niedziela, 25 maja 2014

Signum Temporis (Rozdział XIII)

Autor - Yesung Oppa
Beta - Nie


N/A:
I'm back again~


~*~




Strach jest naszym wyborem


Niedługo po tym przybyli do Europy. Żaden z nich wcześniej tam nie był, słyszeli tylko niesamowite opowieści o dalekich krajach na zachodzie, do których Leeteuk często wysyłał delegacje. Te fascynujące historie stanowiły główny powód ich podekscytowania, wprost nie mogli doczekać się tej chwili, w której na własne oczy ujrzą wysokie wieże gotyckich kościołów, zatłoczone rynki,  ludzi w przedziwnych strojach i o całkowicie innej urodzie oraz wiele innych, zaskakujących rzeczy. Wiedzieli też, że zgubili swoich prześladowców wiele kilometrów za sobą i minie sporo czasu, nim w końcu odnajdą ich trop. Wszystko to złożyło się na znaczną poprawę humoru Yesunga, który stał się pogodny i wesoły, co Siwon przyjął z ogromną ulgą.
Jednak widok jaki tam zastali szybko ostudził ich nadzieje. Zamiast pięknych, malutkich miasteczek i wesołych rozmów ich mieszkańców ujrzeli spalone wioski i góry martwych ciał, oszpeconych straszliwą chorobą. Były wszędzie. Nikt już nawet nie zdążył ich pochować, uciekano stąd jak najdalej i jak najszybciej. Twarze wykrzywione w bólu i agonii, powykręcane kończyny, straszliwe znamiona…
Chociaż główna fala dżumy minęła już dawno, w wioskach i niektórych miasteczkach na wschodzie kontynentu wciąż nie poradzono sobie z nią, co doprowadziło tam do skrajnego wyludnienia. Yesung już nie mógł na to patrzeć. Cały jego entuzjazm w jednym momencie zamienił się we współczucie i współcierpienie, nad którym nie potrafił zapanować. Mimo iż byli odporni na wszelkie ludzkie choroby, Siwon siłą powstrzymywał go przed podejściem bliżej zwłok. Kim za wszelką cenę chciał coś zrobić, uzdrowić tych, którzy wciąż powoli umierali w męczarniach…
- Przecież ja potrafię im pomóc… Wciąż mogą żyć… - powtarzał cały czas, póki nie uniemożliwiły mu to łzy. Wraz z dalszą wędrówką krajobraz dookoła uspokajał się, ale ogromne, czarne cmentarze ciągle przyciągały ich wzrok. Yesung stał się cichy i małomówny, podróżował ze spuszczoną głową, rzadko kiedy odpowiadając na pytania ukochanego. Siwon już sam nie miał pojęcia, co może zrobić. Nie mógł mu wtedy pozwolić na ich uzdrawianie z oczywistych powodów, ale widok smutnego i zamkniętego w sobie Yesunga łamał mu serce. Próbował mu tłumaczyć, że to od razu przyciągnęłoby kłopoty, w najgorszym przypadku skazano by ich na śmierć za czary. Kim zdawał się to zrozumieć, jednak jego wrodzona wrażliwość na czyjąś krzywdę i wspomnienia z własnego dzieciństwa sprawiały, że nie potrafił inaczej. Mimo wszystko musiał to przeboleć.
Obaj doskonale znali łacinę, więc nie mieli problemu z porozumiewaniem się. Przez ten fakt uznano ich za szlachciców z wyższych sfer i zaproponowano im jak najdogodniejsze lokum w stolicy Francji. Zaraz po tym Yesung znalazł pracę w paryskiej filharmonii, gdzie w końcu mógł robić to, co kochał.
Od tamtej pory śpiewał bez przerwy, nie tylko w pracy, ale również w domu ćwicząc swoje kwestie, oczekując porad i pochwał ze strony ukochanego. Siwon był szczęśliwy, że Yesung w końcu zapomniał o tamtych przerażających dniach, a także przeszłości, którą zostawili za sobą. Kolejne ulotne, jednak ważne dla nich chwile przeżywali na spokojnie, nigdzie się nie spiesząc, delektując się swoją własną bliskością. Często chodzili na bale, gdzie nie obawiali się okazywać sobie uczuć. W końcu byli w Paryżu, poza tym nikt im tutaj niczego nie mógł zabronić. Stanowili niesamowitą, owianą tajemnicą parę, która pojawiła się znikąd i bywała na językach całej szlachty przez długi czas.
Czasami podróżowali do Włoch, nie omijając przy tym oczywiście Watykanu. Obaj czuli się dziwnie w tym miejscu, zupełnie nie tak, jak powinni. Widząc rzeźby i malowidła, które w większości mijały się z prawdą nie potrafili nie czuć współczucia dla wszystkich wiernych. Również widok kardynałów, a nawet papieża przyprawiał ich o nerwy, gdyż zdawali sobie sprawę, że oni jako nieliczni wiedzieli o sekrecie Kościoła, zobowiązani przez śluby nie mogli nikomu o nim powiedzieć.
Bezradność była przytłaczająca. Nie potrafili nikomu pomóc, czuli się z tym co najmniej źle. Jednak jeśli chcieli przeżyć, nie mogli inaczej postąpić. Zbyt długo na to pracowali.
Siwon w wolnym czasie starał się szukać Strażnika, lecz im bardziej się na tym skupiał, tym mocniej upewniał się w przekonaniu, że nie tędy droga. Uważnie studiował swoją przepowiednie, jednak nic nie było do końca jasne. Zgadzało się na pewno to, że mówiła ona o nim samym i Yesungu, ale…
Na pewno był ktoś jeszcze. Ktoś wyjątkowo ważny, bez którego żaden z nich nie przeżyje…
Tylko gdzie?



~*~



Haeyeon rozsypywała się w pył o wiele dłużej, niż inne wampiry. Siwon zastanawiał się, dlaczego. Jedyne logiczne wytłumaczenie dotyczyło stosunkowo niedawnego czasu jej przemiany, dlatego też przyjął je za właściwe. Jej niegdyś czyste i nieskazitelne blond włosy teraz stanowiły poplątaną kupkę piaskowych kosmyków, a podłużna twarzyczka pękała. Rozchylone w agonii usta wyglądały wręcz groteskowo, gdy już po chwili zaczęły się z nich zsypywać kolejne grudki pyłu. Siwon momentalnie pomyślał o przyjacielu ich Strażnika, który zapewne nie chciałby widzieć swojej dziewczyny w takim stanie… Właśnie. Ryeowook. Nefilim rzucił szybkie spojrzenie Jonghyunowi, który niespokojnie wycierał krew z twarzy w brzeg kuchennego obrusu.
- Wszystko w porządku? – spytał, a wilkołak natychmiast przeniósł na niego wzrok. Jego ciemne, przypominające księżyce oczy wciąż błyszczały walką.
- Ze mną tak, ale ty jesteś bardziej ranny. – wskazał dłonią ramię Siwona, które pokaźnie krwawiło. Choi pokręcił głową, jakby wcale nie czuł żadnego bólu. Zresztą, nie było to w tym momencie ważne. Musiał się jak najszybciej dostać do domu Kyuhyuna, nim będzie za późno.
Jonghyun wyczytał z jego miny wszystko. Pokiwał głową i potarł twarz dłonią, przypadkiem rozmazując na niej krew.
- Wezwę Minho.
- Byłbym wdzięczny…
Siwon udał się na górę, gdzie otworzył szufladę i wyjął z niej tyle broni, ile tylko potrafił. Miał przeczucie, że każda z nich może się przydać, więc pochował je w każdym miejscu, do którego potrafiłby sięgnąć podczas walki. Kiedy zszedł na dół, jego oczom ukazała się nieskazitelna sylwetka jego starego przyjaciela, którego prawie nie poznał bez charakterystycznego dla niego wesołego uśmiechu.
- Szybki jesteś… - nie wiedział do końca, czy rzekł to do Minho czy Jonghyuna, ale głowami pokiwali obaj.
- Domyśliłem się, że nie mamy za dużo czasu. – odparł przywódca, podwijając rękawy. – Chodźmy. Zabrałem ze sobą kogo miałem pod ręką, czekają na zewnątrz.
Siwon spodziewał się trzech, najwyżej czterech wilkołaków, dlatego zdziwił się okropnie, gdy ujrzał ich dziesięciu, niecierpliwie stojących w Ryeowookowym ogrodzie. Posłał przyjacielowi zaskoczone spojrzenie, które szybko zmieniło wyraz na głęboką wdzięczność. Minho wzruszył ramionami i odparł:
- Daj spokój. Poczekaj z podziękowaniami gdy już będzie po wszystkim.
Choi pokiwał głową i przyjrzał się dokładnie wilkołakom. Jedna, znajoma i wyjątkowo młoda twarzyczka wprawiła go w jeszcze większe zdziwienie.
- Taemin? Dlaczego on...?
- Nie chciał mnie zostawić. – urwał temat Minho, a ton jego głosu wyraźnie zdradzał to, że nie zamierza z nim o tym rozmawiać. Siwon nie chciał naciskać, mieli coś o wiele ważniejszego do zrobienia. Coś, co zdecydowanie nie mogło zaczekać.
- Dasz sobie radę bez Kibuma? – Minho spytał troskliwie Jonghyuna, który niepewnie pokiwał głową.
- Pewnie. A mam jakieś inne wyjście?
To mu starczyło, więc poklepał go tylko po plecach, po czym stanął przed nimi wszystkimi i powiedział:
- Chodźcie. Jeśli zaraz stąd nie wyruszymy, to nie będziemy mieli już nawet kogo ratować.



~*~



Sztylet Yesunga błysnął w porannym świetle, na moment oślepiając Ryeowooka. Chłopak zmrużył powieki, nie wiedząc, czy chce patrzeć na tę walkę. Blondyn nie miał nawet matematycznych szans, mimo to zaciętość na jego twarzy zdradzała to, że sam się jeszcze do końca nie poddał. I nie zrobi tego w najbliższym czasie… Nie, póki wciąż żyje.
Nagle znikąd wyłoniły się dwie postacie i zagrodziły Yesungowi drogę do celu. Ten zatrzymał się gwałtownie, ale nie zrezygnował z walki. Natarł na nich z taką siłą, jakiej chyba nikt jeszcze u niego nie widział, jednak w ostatnim momencie jego cios został zatrzymany przez miecz jednego z nich.
Miecz ten wykonany był z tej samej stali, co sztylet Yesunga.
W tym wypadku ich pojedynek mógł trwać nawet w nieskończoność.
Ryeowook obserwował uważnie każdy ruch filus caeli, który mimo podenerwowania był wyjątkowo zgrabny i zwinny, być może nawet bardziej, niż jego przeciwników. Rozczochrane blond włosy rozsypały się po jego twarzy, jednak nie wyglądał tak, jakby wyjątkowo mu przeszkadzały. Atakował gdy tylko miał okazję, ignorując szyderczy chichot Leeteuka. Ryeowook miał ochotę wstać i przyłożyć mu w twarz… Jednak oczywiście nie mógł.
Już po chwili w z sypialni, łazienki i kuchni zaczęli wychodzić kolejni Nefilim, a także wampiry, oblizujące się ze smakiem, czując zapach świeżej krwi. Kim nie miał zielonego pojęcia, skąd oni wszyscy się tu wzięli, domyślał się jednak, że mają ogromne kłopoty. Yesung zdawał się nie zwracać na to wszystko uwagi, walczył dalej, ale w momencie, gdy trzech silnych filius caeli chwyciło go za ramiona, a sztylet wypadł mu z dłoni na jego twarzy po raz pierwszy pojawił się głęboki strach.
Yesung się bał. Okropnie, potwornie, niemożliwie się bał…
- Kiedy w końcu do ciebie dotrze, że to już koniec? – Leeteuk wywrócił oczyma, zakładając ramiona na piersiach. Blondyn najpierw spojrzał na niego, potem na Ryeowooka, który wciąż siedział w tym samym miejscu, jakby zatrzymany w czasie.
- Siwon…
- Prawdę mówiąc myślałem, że zjawicie się obaj. – przywódca westchnął z rozczarowaniem i podszedł bliżej kanapy. – No nieważne. W każdym razie, możemy na niego poczekać. Nigdzie się nam nie spieszy, prawda Wookie?
Ryeowook zacisnął mocno zęby, wyzywając go w myślach wszystkimi znanymi mu, najgorszymi określeniami. Leeteuk pokręcił głową z dezaprobatą i spojrzał na sztylet Yesunga, wciąż leżący samotnie na środku pokoju. Z zadowoleniem podszedł do niego i szybko go podniósł, oglądając z każdej strony. Yesung zmarszczył groźnie brwi i już chciał coś powiedzieć, kiedy czyjaś ręka zatkała mu usta.
- Dostałeś go od nas. Jeśli nadal sądzisz, że możesz bezkarnie go używać… - mężczyzna pokręcił głową i ponownie podszedł do Ryeowooka, gdzie przyłożył mu ostrze do szyi. Gdy chłopak tylko poczuł zimną stał na skórze, jakiś dziwny dreszcz przeszedł go po plecach, a już po chwili poczuł dziwną lekkość, tak jakby… Poruszył palcami u dłoni. Leeteuk cofnął zaklęcie.
Już otwierał usta, by nareszcie się wykrzyczeć, jednak momentalnie ostrze sztyletu mocniej natarło na jego gardło. Leeteuk pokręcił z politowaniem głową i westchnął:
- Jeden fałszywy ruch, dzieciaku, chociaż jeden…
Czyli jednak. To był tylko test…
Yesung przymknął na moment powieki, starając się chociaż trochę uspokoić, jednocześnie w myślach błagając Siwona, by tu nie przychodził. Niech zostanie w domu, czeka na niego… Jeśli tu przyjdzie, zginą wszyscy trzej. A tego najprawdopodobniej by sobie nie wybaczył. Nie wiedział, że będzie ich tutaj aż tylu. Wampiry szczerzyły długie kły, wpatrując się wyraźnie w jedno miejsce na jego szyi. Znał doskonale obrzydzenie, z jakim patrzyli na niego filius caeli, zarówno młodzi, jak i starsi. Niektórych znał, z kilkoma kiedyś jeździł na wojnę… Przeciwko wampirom.
Przeciwko złu.
Przeciwko Szatanowi.
Jak bardzo szalony i oślepiony nienawiścią stał się Leeteuk?
Wiedział, że to on pierwszy najchętniej by go zabił. Dążył do tego przez te wszystkie lata. A gdy w końcu znaleźli swojego Strażnika, z braku pomysłu postanowił zrobić coś, czego żaden Nefilim o zdrowych zmysłach by się nie podjął…
Pamiętał jak wtedy w Europie spotkali go po raz pierwszy po tych wszystkich latach. Z eleganckiego arystokraty stał się przerażającym wojownikiem, który przemierzy cały świat, byle tylko dotrzeć do celu. Yesung przełknął głośno ślinę i otworzył oczy, zerkając na przywódcę. Nie mógł mu dać tej satysfakcji. Nie da się tak łatwo zabić.
W momencie w którym do pokoju dwóch wampirów wniosło nieprzytomnego Kyuhyuna, zarówno Yesung jak i Ryeowook jęknęli cicho. Cho wyglądał okropnie, nie musieli się długo zastanawiać, by domyślić się, jak wiele przeszedł. Jak mogli w ogóle do tego dopuścić? Przecież był kompletnie niewinny, nie miał z tym nic wspólnego…
- Chyba już go słyszę… - Leeteuk uśmiechnął się do siebie, kątem oka zerkając na leżącego na ziemi Kyuhyuna. – Możemy zaczynać.
- Tak jest! – odpowiedział mu jeden z Nefilim trzymających Yesunga i zwrócił się w stronę swoich kolegów. – Wyprowadźcie stąd wszystkich wampirów. Szybko.
Blondyn wytrzeszczył oczy obserwując, jak Dzieci Nocy pokornie wychodzą w pokoju, a w środku zostają tylko oni i połowa dworu Leeteuka. Na twarzy mężczyzny wciąż widniał szeroki uśmiech, kiedy patrzył z satysfakcją na nic nie rozumiejącą twarz Yesunga. Czyżby jednak miał inne plany wobec nich? Jednak dlaczego przez ten cały czas zachowywał się tak, jakby chciał ich zabić?
- Czy ty… - zaczął Yesung, jednak starszy filius caeli przerwał mu gwałtownie.
- Ależ nie, umrzecie, to oczywiste. – ohydny uśmiech pojawił się na jego nieskazitelnej twarzy. – Ale to nie znaczy, że z mojej ręki.
- Ale jak…
- Poczekaj jeszcze moment. – ponownie stanął obok Ryeowooka i rzucił przelotne spojrzenie na drzwi.



~*~



- Mam złe przeczucie… - wysapał Jonghyun, zatrzymując się przed budynkiem. Siwon zmarszczył brwi, uważnie się mu przyglądając. Z zewnątrz wyglądał całkowicie spokojnie i normalnie, jednak kto wie, co obecnie działo się w środku…
- Ja też. Ale nie możemy tutaj tak stać. – dodał Minho, kątem oka zerkając na przyjaciela. Widział, że Nefilim okropnie się bał, przecież nie wiedział, co tam zastanie… Siwon wciąż był pewien, że Yesung żyje. Gdyby umarł, od razu by się o tym dowiedział. Tylko to go podtrzymywało na duchu.
Wilkołak położył mu dłoń na ramieniu i ścisnął je delikatnie.
- Strach jest naszym wyborem, przyjacielu. – powiedział powoli. – Tylko od ciebie zależy, czy się mu poddasz. Musisz jednak pamiętać, że tu nie chodzi tylko o ciebie i Yesunga…
- Wiem. – odparł, kiwając lekko głową. – Nie chcę, aby cierpieli niewinni. Tym bardziej, że Leeteuk wcale nie zamierza zabić nas własnymi rękoma.
Minho opuścił dłoń, jego spojrzenie nabrało zdziwionego wyrazu. Również Jonghyun zamrugał szybko ze zdezorientowaniem.
- Jak to?
- Miał tyle okazji, że mógłby to zrobić już dawno… Nie mówiłem tego Yesungowi, bo nie chciałem go martwić…
- O czym ty mówisz, przyjacielu?
Siwon westchnął ciężko i odparł cicho:

- Leeteuk pragnie dokończyć Sąd Boży.

1 komentarz:

  1. O Boże... Aż się zdziwiłam, jak zobaczyłam na Bloggerze, że dodałaś rozdział!
    Ale naprawdę niesamowity. Przeszłość WonYe, zaraza, Francja, Watykan...
    I Yesung, nie poddający się do samego końca.
    Zastanawia mnie, po co Leeteukowi Kyuhyun. Ryeo- rozumiem, ale Kyu? Przecież to tylko człowiek...
    Ah, jestem strasznie ciekawa, co będzie dalej! Cieszę się, że wróciłaś <3
    Ps Jeśli jutro napiszę sprawdzian z biologii na pałę, to czuj się winna! XD

    OdpowiedzUsuń