środa, 2 lipca 2014

The Messiah (część I)

Autor - Yesung Oppa
Pairing - HimUp (+Banglo) - B.A.P
Tytuł - 'The Messiah'
Rodzaj - AU/Psychological
Beta - Nie


N/A:

Z małym opóźnieniem, ale jest. Postanowiłam go potraktować jako oneshota i po prostu podzielić go na kilka części, by się z nim za długo nie męczyć... Wiem, że i tak mam już dużo serii na głowie XD
Od czasu Przyjaciela chciałam napisać coś jeszcze z Himchanem w roli głównej... Z tym innym Himchanem. Mroczniejszym, bardziej tajemniczym. No i w końcu jest~
Nic więcej nie zdradzam. Po prostu enjoy~


~*~






Choi Junhong był moim najlepszym przyjacielem od dzieciństwa, nic więc dziwnego, że strasznie lubił dawać mi prezenty. Problem zaczynał się wtedy, gdy wzięło się pod uwagę sytuację finansową chłopaka i to, jak rozrzutny bywał, jeśli chodziło o pieniądze. Nie, Junhong zdecydowanie nie był biedny. Te dwa pojęcia tak gryzły się ze sobą tak mocno, że samo wyobrażenie ich w jednym epitecie wywoływało u mnie salwę śmiechu. Państwo Choi spełniali każdą zachciankę ich jedynego syna, dbali o to, by niczego mu nie brakowało, dlatego własnie okropnie lubił wydawać pieniądze.
Kolejnym problemem było to, jak Junhong traktował ludzi. Wcale nie był głupi, rozpieszczony i samolubny, czego zazwyczaj oczekuje się od dzieci ze zdecydowanym nadmiarem gotówki. Nie, chłopak doskonale wiedział, jak zachowywać się wśród biedniejszych od niego i zdawał sobie sprawę z tego, że nie każdy miał takie szczęście w życiu jak on. Uwielbiał uszczęśliwiać ludzi, wywoływać uśmiech na czyiś twarzach, dlatego też wiecznie działał na rzecz jakiś organizacji charytatywnych, których było tyle, że po piątej przestałem już liczyć. Gdy ktoś ze szkoły czegoś potrzebował, jako pierwszy zgłaszał się do pomocy, nie mówiąc już o namówieniu ojca na sfinansowanie przebudowy boiska, które pilnie wymagało remontu. Nic więc dziwnego, że Junhong był najbardziej lubianym dzieciakiem w szkole nie tylko przez uczniów, ale też i przez nauczycieli, gdyż uczył się niewyobrażalnie dobrze.
Gdy się sprowadziło wszystko do jednej całości i dodało fakt, że to ja jestem jego najlepszym przyjacielem, można by było już wywnioskować, w jakiej sytuacji się znalazłem w swoje dziewiętnaste urodziny.
Tydzień przed nimi Junhong nie mówił już o niczym innym. Z każdym dniem bałem się coraz bardziej, gdyż pamiętałem jego "drobne upominki" z poprzednich lat - najdroższy model konsoli na szesnaste, Ipad na siedemnaste, motor na osiemnaste... Nawet od rodziców nigdy nie dostawałem tak okazałych prezentów! Mimo iż byłem mu za nie naprawdę wdzięczny, to czułem się bardzo nieswojo wiedząc, że nie mogę mu się odwdzięczyć tym samym. Nienawidziłem takich sytuacji, tym bardziej, że z każdym rokiem przekraczał samego siebie... Bałem się, naprawdę obawiałem się tego, co tym razem mógł wymyślić.
Nigdy przedtem nie był tak podniecony swoim pomysłem. Oczywiście starałem się podzielać jego entuzjazm, ale... niby jak, skoro nie chciałem nawet wiedzieć, jaki był jego powód? Podejrzewałem tylko, że zdążył już opowiedzieć wszystko swojemu chłopakowi, gdyż przez cały ten tydzień patrzył na mnie z dziwnym uśmiechem na ustach, próbując kontynuować dyktowanie nam notatki.
Ach, no tak. Zapomniałem powiedzieć o jeszcze jednej, niecodziennej sprawie dotyczącej Junhonga. Młody umawiał się z naszym nauczycielem koreańskiego. Wszyscy o tym wiedzą, jednak nikt się do tego nie przyzna, nawet reszta kadry, a już tym bardziej nie dyrektor... Nie, żebym narzekał. Przynajmniej mój przyjaciel nie ma żadnych problemów.
Skoro to było aż tak niezwykłe, że musiał powiedzieć o tym Yonggukowi, to ja mimowolnie zacząłem bać się jeszcze bardziej. W końcu nadszedł ten dzień, po szkole od razu wyruszyliśmy do mnie do domu, a cała droga jak zwykle minęła nam na radosnym trajkotaniu Junhonga. Wyglądało to tak, jakbym to ja zamierzał dać mu jakiś prezent... Nic bardziej mylnego. Cieszyłem się chociaż z tego, że wybiłem mu z głowy cudowny pomysł na imprezę, gdyż dobrze pamiętałem, jak się skończyła ta zeszłoroczna. To od niej właśnie zaczęła się moja święta wojna z rodzicami, której w końcu nie mogłem znieść i wyprowadziłem się do własnego mieszkania, oczywiście z wiadomą pomocą Junhonga. To był dla mnie wystarczający prezent, jednak ten najwidoczniej tak tego nie traktował. Co za dzieciak...
- Hyung~ - przed drzwiami stanął gwałtownie i położył dłonie na moich ramionach. - Zanim tam wejdziesz i cię opuszczę na cały weekend wiedz, że w tym roku wyjątkowo się postarałem~~
Przymknąłem powieki i policzyłem w myślach do dziesięciu, aby się uspokoić. Dobra. Junhong powoli przerastał samego siebie jeśli chodzi o denerwowanie mnie. Miałem ochotę odwrócić się na pięcie i uciec, jednak oczywiście tego nie zrobiłem. I to wcale nie dlatego, że chłopak mocniej zacisnął palce na moich ramionach.
- Domyśliłem się. - odparłem, spoglądając na niego z dołu. - I dziękuję Jun-
- A nie, jeszcze nie dziękuj! - rozpromienił się i w końcu puścił moje ramiona. - Po prostu tam wejdź i... zdasz mi relację jutro~
Czyli kolejna konsola to nie była na pewno. Nie wiedziałem już, czy mam się cieszyć, czy może od razu załamać.
Westchnąłem ciężko i pokiwałem głową, machając mu jeszcze na pożegnanie. Z poddenerwowałem odszukałem klucze w torbie, a gdy w końcu udało mi się otworzyć drzwi, wszedłem do środka i zapaliłem światło, od razu ściągając buty i kurtkę.
W mieszkaniu panowała cisza, jak zwykle zresztą. Nieduże, ale bardzo przytulne i stylowo urządzone wystarczyło, abym poczuł się jak w domu. Z cichym westchnięciem, kierowany dziwnym przeczuciem ruszyłem od razu do salonu, po drodze zapalając światła w korytarzu. Kiedy w końcu znalazłem się w progu, stanąłem jak wryty, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu.
Na moim ulubionym, skórzanym fotelu siedział mężczyzna. Tak, właśnie. Mężczyzna, chociaż w pierwszej chwili pomyślałem, że to chłopak, do tego poważnie młodszy ode mnie. Kiedy jednak odwrócił twarz w moją stronę, zauważyłem jak kocie i ostre były jego oczy - mocno podkreślone kredką, a ciemne soczewki sprawiały, że wydawały się jeszcze mroczniejsze. Wyraźny, niewielki nosek, krój ust przypominał mi małego króliczka, jednak gdy mężczyzna je oblizał, natychmiast zapomniałem o poprzednim wyobrażeniu. Kruczoczarne włosy były idealnie ułożone, kontrastowały z bladą skórą mężczyzny, która była wręcz idealna, najprawdopodobniej też niesamowicie gładka w dotyku... Zacisnąłem mocno zęby, zerkając na jego ubranie. Czerń, sama czerń. Czarna koszulka, kurtka, skórzane spodnie i wysokie buty. Byłem pewien, że jeśli stanąłby przede mną, przewyższałby mnie jeszcze bardziej niż Junhong.
Przełknąłem głośno ślinę, uważnie lustrując go wzrokiem. On jednak na mój widok wydawał się całkowicie odprężony, odchylił głowę do tyłu i założył nogę na nogę. Nawet nie musiał się odzywać, wiedziałem, że to on jest moim urodzinowym prezentem od Junhonga...
I nagle wszystko zaczęło się ze sobą zgadzać.
Mój przyjaciel nie raz przez ostatni miesiąc pytał mnie o mój ideał. Momentami to było męczące, kiedy po raz kolejny opisywałem mu swój typ. W końcu jednał dał sobie spokój i już nie wracaliśmy do tego, dlatego nawet nie pomyślałem o tego typu prezencie...
Mężczyzna odchrząknął cicho, a ja szybko zamrugałem powiekami. Nie byłem pewien, czy miałem ochotę na przypadkowy seks w takim momencie, jednak szybko sobie przypomniałem, że to przecież prezent od Junhonga. On nie załatwiłby byle kogo. Brunet wyglądał porządnie i wręcz niewyobrażalnie seksownie, dlatego podrapałem się po głowie i mruknąłem:
- To tego... Jestem JongUp... Ale pewnie to już wiesz.



~*~


Nie przypuszczałem, jak wiele rzeczy zmieni się dokładnie w dniu moich urodzin, a tak właściwie w wieczór. W momencie, w którym dotknąłem tego zagadkowego mężczyzny po raz pierwszy wciąż jeszcze byłem tylko bezbronnym licealistą, który zaraz skończy szkołę i zostanie sam ze swoim życiem. Nie mogłem już tego o sobie powiedzieć rankiem następnego dnia.
Kiedy przekroczyliśmy próg mojej sypialni, nie potrafiłem myśleć już o niczym tylko o tym, jak mądre wydają się jego oczy. Jak wiele już w życiu widziały, do ilu sytuacji musiały się dostosować. Nie potrafiłem przestać w nie patrzeć, nawet za tak ostrym makijażem i soczewkami ukazywały to, jak niezwykłym człowiekiem był ich właściciel.
Dowiedziałem się, że ma na imię Himchan. Próbowałem odgadnąć co nieco właśnie z tego sądząc, że to, co powiedziały mi oba jego człony choć trochę się odnoszą do tego, jaki był jego właściciel*. Skóra bruneta była przyjemnie chłodna w dotyku, a siła, z jaką przylegał do mojego ciała była wręcz niewyobrażalna. To mi dało do zrozumienia, że jego imię to nie przypadek. Również sposób w jakim na mnie patrzył, gdy obaj byliśmy o krok od spełnienia nim nie był. Wiedziałem to, jednak jeszcze nie rozumiałem, co to może oznaczać.
Himchan strasznie dużo palił. Kiedy już skończyliśmy, pierwsze co zrobił, to wyciągnął paczkę z kieszeni leżących na podłodze spodni i zapalił pierwszego z nich, nawet nie pytając mnie o pozwolenie. Westchnąłem ciężko obserwując go kątem oka, próbując przy tym jakoś włożyć na siebie spodnie. Jego makijaż lekko się rozmazał, a idealna fryzura zamieniła się w artystyczny nieład, przez co wyglądał jeszcze bardziej niebezpiecznie. Czy Himchan naprawdę był niebezpieczny? Zagryzłem wargę przyłapując się na tym, że bardzo chciałbym się o tym przekonać.
- A zatem... JongUp. - przeciągnął moje imię tak długo, jakby uważnie smakował każdą sylabę, każdą literę. Zamrugałem ze zdziwieniem, zerkając na niego przez ramię. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Wybacz, że nie powitałem cię tortem, czy czymś w tym rodzaju.
Uśmiechnąłem się szeroko i pokręciłem głową, drżącymi rękoma dopinając guziki koszuli. Gdy w końcu mi się to udało, przeczesałem palcami przydługie włosy i zerknąłem na niego uważnie.
- Nie szkodzi. I bez tego miałem cudowne urodziny.
- Nie wątpię w to.
Schował peta z powrotem do paczki, by po chwili namysłu wyciągnąć nowego papierosa. Cały pokój wypełnił się dymem, więc postanowiłem otworzyć okno. Miałem nadzieję, że nie będzie mu przez to za zimno.
- Uhm... może...? - zacząłem, jednak Himchan przerwał mi gwałtownie.
- Masz przemiłego przyjaciela. - uśmiechnął się pod nosem, uważnie oglądając swoje paznokcie. - Choi Junhong, 17 lat, bogaty dzieciak z dobrej rodziny, umawia się z własnym nauczycielem koreańskiego, nie lubi fizyki, kocha pomidory, deskorolkę i taniec. Wiesz, ile się nabiegał, by mnie znaleźć?
Wytrzeszczyłem oczy.
- S-skąd tyle o nim wiesz?
Himchan podniósł na mnie wzrok i pokręcił głową.
- Po prostu wiem.
Okej. Skłamałbym, jeśli bym powiedział, że nie chciałem pytać dalej. Poczułem dziwny dreszcz na plecach, kiedy zmarszczył brwi i po raz kolejny uważnie zlustrował mnie wzrokiem. Jakby czytał ze mnie jak z otwartej książki. Jakby... już w momencie, w którym mnie poznał, wiedział o mnie wszystko.
- JongUp... wiesz, że normalny człowiek wykorzystuje tylko 10% swojego mózgu? - spytał, gdy dopalił drugiego papierosa. Naturalnie od razu wyciągnął kolejnego.
- No tak, słyszałem coś o tym... - bardzo niepewnie usiadłem na łóżku, które zaskrzypiało cicho pod moim ciężarem. Wlepiłem wzrok w ścianę, starając się z całych sił nie zerkać w jego kierunku. Himchan strzepnął popiół do pudełka z papierosami i pokiwał głową.
- A wiesz, co by się stało, gdyby miał możliwość używania go w pełni mocy?
- Znaczy... w 100%? - spytałem głupio. Himchan spojrzał na mnie uważnie, zagryzając delikatnie dolną wargę.
- Wtedy człowiek przestaje być człowiekiem. Staje się maszyną. Zapamiętaj to, JongUp.
Nie wiedziałem, dlaczego kazał mi o tym pamiętać. Mogłem tylko obserwować w milczeniu jak dopala trzeciego papierosa i chowa ze znudzeniem paczkę do spodni. Westchnąłem cicho i podrapałem się po szyi, domyślając się, że znowu mnie obserwuje.
Po krótkim namyśle mężczyzna wygrzebał się z pościeli i sięgnął po swoją bieliznę. Gdy tylko ją założył, mój wzrok prześlizgnął się po jego nogach. Nie mogłem się powstrzymać. Były tak zgrabne, długie i nieskazitelnie białe (prócz kilku śladów na udach), że nie szło oderwać od nich wzroku. Himchanowi najwidoczniej to nie przeszkadzało, gdyż ruszył w kierunku korytarza, na parę chwil znikając mi z oczu. Znalazłem go dopiero w salonie, siedzącego na moim fotelu w taki sam sposób, w jakim go zastałem. Złożył ręce, jego twarz wyglądała na skupioną.
- Masz bardzo przytulne mieszkanie.
Machinalnie pokiwałem głową, opierając się o framugę drzwi. Jakoś nie miałem ochoty siadać na kanapie, na której w sumie jeszcze nigdy nie siedziałem.
- Dziękuję.
- Chciałbym się tu wprowadzić.
Zamarłem.
Albo się przesłyszałem, albo on właśnie dał mi wyjątkowo wyraźnie do zrozumienia, że chciałby ze mną mieszkać. Zamrugałem powiekami, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Słucham?
- Pewnie jesteś bardzo samotny, żyjąc tutaj samemu... Bez rodziny i przyjaciół... - pokręcił głową, po czym rzucił mi pełne szczerego współczucia spojrzenie. - Mogę temu zaradzić i się do ciebie wprowadzić.
- Ale...
- O ile oczywiście mi pozwolisz.
I co ja miałem w tej sytuacji zrobić? Była ona tak absurdalna, że aż komiczna! Mimo wszystko wcale nie było mi do śmiechu.
Patrzył na mnie z wyczekiwaniem, a ja biłem się z myślami. To niedorzeczne! Przecież on jest... nie, nigdy nie nazwałbym go tym okropnym, seksistowskim określeniem. Ale przecież nie mogłem się zgodzić! Gdyby ktokolwiek się dowiedział... A już tym bardziej Junhong. Przecież on na pewno by mnie wyśmiał, o ile nie gorzej... W końcu wszystko, co znajdowało się w tym domu, miałem dzięki niemu. Na dobrą sprawę nawet mieszkanie zdobyłem przy jego znacznej pomocy finansowej. Poza tym co z jego pracą, moimi egzaminami, jedzeniem, spaniem... Wszystkim?
Nie, to nienormalne. To nie powinno się dziać, on nie powinien o to zapytać, a ja nie powinienem się zgadzać...
A jednak.
W momencie w którym pokiwałem głową wciąż jeszcze nie wiedziałem, jakie konsekwencje dla mnie będzie miała ta decyzja.


Nad ranem już go nie było w pokoju. Druga strona łóżka została starannie wygładzona, wcale nie wyglądała tak, jakby na niej ktokolwiek spał. Z cichym westchnięciem podniosłem się do siadu, powoli sobie przypominając wszystko, co zaszło poprzedniego dnia. Kiedy doszedłem do momentu kulminacyjnego, natychmiastowo zamarłem. Co ja najlepszego zrobiłem?
Wybiegłem z łóżka dziękując w myślach Bogu za to, że nastała sobota. Zegar w kuchni wybił dziesiątą rano, gdy tylko do niej wbiegłem. W progu to moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach smażonego jajka i świeżego mleka. Wcale nie powinno mnie zdziwić to, kogo ujrzałem przy kuchence, ale mimo to zajęło mi ponad minutę samo dojście do siebie.
Himchan gdy tylko zobaczył moją minę, zachichotał cicho. Miał na sobie moją koszulę i pewnie nic poza tym. Wesołym tonem kazał mi usiąść przy stole i poczekać na śniadanie, które już za chwilę będzie gotowe. Niesamowite. Od miesięcy nikt nie zrobił mi śniadania... Poczułbym się miło, gdyby nie pewien mały szczegół.
- Himchan? - mruknąłem niepewnie, usadawiając się na krześle. - Ty wczoraj... Tak na poważnie mówiłeś o wprowadzeniu się tutaj?
- A ty nie? - wyraźnie się zdziwił, stając w miejscu z patelnią w ręku. Zaraz jednak się otrząsnął i podszedł do mnie, nakładając mi na wcześniej przygotowany talerz idealnie przyrządzone jajko na miękko.
- Znaczy... No bo wiesz. To trochę dziwne... Znamy się tylko jeden wieczór i w ogóle... Poza tym na pewno sam gdzieś mieszkasz, więc...
Himchan wzruszył ramionami i odniósł patelnię, po czym wrócił i usiadł na przeciwko mnie. Nie uszło mojej uwadze, że samemu nie nałożył sobie nic do zjedzenia.
- Mieszkanie jak mieszkanie, mogę je sprzedać, nie ma problemu. Przeniosę tylko parę rzeczy z niego tutaj i będzie okej. - odparł, uśmiechając się wesoło. Ja nie dawałem za wygraną.
- No dobrze, ale... No wiesz. Jestem trochę nieprzygotowany... To było takie nagłe... No i znamy się naprawdę wyjątkowo krótko. - nie dawałem za wygraną, przeżuwając spokojnie jajko. Było naprawdę pyszne. Zacząłem się zastanawiać, co jeszcze potrafi tak idealnie przyrządzić... Z zamyślenia wyrwało mnie jego ciche westchnięcie.
- Daj spokój JongUp. Czego się obawiasz? Będzie dobrze. - uśmiechnął się, by po chwili wstać i wrócić do kuchni po mleko dla mnie i kawę dla siebie. Sam nigdy nie piłem kawy, domyśliłem się więc, że już musiał ją kupić. Mruknąłem coś z wdzięcznością i przyjąłem od niego kubek.
- A... twoja praca? - o to najbardziej nie chciałem go pytać, mimo wszystko musiałem. Najpierw spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a potem roześmiał się cicho, odstawiając filiżankę na stół.
- Skończyłem z nią~ - powiedział to tak lekko i swobodnie, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Ja natomiast prawie zadławiłem się mlekiem, o mało nie wypluwając wszystkiego, co miałem w ustach.
- C-co?
- To nie była w sumie prawdziwa praca, tylko... hobby? Tak, myślę że to odpowiednie określenie. - odparł, zerkając na mnie uważnie. - Znalazłem dzisiaj coś odpowiedniejszego dla mnie, od poniedziałku zaczynam, więc nie będziesz się musiał martwić o pieniądze. Zaraz, ty też gdzieś pracujesz, prawda? - zmarszczył brwi, jakby mocno się skupiał. - A tak, faktycznie. Warsztat za miastem. Widzisz? Poradzimy sobie, spokojnie~
To się nie działo, prawda? Błagam, powiedz mi ktoś, że to tylko jakiś nieśmieszny żart. Natychmiast odechciało mi się jeść i pić, odsunąłem od siebie naczynia i odchyliłem się na krześle, po raz kolejny nie mogąc na niego spojrzeć.
- Himchan... Ja naprawdę nie sądzę...
- Co, już tak późno? - jęknął, gdy zerknął na zegar nad moją głową. Natychmiast podniósł się z krzesła i popędził na górę. - Muszę jeszcze przywieźć swoje rzeczy, nim miasto się zakorkuje!
Chciałem coś za nim krzyknąć, ale nie zdążyłem, gdyż już zniknął mi z oczu. Cholera, w co ja się znowu wpakowałem? Najgorsze jest to, że nie mogłem już tego odkręcić. Himchan na pewno nie da mi dość do słowa, zbyt mocno podniecił się pomysłem przeprowadzenia do mojego mieszkania. Pokręciłem głową, przeklinając pod nosem. Pięknie. Wręcz idealnie.
Zamieszkałem pod jednym dachem z facetem, którego nawet nie znam.
Dziwnym facetem, należy dodać.
Nie ma co, jak Junhong się dowie, to już będzie po mnie.



~*~


Himchan wcale nie przyniósł ze sobą zbyt wiele rzeczy. Mimo to do późnego wieczora latał po mieszkaniu, układał coś, przestawiał, a ja zwyczajnie nie miałem siły, by zwrócić mu uwagę. Po prostu siedziałem w salonie na moim ulubionym fotelu i obserwowałem go uważnie, zastanawiając się, jak wiele tajemnic może ukrywać. W normalnym makijażu i w miarę zwyczajnych ciuchach wciąż sprawiał wrażenie, jakby był nie z tej ziemi... Nie wspominając już o sposobie, w jakim na mnie patrzył.
Mimowolnie pomyślałem o wczorajszej rozmowie. Wciąż nie wiedziałem, co to w ogóle miało na celu. Może mogło mnie jednak nieco naprowadzić? Być może był filozofem, albo chociażby neurologiem? Sama myśl o tym przyprawiła mnie o niekontrolowany chichot, którego jednak Himchan (dzięki Bogu) nie dosłyszał.
Gdy uznał, że wszystko nareszcie jest na swoim miejscu, opadł na kanapę w salonie i złożył ręce ze sobą. Zmarszczył brwi, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt, jakby uważnie się nad czymś zastanawiał? Uniosłem pytająco brwi, odchrząkując cicho.
- Khm... Himchan?
- ...
- Himchan?
- ...
- ...halo? Himchan, mówię do ciebie.
Dopiero wtedy zamrugał szybko powiekami i zwrócił na mnie łaskawie uwagę.
- Co?
- Ja... to, co mówiłeś mi poprzedniej nocy... No wiesz, o 100% korzystania z mózgu i tak dalej... - rozsiadł się wygodniej, nie odrywając ode mnie wzroku. Nieco mnie to speszyło. - Możesz mi powiedzieć, o co konkretnie w tym chodziło?
Atmosfera w pokoju nagle zgęstniała, kiedy jego twarz przybrała ten sam wyraz, co wtedy. Ponownie poczułem dziwny dreszcz na plecach, gdy tak nie odrywał ode mnie oczu. Nie wiedziałem, gdzie spojrzeć, bo cały czas czułem, że mnie obserwuje. To zdecydowanie nie było komfortowe...
W końcu jednak westchnął i pokiwał głową.
- Wiedziałem, że w końcu zapytasz. - wyznał, jego usta przestały się uśmiechać. - Inni to po prostu ignorowali... Ale ty nie potrafiłeś.
- To dlatego postanowiłeś się do mnie wprowadzić? - spytałem nagle.
-  Mniej więcej. - odparł i przeczesał włosy palcami. Po chwili poklepał się po kieszeniach spodni i wyciągnął paczkę papierosów, tę samą co ostatnio. Wyjął kolejnego z nich i zapalił, wydmuchując chmurę dymu z ust. - Potrzebowałem kogoś... Innego. Kogoś, kto zrozumie.
- Przykro mi, ale ja wciąż nie rozumiem. - pokręciłem głową czując, jak papierosowy dym zaczyna mnie gryźć w nos.
- JongUp. Powiedziałem wtedy, że człowiek, który używa 100% swojego mózgu jest maszyną. To nie do końca prawda. - ponownie na mnie spojrzał, strzepując nieco popiołu do pudełka. - Staje się maszyną do myślenia. Praktycznie nie potrafi nic więcej. Magazynuje wszystkie myśli, wiadomości i wspomnienia, kolekcjonuje je i nie ma możliwości, by jakąkolwiek z nich skasować.
- To znaczy, że... zapamiętuje wszystko, czego kiedykolwiek doznał? - spytałem słabo, na co Himchan pokiwał głową.
- Dokładnie. Ja to nazywam Pałacem Myśli, ale ty możesz na to mówić jak chcesz.
- Dlaczego mi o tym powiedziałeś?
- JongUp. Takich osób nie ma wiele. Zaledwie garstka... Ale są bardzo niebezpieczni. Nikomu nie mogą ufać, chociaż praktycznie nie mają innego wyjścia. To już nie jest zwykła pamięć fotograficzna... To cały mechanizm, za który głowy państw dałyby się pokroić.
Nagle zrozumiałem.
- Himchan, ty...
Pokiwał głową, wydmuchując kolejną porcję dymu.
- Tak. Ja jestem jednym z nich.









*힘 (him) - moc
찬 (chan) - zimno/chłód (przyp. autorki)

5 komentarzy:

  1. Zaleciało Sherlockiem jak nwm <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Skończyć tak krótko, w takim momencie...asz ty okrutniku :c
    I hm, ciekawy pomysł. Tylko człowiek nie mógłby korzystać z całego swojego mózgu, ponieważ większość odpowiada za inne czynności życiowe itp i nie jest przystosowana do używania jej w takim sensie, w jakim my to pojmujemy, czyli myślenia. Ale whatever, bawimy się, jest himup, jest impreza~~
    Mam tylko ogromną prośbę - weź zapanuj nad tymi rozbrykanymi przecinkami, przecinek po imieniu to naprawdę dobra rzecz~! I te koszmarne zakończenia wypowiedzi bohaterów znakiem "~", zgroza D:
    Do następnego, trzymam kciukaski za tego ficzka ^-^

    OdpowiedzUsuń
  3. OMO, ja wiedziałam, że jesteś niesamowita, ale z każdym napisanym przez Ciebie zdaniem, podziwiam Cię jeszcze bardziej! Kocham twoje pomysły i poczucie humoru! Przepraszam, że chyba nigdy nie komentowałam, ale od teraz będę starać się zostawiać komentarz pod każdym opowiadaniem. :3

    A teraz coś na temat opowiadania...
    Aksgjdjsbshsjskakshsvsbskalaksbsbsvzhsjwhwjsbsbsksiwiaoquwksbsbsksnsksksosksbsjsbsbskspqkshdgddhfhdvdgsvssgsgsfahagsfffahahbshsbsv... MHROCZNY HIMCHAN! *-* Zelo też genialny. Cieszę się, że nie zrobiłaś z niego rozpuszczonego gówniarza mającego wszystkich w poważaniu. Yongguk nauczycielem... Tak bardzo... Jak ja lubię to podkreślanie różnicy wieku między nimi (chociaż podchodzi to już pod pewien paragraf). XD No, a Junhong pewnie jeszcze nie wie, jaki tak naprawdę prezent zrobił JongUpowi. :33

    Pisz wiele i sprawiaj, żeby świat Twoich czytelników jaśniał i nabierał barw! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. "Pałac myśli"- tak bardzo Sherlock <3
    Ponieważ jestem zmęczona i boli mnie głowa, powiem ci na razie tylko tyle, że pół godziny temu opublikowałam one shota, a po przeczytaniu powyższego opowiadania mam ochotę popaść w kompleksy ^^" Spłoń, jak można pisać tak lekko i spójnie? Xd
    Zgiń, przepadnij, Yeśku Q^Q
    Ps Himchan w tym opku... Omo, rano wstaję i ogarniam B.A.P~! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Super to jest :D
    "Pałac myśl" podoba mi się nazwa jest taka inna :D
    A ten prezent urodzinowy był.... ciekawym pomysłem?
    Chociaż tak szczerze mówiąc ja bym nie chciała dostać takiego czegoś na urodziny :)
    Czekam na następną cudowną prace z twoich paluszków :)

    OdpowiedzUsuń