poniedziałek, 7 lipca 2014

The Messiah (Część II)

Autor - Yesung Oppa
Beta - ...nie?
+18



~*~






Życie ze współlokatorem takim jak Himchan było... co najmniej dziwne. Spaliśmy w jednym łóżku dlatego, że mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał gnieździć się na kanapie w salonie, uważając ją za "wyjątkowo niewygodną". Już sam ten fakt był dziwny, gdyż zazwyczaj leżeliśmy odwróceni do siebie plecami, a moje myśli mimowolnie wędrowały ku naszej pierwszej (i jedynej) wspólnej nocy... Co zazwyczaj kończyło się szybkim biegiem do łazienki i bardzo żenującym powrotem, po którym zasypiałem szybciej, niż kiedykolwiek. Rano wstawałem zawsze po nim, gdy wciąż jeszcze nieprzytomny schodziłem na śniadanie, Himchan już siedział w salonie i popijał kawę, oglądając poranne wiadomości. Śniadanie na mnie czekało, każdego dnia inne, ale równie pyszne co zawsze. Za to chyba najbardziej byłem mu wdzięczny.
Himchan robił też pranie, chociaż wcale go o to nie prosiłem. Zazwyczaj wolałem wybrać się do pralni niż użerać się z tą starą maszyną w łazience, ale ostatecznie mężczyzna ją ujarzmił i chodziła jak nowa. Cóż, przynajmniej zaoszczędziłem...
Zdziwiłem się, kiedy wróciłem w poniedziałek do domu i zauważyłem, że Himchan ani na moment nie wyszedł z domu. Już go chciałem zapytać o tę jego domniemaną, nową pracę, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. O tej porze to mógł być tylko sąsiad narzekający na za głośną muzykę, albo Zelo... Sam nie wiedziałem, która z opcji była gorsza.
Nie był to jednak żaden z nich.
Ujrzałem mężczyznę, nieco podstarzałego i łysiejącego, którego widziałem pierwszy raz na oczy. Był nieco przestraszony, sprawnie unikał mojego spojrzenia, gdy pytał o Himchana. Zmarszczyłem brwi. W pierwszym momencie miałem naprawdę złe przeczucia, które nasiliły się, gdy sam zainteresowany stanął nad moim ramieniem i powiedział:
- O, jest i mój klient! Zapraszam.
Założyłem ramiona na piersiach, nie zapraszając mężczyzny do środka. Zamiast tego mierzyłem Himchana badawczym spojrzeniem, nim w końcu wysyczałem przez zęby:
- Kto?
Ten wywrócił oczyma i westchnął.
- Rety, Jongup i te jego zbereźne myśli... - wyminął mnie w drzwiach i chwycił przestraszonego faceta za rękę, na siłę wciągając go do pomieszczenia. - Pan Lee przyszedł na konsultację! Chce skorzystać z mojego mózgu, a nie... - zachichotał, idąc z nim w kierunku salonu.
Obserwowałem ich jeszcze przez chwilę, mrużąc oczy. Mózgu? No tak, przecież mózg Himchana potrafił naprawdę wiele... Ale to nie tłumaczy, co ten mężczyzna mógł od niego chcieć? Pod pretekstem zrobienia kawy zaszyłem się w kuchni, myśląc intensywnie. Dlaczego mnie o tym nie poinformował? Przecież to w końcu moje mieszkanie, a nie jego. Powinienem chyba wiedzieć o takich rzeczach, prawda?
Nieco niegrzecznie wciąłem się w ich rozmowę, kładąc tacę z kawą na stoliku i posyłając Himchanowi mordercze spojrzenie. Ten udał, że tego nie zauważył, cały czas będąc pochłoniętym rozmową z panem Lee.
- Czyli kiedy zaginęła?
- Tydzień temu. - facet przez cały czas wpatrywał się w swoje dłonie, drżąc na całym ciele. Himchan pokiwał głową i sięgnął po filiżankę, mrucząc cicho.
- Pokłóciła się z panem i wybiegła z domu. Już nie wróciła... Dobrze, rozumiem. Tylko wie pan, że nie jestem detektywem ale geniuszem, prawda?
Pan Lee znowu pokiwał głową, kuląc się nieco na kanapie.
- Tak, oczywiście... Dlatego właśnie zgłosiłem się do pana. Bo... widzi pan... Ona zostawiła szyfr.
- ...szyfr? - dłoń z filiżanką zatrzymała się w połowie drogi do ust. - Dlaczego mi pan tego wcześniej nie powiedział? Miałbym zupełnie inne spojrzenie na sprawę!
W tym momencie zrobiło mi się naprawdę żal tego faceta. Chciałem już coś powiedzieć Himchanowi, jednak on tylko machnął na mnie ręką i westchnął ciężko.
- No nieważne. Niech pan mówi.
Natychmiast sięgnął do kieszeni i wyjął z niej kartkę. Pokrywał ją rząd liter i cyfr, który wyglądał jak przypadkowa praca trzyletniego dziecka, które pierwszy raz w życiu dostało klawiaturę do rąk. Zmarszczyłem brwi i ponownie zerknąłem na mojego współlokatora, który mocno się nad nią pochylił i widocznie pogrążył się w myślach. Ja tymczasem zaproponowałem, aby pan Lee napił się kawy, co po chwili niezręcznie uczynił. Bałem się, że filiżanka wypadnie z jego drżących dłoni, a kawa poplami mój dywan, na szczęście jednak tak się nie stało.
Himchan nagle zamknął oczy, zdając się całkowicie odpłynąć. Kiedy nie budził się przez bite trzy minuty, naprawdę zacząłem się już o niego bać. W końcu pan Lee odłożył pustą filiżankę na stół, a Himchan otworzył gwałtownie oczy i wziął głęboki oddech.
- Już wiem.
Facet zamrugał szybko powiekami, najwidoczniej zdziwiony tempem tempem pracy jego mózgu.
- T-tak?
- Niech pan spojrzy. - Himchan położył kartkę na stole i pokazał mężczyźnie pierwszą linijkę. - To było tak oczywiste, nie mam pojęcia, dlaczego tyle czasu mi to zajęło, proszę mi wybaczyć. - obaj zignorowaliśmy jego przeprosiny. - Pana córka jest naprawdę mądra. Użyła najtrudniejszego szyfru stulecia, którego po wielu latach udało się rozszyfrować.
- ...co pan ma na myśli?
- Słyszał pan o niemieckim SS? - mimowolnie poczułem dreszcz na plecach. Do czego on zmierza. - Druga wojna światowa, Hitler, te sprawy?
Według mnie to było trochę niegrzeczne, zupełnie jakby traktował mężczyznę z góry, jednak nie odezwałem się, postanawiając dalej milczeć i mu nie przeszkadzać. Pan Lee pokiwał tylko głową, na co Himchan mówił dalej.
- Podczas okresu rozkwitu III Rzeszy Himmler lubił... odkrywać wiele rzeczy. Często też zwyczajnie wmawiał sobie wiele rzeczy, na przykład to, że odnalazł Arkę Przymierza... Śmieszne, prawda? No ale nieważne. W każdym razie on i jego pomocnicy stworzyli szyfr, który miał wskazywać miejsce przebywania Arki... Oczywiście szyfr po wielu latach prób odczytano, jednak Arki nie znaleziono. Ale to już inna historia. - machnął ręką i ponowie zerknął na kartkę. - Pana córka musiała doskonale się orientować w tych sprawach... Użyła tajnego szyfru Himmlera, co prawda nieco nieporadnie i przekręciła niektóre sekwencje, ale poznałem go po celtyckich symbolach, które łączą się w litery. Proszę zobaczyć.
Obaj mocno pochylili się nad stołem, a ja wciąż siedziałem w swoim ulubionym fotelu, obserwując ich w ciszy. Himchan naprawdę był niesamowity... Jego mózg... Naprawdę był jak maszyna.
- Pierwszy wiersz to przeprosiny. Najprawdopodobniej skierowane do pana, domyślam się jednak, że nie wiedziała, jak ułożyć słowo "ojcze". - mruknął, mrużąc oczy. - Drugi to już konkrety... Nic prostszego! Uciekła z chłopakiem, którego pan nie chciał zaakceptować. Typowe! - prychnął i uśmiechnął się szeroko. - Proszę mi wybaczyć, liczyłem na ciekawszą sprawę...
- Ale... w takim razie co ja mam zrobić? Gdzie jej szukać? I... i dlaczego zostawiła szyfr?
- Może za bardzo wstydziła się zostawił zwykłą wiadomość? Nie wiem, nie znam jej. - Himchan wzruszył ramionami, zaczynając zachowywać się naprawdę niemiło. - To już powinien zgłosić pan na policję... Tylko proszę im nie pokazywać tego listu. W 2002 wprowadzono zakaz stosowania tego szyfru.
Pan Lee pokiwał głową i wlepił wzrok w kartę, z konsternacją się jej przyglądając. W końcu westchnął i wstał powoli.
- Co do zapłaty...
- ...proszę przelać pieniądze na konto. Tyle, ile się umawialiśmy. - Himchan również wstał i odprowadził go do drzwi, praktycznie go wyganiając na zewnątrz. Gdy w mieszkaniu w końcu zrobiło się cicho, ja byłem daleki od żądania wyjaśnień. Po prostu założyłem ramiona na piersiach i dalej się na niego gapiłem, czekając aż on pierwszy zacznie rozmowę.
Po jakieś minucie czekania i bezsensownego wzdychania w końcu rzekł:
- Całkiem dochodowe, nie sądzisz?



~*~


Przez cały tydzień wrałem do domu nie będąc pewien, co takiego zastanie mnie na miejscu. Czasami było już po wizycie, zazwyczaj jednak gdy tylko przekraczałem drzwi mieszkania, Himchan podlatywał do mnie myśląc, że jestem kolejnym klientem. Kiedy jednak widział, że to tylko ja, machał na mnie lekceważąco ręką i, nic nie mówiąc, wracał na swoje stałe ostatnimi czasy miejsce na kanapie.
Przez całe spotkania towarzyszyłem im, nie odzywając się ani na moment. Przynosiłem im kawę i zostawałem do końca rozmowy, nie mogąc się nadziwić niezwykłym zdolnościom, jakie Himchan zawdzięczał swojemu mózgowi. Trochę to trwało, nim w końcu odnalazł właściwe wspomnienie w swoim Pałacu Myśli, jednak dzięki temu nigdy się nie mylił... A suma na jego koncie drastycznie wzrastała.
Oczywiście nie byłem taki głupi i o wszystkim powiedziałem Junhongowi... No prawie. Pominąłem tylko kwestię zdolności mężczyzny i jego nowej pracy, gdyż wiedziałem, że to najprawdopodobniej nie spodobałoby się chłopakowi. Gdy usłyszał, że jego własny prezent dla mnie wprowadził się do mojego domu, wytrzeszczył oczy i do końca dnia nie powiedział już nic. Doskonale wiedziałem, że trudno mu to było przetrawić, ja sam zresztą jeszcze nie do końca oswoiłem się z tą myślą. Następnego dnia w szkole podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu, posyłając mi niepewny uśmiech.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz...
Tak. Chciałbym wiedzieć.
Następnie oświadczył mi, że wpadnie niedługo z Yonggukiem sprawdzić, jak nam się żyje. Natychmiastowo zamarłem, by po chwili wydukać:
- A-ale... To naprawdę konieczne?
- Tak. Jakiś problem? - przechylił głowę w bok i spojrzał na mnie pytająco. Nie mogłem nie pokręcić przecząco głową.
- Skąd... M-możecie wpaść.
Miałem tylko nadzieję, że Himchan nie będzie wtedy przyjmował klienta... No i nie będzie miał nic przeciwko ich wizycie.




Tej nocy obaj długo nie mogliśmy spać. Zazwyczaj Himchan zasypiał od razu, a jego spokojny, równomierny oddech kołysał mnie do snu. Tym razem było inaczej. Leżeliśmy jak zwykle, odwróceni do siebie plecami, w ciszy wsłuchując się w leniwe tykanie zegara. Podświadomie wyczekiwałem chwili, aż się pomyli, przestanie wyznaczać równo sekundy, naprawdę chciałem mieć z tego czystą satysfakcję... Wiedziałem jednak, że mimo wszystko prędzej zasnę, nim tak się stanie.
- Jongup? - niespodziewanie usłyszałem cichy szept za plecami. Zamrugałem powiekami i powoli przeturlałem się na plecy, spoglądając na niego w półmroku.
- Tak?
- Zimno mi... - zmarszczyłem brwi. Był środek maja, a jemu było zimno? Ale faktycznie, kiedy mocniej się mu przyjrzałem, zauważyłem że drży niespokojnie, mocniej okrywając się kołdrą. Westchnąłem ciężko i przeczesałem włosy palcami wiedząc, że mogę zrobić tylko jedno.
- Chodź tutaj. - mimo iż mnie w dalszym ciągu było wręcz aż za ciepło, sięgnąłem ramieniem pod jego głowę dając mu do zrozumienia, że może się odwrócić i do mnie przytulić. Himchan natychmiast z tego skorzystał, odwrócił się w moją stronę i wtopił nos w mój bok, mrucząc cicho. Zamknąłem oczy, próbując zignorować ten charakterystyczny dreszcz przechodzący mi po plecach i jednak jakoś zasnąć, kiedy usłyszałem:
- Uppie... Moja głowa...
To zabrzmiało jeszcze słabiej. Szybko otworzyłem oczy i mocniej go do siebie przytuliłem, pytając cicho:
- Boli cię?
- Gorzej... - odparł. - Ja... wszystkie myśli... One są takie ciężkie...
To było zrozumiałe. Skoro Himchan zapamiętywał wszystko, jego mózg musiał być stale przeciążony, dziwiłem się, że jeszcze nie zwariował... Musiał być naprawdę silny. Jednak w tamtym momencie potrafiłem tylko zagryzać mocno dolną wargę, widząc jak się męczy. Nie wiedziałem, co mogę zrobić.
- Uppie... Pomóż mi...
- A-ale jak?
Odpowiedź była prosta. Himchan na początku podniósł się powoli i spojrzał mi prosto w oczy. W półmroku jego spojrzenie nabrało jeszcze bardziej tajemniczego wyrazu, piękne wargi rozchyliły się w niemej odpowiedzi. Zrozumiałem. Bez słowa wplątałem palce w jego włosy i przyciągnąłem go do siebie, całując go z całej siły.
Nie mogłem powiedzieć, że za tym nie tęskniłem. Dreszcze na moim karku i plecach mówiły same za siebie, a gdy Himchan oddał mój pocałunek, nie mogłem się juz powstrzymać. Drugą ręką objąłem go w pasie, nie puszczając go ani na moment. Pościel zaszeleściła, on westchnął cicho w moje usta, ciepły oddech omiótł moje policzki. Było gorąco, tak niesamowicie gorąco... Natychmiast zsunąłem z nas obu kołdrę, nie przejmując się tym, że wylądowała w całości na podłodze. Czułem, jak Himchan szybko siada na moich biodrach, jego niewielki ciężar był tak przyjemny, tak naturalny... Ani ma moment nie przerwaliśmy pocałunku, a ja zacząłem powolną wędrówkę dłońmi po całym jego ciele. Jego skóra była gładka, całkowicie bez skazy, jak porcelana... Tak, to było idealne porównanie. Porcelana. Najchętniej postawiłbym go na najwyższej półce, by się nie potłukł.
Ale wtedy ja też nie mógłbym go dotknąć.
Ciche westchnienie zabrzmiało w moich uszach jak najpiękniejsza muzyka. Niechętnie oderwałem się od jego ust, abyśmy obaj mogli nabrać nieco powietrza do ust. Moje dłonie spoczęły na jego biodrach, powoli podwijały do góry koszulkę, w której spał.
- Już ci ciepło? - spytałem cicho, zerkając na jego śliczną twarz.
- J-jeszcze nie. - odparł i ponownie mnie pocałował, tym razem mocniej, z większym wyczuciem i pragnieniem. Próbowałem nadążyć za jego wargami, jednocześnie też próbując go rozebrać. Nie było to łatwe, dlatego już po chwili odsunąłem go od siebie i jednym ruchem zrzuciłem z niego koszulkę. Moim oczom ukazał się jego mlecznobiały, porcelanowy tors. Aż się prosił, by go pokryć rzędem doskonale widocznych malinek.
Od razu przystąpiłem do pracy, szybko podnosząc się do siadu. Himchan głośno westchnął, palce drżącej dłoni wplątał w moje włosy. Ten dreszcz... Mogłem się od niego uzależnić. Zacząłem od jednego obojczyka, szybko przeszedłem do drugiego, a następnie na jego pierś, całując, gryząc i liżąc każdy fragment jego skóry. Nic już mnie nie mogło powstrzymać.
Druga dłoń mężczyzny spoczęła na moim karku. Delikatnie mnie podrapał, wyczułem w tym geście lekkie zniecierpliwienie. Niechętnie odsunąłem się od jego piersi i zerknąłem wymownie na ostatnią część garderoby, którą wciąż jeszcze na sobie miał. Pokiwał głową i zszedł z moich bioder, jednym ruchem ściągając z siebie bokserki, a ja to samo zrobiłem ze swoimi. Takim sposobem obaj byliśmy już kompletnie nadzy.
- Uppie... - szepnął cicho, jego głos drżał. Szybko znalazł się pode mną, a ja ponownie atakowałem jego usta pocałunkami, czując jego dłonie dosłownie wszędzie. Lgnął do mojego ciała jak owady do światła, podświadomie pragnął każdego dotyku moich rąk i ust. Po omacku sięgnąłem do szuflady, przekopując się przez wszystkie koperty z rachunkami, by w końcu znaleźć jedną, samotną tubkę z żelem. Z satysfakcją chwyciłem ją do ręki i wyprostowałem się, patrząc na niego z góry. Jak dorosły, prawie pięć lat ode mnie starszy mężczyzna może być tak uległy?
Wcale mi to nie przeszkadzało. Posłałem mu miły uśmiech, słysząc jak jego oddech przyspiesza jeszcze mocniej. Patrzył na mnie spod półprzymkniętych, wilgotnych od łez powiek. Odkręciłem tubkę, ani na moment nie odrywając od niego wzroku. Po prostu nie potrafiłem.
- Himmie... - szepnąłem cicho, gdy moje trzy palce już były dokładnie nawilżone. Pokiwał głową, opierając swoje biodra na moich udach. Nachyliłem się nad nim mocniej i pocałowałem go w czoło, wolną ręką gładząc go uspokajająco po pośladku. - Wszystko będzie dobrze.
Przygotowałem go krótko, tylko tyle, ile musiałem. Przez cały proces Himchan zaciskał nerwowo palce na moich ramionach, jego paznokcie kaleczyły moją skórę, ale ja wiedziałem, że to dopiero początek. Raz za razem całowałem jego czoło, policzek i uroczy nosek, wzdychając tylko cicho. Kiedy w końcu się uspokoił, z jego ust wypłynął kolejny zadowolony jęk, a ja zamruczałem cicho. Chciałem słyszeć zdecydowanie więcej...
Wyjąłem palce i wytarłem je w pościel, ponownie sięgając po tubkę. Westchnąłem cicho, wcierając w siebie krem, łapiąc jego ukradkowe, rozpalone spojrzenia. Gdy już wszystko było gotowe, objął mnie mocno nogami i przysunął do siebie. Nim po raz kolejny go pocałowałem, spytałem:
- A teraz? Jest ci już ciepło?
Delikatnie pokiwał głową i szepnął:
- Tak. Ale wciąż niewystarczająco...
Wszedłem w niego, cicho wzdychając w jego usta. Był tak cudownie ciasny, ciepły, stworzony dla mnie... Zacisnąłem palce na jego biodrach, przesuwając językiem po jego uroczych ząbkach. Czułem łzy spływające po jego policzkach. Nie chciałem, by płakał. Nie teraz. Dlatego cofnąłem się i gwałtownie pchnąłem, by ponownie się w nim znaleźć, wywołując tym u niego głośny jęk.
Długie nogi Himchana zadrżały, kiedy powoli nabierałem tempa. Oderwałem się od jego ust, błądziłem po całej jego szyi i pokrytych malinkami obojczykach, wzdychając prawie za każdym razem. Nasze głosy mieszały się ze sobą, z każdym pchnięciem robiły się coraz głośniejsze. Nie minęło dużo czasu, a pot zaczął spływać ze mnie strumieniami. Ponownie wplątał palce w moje włosy, ciągnąc za nie boleśnie, jednak nie narzekałem. Każdy jego dotyk wywoływał u mnie nowe dreszcze, zupełnie jakby na moich plecach rozpętała się burza z piorunami. Paznokcie u drugiej dłoni wbijały się w moje ramię, jednak ja byłem zbyt zajęty swoją pracą i oglądaniem jego cudownej, wykrzywionej w rozkoszy twarzy. Skłamię, jeśli powiem, że to nie jest najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu widziałem.
Uniosłem jego biodra jeszcze wyżej, kiedy nagle dosłownie krzyknął moje imię. Trafiłem we właściwe miejsce. Z uśmiechem zacząłem je atakować ze zdwojoną siłą, nie będąc już w stanie skupić się na pocałunkach. Himchan mocno odchylił głowę do tyłu, bałem się, że uderzy czołem w ramę łóżka, więc położyłem na niej zapobiegawczo dłoń. Rozchylił powieki, rzucił mi rozbiegane spojrzenie, a ja czułem, jak z każdą sekundą robi się coraz ciaśniejszy...
Ja też byłem blisko. Czułem, jak wszystkie doznania kumulują się w jedno, najsilniejsze z nich wszystkich. Przymknąłem powieki, jeszcze bardziej przyspieszając, jednak zaraz ponownie je rozchyliłem. Tylko i wyłącznie po to, by widzieć jego twarz, gdy dochodzi.
Usta rozchylają się jeszcze mocniej, przybierając kształt litery "O", z których wydobywa się głośny jęk, przypominający nieco kawałek mojego imienia. Powieki zaciskają się mocno, ręce drżą i opadają bezwładnie na pościel. Oddech przyspiesza, serce bije ze wzmożoną siłą... Tak. Wtedy Himchan wygląda jeszcze piękniej.
Jeszcze kilka pchnięć i ja również dochodzę, opadając bezwładnie na pierś. Słyszę szum jego krwi, bicie serca, powoli uspokajający się oddech... Niech ta chwila nie przemija nigdy, błagam. Przymykam powieki i pogrążam się na moment w tym cudownym odczuciu, delektując się bliskością Himchana.
Po jakiś dwudziestu minutach podniosłem głowę i zobaczyłem, że ten śpi. Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w policzek. Faktycznie, posprzątać możemy rano... Jednak kiedy tak kładłem się niezdarnie, przez przypadek go obudziłem. Zaspana twarz Himchana jest tak cudownie urocza, że nie mogłem przestać się uśmiechać. Chciałem powiedzieć, by poszedł spać dalej, jednak musiałem się jeszcze o coś spytać. Oplotłem go ramieniem w pasie i zagryzłem wargę.
- Himmie... Po co ci właściwie jestem potrzebny?
Mężczyzna zmarszczył brwi, ale po chwili uśmiechnął się wesoło i mocno wtulił w moją pierś.
- Właśnie po to. Jesteś moim azylem, Jonguppie.


~*~


- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł...
Westchnąłem, wsadzając talerz po śniadaniu do zmywarki. W porę sobie przypomniałem o filiżance po kawie i kubku po mleku, jednym uchem słuchając Himchana. Mężczyzna chodził po całej kuchni, zaglądał przez okno, marszczył brwi, widocznie się denerwując. Jeszcze nigdy przedtem go takim nie widziałem. Zupełnie, jakby miał złe przeczucia...
- Mam złe przeczucia. - powiedział w końcu, a ja zamknąłem zmywarkę ostatni raz się upewniając, że o niczym nie zapomniałem. W końcu wyprostowałem się i rzuciłem mu ukradkowe spojrzenie.
- Daj spokój, to tylko mój przyjaciel i nauczyciel... Obaj o tobie wiedzą, wszystko im wytłumaczyłem, nie ma o co się bać.
- Tak, ale... - urwał, wpatrując się w coś za oknem. I co ja miałem teraz zrobić? Podrapałem się po głowie i pokręciłem głową, włączając zmywarkę.
- Będzie dobrze zobaczysz.
Jego zdenerwowanie z czasem zaczęło udzielać się i mnie. Nie miałem pojęcia, dlaczego. Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi, czas jakby zwolnił. Podleciałem do nich i otworzyłem je, napotykając na uśmiechniętą twarz Junhonga. Miałem wrażenie, że cały ten proces trwał co najmniej godzinę.
- Cześć hyung!
W końcu się obudziłem i wpuściłem ich do środka, odchrząkując cicho. Coś było nie w porządku, ale ja wciąż nie potrafiłem stwierdzić, co. Yongguk w progu wręczył mi jakiś świstek, klepiąc mnie lekko po ramieniu. No super, mój ostatni sprawdzian. Idealnie.
- Um... - Himchan wyszedł z kuchni i uśmiechnął się nerwowo do Junhonga. - Cześć.
Chłopak zatrzymał się i odwzajemnił jego gest.
- No... cześć hyung. Nie spodziewałem się, że jeszcze cię kiedyś zobaczę...
- Cóż. Świat bywa przewrotny.
Na moment zapadła cisza. Miałem ochotę coś powiedzieć, jakoś ją przerwać, ale kompletnie nie wiedziałem, jak. W końcu Junhong mruknął coś pod nosem i pchnął Yongguka w kierunku mojego lokatora.
- A to... to jest Bang Yongguk. Mój chłopak.
Mężczyzna wyciągnął ku niemu rękę, uśmiechając się szeroko. Obserwowałem w milczeniu Himchana, który momentalnie zaczął zachowywać się... dziwnie. Wytrzeszczył oczy, zamrugał szybko, ale uścisnął jego dłoń i odpowiedział cicho.
- Kim Himchan.
- Miło cię poznać... Himchan.








* Tak w kwestii wyjaśnienia historycznego: tak, Himmler miał fisia na punkcie skarbów, wypraw itd, ale nie ma żadnych wzmianek o tym, że rzekomo odnalazł Arkę Przymierza. Również to, co Himchan mówi o szyfrze zostało przeze mnie wymyślone, chociaż SS podobno naprawdę komunikowało się przez celtyckie symbole.

5 komentarzy:

  1. Jak zwykle idealnie. Bardzo mi się podoba ^^ A będzie III część?

    Natalie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będą jeszcze dwie części. C:

      - Y.

      Usuń
    2. No i mnie się to bardzo podoba *_*

      Natalie

      Usuń
  2. Naprawdę, NAPRAWDĘ nie lubię komentować z telefonu, więc czekałam, aż sobie o tym przypomnę, kiedy będę siedziała przy komputerze. Szczególnie, że za punkt honoru obrałam sobie napisanie Ci porządnego komentarza, na który to opowiadanie zdecydowanie zasługuje.
    Po pierwsze, kocham Cię za tą "sherlockowatość" w tym ffie! Osobiście kocham ten serial (obydwie z mamą wzdychamy do Benedicta- też to robisz? xDDD) i strasznie się ucieszyłam, że napisałaś coś w tych klimatach. Aż mnie samą zaczyna kusić, żeby też coś takiego stworzyć xD Ale tego nie zrobię, bo pewnie mi nie wyjdzie x.x
    Himchan... biedny Himmie. To musi strasznie boleć- mieć tyle myśli na raz. Ja mam coś podobnego z pomysłami na opowiadania, których potem nie jestem w stanie zrealizować (może dlatego głowa boli mnie od listopada...? O.o) W jego przypadku jest znacznie gorzej, dlatego cieszę się, że Jongup mu pomógł choć na chwilę zapomnieć, oderwać się od tego.
    Reakcja Zelo xDD Dlaczego mam wrażenie, że ten prezent urodzinowy nie miał być tylko prezentem, hmm, jednorazowym? A może przekombinowałam w tym momencie i faktycznie nie przewidział rozwoju wydarzeń xD Mniejsza, jestem ciekawa, czy Junhong będzie o tym z Jongupem rozmawiał (wypytując przy okazji o wszystkie szczegóły, of kors xD).
    Yah, nie będę się w tym momencie rozwodzić nad Twoim warsztatem. Wybacz, ale boli mnie głowa (niby boli codziennie, ale dziś mocniej >.<) Napiszę więc tylko tyle, że jak zwykle jestem zadowolona z jakości tego, co czytam ^^ ...lol, to zabrzmiało jak kiepska reklama jeszcze gorszego produktu spożywczego xD Nie odbieraj tego w ten sposób .__.
    Nie pozostaje mi nic innego, jak trzymać kciuki za Twoją wenę twórczą i życzyć powodzenia :3
    Hwaiting, Yeśku unnie ^w^
    ...bo jesteś moją unnie, nie? xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię komentować przez telefon ale spróbuje naskrobać coś składanego i z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy.
    Uwielbiam twój styl pisania i pomysły na opowiadania. Przyznaję, że od zawsze lubiłam przygody Sherlocka Holmes'a (który prawdopodobnie natchnął cię do napisania tego cudeńka), więc czytanie tego opowiadania sprawia mi niesamowitą radość. Jestem bardzo ciekawa co się dalej wydarzy i czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
    Życzę Ci dużo weny i czasu na pisanie nowych opowiadań! c:

    /Kris

    OdpowiedzUsuń