Beta - Nie
N/A:
I'm back again~
~*~
Strach jest
naszym wyborem
Niedługo po tym przybyli do Europy.
Żaden z nich wcześniej tam nie był, słyszeli tylko niesamowite opowieści o
dalekich krajach na zachodzie, do których Leeteuk często wysyłał delegacje. Te
fascynujące historie stanowiły główny powód ich podekscytowania, wprost nie
mogli doczekać się tej chwili, w której na własne oczy ujrzą wysokie wieże
gotyckich kościołów, zatłoczone rynki,
ludzi w przedziwnych strojach i o całkowicie innej urodzie oraz wiele
innych, zaskakujących rzeczy. Wiedzieli też, że zgubili swoich prześladowców
wiele kilometrów za sobą i minie sporo czasu, nim w końcu odnajdą ich trop.
Wszystko to złożyło się na znaczną poprawę humoru Yesunga, który stał się
pogodny i wesoły, co Siwon przyjął z ogromną ulgą.
Jednak widok jaki tam zastali szybko
ostudził ich nadzieje. Zamiast pięknych, malutkich miasteczek i wesołych rozmów
ich mieszkańców ujrzeli spalone wioski i góry martwych ciał, oszpeconych
straszliwą chorobą. Były wszędzie. Nikt już nawet nie zdążył ich pochować,
uciekano stąd jak najdalej i jak najszybciej. Twarze wykrzywione w bólu i
agonii, powykręcane kończyny, straszliwe znamiona…
Chociaż główna fala dżumy minęła już
dawno, w wioskach i niektórych miasteczkach na wschodzie kontynentu wciąż nie
poradzono sobie z nią, co doprowadziło tam do skrajnego wyludnienia. Yesung już
nie mógł na to patrzeć. Cały jego entuzjazm w jednym momencie zamienił się we
współczucie i współcierpienie, nad którym nie potrafił zapanować. Mimo iż byli
odporni na wszelkie ludzkie choroby, Siwon siłą powstrzymywał go przed
podejściem bliżej zwłok. Kim za wszelką cenę chciał coś zrobić, uzdrowić tych,
którzy wciąż powoli umierali w męczarniach…
- Przecież ja potrafię im pomóc…
Wciąż mogą żyć… - powtarzał cały czas, póki nie uniemożliwiły mu to łzy. Wraz z
dalszą wędrówką krajobraz dookoła uspokajał się, ale ogromne, czarne cmentarze
ciągle przyciągały ich wzrok. Yesung stał się cichy i małomówny, podróżował ze
spuszczoną głową, rzadko kiedy odpowiadając na pytania ukochanego. Siwon już sam
nie miał pojęcia, co może zrobić. Nie mógł mu wtedy pozwolić na ich uzdrawianie
z oczywistych powodów, ale widok smutnego i zamkniętego w sobie Yesunga łamał
mu serce. Próbował mu tłumaczyć, że to od razu przyciągnęłoby kłopoty, w
najgorszym przypadku skazano by ich na śmierć za czary. Kim zdawał się to
zrozumieć, jednak jego wrodzona wrażliwość na czyjąś krzywdę i wspomnienia z
własnego dzieciństwa sprawiały, że nie potrafił inaczej. Mimo wszystko musiał
to przeboleć.
Obaj doskonale znali łacinę, więc nie
mieli problemu z porozumiewaniem się. Przez ten fakt uznano ich za szlachciców
z wyższych sfer i zaproponowano im jak najdogodniejsze lokum w stolicy Francji.
Zaraz po tym Yesung znalazł pracę w paryskiej filharmonii, gdzie w końcu mógł
robić to, co kochał.
Od tamtej pory śpiewał bez przerwy,
nie tylko w pracy, ale również w domu ćwicząc swoje kwestie, oczekując porad i
pochwał ze strony ukochanego. Siwon był szczęśliwy, że Yesung w końcu zapomniał
o tamtych przerażających dniach, a także przeszłości, którą zostawili za sobą.
Kolejne ulotne, jednak ważne dla nich chwile przeżywali na spokojnie, nigdzie
się nie spiesząc, delektując się swoją własną bliskością. Często chodzili na
bale, gdzie nie obawiali się okazywać sobie uczuć. W końcu byli w Paryżu, poza
tym nikt im tutaj niczego nie mógł zabronić. Stanowili niesamowitą, owianą
tajemnicą parę, która pojawiła się znikąd i bywała na językach całej szlachty
przez długi czas.
Czasami podróżowali do Włoch, nie
omijając przy tym oczywiście Watykanu. Obaj czuli się dziwnie w tym miejscu,
zupełnie nie tak, jak powinni. Widząc rzeźby i malowidła, które w większości
mijały się z prawdą nie potrafili nie czuć współczucia dla wszystkich wiernych.
Również widok kardynałów, a nawet papieża przyprawiał ich o nerwy, gdyż zdawali
sobie sprawę, że oni jako nieliczni wiedzieli o sekrecie Kościoła, zobowiązani
przez śluby nie mogli nikomu o nim powiedzieć.
Bezradność była przytłaczająca. Nie potrafili
nikomu pomóc, czuli się z tym co najmniej źle. Jednak jeśli chcieli przeżyć,
nie mogli inaczej postąpić. Zbyt długo na to pracowali.
Siwon w wolnym czasie starał się
szukać Strażnika, lecz im bardziej się na tym skupiał, tym mocniej upewniał się
w przekonaniu, że nie tędy droga. Uważnie studiował swoją przepowiednie, jednak
nic nie było do końca jasne. Zgadzało się na pewno to, że mówiła ona o nim
samym i Yesungu, ale…
Na pewno był ktoś jeszcze. Ktoś
wyjątkowo ważny, bez którego żaden z nich nie przeżyje…
Tylko gdzie?
~*~
Haeyeon
rozsypywała się w pył o wiele dłużej, niż inne wampiry. Siwon zastanawiał się,
dlaczego. Jedyne logiczne wytłumaczenie dotyczyło stosunkowo niedawnego czasu
jej przemiany, dlatego też przyjął je za właściwe. Jej niegdyś czyste i
nieskazitelne blond włosy teraz stanowiły poplątaną kupkę piaskowych kosmyków,
a podłużna twarzyczka pękała. Rozchylone w agonii usta wyglądały wręcz
groteskowo, gdy już po chwili zaczęły się z nich zsypywać kolejne grudki pyłu. Siwon
momentalnie pomyślał o przyjacielu ich Strażnika, który zapewne nie chciałby
widzieć swojej dziewczyny w takim stanie… Właśnie. Ryeowook. Nefilim rzucił
szybkie spojrzenie Jonghyunowi, który niespokojnie wycierał krew z twarzy w
brzeg kuchennego obrusu.
- Wszystko w
porządku? – spytał, a wilkołak natychmiast przeniósł na niego wzrok. Jego
ciemne, przypominające księżyce oczy wciąż błyszczały walką.
- Ze mną
tak, ale ty jesteś bardziej ranny. – wskazał dłonią ramię Siwona, które
pokaźnie krwawiło. Choi pokręcił głową, jakby wcale nie czuł żadnego bólu. Zresztą,
nie było to w tym momencie ważne. Musiał się jak najszybciej dostać do domu
Kyuhyuna, nim będzie za późno.
Jonghyun
wyczytał z jego miny wszystko. Pokiwał głową i potarł twarz dłonią, przypadkiem
rozmazując na niej krew.
- Wezwę
Minho.
- Byłbym
wdzięczny…
Siwon udał
się na górę, gdzie otworzył szufladę i wyjął z niej tyle broni, ile tylko potrafił.
Miał przeczucie, że każda z nich może się przydać, więc pochował je w każdym
miejscu, do którego potrafiłby sięgnąć podczas walki. Kiedy zszedł na dół, jego
oczom ukazała się nieskazitelna sylwetka jego starego przyjaciela, którego
prawie nie poznał bez charakterystycznego dla niego wesołego uśmiechu.
- Szybki
jesteś… - nie wiedział do końca, czy rzekł to do Minho czy Jonghyuna, ale
głowami pokiwali obaj.
- Domyśliłem
się, że nie mamy za dużo czasu. – odparł przywódca, podwijając rękawy. –
Chodźmy. Zabrałem ze sobą kogo miałem pod ręką, czekają na zewnątrz.
Siwon
spodziewał się trzech, najwyżej czterech wilkołaków, dlatego zdziwił się
okropnie, gdy ujrzał ich dziesięciu, niecierpliwie stojących w Ryeowookowym
ogrodzie. Posłał przyjacielowi zaskoczone spojrzenie, które szybko zmieniło
wyraz na głęboką wdzięczność. Minho wzruszył ramionami i odparł:
- Daj
spokój. Poczekaj z podziękowaniami gdy już będzie po wszystkim.
Choi pokiwał
głową i przyjrzał się dokładnie wilkołakom. Jedna, znajoma i wyjątkowo młoda
twarzyczka wprawiła go w jeszcze większe zdziwienie.
- Taemin?
Dlaczego on...?
- Nie chciał
mnie zostawić. – urwał temat Minho, a ton jego głosu wyraźnie zdradzał to, że
nie zamierza z nim o tym rozmawiać. Siwon nie chciał naciskać, mieli coś o
wiele ważniejszego do zrobienia. Coś, co zdecydowanie nie mogło zaczekać.
- Dasz sobie
radę bez Kibuma? – Minho spytał troskliwie Jonghyuna, który niepewnie pokiwał
głową.
- Pewnie. A
mam jakieś inne wyjście?
To mu
starczyło, więc poklepał go tylko po plecach, po czym stanął przed nimi
wszystkimi i powiedział:
- Chodźcie.
Jeśli zaraz stąd nie wyruszymy, to nie będziemy mieli już nawet kogo ratować.
~*~
Sztylet
Yesunga błysnął w porannym świetle, na moment oślepiając Ryeowooka. Chłopak
zmrużył powieki, nie wiedząc, czy chce patrzeć na tę walkę. Blondyn nie miał
nawet matematycznych szans, mimo to zaciętość na jego twarzy zdradzała to, że
sam się jeszcze do końca nie poddał. I nie zrobi tego w najbliższym czasie…
Nie, póki wciąż żyje.
Nagle znikąd
wyłoniły się dwie postacie i zagrodziły Yesungowi drogę do celu. Ten zatrzymał
się gwałtownie, ale nie zrezygnował z walki. Natarł na nich z taką siłą, jakiej
chyba nikt jeszcze u niego nie widział, jednak w ostatnim momencie jego cios
został zatrzymany przez miecz jednego z nich.
Miecz ten
wykonany był z tej samej stali, co sztylet Yesunga.
W tym
wypadku ich pojedynek mógł trwać nawet w nieskończoność.
Ryeowook
obserwował uważnie każdy ruch filus caeli, który mimo podenerwowania był
wyjątkowo zgrabny i zwinny, być może nawet bardziej, niż jego przeciwników.
Rozczochrane blond włosy rozsypały się po jego twarzy, jednak nie wyglądał tak,
jakby wyjątkowo mu przeszkadzały. Atakował gdy tylko miał okazję, ignorując
szyderczy chichot Leeteuka. Ryeowook miał ochotę wstać i przyłożyć mu w twarz…
Jednak oczywiście nie mógł.
Już po
chwili w z sypialni, łazienki i kuchni zaczęli wychodzić kolejni Nefilim, a
także wampiry, oblizujące się ze smakiem, czując zapach świeżej krwi. Kim nie
miał zielonego pojęcia, skąd oni wszyscy się tu wzięli, domyślał się jednak, że
mają ogromne kłopoty. Yesung zdawał się nie zwracać na to wszystko uwagi,
walczył dalej, ale w momencie, gdy trzech silnych filius caeli chwyciło go za
ramiona, a sztylet wypadł mu z dłoni na jego twarzy po raz pierwszy pojawił się
głęboki strach.
Yesung się
bał. Okropnie, potwornie, niemożliwie się bał…
- Kiedy w końcu
do ciebie dotrze, że to już koniec? – Leeteuk wywrócił oczyma, zakładając
ramiona na piersiach. Blondyn najpierw spojrzał na niego, potem na Ryeowooka,
który wciąż siedział w tym samym miejscu, jakby zatrzymany w czasie.
- Siwon…
- Prawdę
mówiąc myślałem, że zjawicie się obaj. – przywódca westchnął z rozczarowaniem i
podszedł bliżej kanapy. – No nieważne. W każdym razie, możemy na niego
poczekać. Nigdzie się nam nie spieszy, prawda Wookie?
Ryeowook
zacisnął mocno zęby, wyzywając go w myślach wszystkimi znanymi mu, najgorszymi
określeniami. Leeteuk pokręcił głową z dezaprobatą i spojrzał na sztylet
Yesunga, wciąż leżący samotnie na środku pokoju. Z zadowoleniem podszedł do
niego i szybko go podniósł, oglądając z każdej strony. Yesung zmarszczył
groźnie brwi i już chciał coś powiedzieć, kiedy czyjaś ręka zatkała mu usta.
- Dostałeś
go od nas. Jeśli nadal sądzisz, że możesz bezkarnie go używać… - mężczyzna
pokręcił głową i ponownie podszedł do Ryeowooka, gdzie przyłożył mu ostrze do
szyi. Gdy chłopak tylko poczuł zimną stał na skórze, jakiś dziwny dreszcz
przeszedł go po plecach, a już po chwili poczuł dziwną lekkość, tak jakby…
Poruszył palcami u dłoni. Leeteuk cofnął zaklęcie.
Już otwierał
usta, by nareszcie się wykrzyczeć, jednak momentalnie ostrze sztyletu mocniej
natarło na jego gardło. Leeteuk pokręcił z politowaniem głową i westchnął:
- Jeden
fałszywy ruch, dzieciaku, chociaż jeden…
Czyli
jednak. To był tylko test…
Yesung
przymknął na moment powieki, starając się chociaż trochę uspokoić, jednocześnie
w myślach błagając Siwona, by tu nie przychodził. Niech zostanie w domu, czeka
na niego… Jeśli tu przyjdzie, zginą wszyscy trzej. A tego najprawdopodobniej by
sobie nie wybaczył. Nie wiedział, że będzie ich tutaj aż tylu. Wampiry
szczerzyły długie kły, wpatrując się wyraźnie w jedno miejsce na jego szyi.
Znał doskonale obrzydzenie, z jakim patrzyli na niego filius caeli, zarówno
młodzi, jak i starsi. Niektórych znał, z kilkoma kiedyś jeździł na wojnę…
Przeciwko wampirom.
Przeciwko
złu.
Przeciwko
Szatanowi.
Jak bardzo
szalony i oślepiony nienawiścią stał się Leeteuk?
Wiedział, że
to on pierwszy najchętniej by go zabił. Dążył do tego przez te wszystkie lata.
A gdy w końcu znaleźli swojego Strażnika, z braku pomysłu postanowił zrobić
coś, czego żaden Nefilim o zdrowych zmysłach by się nie podjął…
Pamiętał jak
wtedy w Europie spotkali go po raz pierwszy po tych wszystkich latach. Z
eleganckiego arystokraty stał się przerażającym wojownikiem, który przemierzy
cały świat, byle tylko dotrzeć do celu. Yesung przełknął głośno ślinę i
otworzył oczy, zerkając na przywódcę. Nie mógł mu dać tej satysfakcji. Nie da
się tak łatwo zabić.
W momencie w
którym do pokoju dwóch wampirów wniosło nieprzytomnego Kyuhyuna, zarówno Yesung
jak i Ryeowook jęknęli cicho. Cho wyglądał okropnie, nie musieli się długo
zastanawiać, by domyślić się, jak wiele przeszedł. Jak mogli w ogóle do tego
dopuścić? Przecież był kompletnie niewinny, nie miał z tym nic wspólnego…
- Chyba już
go słyszę… - Leeteuk uśmiechnął się do siebie, kątem oka zerkając na leżącego
na ziemi Kyuhyuna. – Możemy zaczynać.
- Tak jest!
– odpowiedział mu jeden z Nefilim trzymających Yesunga i zwrócił się w stronę
swoich kolegów. – Wyprowadźcie stąd wszystkich wampirów. Szybko.
Blondyn
wytrzeszczył oczy obserwując, jak Dzieci Nocy pokornie wychodzą w pokoju, a w
środku zostają tylko oni i połowa dworu Leeteuka. Na twarzy mężczyzny wciąż
widniał szeroki uśmiech, kiedy patrzył z satysfakcją na nic nie rozumiejącą
twarz Yesunga. Czyżby jednak miał inne plany wobec nich? Jednak dlaczego przez
ten cały czas zachowywał się tak, jakby chciał ich zabić?
- Czy ty… -
zaczął Yesung, jednak starszy filius caeli przerwał mu gwałtownie.
- Ależ nie,
umrzecie, to oczywiste. – ohydny uśmiech pojawił się na jego nieskazitelnej
twarzy. – Ale to nie znaczy, że z mojej ręki.
- Ale jak…
- Poczekaj
jeszcze moment. – ponownie stanął obok Ryeowooka i rzucił przelotne spojrzenie
na drzwi.
~*~
- Mam złe
przeczucie… - wysapał Jonghyun, zatrzymując się przed budynkiem. Siwon
zmarszczył brwi, uważnie się mu przyglądając. Z zewnątrz wyglądał całkowicie
spokojnie i normalnie, jednak kto wie, co obecnie działo się w środku…
- Ja też.
Ale nie możemy tutaj tak stać. – dodał Minho, kątem oka zerkając na przyjaciela.
Widział, że Nefilim okropnie się bał, przecież nie wiedział, co tam zastanie…
Siwon wciąż był pewien, że Yesung żyje. Gdyby umarł, od razu by się o tym
dowiedział. Tylko to go podtrzymywało na duchu.
Wilkołak
położył mu dłoń na ramieniu i ścisnął je delikatnie.
- Strach
jest naszym wyborem, przyjacielu. – powiedział powoli. – Tylko od ciebie
zależy, czy się mu poddasz. Musisz jednak pamiętać, że tu nie chodzi tylko o
ciebie i Yesunga…
- Wiem. –
odparł, kiwając lekko głową. – Nie chcę, aby cierpieli niewinni. Tym bardziej,
że Leeteuk wcale nie zamierza zabić nas własnymi rękoma.
Minho
opuścił dłoń, jego spojrzenie nabrało zdziwionego wyrazu. Również Jonghyun
zamrugał szybko ze zdezorientowaniem.
- Jak to?
- Miał tyle
okazji, że mógłby to zrobić już dawno… Nie mówiłem tego Yesungowi, bo nie
chciałem go martwić…
- O czym ty
mówisz, przyjacielu?
Siwon
westchnął ciężko i odparł cicho:
- Leeteuk
pragnie dokończyć Sąd Boży.
O Boże... Aż się zdziwiłam, jak zobaczyłam na Bloggerze, że dodałaś rozdział!
OdpowiedzUsuńAle naprawdę niesamowity. Przeszłość WonYe, zaraza, Francja, Watykan...
I Yesung, nie poddający się do samego końca.
Zastanawia mnie, po co Leeteukowi Kyuhyun. Ryeo- rozumiem, ale Kyu? Przecież to tylko człowiek...
Ah, jestem strasznie ciekawa, co będzie dalej! Cieszę się, że wróciłaś <3
Ps Jeśli jutro napiszę sprawdzian z biologii na pałę, to czuj się winna! XD