niedziela, 27 kwietnia 2014

Slave (Rozdział V)

Autor - Yesung Uppa
Beta - nie </3


N/A:

Dzięki, że ze mną jesteście! Szykuję tyyle niespodzianek, ale nie wiem, na kiedy zdążę je zrealizować x.x
W każdym razie, trzymajcie kciuki dalej c:




~*~





Porcelana





Kibum zaciągnął się po raz ostatni, po czym rzucił prawie całkowicie dopalonego peta na chodnik i przydeptał go obcasem. Wokół niego leżało ich jeszcze więcej, pozostałości po pełnej paczce którą zdążył kupić nim wyjechał do pracy. Wbrew pozorom wcale nie palił dużo. Czasami po prostu zmuszała go do tego sytuacja, swojego rodzaju odruch nerwowy. Tego dnia stał i czekał przed klubem na swojego przyjaciela, którego los bardzo niepokoił go od paru dni. Cała ta sytuacja zaczęła się robić naprawdę niebezpieczna. Kibum znał te syndromy i chociaż Yesung wzbraniał się jak tylko mógł, popełnił już kilka niewybaczalnych błędów, które tylko Key potrafił mu wytknąć. Prawda była taka, że Jongwoon właśnie z nim znał się najdłużej i ufał mu najbardziej z wszystkich tancerzy, chociaż zazwyczaj stara się tego nie okazywać. Key nie mógł uwierzyć w to, jak melancholijny i zamknięty w sobie stał się jego przyjaciel po tej całej aferze...
Oczywiście starał się mu pomagać jak tylko mógł, jednak nie potrafił być zawsze przy jego boku i go pilnować.
Gdy sięgał do paczki po następnego papierosa dotarło do niego, że ta jest już całkowicie pusta. Zaklął pod nosem i zgniótł ją w dłoni, jeszcze raz uważnie spoglądając na parking. Jongwoon miał jeszcze pół godziny nim zaczną się zbierać klienci i półtorej do jego solowego występu. Jeśli się nie zjawi...
- Nie powinieneś tak stać na chłodzie. Przeziębisz się. - ten głos. Rozległ się niespodziewanie za jego plecami i w jednym momencie zmroził całe jego ciało. Był tak znajomy jak dreszcz, który przeszedł go po plecach, kiedy poczuł ciepły dotyk dłoni na swoim ramieniu. Niemożliwe. To się nie może dziać. Przecież on wyjechał i miał tu już nigdy nie wracać... To „nigdy” nie znaczyło wcale „przez dwa lata”. Bardzo powoli odwrócił się do tyłu i na moment przestał oddychać.
Jego włosy były białe jak śnieg, oczy tak samo głębokie i zielone jak ostatnim razem. Usta wykrzywiały się w szerokim uśmiechu, perłowe zęby błyszczały zza pełnych warg. Niebezpieczny. Taki był Kim Jonghyun zarówno dla niego, jak i siebie samego. Dlaczego teraz wrócił? Jakby Kibum nie miał już dosyć problemów na głowie...
- Nie przywitasz się ze mną? - spytał niskim głosem, który wywołał w tancerzu zdecydowanie zbyt wiele emocji i wspomnień. Wziął głęboki oddech jednocześnie żałując, że zdążył już wypalić wszystkie papierosy.
- Nie powinieneś być w Chakpo? - odpowiedział pytaniem, zakładając ramiona na piersiach. Jonghyun westchnął cicho.
- Powinienem. Ale obecnie jestem tutaj. Nie cieszysz się?
- Dlaczego wróciłeś? - Key nie był do końca pewien, czy chce poznać odpowiedź. W momencie, w którym blondyn wyciągnął ku niemu ręce wiedział już, że lepiej było nie zadawać mu tego pytania. Cofnął się gwałtownie, wywołując tym zdziwienie na twarzy starszego.
- Tęskniłem. - odparł niepewnie. Kibum pokręcił głową i prychnął cicho, starając się zignorować przyspieszone bicie swojego serca.
- Miałeś tu nie wracać, już nigdy.
- Kibummie, ja...
- Nie mów tak do mnie, do cholery!
Jonghyun na zmianę otwierał i zamykał usta jak ryba wyjęta z wody. Obaj pozwolili, by zapanowała między nimi ta niezręczna cisza, którą bali się przerwać w niewłaściwej chwili. Starszy przeczesał palcami włosy, a jego spojrzenie nabrało wyrazu, który wrył się Kibumowi w pamięć dokładnie dwa lata wcześniej. Zagryzł dolną wargę niemal do krwi, gdy ten odparł:
- Przepraszam. Może i masz rację, nie powinienem... Przecież ci obiecałem. Chciałem po prostu sprawdzić, czy wszystko w porządku...
- Jak widać, wciąż żyję i mam się dobrze. To ci chyba wystarczy, prawda? - Jonghyun zbyt dobrze go znał, by nie rozpoznać tej reakcji. Wiedział, że nie tylko samo jego przybycie zdenerwowało tancerza. Gdyby tak było, nie wypaliłby wcześniej tylu papierosów.
- Coś się stało... - spojrzał na niego uważnie, jakby nieco niepewnie i z dystansem. - Wiem, że to głównie przeze mnie, ale...
- Yesung. - odparł szybko Key, chcąc po prostu przerwać jego wywód. Jonghyun uniósł pytająco brwi, natychmiastowo domyślając się wszystkiego. Twarz Kibuma mówiła za niego samego. Jak zwykle.
- Nie, tylko znowu nie to...



~*~



Yesung wytarł wierzchem dłoni pot z czoła i uśmiechnął się zalotnie do publiczności. Z zaskoczeniem ale i niejaką ulgą przyjął fakt, że wśród mężczyzn nie ma Siwona. To mogło oznaczać tylko jedno: jego teoria była właściwa. Nie spodziewał się wyników tak szybko, sądził że minie o wiele więcej czasu nim dotrze do niego to, co mu powiedział tamtej nocy. Posłał ostatnie spojrzenie oklaskującym go z całych sił facetom, po czym szybko zniknął za kotarą.
Czuł się jak zwycięzca. Po raz kolejny utwierdził się w przekonaniu, że jego teorie i hipotezy zawsze okazują się prawdą. Zerknął ukradkiem w ogromne lustro, a na jego ustach pojawił się pierwszy od dawna, szeroki uśmiech...
Mimo iż fałszywy.
W głębi serca nie chciał, by Siwon tak szybko rezygnował. Podświadomie pragnął patrzeć na jego oniemiałą twarz i obserwować, co się z nim dzieje, gdy mężczyzna patrzy na jego ciało. Oczywiście nigdy się do tego nie przyzna, sama myśl o tym była niebezpieczna, a co dopiero jej skutki. To ciepło jego dłoni... Było tak znajome i przyjemne, a jednocześnie niewyobrażalnie bolesne. Spojrzenie, uśmiech, nawet miękkość włosów...
Nagle zapragnął po prostu się rozpłakać.
Przypomniał sobie spotkanie z Kibumem sprzed kilku godzin. Jego twarz była tak blada i zdenerwowana, że wszyscy od razu pragnęli dowiedzieć się, jaka była tego przyczyna. Key milczał jednak przez cały czas, a tylko Jongwoon potrafił dostrzec pozostałości łez w kącikach jego oczu i plam na policzkach, skrytych za pokaźną ilością pudru. Od razu domyślił się wszystkiego.
Kiedy przybył do klubu, (swoją drogą, poważnie spóźniony przez korki zalegające całe miasto) Jonghyuna już nie było. Nie wiedział, gdzie pojechał i dlaczego wrócił, nie pytał jeszcze o to tancerza. Zdecydowanie nie zamierzał być tak wścibski jak Himchan, potrafił ze spokojem poczekać, aż młodszy Kim sam zdecyduje się mu wszystko opowiedzieć...
Wiedział, że gdyby nie on sam, Key w życiu nie podjąłby tak trudnej decyzji. Jonghyun nie miał mu tego za złe, chociaż próbował go cały czas zapewniać, że da sobie radę... Bezskutecznie. Nie minęło wiele czasu nim wyjechał, a Kibum został sam. Starał się nie okazywać tego, jak bardzo przeżył rozstanie, ale... Wszyscy już dawno go przejrzeli.
Jongwoon spędził ostatnie tygodnie na uważnej obserwacji Moon JongUpa. Chociaż jego los był już od samego początku przesądzony, sytuacja jego i Himchana była kompletnie inna. Nastolatek stał się przede wszystkim jego pupilkiem, nowym uroczym chłopcem na pięć minut, których przez te kilka lat przewinęło się w ich garderobie naprawdę wielu. Yesung nie widział powodu, by informować już o tym chłopca. Był mądrzejszy niż większość jego poprzedników, wierzył, że sam w końcu odgadnie prawdę... Wtedy będzie to mniej bolesne. Mimo to czuł żal. Ale nie mógł nic zrobić, Kim Himchan już taki był i nikt tego nigdy nie zmieni.
Ponownie pogrążył się we własnych wspomnieniach myśląc o tym, jak potoczyłoby się jego własne życie, gdyby posiadał charakter zbliżony do młodszego kolegi. Pomimo swojego filozoficznego wykształcenia miał problemy z wyobrażeniem sobie tego. Jedno było pewne – Choi Siwon tak czy siak kiedyś pojawiłby się w jego życiu, a on musiałby coś z tym zrobić...
Zerknął przez ramię na kurtynę, za którą stawał się człowiekiem, który nie powinien istnieć. Ludzie (głównie mężczyźni przychodzący do klubu) kochali właśnie Yesunga, rzadko kogo obchodziło to, kim naprawdę jest Kim Jongwoon... A gdy już pojawiała się taka osoba, przynosiła ze sobą ogromne kłopoty.
Już sam nie wiedział, co ma robić. Zgubił się w całym tym bałaganie własnych myśli, każda z nich podpowiadała mu co innego. Gdyby nie Choi Siwon, jego przystojna twarz, miły uśmiech i zainteresowanie, nie znalazłby się w tak podstępnej sytuacji. Westchnął ciężko, bardzo powoli ruszając w kierunku garderoby. Wciąż musi jednak pamiętać o najważniejszej rzeczy...
Nie może pozwolić, by kolejna osoba znalazła się przez niego w niebezpieczeństwie.



~*~



- Tylko nie to... - powtórzył Jonghyun, kręcąc z niedowierzaniem głową. Dlaczego znowu Yesung? Wiedział, że przyciągał do siebie mężczyzn jak magnes, ale żeby tak od razu im ulegać...? Czy to przez to, że prawie nigdy nie potrafił nikomu odmówić? Jeśli ten facet miał w sobie coś, co naprawdę go do siebie przyciągnęło, jest już po nich. Tym razem obydwóch. Jongwoon jest zbyt słaby, by przeżyć to po raz kolejny.
Kibum był zupełnie inny. On podjął jedyną właściwą decyzję, a choć była bardzo bolesna, gdyby musiał, zrobiłby to jeszcze raz. Jonghyun wiele razy zapewniał go, że wszystko będzie w porządku i nie musi tego robić, ale ten nie zamierzał go słuchać. Wyrzucił go za drzwi, jednocześnie ostatni raz mówiąc, jak mocno go kocha.
Kochał go, dlatego to zrobił. A teraz wrócił, niszcząc tym to wszystko, na co Key pracował całe dwa lata. Może to jednak nie był taki dobry pomysł...? Blondyn zagryzł dolną wargę i spojrzał na chłopaka.
- Cóż... To nie potrwa długo. Jongwoon jest jak porcelana. - Key rzucił mu zdziwione spojrzenie. - Krucha, ale wieczna. Jeśli zostawi się ją w spokoju, w idealnym stanie może przetrwać wieki. Wystarczy jednak tylko jeden fałszywy dotyk, by rozbiła się na miliony kawałków...
- On nie może być sam. Jest zbyt samotny, wciąż pragnie czyjeś bliskości...
- ... ale musi. - przerwał mu Jonghyun. - A ty jako jego przyjaciel musisz o to zadbać.
Tancerz doskonale wiedział, że nie ma innego wyboru. Pokiwał głową i po raz kolejny wziął głęboki oddech, pragnąc jakoś oczyścić swój umysł.
- Myślę, że nie powinien cię zobaczyć. - szepnął, nawet na niego nie patrząc. Blondyn pokiwał natychmiastowo głową. Rozumiał dlaczego i mimo iż najchętniej by został tu na zawsze, ze sztucznym uśmiechem poklepał go po ramieniu i powiedział:
- Jakbyś chciał mnie odnaleźć, spytaj Jinki'ego. On powie ci, gdzie jestem. - chciał go chociaż pocałować w policzek, ale w ostatnim momencie zrezygnował z tego pomysłu. Nie chciał go dodatkowo denerwować. Zamiast tego odwrócił się na pięcie i ruszył w ciemność wiedząc, że im bardziej się od niego oddala, tym Kibum jest coraz bliżej płaczu. On sam musiał się naprawdę postarać o to, by się przypadkiem nie rozkleić. Nie mógł. Każdy, tylko nie on.
Miał szczerą nadzieję, że nikt ich nie ujrzał razem. Klient, tancerz, ktokolwiek. Dużo ryzykował pojawiając się tam, jednak musiał go zobaczyć. Chociaż przez moment, usłyszeć jego głos i spojrzeć mu w oczy...
Gdy pierwszy raz pojawił się w Horse&Turtle, zdecydowanie nie zamierzał wylądować w związku z jednym ze striptizerów. Do tej pory nie wiedział dokładnie, jak do tego wszystkiego doszło. W jednej chwili sprzedawał spokojnie kokainę pod barem, by już w drugiej podnieść wzrok na scenę i napotkać rozpalone spojrzenie półnagiego bruneta o specjalnie rozmazanym makijażu i potarganych włosach. Już w samych tych przymrużonych, karmelowych oczach było coś, co go przyciągało. Był dilerem. Żył z ryzyka, dzięki niemu zarabiał mnóstwo pieniędzy. Ale im więcej człowiek się z nim spotyka, z czasem się od niego uzależnia. Jonghyun pokochał ryzyko. Nie potrafiłby już bez niego normalnie funkcjonować. Dlatego po występnie zakradł się za kulisy pod pretekstem dostarczenia zamówienia. Oczywiście nie po to tam poszedł. Ujrzawszy w bliska owego bruneta, miał ochotę się rozpłakać, gdyż to właśnie w tamtym momencie dotarło do niego, że nigdy wcześniej nie widział kogoś tak pięknego. Miłość od pierwszego wejrzenia? Może. Nazywajmy to, jak tylko chcemy, Jonghyun nie dbał o takie szczegóły. Jedyne czego pragnął, to poznać jego imię i wymawiać je tak długo, aż nie będzie pamiętał już żadnego innego słowa.
Tancerz nazywał się Kim Kibum. Jego oficjalny pseudonim brzmiał „Key”, jednak ten nie zamierzał tak do niego mówić. Wolał zwracać się do niego per „Kibummie”, miał przynajmniej pewność, że będzie pierwszym i jedynym, który tak go nazywał. Chłopak nie miał nic przeciwko zarówno temu, jak i kolacji, na którą zabrał go Jonghyun.
Pierwszej nocy nie uprawiali seksu. Kibum nie był pierwszym-lepszym striptizerem z taniego klubu, miał swoje zasady nabyte dzięki pracy w Horse&Turtle, a mimo iż zdążył go bardzo polubić, już w drzwiach swojego mieszkania powiedział, że jeśli przyszedł z nim tutaj tylko po to, to ma się od razu odwrócić i wyjść. Jonghyun uznał to za bardzo urocze i władcze jednocześnie, więc roześmiał się cicho. Oczywiście został. Cały wieczór jedli owoce i oglądali filmy, a po północy wrócił do siebie...
... by następnego weekendu również pojawić się w klubie.
To trwało naprawdę długo. Przychodził, sprzedawał narkotyki, potem czekał na Kibuma, szli na randkę, wracali do jego domu i tak w kółko. Ich pierwsza wspólna noc była spontaniczna, po prawie miesiącu znajomości się zdecydowali na dalszy krok. Jonghyun wiedział już, że warto było tyle czekać. Kibum naprawdę był tym jedynym...
A przynajmniej tak myślał, póki nie zdarzyła się tragedia.
Key starał się pomóc Jongwoonowi jak tylko mógł, jednocześnie bardzo dużo nad tym wszystkim myśląc. Decyzja nie była łatwa, spędził wiele bezsennych, przepełnionych łzami i bólem nocy, jednak w końcu ją podjął. Nie mógł ryzykować życia Jonghyuna, był dla niego zbyt ważny, a ich dotychczasowe wspólne życie było zbyt piękne, by mogło trwać do końca. Horse&Turtle to wbrew pozorom zbyt niebezpieczne miejsce na miłość. Szkoda, że żaden z nich o tym nie wiedział wcześniej.
Kibum nie musiał go błagać dwa razy. Ostatni raz upewnił się, że wszystko w porządku, po czym spakował swoje rzeczy i wyjechał do Chakpo, gdzie po przefarbowaniu włosów i zmianie nazwiska stał się innym człowiekiem. Wciąż handlował narkotykami, pałętał się po różnych klubach i zarabiał niemożliwie wielkie pieniądze, jednak bez Kibuma to nie było to samo. Wcześniej w Seulu wiedział, że to ma jakiś sens. Pracował na ich wspólną przyszłość. Teraz nie czekało na niego nic, samotne cztery ściany i góry narkotyków. Nie wspominając już o tym, że szalał z niepokoju o życie Key. Dlatego wrócił, chociażby właśnie dla tych paru minut. Musiał sprawdzić, czy wszystko w porządku, czy jest bezpieczny...
Skoro już tutaj był, mógł odwiedzić jeszcze jedno miejsce i wrócić do domu. Podświadomie jednak zarezerwował pokój w hotelu na najbliższy tydzień mając nadzieję, że jakimś cudem Kibum go odwiedzi. Przyjdzie, porozmawia... Nie wymagał wiele. Chciał tylko ponownie dotknąć tamtych chwil kiedy myślał, że jeśli odnajdzie szczęście, to już nigdy więcej nie będzie musiał go szukać...



~*~


- Minęło tyle czasu...
Wiatr rozwiewał jego białe włosy we wszystkie strony, szarpał kurtką, uderzał zimnymi igiełkami w twarz. Jonghyun nie mógł uwierzyć, że ktoś pozwolił na budowę cmentarza na wzgórzu. Zima zbliżała się wielkimi krokami, to tylko kwestia czasu, nim wszystko dookoła pokryje ciężki śnieg. Nienawidził zimy. Nikt o zdrowych zmysłach jej nie lubił. To nie przypadek, że najgorsze rzeczy zawsze dzieją się właśnie zimą....
- Jak się masz, przyjacielu? - niepewnie przysiadł na brzegu grobu, wzdychając cicho. Pomnik był czysty i zadbany, stały na nim stroiki i wazony ze świeżymi kwiatami. Wiedział, kto je przynosił... Nie musiał się nawet nad tym długo zastanawiać. - Dawno się nie widzieliśmy... Pewnie chcesz wiedzieć, co u mnie, prawda?
Poniekąd Jonghyun wiedział, że to jego wina. To on wtedy zaprowadził go ze sobą do Horse&Turtle i nie ostrzegł, gdy wszystko zaczęło się wymykać spod kontroli. Domyślał się, że Key pewnie podjął właściwą decyzję. Gdyby nie ona, nie siedziałby tutaj, a leżał obok przyjaciela, parę metrów pod ziemią. Zacisnął mocno powieki, czując zdradliwe łzy pod powiekami...
Nie, Jonghyun. Nie możesz.
- Nie mam za dużo czasu. Jeśli ktoś mnie tu zobaczy, to... wiesz. - zerknął na złoty napis na kamiennej tablicy. Żył tak krótko... Zbyt krótko. - Wybacz, że nie przyniosłem kwiatów.
Dlaczego on w ogóle rozmawia z nagrobkiem? To śmieszne... Jednak skoro już zaczął, to nie zamierzał przestać. W sumie czuł się nawet lepiej, miał wrażenie, jakby ten naprawdę go słuchał – z góry lub z dołu, gdziekolwiek się teraz znajduje.
- W każdym razie... Nie martw się o nic. Wszystko jest okej. Kibum opiekuje się Jongwoonem jak może... Nie pozwoli mu znowu upaść. - poklepał niepewnie zimny marmur i wstał. - To by było na tyle... Nie wiem, czy kiedyś znowu wpadnę. Być może nie. Ale... wiedz, że tęsknimy za tobą. Wszyscy.
Powoli wsunął ręce do kieszeni i wziął głęboki oddech, zerkając w niebo. Mimowolnie powtórzył to samo, co dwa lata wcześniej na pogrzebie, chociaż wcale tego nie chciał. Zupełnie jakby samo wypłynęło z jego ust wraz ze łzą, której nie miał sił już powstrzymywać:
- Żegnaj, Kyuhyun.

3 komentarze:

  1. Taki smutny rozdział na zimną noc ;__;
    Pięgne, pięgne tylko za krótkie </3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kyu... Boże drogi i dawny JongKey. Zastanawia mnie co doprowadziło do jego śmierci i przymusowej ucieczki Blinga. Piękna niespodzianka, da się zakochać w języku i stylu w jakim piszesz.
    Z wiecznym zniecierpliwieniem czekam na więcej. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. ZABIŁAŚ KYUHYUNA?! Q__________Q
    Moje serce krwawi TT^TT Już myślałam, że znowu będzie sprawcą wszelkiego zła na tej planecie i antagonistą, którego wyjątkowo bym nie lubiła xD
    Jestem bardzo ciekawa, kto stanowi tak wielkie zagrożenie dla tancerzy H&T i ich wybranków.
    But still...
    ZABIŁAŚ MI KYUHYUNA Q__________Q

    OdpowiedzUsuń