobrze, tatusiu!
Przymknąłem powieki i wziąłem głęboki oddech. On to robił cholernie specjalnie... Szybko wyciągnąłem portfel z kieszeni i poczekałem, aż wyjątkowo powolna sprzedawczyni skasuje wszystko i poda mi w końcu cenę.
- Należy się...
- Jeszcze paczkę malboro poproszę.
Junhong wytrzeszczył oczy.
- Ale tatusiu... Mama mówiła...
- ...dwie paczki poproszę.
W takich sytuacjach tylko to mnie potrafiło odstresować. I dobry film wojenny. Nie reagowałem na zdziwione spojrzenia i pytania Junhonga, szybko płacąc i biorąc siatki w dłonie. Starałem się nie myśleć, w ogóle nie reagować, ale... Kiepsko mi to wychodziło. Powinienem pozwolić mu zachować formę "YongGuk hyung". To było o wiele bezpieczniejsze. Teraz już niestety za późno...
- Pospieszmy się. Mama czeka z obiadem.




Mimo kupienia Junhongowi nowej piżamy on i tak spał w mojej bluzie do biegania i bokserkach. Na początku nawet nie zwróciłem na to uwagi, jednak dzień po naszym wyjściu po zakupy nagle mnie to ukuło w oczy, kiedy siedziałem sobie spokojnie podczas śniadania w kuchni i próbowałem poczytać gazetę.
- Um... Junhong? Gdzie twoja piżama?
Chłopak opadł wesoło na krzesło i wzruszył ramionami.
- W praniu. Była cała od czekolady. - ja jednak wiedziałem, że on nie miał jej ani razu na sobie. Zagryzłem wargę i jakby nigdy nic wróciłem do czytanego przed chwilą artykułu. Nawet nie wiedziałem, o czym jest, byle by się czymś zająć. Przez chwilę panowała cisza, póki Himchan nie odchrząknął cicho.
- Co jest?
- Zaraz wsadzisz łokieć do kubka. - mruknął i zmarszczył brwi. Zerknąłem w danym kierunku i zakląłem w myślach. Faktycznie. - Coś się dzieje? Od wczoraj jesteś jakiś... dziwny.
Zamrugałem szybko powiekami i pokręciłem ze zdenerwowaniem głową. Cholera, zauważył. Odłożyłem gazetę na stół i westchnąłem, chwytając do ręki kubek i upijając łyk gorącej herbaty. Mówiłem już, że w przeciwieństwie do mojego męża nienawidziłem kawy? Jak on może pić to czarne paskudztwo w takich ilościach? Chyba nigdy tego nie zrozumiem...
- Okej, to ja już wychodzę. - Himchan wstał, wytrzepał spodnie z okruszków i poprawił koszulę. - Idę z Kibumem do kosmetyczki.
- Nie wydajcie znowu za dużo na pierdoły. - mruknąłem, mimo to uśmiechając się lekko. Pokiwał głową, pocałował mnie w policzek i potargał Junhonga po włosach, po czym wybiegł z domu, nucąc sobie coś pod nosem. Tuż po jego wyjściu zapanowała nurtująca cisza, przerywana tylko tykaniem zegara i dźwiękiem łyżeczki stykającej się z miską. Dopiłem do końca herbatę i zerknąłem na Junhonga, który wciąż ze skupieniem wcinał swoje płatki. Czekoladowe z owocami. Zdrowe i smaczne. Dwa w jednym.
- Jak skończysz to daj znać, pozmywamy. - mruknąłem i wstałem od stołu, zamierzając jak najszybciej wyjść z kuchni. Oczywiście, nie było mi to dane.
- Spokojnie tatusiu, sam pozmywam. - posłał mi swój promienny uśmiech i odsunął od siebie miskę, opierając brodę na łokciu. - Co chciałbyś dzisiaj robić?
Przełknąłem głośno ślinę i odwróciłem wzrok.
- Cóż... Sam nie wiem. Skoro mam wolne, to najchętniej bym się uwalił na kanapę w salonie i obejrzał jaką durną dramę. - roześmiałem się nerwowo, opierając biodrem o lodówkę. Junhong uniósł pytająco brwi ku górze, ale ostatecznie pokiwał głową.
- No dobrze. Skoro tego chcesz...
Odetchnąłem z ulgą i spokojnie ruszyłem do salonu, usiłując zapomnieć o widoku jego uroczego uśmiechu. Na Boga, YongGuk, co ty najlepszego wyprawiasz? Przecież to z prawnego punktu widzenia twój syn!  Nie dość ci przygód z dzieciakami? Uspokój się, tylko uspokój... To nic takiego. Junhong dorasta, w jego wieku to normalne. Nie reaguj, po prostu usiądź i...
- Wydajesz się spięty.
Odwróciłem głowę do tyłu. Chłopak stał w progu, wciąż miał na sobie moją bluzę i bokserki. Nawet nie poprawił włosów, uroczo rozczochrane odstawały na wszystkie strony. Przełknąłem głośno ślinę i pokręciłem głową.
- To nic.
- Usiądź, zrobię ci masaż.
Zamarłem, słysząc jego propozycję. Nie wiem, dlaczego poczułem się tak, jakby zaproponował mi coś o wiele bardziej niemoralnego. Pokręciłem gwałtownie głową i szybko odparłem:
- Nie trzeba, Hongie, naprawdę. Chyba mówiłeś coś o zmywa-
- Daj już spokój. Usiądź, potrzebujesz tego masażu, widzę to.
Zacisnąłem zęby, siadając posłusznie na kanapie. Mój mózg cały czas powtarzał mi, że to się źle skończy. Dlaczego Himchan musiał wyjść akurat teraz? Pieprzony Kibum i jego wyprawy do kosmetyczki...
- Rozluźnij się, tatusiu~ - szepnął mi do ucha i położył obie dłonie na moich ramionach. Po całych plecach przeszedł mnie gwałtowny dreszcz, a Junhong na pewno to zauważył. Usłyszałem jego cichy chichot, po czym delikatne dłonie rozpoczęły swoją wędrówkę. Od karku i szyję poprzez barki, kreśliły drogę jakby już dawno chciały to zrobić. Westchnąłem cicho, kiedy to mruknął:
- Chyba powinieneś zdjąć koszulkę.
Nim zdążyłem zareagować, już zaczął ją podwijać, nieco powoli, jakby wciąż nie był pewien, czy może. Chciałem go zatrzymać, powiedzieć że wystarczy i naprawdę nie potrzebuję masażu, jednak już została odrzucona w bok i całkowicie zapomniana. Siedziałem półnagi.
Junhong westchnął cicho, nieco za długo wpatrując się w moje ciało. Na ziemię przywróciło go dopiero moje odchrząknięcie, natychmiast wrócił do masowania mi pleców. A to było... naprawdę przyjemne. Aż za bardzo. Junhong zdawał się jednak nic nie zauważać, ze skupieniem dotykał mojej skóry, delikatnie rozmasowując faktycznie obolałe mięśnie.
- I jak? - usłyszałem jego cichy szept tuż przy swoim uchu. Zadrżałem i odpowiedziałem słabo:
- D-dobrze... Dziękuję.
Spodziewałem się, że powie coś jeszcze. Zamiast tego uśmiechnął się delikatnie i pocałował mnie w policzek. Ten sam, w który wcześniej zostałem pocałowany przez Himchana.
- Do usług, tatusiu~
Jęknąłem cicho i przymknąłem powieki, nie chcąc już nic słyszeć ani widzieć. Natychmiast odsunąłem się od niego i sięgnąłem po koszulkę.
- Junhong, idź już umyj te naczynia.
- Ale...
- Proszę.
Kiedy tylko zniknął w kuchni, zakląłem i schowałem twarz w dłoniach. Co ja wyprawiam? Nie to... to niedopuszczalnie. Nie po to tak się starałem o to wszystko, by teraz coś spieprzyć...
Zacisnąłem dłonie na włosach, myśląc tylko i wyłącznie o tym, że muszę nauczyć się nad sobą panować. Jak Himchan się dowie... stracę wszystko. Raz na zawsze.
Odetchnąłem głęboko i sięgnąłem po pilota, włączając pierwszy lepszy kanał. Muszę jakoś przeczekać spokojnie ten dzień, aż Himchan nie wróci do domu. A potem... Co potem?
No właśnie.


~*~


Stabilne mury naszej rodziny powoli zaczęły pękać. Wiedziałem, że to nie jest wina Junhonga, hormony szalały, byłem w stanie to zrozumieć. To ja dałem się złapać. Coś nie pozwalało mi myśleć o nim jak o swoim synu, po prostu nie potrafiłem. Nie mogłem spać w nocy, wsłuchując się w spokojny oddech Himchana jednocześnie wiedząc, że tuż za ścianą śpi Junhong. Kilka kroków ode mnie, nie więcej. A ja nie mogę z tym nic zrobić.
Sytuacja pogorszyła się wraz z nadejściem wiosny. Junhong zaczął nosić coraz bardziej prowokacyjne stroje, nie zwracając uwagi na prośby Himchana, by ubrał się nieco bardziej odpowiednio. Krótkie spodenki, wysokie skarpetki, kolorowe tenisówki i przewiewne bluzki w połączeniu z jego uroczą buzią powodowały, że momentalnie odwracałem wzrok i nie mówiłem już nic nawet wtedy, gdy ten prosił mnie o wsparcie w kłótni.
- Tatusiu, mama znowu się mnie czepia... Powiedz coś!
Nie mogłem.
Kiedy Himchan oznajmił mi, że na weekend wyjeżdża do rodziców wiedziałem już, że to oznacza mój koniec. Próbowałem wszystkiego, byle by tylko wybić mu ten pomysł z głowy, jednak się uparł. Twierdząc, że pół życia nie widział już swojej mamy wyminął mnie w drzwiach i z zadowoleniem otworzył szafę, szukając swoich ulubionych ciuchów na podróż.
- Ale przecież możesz zabrać Junhonga! Powinien poznać w końcu swoich dziadków... prawda?
Himchan spojrzał na mnie uważnie i westchnął ciężko.
- Dobrze wiesz, co moi rodzice sądzą o naszym ślubie. Nie zaakceptują Junhonga jako swojego wnuka, nie dopóki jesteśmy małżeństwem.
"Jesteśmy małżeństwem" - te słowa krążyły mi po głowie przez cały wieczór, nie mogłem się ich pozbyć, oblepiły mnie swoimi mackami, przypominając o sobie w każdym momencie, w którym spojrzałem na Junhonga. Tego dnia już nawet zrezygnowałem z kolacji i poszedłem wcześniej spać. Nie mogłem tak cały czas uciekać, ale co innego mi pozostawało? Każdy uśmiech Junhonga powodował znajomy dreszcz na plecach. To już nie była zwykła fascynacja, czy nawet zauroczenie.
Junhong powoli zajmował w moim sercu to szczególnie miejsce, które przez prawie całe moje życie należało do Himchana.
Póki wciąż mieliśmy być rodziną, nie mogłem do tego doprowadzić. Junhong był prawnie moim synem, do jasnej cholery! Muszę z nim porozmawiać, uświadomić go, utemperować, cokolwiek...
Postanowiłem zrobić to zaraz tego wieczora, kiedy Himchan wyjechał. Poczekałem, aż Junhong usiądzie przed swoim komputerem, a w domu zapanuje cisza, by móc się skupić nad myślami. Ułożyłem sobie całą rozmowę w głowie, doskonale wiedząc, co w jakim momencie powiedzieć. Obym tylko nie spieprzył...
- Hongie, możemy porozmawiać? - spytałem, stając w progu. Natychmiast podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób.
- Pewnie~ Coś się stało, tatusiu?
Westchnąłem cicho i podszedłem do niego bliżej, kucając przy jego krześle. Schowałem twarz w dłoniach i odczekałem chwilę, nim w końcu odparłem:
- Posłuchaj. Doskonale wiesz, że coś między nami jest nie tak, jak powinno być. - wlepiłem wzrok w jego stopy, które były najbezpieczniejszym miejscem, w które mogłem obecnie patrzeć.
- O czym ty mówisz, tatu-
- Junhong, stop.
Wziąłem głęboki oddech i dodałem nerwowo:
- Żałuję, że wtedy zaprzestałeś używania formy "hyung". Gdyby została, to by nie zaszło tak daleko... To twoje "tatusiu" jest zbyt seksistowskie i dwuznaczne, Junhong.
- Ale...
- Ja wszystko zrozumiem, naprawdę. Ale... nie możesz przesadzać. Znajdź sobie jakiegoś miłego chłopca i przyprowadź go do nas, a nie...
- Czyli naprawdę cię to podnieca?
Zamrugałem powiekami nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałem.
- Słucham?
Rozpromienił się i położył dłoń na moim ramieniu.
- Wiedziałem... tatusiu.
Jęknąłem cicho. Tylko nie ten ton głosu, błagam.
- Junhong. Nie rozumiesz, co próbuję ci powiedzieć? - mruknąłem, starając się ignorować jego dłoń. - To zaszło za daleko. Jestem twoim przybranym ojcem, nie możemy...
- Ale tego chcesz.
Nie, tylko nie to, proszę...
- Junhong...
- Proszę, spójrz mi w oczy i mi powiedz, że tego nie chcesz.
- Himchan...
- Naprawdę nim się przejmujesz? - prychnął cicho. - Jesteście ze sobą z przyzwyczajenia, a nie miłości. Jeśli dwóch ludzi spędza ze sobą całe życie, to normalne, że kończą jako małżeństwo... Które nigdy nie trwa długo.
Miałem ochotę go uderzyć, pierwszy raz w życiu. Był bezczelny, arogancki, rozpuszczony...
Niesamowicie uroczy i kochany. Jego oczy zdradzały czystą niewinność. Zagryzłem mocno wargę.
- Widzisz? A nie mówiłem? - pogłaskał mnie kciukiem po policzku i pokręcił głową. - Przestań się oszukiwać, Gukkie. To do niczego nie prowadzi.
- Nie możemy, Junhong. - jęknąłem płaczliwie, opierając dłonie na jego kolanach. - Nie ważne, jak mocno tego chcę. Jeśli ktoś się dowie... Będzie po mnie. Ani ty, ani Himchan mi tego nie wybaczycie. Stracę wszystko...
- Nikt nie powiedział, że ktoś musi się dowiedzieć. - szepnął i nim zdążyłem zareagować, pocałował mnie prosto w usta.
Byłem tak zaskoczony, że w pierwszym momencie nie zareagowałem w ogóle. Tylko przez to Junhong przejął całkowitą kontrolę nad pocałunkiem, pogłębiając go i wsuwając język pomiędzy moje rozchylone ze zdumienia wargi. Jęknąłem cicho i podniosłem rękę, wplątując ją w jego włosy. Ostatnie, co w tej sytuacji chciałem zrobić, to się odsunąć. Chociaż powinienem, na Boga...
Mocno zacisnąłem palce na jego blond kosmykach, drugą dłoń kładąc na jego policzku. Pocałunek był chaotyczny, przepełniony za długo skrywanym pragnieniem. Jego język rozpoczął szybki taniec z moim, kompletnie ich nie kontrolowaliśmy, jednak było to tak cudowne, tak niesamowite... Tak zakazane.
Oderwałem się od niego, dysząc głośno.
- Nie powinniśmy. - wyszeptałem, czując jak schodzi z fotela i ciągnie mnie za sobą. Wyszliśmy z jego pokoju, przechodząc przez salon ponownie przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Tym razem pocałunek był bardziej spokojny i opanowany, lecz ciągle gorący i spragniony. Gdy tylko znaleźliśmy się przed drzwiami sypialni, podniósł dłonie i zaczął powoli rozpinać moją koszulę. - Junhong...
- Gukkie. Będziesz dobrym tatusiem i zamkniesz się w końcu?
O mój Boże.
Zamknąłem za nami drzwi, pozwalając mu rozpiąć moją koszulę do końca. Jego sprawne palce wsunęły się pod jej materiał, rozpoczynając powolną wędrówkę po mojej skórze. Ponownie poczułem dreszcz na plecach, mimowolnie pragnąć jeszcze więcej i więcej... Chwyciłem jego twarz w obie dłonie i pocałowałem z takim uczuciem, na jakie tylko było mnie stać. Junhong zadrżał i opuścił ręce wzdłuż ciała, by zaraz zająć się paskiem od moich spodni. Oderwałem się od jego ust i zerknąłem na te poczynania, nie mogąc się nadziwić sprawnością jego rąk.
- Junhong, ty...
- Ćśś~ - uciszył mnie, szybko rozpinając również i rozporek. Odchyliłem głowę do tyłu ledwo powstrzymując jęk aprobaty, kiedy obie jego dłonie szybko znalazły się pod w moich bokserkach. Tak zgrabne, jakby doskonale wiedziały, co mają robić...
- Mhm... Hongie... - westchnąłem, gdy się na mnie zacisnęły. Usłyszałem cichy chichot, poczułem lekki pocałunek na piersi, aż miałem ochotę wziąć go od razu. - Nie baw się ze mną...
- Z kim mam się nie bawić, Gukkie? - spytał niewinnie, zmuszając mnie tym do otworzenia oczu. Zamrugałem powiekami i uśmiechnąłem się lekko.
- Nie baw się z tatusiem, Junhong. Dostaniesz karę.
Oblizał się z zadowoleniem i pokręcił głową.
- Wiesz... Tak się składa, że o niczym innym nie marzę.
Zostałem pchnięty na najbliższą ścianę. Junhong ponownie pocałował mnie w usta, lecz tym razem szybko i niedbale wiedząc, że ma coś ważniejszego do zrobienia. Gdy tylko się ode mnie oderwał, ukucnął przede mną i zsunął ze mnie spodnie wraz z bokserkami, wzdychając z zadowoleniem. Od razu zerknąłem na niego i zmarszczyłem brwi. Zaczynałem wątpić w to, czy aby na pewno był tak niewinny, za jakiego go uważałem.
- Junhong... - szepnąłem i pogładziłem go dłonią po policzku. Uśmiechnął się i pokiwał głową, delikatnie klepiąc mnie po udzie.
- Spokojnie, Gukkie.
Wtedy po raz pierwszy jego słodkie usteczka spotkały się z moim członkiem.
To było jak miliony wyładowań atmosferycznych na moich plecach. Chociaż do ust wziął na początku tylko niecałą główkę, zupełnie mnie to nie obchodziło. Poczułem, że jest mi zimno i gorąco jednocześnie. Przymknąłem powieki i wplątałem palce w jego włosy, mrucząc cicho. Kawałek po kawałku brał go do siebie coraz bardziej, jego policzki przybrały kolor dojrzałego pomidora. Jak można być tak uroczym i seksowym jednocześnie? To było aż bolesne. Niechcący pociągnąłem go za kosmyk jego świeżo pofarbowanych włosów, szepcząc jego imię jak mantrę. Coraz głębiej i głębiej... Pot perlił się na moim czole, ale nie miałem czasu go wytrzeć. Byłem całkowicie zajęty cudownym obrazkiem, jaki rozciągał się przed moimi oczyma...
- Hongie... - kiedy był już w nim cały, pozwoliłem mu jeszcze się chwilę pobawić, chociaż było to dość ryzykowne. I w tym chłopak był zadziwiająco dobry. W końcu jednak pchnąłem delikatnie, odchylając głowę do tyłu jeszcze mocniej. - O cholera...
Jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz... Wiedziałem, jak ciężko to znosił. Chciałem przestać, sprawić w końcu nieco przyjemności i jemu, poza tym domyślałem się, jak niewiele mi brakuje. Próbowałem się cofnąć, jednak powstrzymał mnie  połowie ruchu, podnosząc na mnie wzrok. Widziałem w jego oczach pragnienie. On tego chciał jak jasna cholera.
Skoro tak...
Wznowiłem swoje poprzednie akcje, wciąż mocno ściskając jego włosy. Czułem, jak to ciepło mnie przerasta, cudowne spełnienie zbliża się z każdą chwilą, każdym ruchem jego ślicznych warg... Jedno, drugie, trzecie pchnięcie i chłopak w końcu mógł mnie zasmakować. Z jękiem puściłem jego włosy i opadłem bezwładnie na ścianę, oddychając z trudem. Kręciło mi się w głowie, czułem się pijany i naćpany jednocześnie...
Minęła minuta, godzina, albo cała noc, nim w końcu otworzyłem oczy. Junhong wciąż klęczał przede mną, z zadowoleniem oblizując usta. Zamrugałem powiekami, napotykając jego spojrzenie.
- Hongie. Dlaczego wciąż jesteś w ubraniu? - warknąłem i ukucnąłem przed nim. Pogłaskałem go kciukiem po policzku i pokręciłem głową z uśmiechem. - Tatuś jest niepocieszony.
- Wiem.
Pocałowałem go przelotnie w usta i podciągnąłem do góry, od razu popychając na łóżko. Nachyliłem się nad jego szyją, całując i gryząc ją, jednak na tyle delikatnie, aby nie uszkodzić jego cudownej skóry. Przeszkadzał mi w tym tylko znajomy zapach Himchana, unoszący się nad jego połową łóżka. Im bardziej starałem się go ignorować, tym mocniej byłem nim poirytowany. Junhong oczywiście to zauważył. Odsunął się ode mnie i zrzucił na podłogę jego poduszkę i część pościeli.
- Niczym się nie przejmuj, Gukkie. Wszystko jest w porządku.
Zaufałem mu. Nie potrafiłem inaczej.
Z cichym westchnieniem ściągnąłem z niego koszulkę, rozkoszując się widokiem jego nagiej piersi. Na niej również złożyłem kilka pocałunków, zatrzymując się dłużej na kościach biodrowych. Mruknąłem z zachwytem. Miałem do nich słabość. Junhong westchnął cicho i poruszył się nieznacznie, jakby chciał mnie pospieszyć. Posłusznie rozpiąłem jego spodnie i zsunąłem wraz z bielizną, podnosząc się do siadu i oblizując wargi.
- Junhong, jesteś taki piękny... - westchnąłem, obserwując go z tej perspektywy. Przesunąłem dłonią po jego płaskim brzuchu i długich nogach, zatrzymując się dopiero na kostkach. Pogłaskałem go delikatnie po stopie, która uroczo podskoczyła do góry. - Ślicznie wyglądałbyś w takich małych, lolicich skarpetkach...
Chłopak zarumienił się jeszcze bardziej i odwrócił twarz w bok, patrząc uważnie w jednym kierunku. Szuflada. Skąd on wiedział, gdzie zawsze trzymamy to wszystko, co nam potrzebne? Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w czoło, po czym sięgnąłem i otworzyłem ją. Wyjąłem z niej nową, nie używaną jeszcze buteleczkę z żelem, po czym powróciłem do niego i pocałowałem w usta.
- Jesteś pewien, że tego chcesz?
Spojrzał mi prosto w oczy. Po paru sekundach pokiwał głową i oparł dłonie na mojej piersi.
- Bardziej niż czegokolwiek innego, Gukkie...
To był dla mnie ostatni moment, aby się wycofać. Ostatnia chwila, aby móc sprawić, aby wszystko było znowu jak dawniej... Dlaczego tego nie zrobiłem? Bo nie mogłem. Junhong by mi tego nie wybaczył, ja sobie zresztą też... Między rozumiem i sercem wybrałem to drugie, wiedząc że rozwiązania idealnego i tak nie ma. Cokolwiek bym nie wybrał, ktoś zostałby skrzywdzony.
A co za tym idzie - również i ja.
Pocałowałem go jeszcze raz, po czym otworzyłem buteleczkę i wysmarowałem zawartością dokładnie swoje palce. Oparłem jego biodra o moje uda, wciąż uważnie obserwując jego twarz. Chciałem zapamiętać każdą chwilę, nawet tą, kiedy jego twarz wykrzywiał ból, jednak błagał mnie, abym nie przerywał. Robiłem wszystko, aby zniósł przygotowanie nieco lepiej; całowałem jego usta, powieki i czoło, wodziłem nosem po delikatnej skórze, gładziłem po włosach... W końcu się rozluźnił, usłyszałem jego cichy jęk i sam cofnął biodra w moją stronę. Zrozumiałem, że wystarczy. Wyjąłem palce i wytarłem je w pościel, ponownie sięgając po buteleczkę.
- Junhong... - szepnąłem jego imię, przystawiając członka do jego wejścia. Otworzył powieki i spojrzał na mnie z takim zaufaniem, że aż westchnąłem z ulgi. - Ja...
- Zrób już to, Gukkie.
I zrobiłem.
Wszedłem w niego szybko ale delikatnie, robiąc wszystko, by zaoszczędzić mu zbędnego bólu. Zacisnął mocno dłonie na pościeli i odchylił głowę do tyłu, z całych sił starając się nie krzyknąć. Ponownie ucałowałem go uspokajająco w szyję, szepcząc cicho słowa otuchy. Słyszałem, jak szybko i nierówno bije jego serce. Moje pewnie było nie lepsze. Przymknąłem powieki, rozkoszując się przyjemnym ciepłem na ciele i jego obecnością, czekając na jego znak.
- Już możesz. - szepnął i położył mi dłoń na ramieniu. Pokiwałem głową i cofnąłem biodra tylko po to, by ponownie pchnąć z całej siły. Pewnie zrobiłem to nieco za mocno, rama łóżka gwałtownie zderzyła się ze ścianą, jednak Junhong nie wyglądał tak, jakby to mu jakoś specjalnie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, wydał z siebie głośny jęk, natychmiast kiwając głową na znak, że chce więcej.
Roześmiałem się cicho i pokręciłem głową. Mój mały...
Powoli zacząłem nabierać tempa. Oparłem dłonie po obu stronach jego głowy, przez cały czas obserwując go uważnie. Był taki piękny, że to aż niesamowite. Nawet teraz: spocony, rozczochrany i mocno zarumieniony wyglądał jak ósmy cud świata. Mój cud. Przeniosłem dłonie na jego biodra, gładząc je do rytmu własnych pchnięć. Już po chwili nie mogłem się powstrzymać - nasze jęki i westchnienia mieszały się ze sobą, razem brzmiała zupełnie jak jakaś pieśń. Wyjątkowo przepiękna.
- Och... ja... tatusiu... pozwól mi~ - usłyszałem jego szept. Uniosłem pytająco brwi, ale zrozumiałem, o co mu chodzi. Zatrzymałem się i przewróciłem na plecy, obserwując jak szybko wspina się na mnie i siada w odpowiedniej pozycji. Niespodziewanie przypomniałem sobie tekst piosenki, którą kiedyś usłyszałem w radiu, a do tej sytuacji pasowała idealnie.

"'Cause I'm a bad boy and I need a good Daddy."

Nie przestawaliśmy patrzeć sobie w oczy, gdy powoli opuszczał się na dół. Widziałem, z jakim wysiłkiem to robił - pot perlił się na jego czole, jednak nie przestawał. Podniosłem rękę i pogładziłem go po brodzie, nie mogąc przestać zachwycać się jego pięknem.

"'Cause I'm a good Daddy who needs a bad boy"

Westchnąłem z zaskoczeniem, kiedy cały już znajdowałem się w nim. Pokiwał głową z tryumfem i oblizał wargi, odgarniając drżącą dłonią grzywkę z czoła. Położyłem obie dłonie na jego biodrach i pozwoliłem mu czynić cuda.

 " Easy Daddy , don’t you worry
Go ahead, don’t be sorry
I want to be used. "

Góra, dół, góra, dół, góra, dół. Przyspieszał z każdym ruchem. Był tak zwinny i wygimnastykowany, że momentalnie zacząłem podziwiać go jeszcze bardziej. Nie mogłem się już powstrzymać, wypchnąłem biodra do góry aby spotkać się z nim w połowie ruchu. Krzyknął głośno, odchylając głowę do tyłu. Znalazłem.

"And ma g-spot, Daddy, I let you hit that strongly." 

- Mmm... - zamruczałem, ani na moment się nie zatrzymując. Junhong po raz kolejny błagał mnie o mocniej, szybciej, więcej... Kim byłem, aby mu odmawiać? Jednym ruchem podniosłem się do siadu i objąłem go ramieniem, palce drugiej ręki zaciskając na jego pośladku. Schowałem nos w zagłębieniu jego szyi, by zacząć ją znowu gryźć i całować bez opamiętania.

"Your'e daddy's sexy boy, moving slowly, perfect toy
I'm just waiting for you to come, oh my little sweet loliboy."

- Omh... ta-tatusiu... - szepnął, wbijając paznokcie w moje plecy. - Ach... Jeszcze raz... tutaj... Ja zaraz...
Pokiwałem głową, doskonale wiedząc, o co mu chodzi. Sam byłem niepokojąco blisko, dlatego objąłem go jeszcze mocniej, synchronizując się z nim całkowicie.

"Baby dolly, your voice is beautiful when you're talking dirty like this."

- Och... ja... JESZCZE! TAK! - krzyknął, wplątując palce w moje włosy i ciągnąc za nie mocno. Warknąłem głośno, lecz nic nie powiedziałem, znowu czując ten wyjątkowy dreszcz na plecach. - TAK- OCH!
Opadł bez sił w moje ramiona, na brzuchu poczułem znajomy dowód na to, że osiągnął swoje spełnienie. Mimo to wciąż się w nim poruszałem, rozkoszując się jego ciepłem. Nagle niespodziewanie zatopił zęby w moim ramieniu. Ugryzienie było delikatne, mimo to dopełniło dzieła. Doszedłem z jego imieniem na ustach, resztką sił opadając plecami na pościel.

"I got ma daddy boss, daddy boss, daddy boss..."

- Junhong...? - szepnąłem parę minut później, gdy wróciliśmy już do siebie. Chłopak wciąż leżał w moich ramionach, rysując kółka na mojej piersi.
- Hm? - spytał, podnosząc na mnie wzrok. Oblizałem wargi i odgarnąłem grzywkę z jego ślicznych oczu.
- Ja... wiem, że popełniłem kilka karygodnych błędów. - mruknąłem, ciągle patrząc na jego uroczo zarumienioną twarzyczkę. - Ale mimo wszystko cieszę się, że ci wtedy pomogłem.
Jego słodki uśmiech był najlepszą nagrodą. Pocałował mnie w usta i schował twarz w moją szyję, wzdychając cicho.
- Ja też Gukkie. Ja też.


~*~


Obudził nas trzask drzwi frontowych i dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Byłem zbyt zaspany aby połączyć fakty. Przetarłem oczy dłonią, zerkając na wciąż jeszcze nie do końca rozbudzonego Junhonga. Gdy w miarę otrzeźwiałem, było już za późno...
- Ach, tu jesteście! Wróciłem na moment, zapomniałem... - torba wypadła Himchanowi z rąk. Potrafiłem wyczytać z jego twarzy wszystko, nawet nie starał się już tego ukrywać. Stał tam i patrzył, a ja mogłem tylko podnieść się do siadu i powiedzieć żałosnym tonem:
- Himmie...
Cofnął się gwałtownie, jednak nie wybiegł z pokoju. Zacisnął wargi w wąską kreskę i warknął:
- Co tu się, kurwa jasna, działo?
Milczałem. Odwróciłem wzrok, czując jak Junhong również się podnosi i starannie zakrywa kołdrą.
- Ma-
- CZY KTOŚ MOŻE MI KURWA POWIEDZIEĆ, O CO W TYM WSZYSTKIM CHODZI?!
Jego głos powoli się załamywał, a ja kompletnie nie wiedziałem, jak mam mu to wytłumaczyć. Zagryzłem wargę, czując pot na czole. Chwyciłem po swoje spodnie i wstałem z łóżka, chcąc jak najszybciej do niego podejść.
- Himmie, posłuchaj.
- Nie! Ani kroku bliżej! - zatrzymał mnie gwałtownie, zerkając to na mnie, to na Junhonga. - Nie mogę w to uwierzyć... Wy... on... - urwał, zatrzymując wzrok dłużej na chłopaku. - Ty mały sukinsynu...
Już szedł w jego stronę z wyraźnym zamiarem zrobienia mu krzywdy, w porę jednak chwyciłem go za nadgarstek i zatrzymałem. Otwierałem usta by coś powiedzieć, kiedy to odwrócił się gwałtownie w moją stronę i wymierzył mi siarczysty policzek.
- Ty skończony kretynie... Jak mogłeś? Po tych wszystkich latach... I to jeszcze z nim! Z naszym synem... - jęknął słabo, patrząc na mnie oczyma pełnymi łez. - Jesteś obrzydliwy...
Zatkało mnie kompletnie. Wszystko to, co chciałem powiedzieć jeszcze przed sekundą kompletnie wyparowało, pozostawiło pustkę. Wiedziałem, że Junhong patrzy na mnie z przerażeniem. Himchan próbuje powstrzymać płacz, ale słabo mu to wychodzi. Opuściłem ramiona luźno wzdłuż ciała, mój policzek pulsował bólem. Ale to już się nie liczyło... Nic się już nie liczyło.
Himchan nie czekał jednak już na żadne wyjaśnienia. Szybko podleciał do szafy i otworzył ją na oścież, zaczynając wyrzucać z niej moje rzeczy. Nie zatrzymałem go. I tak nic by to nie dało.
- Wyniesiecie się stąd, obydwaj. Teraz, zaraz. Nie chcę was już widzieć na oczy. - marynarka, koszulka, spodnie, buty, bielizna, sweter... Gdy wszystko znalazło się już na podłodze, pobiegł do pokoju Junhonga, aby to samo zrobić z jego rzeczami. Zostaliśmy w pokoju sami. Tylko ja i Junhong.
- Gukkie... - szepnął, jego głos był słaby i wystraszony. Nie miał pojęcia, co dalej.
Usiadłem na brzegu łóżka i zerknąłem na porozrzucane ciuchy. Nic innego nam nie pozostawało... To nie miało tak wyglądać, ale w tej sytuacji nie mieliśmy innego wyjścia.
- Będzie dobrze Hongie. Zobaczysz.


~*~


Odłożyłem telefon na stolik i przeczesałem włosy palcami. To była trudna rozmowa. Himchan nie mógł się uspokoić, chyba w życiu nie słyszałem go tak roztrzęsionego i wytrąconego z równowagi. Nie dziwiłem się. Gdybym tylko nie musiał wybierać, gdyby tylko wtedy nie wrócił wcześniej do domu... Sam nie wiedziałem, które wyjście było lepsze. Tak czy siak żyłbym w kłamstwie. I kiedyś na pewno by się wydało.
Było mi go okropnie żal. Znaliśmy się całe życie, przez co Junhong miał rację - postanowiliśmy się pobrać tylko dlatego, że tak nakazywał rozsądek. Dlaczego wcześniej nie zwróciłem na to uwagi?
Junhong wciąż siedział na krawędzi łóżka i wpatrywał się w ścianę. No tak, hotel był jedynym miejscem, do którego mogliśmy pójść. Przynajmniej na razie, póki to wszystko się nie uspokoi... Z cichym westchnieniem podszedłem do niego i objąłem go ramionami. Chłopak natychmiast się we mnie wtulił i przymknął powieki.
- I jak?
- Jutro złoży pozew o rozwód. - odparłem spokojnie.
- A... ja...? - szepnął, patrząc na mnie z przerażeniem. Odgarnąłem grzywkę z jego oczu i pokręciłem głową.
- Hongie, jeśli powie, że to z mojej winy... - urwałem, gdyż nie chciałem kończyć. Junhong doskonale wiedział, co wtedy. Na samą myśl skulił się jeszcze bardziej i schował twarz w mojej piersi.
- Nie chcę tam wracać... Nie chcę, żeby cię zamknęli. Ja... Gukkie, tak bardzo przepraszam...!
Zamrugałem powiekami i gwałtownie pokręciłem głową.
- Przecież nie masz o co. To moja wina. Powinienem wtedy... - co powinienem? Powstrzymać go? Odepchnąć? Nie iść z nim do łóżka? - ...coś zrobić, aby nie wszedł do pokoju. Jestem idiotą.
Spojrzeliśmy sobie w oczy. To mogły być nasze ostatnie chwile. Lada chwila dostanę wezwanie do sądu, dołączone pewnie zostanie oskarżenie o pedofilię i cholera wie, co jeszcze. Zagryzłem mocno wargę, próbując odgonić łzy.
- Junhong... Pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo... Kocham cię. I to bardzo mocno, dobrze?
Pokiwał głową i chwycił moją dłoń w swoją. Bardzo powoli przyłożył ją do ust i pocałował delikatnie, nie zwracając uwagi na to, jak bardzo drży. Po jego policzku potoczyła się pojedyncza łza.
- Ja ciebie też Gukkie. Chociaż wiem, że nie powinienem.


~*~


Stałem przed tą salą rozpraw zaczynając powoli żałować, że kazałem Junhongowi zostać w hotelu. Potrzebowałem kogokolwiek innego, niż samotny adwokat przeglądający dokumenty. W dłoniach ściskałem pozew rozwodowy. Nie otworzyłem go aż do dzisiaj. Bałem się, okropnie się bałem.
Kątem oka zauważyłem Himchana. Na jego widok o mało nie upadłem. Chociaż nie minęły nawet dwa tygodnie, zmienił się całkowicie. Wychudł, pobladł, jego śliczna niegdyś twarz straciła wszelkie barwy. Nawet z takiej odległości dostrzegłem ciemne pręgi wokół jego oczu. Zacisnąłem dłonie w pięści, myśląc tylko o jednym.
O mój Boże, co ja narobiłem...
Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłem się i natrafiłem na spojrzenie swojego adwokata.
- Jest pan pewien, że nie chce pan przeczytać...
- Nie. Chcę tylko mieć już to za sobą. - odparłem, nieco niegrzecznie mu przerywając. Mężczyzna pokiwał głową.
- W takim razie nie traćmy już czasu.
Rozprawa zaczęła się zwyczajnie. Himchan przez cały czas patrzył w podłogę, jego dłonie przeraźliwie drżały. Wiedziałem, że się denerwuje. Czym? W najgorszym przypadku to i tak ja trafię do pierdla, a on otrzyma ogromne odszkodowanie i...
Zamarłem, gdy usłyszałem, jak odczytany zostaje akt oskarżenia. Pozew o rozwód bez orzeczenia o winie. W pierwszym momencie myślałem, że się przesłyszałem. Rozglądałem się po sali jakby szukając kogoś, kto też zauważy błąd. Wtedy dostrzegłem list w swojej kieszeni. Rozerwałem ukradkiem papier i odczytałem go. Wszystko było w porządku. Himchan naprawdę o nic mnie nie oskarżył.
Poczułem ogromną ulgę, ale jednocześnie i wdzięczność. Dlaczego to zrobił? Przecież mógł mi zniszczyć życie, doskonale wiedział, że mi się to należało... A jednak wybrał inne rozwiązanie. Po co?
Zastanawiałem się nad tym przez całą rozprawę. Moje zeznania były krótkie i treściwe. Przestało nam się układać. Nie miałem czasu dla rodziny. Prawie się nie widywaliśmy. To wszystko. Widziałem, jak sędzia ziewa ukradkiem. Pewnie ma dzisiaj jeszcze z dziesięć takich samych rozpraw...
W końcu nadeszła ta chwila, gdy odczytano decyzję. Wstałem, ledwo mogąc utrzymać się na drżących nogach. Adwokat poklepał mnie po ramieniu. No tak, wychodzi na to, że wcale nie był potrzebny... Dlaczego ja wcześniej nie mogłem odczytać tego listu?
- Niniejszym udzielam obecnym tutaj państwu Bang YongGukowi i Bang Himchanowi rozwodu na mocy prawa rodzinnego, a także usamodzielniam ich nieletniego syna Bang Junhonga, dając prawo do decydowania o jego edukacji i zdrowiu obu stronom aż do ukończenia 18 roku życia. Zamykam rozprawę.




Wiedziałem, że muszę go złapać i o to zapytać. Inaczej nie da mi to spokoju do końca życia. Praktycznie pierwszy wybiegłem z sali, postanawiając poczekać na niego przy wyjściu.
Mało brakowało, aby mnie minął. Szedł prosto do samochodu, nie rozglądając się na boki. W ostatnim momencie chwyciłem go za ramię i zatrzymałem.
- Dlaczego? - spytałem tylko. Nie patrzył na mnie, jego oczy były czerwone i opuchnięte. Dookoła nas panowała cisza. W oddali słyszałem dźwięk uruchamianego silnika. Zostaliśmy sami.
- YongGuk... - zaczął, przestępując z nogi na nogę. - Wiele myślałem tej nocy, kiedy was... Kiedy wyjechaliście. Straciłem panowanie nad sobą. Zrobiłem wiele głupich rzeczy, ale doszedłem do jednego wniosku... Nie mogę wam niczego zabronić.
- Himmie...
- Znamy się całe życie. Powinienem być wdzięczny, że ze mną wytrzymałeś. Przypomniałem sobie wszystkie nasze kłótnie, których było naprawdę sporo. Wiedziałem już, że za bardzo się różnimy, jednak zbyt przyzwyczailiśmy się do swojej obecności, by to zauważyć... To była tylko próba YongGuk. Ja nie zdałem egzaminu, ale ty... Zdobyłeś coś o wiele cenniejszego. A moje zdanie już tutaj się nie liczy.
Zamilkliśmy na moment, wpatrując się we własne stopy. To co mówił podziałało na mnie dziwnie... Wyszeptałem ciche przeprosiny nie wiedząc do końca, czy naprawdę powinienem... Czy on obwiniał się o to, że to się tak skończyło?
- Nie bój się. Nie będę już wam wchodzić w drogę. - uśmiechnął się delikatnie. - Wyjedźcie z kraju i zacznijcie nowe życie... Tak będzie dla was najlepiej.
Dopiero wtedy do mnie dotarło, jak niesamowicie silny był. Wytrzymał to wszystko, podczas gdy każdy inny się załamał. Rozmawiał ze mną na spokojnie, a do tego najprawdopodobniej mi wybaczył... Gdybym tylko pomyślał...
Pokiwałem głową. Mimo wszystko miał rację - z Junhongiem pozostawało nam tylko jedno wyjście.
- Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze będziesz szczęśliwy...
- Ja też.
To był ostatni raz, kiedy go widziałem. Rozstaliśmy się w pokoju, jednak nie szukaliśmy swojego kontaktu. Straciłem przyjaciela, ale najwidoczniej tak już miało być. Z losem nie wypada się kłócić.
Nieważne co był zrobił, i tak bym przegrał.






~*~






Wyszedłem z auta i założyłem okulary na nos, rozglądając się dookoła. No cóż... Nie było tak źle. Zamknąłem za sobą drzwi i poczekałem, aż Junhong dołączy do mnie, po czym podziękowałem taksówkarzowi, wciskając mu kilka banknotów w dłoń.
- I niech wam Bóg w dzieciach wynagrodzi. - mruknął opryskliwie. Młodszy zachichotał cicho, a ja wywróciłem oczyma machając na niego dłonią, dając mu znak, że ma spływać nim się serio zdenerwuję.
- No? I co o tym sądzisz? - objąłem go ramieniem, wskazując mu niewielki i uroczy, aczkolwiek nieco zaniedbany domek, który kupiliśmy zaledwie kilka godzin temu. Junhong westchnął cicho i uśmiechnął się szeroko.
- Jest niebieski...
- Przecież nie chciałeś innego, prawda?
Pokiwał głową i wtulił się we mnie jeszcze mocniej. Delikatny wiatr mierzwił jego ciemne włosy, rozwiewając dookoła zapach świeżej farby. Odwzajemniłem jego uśmiech i westchnąłem cicho, gładząc go po ramieniu.
- Teraz wszystko zaczniemy od nowa, prawda? - spytał, w jego głosie słyszałem niepewność. Wciąż martwił się o Himchana oraz o to, jak sobie poradzimy w innym kraju. Jeszcze w Korei próbowałem go przekonać, że Europa wcale nie jest taka zła, poza tym piękna i malownicza. A domek na ulicy Lipowej tylko to potwierdzał. Nasz domek. Okolica była urocza, dookoła same stare kamieniczki i nieco zniszczony chodnik, do złudzenia przypominający ten przed starym domem w Seulu...
Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią.
- To jak? Chcesz go obejrzeć? - spytałem, podnosząc jego brodę do góry. Prawie natychmiastowo się rozpromienił i wyplątał z moich ramion, po czym pobiegł w kierunku odrapanych drzwi.
- Mam nadzieję, że tu jest duża kuchnia! - krzyknął tylko nim wbiegł do środka. Z lekkim uśmiechem podszedłem bliżej i wsunąłem dłonie w kieszenie. Kochałem Junhonga całym sercem, nieważne co się stanie, nic tego nie zmieni. Byłem tego pewien, mimo iż...
Podniosłem głowę do góry i spojrzałem w niebo. Zaciągnąłem się świeżym, czystym powietrzem, mój uśmiech poszerzył się. Nim wszedłem do domu i odszukałem ukochanego, szepnąłem cicho:
- Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy... Tak jak ja.




KONIEC.

20 komentarzy:

  1. Pomijając fakt, że serce waliło mi jak oszalałe kiedy zobaczyłam tytuł, to do końca czytałam z zapartym tchem. Już wiem, że małe party nic nie zdradziły.
    Scena seksu przeszła samą siebie i te cytaty, boże, idealnie je wplątałaś. Zachowanie Zelo było perfekcyjne, niewinny ale popsuty, przebiegły i zdecydowany.
    Końcówka z Himchanem aż zabolała, był naprawdę silny.
    Wiesz... Zasługujesz na naprawdę wielki kubek czekolady, Yesiu.

    "I got ma loliboy, loliboy, loliboy.~"

    OdpowiedzUsuń
  2. Może to przez końcówkę ale wcale nie uważam że to nie jest angst. Każdy znalazł rozwiązanie i wychodzi na prostą. A tak swoją drogą, zawsze banghim będzie u ciebie się tak sypał ? Kocham ten paring banglo osobiście przez różnice wieku uważam za lekko niesmaczny, ale to tylko moja opinia. Ok a teraz z zupełnie innej beczki, przez zmianę adresu nie mogłam znaleźć bloga tak długo że traciłam nadzieję :-) Już się cieszę na czytanie zaległych posłów.
    Kage

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko stwierdzić, jak to u mnie jest z BangHimem. Używam go tylko jako tło do Banglo, nigdy poważnie nie shipowałam tego pairingu, więc... trudno mi to powiedzieć. Przepraszam z góry i dziękuję za opinię C:

      - Y.

      Usuń
  3. Banglo <3 moje ukochane Banglo! One shot bardzo mi sie podobal i czytalam tak szybko, ze wydawal mi sie za krotki.... duzych bledow nie zauwazylam, a malymi nikt sie nie przejmuje ;) weny, weny zycze, bo to co piszesz jest swietne :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowite naprawdę genialne. Końcówka powala, płakać się chce. Całość idealnie piękna nic dodać nic ująć! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Super, to pierwsze słowo jakie mi się nasuwa po przeczytaniu tego angsta, z początku sprawnie mi się czytało, lecz od momentu gdy do akcji (wiadomo jakiej) wkroczył Himchan, walczyłam ze sobą o przeczytanie kolejnych linijek tekstu ( ale to dlatego że jestem jakaś dziwna). O BOŻE, ważne że przeczytałam do końca, bo to jest zajebiste :D
    Od początku do samego końca wciąga czytelnika, o podkładzie muzycznym już nie wspomnę, nawet nie próbowałam czytać bez Lany w tle.
    Wiem, piszę bez ładu i składu, ale to już późna pora, i nerwy w strzępach po tych emocjach jakie mi zaserwowałaś. Jeszcze raz, cudowny angst, God bless you i tak dalej.
    Dobranoc~

    Mikochin

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawno nie komentowałam gdziekolwiek, więc nie będzie to iście genialny komentarz.
    Cóż, zacznę od tego, że jak mogłaś mnie nastraszyć, że to megasmutnyangst? Cały oneshot bałam się, co Ty im zrobisz, a tu taka niespodzianka na końcu. Smutny był fragment z sądem i opis stanu Himchana, no i jak ich przyłapał, choć od początku wolałam Zelo. Był idealny, w końcu pasyw wykazał się inicjatywą, a nie jak w większości opowiadaniach osoba dominująca. Teraz wybacz, ale: lkewfhlwekhflefwhkehfwekfh jezu.ja.chcę.więcej.daddykink.w.Twoim.wykonaniu. To było serio gorące, nie odrzucało mnie, jak Zelo wypowiadał 'tatusiu' podczas seksu. U innych denerwuje mnie, jak ktoś mówi niby to 'erotycznie' podczas samego aktu, bo po prostu wychodzi to sztucznie, a mnie jako czytelnika dopada niezręczność, a u Ciebie nie miałam takiego odczucia, więc chcę więcej, uh. Ogólnie czytam każde Twoje opowiadanie Slave, Chłopak z pozytywką i powiem Ci, że przez Ciebie polubiłam YeWon, a nigdy nie wyobrażałam sobie, że kogoś z SuJu prócz EunHae polubię. Ogólnie Twoje YeWon jest miłą odskocznią od tych wszystkich ficzków o exo, bo ile można. A i KookMonster oraz Banglo wprost uwielbiam w Twoim wykonaniu! Pisz jak najwięcej, dużo weny~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie za miły komentarz! Aż nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć... Zatkało mnie, dziękuję! ;w;

      - Y.

      Usuń
  7. Broniłam się rękami i nogami przed czytaniem tego na telefonie, bo baaardzo chciałam napisać ci komentarz, a przez telefon wyszedłby krótki i bez sensu xd
    Kolejne Banglo. Kolejne zdecydowanie udane Banglo. Na samym początku było mi ciepło na sercu. Yongguk i Himchan, którzy przygarnęli Junhonga, pomagając mu w potrzebie. Urocze, muszę przyznać :3 Jak Zelo zaczął mówić "tatusiu", to miałam złe przeczucia xD Po prostu wiedziałam, że Junhong coś zrobi, a Bang mu ulegnie. Jejku, Zelo był taki sexy, jak się dobierał do Gguka *,* I to ciągłe powtarzanie "tatusiu"...akhdlakjshfblvkjabgvf!!! Trochę creepy, but still :DDDD
    Jak Himchan im wparował do sypialni, to po moim kręgosłupie przeszedł dreszcz. Serio. Taka mokra, zimna macka. Dodając do tego "o kur**" masz moją reakcję na tę scenę xD
    Strasznie było mi szkoda Hima. Nikt nie powinien zastać partnera w takiej sytuacji... Biedny. Dałabyś mu kogoś ;;;
    Generalnie jest mi wewnętrznie smutno i źle z powodu Himchana :< Polubiłam go w twoich ficzkach~
    Chociaż to nie jest tak do końca strasznie-i-tragicznie-smutny-angst, to jednak potrzebuję po nim jakiegoś fluffa xd

    A, właśnie, zapomniałabym! Tak sobie przeglądałam wczoraj atrakcje na Niuconie i zobaczyłam, że będzie panel o podstawach hangulu, prowadzony przez niejakiego "Yeśka". Czyżbyś to była ty? :D Jeśli tak, to czy obraziłabyś się, jakbym sobie potem do ciebie przydreptała się przywitać? :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę chyba zdradzić, że szykuję Himchanowy sequel? Mogę? No to właśnie to robię ^^
      Dziękuję pięknie za ocenę *-*
      Co do panelu to tak, ja. Prowadzę też "NIUCON NEEDS BABYZ" i Pogawędki o fanficzkach, na wszystko serdecznie zapraszam ^^


      - Y.

      Usuń
    2. Planuję wpaść na wszystko, co ma związek z pisaniem xD
      Także wpadnę się przywitać ^^
      Fajnie będzie poznać ulubioną autorkę :3

      Usuń
  8. A oto opis jak zwyczajne popędy niszczą szczęśliwe, spokojne życie~~ Dzieci pamiętajcie nigdy nie pieprzcie się... z innymi dziećmi ok to nie brzmi tak jak miało. >.<

    W ogóle dlaczego tak uporczywie robicie z Zelo biedną małą ulicznicę? XD To już któryś fanfik z tym motywem >.< Nie żeby mi to przeszkadzało czy coś XDXDDD

    No nie ważne, w każdym razie fanfik piękny, sceny jak zwykle wyszły ci zajebiście *.* Tylko czekam na sequel niech się do diabła pogodzą z Himchanem błagam ;___;
    A swoją drogą z Korei przeprowadzili się do polszy to ma sens as fuck XDD Czekajcie zaraz wyjadę do Rosji XDDDXDDD
    ok masz a zatem nieogarnięty komentarz, wiedz, ze mi się zajebiście podobało~~ Poproszę więcej takich tylko ze szczęśliwym zakończeniem :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ah i jeszcze btw skąd te cytaciki są? :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Muszę przyznać, że jeszcze nie spotkałam się z takim shotem. Spodobał mi się bardzo. Zwłaszcza ta słodka postawa Zelo, który chciał uwieść tatusia. Udało mu się! Osiągnął swój cel. Teraz obaj mogą być szczęśliwy. Jednak najbardziej szkoda Himchana.
    Poza tym wszystkie inne shoty Twojego autorstwa przypadły mi do gustu. Zwłaszcza Banglo i Taoris! :D
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Super!!Ale szkoda mi Bunny Chana TnT
    Czekam na następne opowiadania !
    Hwaiting! :3

    OdpowiedzUsuń
  12. /whisper/ mogę mieć jedno małe pytanie? czy coś konkretnego cię zainspirowało do napisania tego one shota?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście. Z nudów bym go nie napisała. Przede wszystkim to wynik niezliczonej ilości książek, którą ostatnio mam na głowie: sam Yongguk zainspirowany był Hamletem, dopiero później dołożyłam do jego postaci wiele elementów. Polecam też "Lolitę" do uzupełnienia sobie poglądu o zjawisku C: Również i chęć zawarcia w pozornie prostej historyjce jak największej ilości rzeczy, które zmuszą ludzi do myślenia. Zawsze chciałam pisać dobrze, z sensem i mieć w tym jakiś cel.


      - Y.

      Usuń
  13. Można wiedzieć skąd są cytaty? :3 Bardzo ładnie proooooszę ~~

    OdpowiedzUsuń
  14. Omoo~ <3 To może zabrzmieć nieszczerze, ale uwierz, że nie kłamię: to najlepszy one - shot, jaki kiedykolwiek czytałam, Unnie ^u^

    OdpowiedzUsuń