piątek, 21 marca 2014

Signum Temporis (Rozdział XII)

Autor - Yesung Oppa
Beta - Nie

N/A:

Przepraszam...
Mam zdecydowanie za dużo na głowie ;_;
+ Zobaczcie uaktualniony post z symboliką w ST ^^



~*~




12.Bohater


Wraz z nadejściem zimy mała chatka na skraju lasu była już całkowicie gotowa. Jongwoon, zachwycony ich małym gniazdkiem, oglądał domek z każdej strony, nie posiadając się wręcz ze szczęścia. Wyglądał dokładnie tak, jak go sobie wyobrażał – niewielki, bardzo przytulny ze szczelnym dachem i małymi okienkami, dokładnie schowany między drzewami, niewidoczny nawet dla bardzo uważnych spacerowiczów. Wydawał się być najbezpieczniejszym miejscem na Ziemi, chociaż obaj zdawali sobie sprawę z tego, że już niedługo będą musieli ruszyć w dalszą drogę... Starali się jednak o tym nie myśleć, całkowicie oddając się ulotnej chwili.
Jongwoon wiele myślał o przyszłości. Zastanawiał się nad ich losem, który pewnie jeszcze nie raz ześle na nich wiele nieprzyjemnych przygód. Co noc zasiadał przy jednym z niewielkich okienek i wpatrywał się w Księżyc, jakby oczekiwał od niego odpowiedzi. Czasami, gdy Siwon jeszcze nie spał, nucił cicho pod nosem pieśni i kołysanki, opierając brodę na kolanach. Mógł tak przesiedzieć do samego świtu, szukając jak najlepszego rozwiązania. To było pewne, że muszą odnaleźć Strażnika... Tylko jak?
Pewnej nocy jednak coś innego niż sam Księżyc przykuło uwagę Nefilim. Była pełnia, księżycowa łuna oświetliła piękną twarz młodszego, nadając jej spokojnego, delikatnego wyrazu. Piękno tego mężczyzny nigdy nie przestanie go zadziwiać, nawet po tylu latach. Gdzie ten mały, uroczy chłopczyk, którym kiedyś się opiekował?
Jongwoon uśmiechnął się podświadomie. Dlaczego pozwolił, by tak cudowna osoba przez niego cierpiała? Przecież gdyby nie byli ze sobą tak blisko, wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej. Żałował? Nie, raczej gdybał, zastanawiając się jednocześnie, co mogłoby być dla niego najlepsze.
Tuż nad ranem podjął decyzję. To nie Jongwoon wstał i obudził ze snu niczego nieświadomego Siwona.
Tylko Yesung.
Spodobało mu się to, jak brzmi jego nowe imię w ustach młodszego. Chociaż Choi na początku nie potrafił zrozumieć jego decyzji, w końcu się do niej przyzwyczai. Co prawda zajęło mu to wiele miesięcy, jednak jego tłumaczenia mu wystarczyły. Nie oceniał, nie komentował, po prostu zaakceptował. Kim był mu wdzięczny.
Lata mijały bardzo powoli – po zimach nadchodziły wiosny, po wiosnach lata, a potem jesienie. Każda z tych pór roku była w ich małym, leśnym zakątku tak piękna, że obaj mogli ją obserwować w nieskończoność. Poczucie vanitas tutaj ich nie dotykało. Zupełnie jakby całe, doczesne życie zostawili za sobą, a teraz odnaleźli prawdziwy raj... Dlatego więc coraz bardziej przywiązywali się do tego ich małego królestwa; dzielili się obowiązkami, dbali o leśne zwierzęta, straszyli kłusowników, a seks pachniał świerkami i letnim deszczem. Każdy dzień przynosił nowe, piękne chwile, których nie chcieli stracić. Pierwszy raz od naprawdę dawna czuli się szczęśliwi – zapomnieli o tym, kim są i dlaczego uciekli...
Kolejne urodziny Yesunga przyniosły jednak ze sobą garść decyzji, które w końcu zmuszeni byli podjąć. Chcąc nie chcąc, po tych paru latach zdecydowali się w końcu na zaczęcie poszukiwań Strażnika. Jedyną wskazówką była przepowiednia, która jednak nie za wiele im pomogła. Nie wiedzieli nawet, czy ta jedna, jedyna osoba, która potrafiła im pomóc już żyła na tym świecie...Nie mogli jednak już dłużej zwlekać. Chociaż zakochali się w ich małej chatce na skraju lasu, następnej zimy zostawili ją samą, postanawiając ruszyć dalej – na zachód, szukając po drodze nowych śladów.


~*~


- Nie!
Kibum błyskawicznie znalazł się przy wampirze, który o mały włos nie zatopił swoich długich, brudnych kłów w ramieniu Jonghyuna. Wilkołak sprawie odciągnął go od zaskoczonego chłopaka, kupując mu tym nieco czasu na rozeznanie się w sytuacji i przystąpienie do ataku. Nie wzięli jednak pod uwagę tego, że to na pewno nie jest jedyny wampir w okolicy, który obserwował ich uważnie podczas pilnowania Strażnika. Zrozumieli swój błąd dopiero w momencie, w którym usłyszeli za plecami ciężkie kroki. Martwe ciało wampira w ramionach Kibuma rozsypało się w proch, kurząc jego nowe, eleganckie buty. Pierwszy raz w życiu nawet nie zwrócił na to uwagi.
Było ich czterech, wszyscy nieźle zbudowani, nawet jak na wampirów. W porównaniu z nimi ten, którego obaj przed chwilą zabili był lekką rozgrzewką. Jonghyun zacisnął wargi w wąską kreskę, czując dreszcz przebiegający po plecach. Nim rzucił się do ataku, zerknął kontrolnie na swojego towarzysza, upewniając się, że on też jest gotowy do walki. Wiedział, że mieli małe szanse, jednak przyrzekli chronić Strażnika za wszelką cenę i nie spoczną, póki nie będzie całkowicie bezpieczny. Honor wilkołaków nigdy ich nie opuszcza, nawet w chwilach największego strachu.
Sprawnie unikali długich kłów i szponów, drapiąc, gryząc i uderzając z całej siły. Z biegiem czasu zaczynało im brakować tchu, walka pod ludzką postacią bardzo ograniczała ich możliwości, jednak przy braku Pełni nie mogli z tym nic zrobić. Mieli nadzieję, że szybko nadejdzie poranek i wampiry również zaczną słabnąć, przez co zyskają chociażby chwilową przewagę. Gdyby tylko był tu ktoś jeszcze... Chociaż jedna osoba...
Nagle Kibum poczuł ostre szpony, wbijające się w jego nadgarstek. Zawył głośno, próbując się jakoś uwolnić, niestety bez skutku. Jonghyun nie mógł mu pomóc, okrążyła go pozostała trójka wampirów. Ból był tak niewyobrażalnie potężny, że wilkołak nawet nie zauważył, kiedy opadł na kolana. Usłyszał szyderczy śmiech, a z jego ręki krew ściekała już najprawdopodobniej całymi strumieniami. Zacisnął mocno zęby, szykując się na najgorsze. Oby tylko Jonghyun wytrzymał do samego końca...
Już powoli żegnał się ze swoim życiem, kiedy poczuł jak ucisk na jego nadgarstku znika, a wampir z głośnym wrzaskiem cofa się do tyłu. Kibum zamrugał gwałtownie i podniósł wzrok na jego przerażoną twarz. Kogo może bać się wampir? Jedynie...
- Yesung? - jęknął ze zdziwieniem, po czym obejrzał się do tyłu po to, by ujrzeć blondyna, skąpanego w pierwszych promieniach pomarańczowego słońca. Jego twarz była ściągnięta, pozbawiona wszelkich emocji kiedy po raz kolejny uniósł dłoń, a nieznana siła pchnęła wampira jeszcze mocniej do tyłu.
- Jak śmiesz... - nie skończył, gdyż filius caeli błyskawicznie wyjął zza paska swój srebrny sztylet i rzucił nim, trafiając wampira prosto w serce. Ten nawet nie zdążył krzyknąć – błyskawicznie rozsypał się w drobny pył. Widząc to cała reszta momentalnie zaprzestała walki. Jonghyun skorzystał wtedy z okazji i dwóm z nich ukręcił głowy. Powietrze zrobiło się gęste od wszechobecnego, śmierdzącego rozkładem prochu. Wszyscy trzej spojrzeli na ostatniego ocalałego, który odwzajemniał ich spojrzenia z nienawiścią.
- Cokolwiek nie zrobicie, Jiyong i tak was w końcu dopadnie. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, nim srebrny sztylet zatopił się w jego piersi. Zaraz po tym nastąpiła cisza, przerywana tylko nierównym łkaniem Kibuma i ciężkim oddechem Jonghyuna.
Yesung westchnął cicho i podniósł broń z ziemi. Wytarł ją w materiał swojej kurtki i ponownie schował za pasek. Przeczesując włosy palcami, podszedł szybko do Kibuma i ukucnął przed nim.
- Pokaż nadgarstek. - jego ręka wyglądała bardzo źle, wręcz okropnie. Zacisnął mocno zęby wiedząc, że nie ma czasu na Pieśń Słońca. Pokręcił głową i westchnął. - Wejdź do domu i obudź Siwona, zajmie się tym.
- Nie. - odparł natychmiastowo wilkołak. - Mną się nie przejmuj... Miewałem już gorsze rany. - słaby uśmiech pojawił się na jego ustach. Yesung wiedział, że był zbyt uparty, by się z nim kłócić. Niepewnie podniósł się na równe nogi i spytał:
- Widzieliście Ryeowooka?
Kibum i Jonghyun wymienili zdziwione spojrzenia.
- Nie... Wychodził z domu?
A niech to szlag...
Mógł się spodziewać, że to zrobią... Teraz był już całkowicie pewien, że to pułapka. Jak on mógł pozwolić mu wyjść? Przecież to niewybaczalny błąd! Zaklął głośno i rozejrzał się dookoła. Robiło się coraz jaśniej, Siwon być może już wstał. Miał dwa wyjścia: albo nie tracić czasu i pobiec szukać Ryeowooka, albo wrócić po mężczyznę...
Podjął decyzję zadziwiająco szybko.
- Odnieś go w jakieś bezpieczne miejsce, a potem idź po Siwona. - powiedział do Jonghyuna, klepiąc go po ramieniu. - Ja będę w domu tego człowieka.
- Dobra, ale... co zamierzasz?
Yesung zagryzł dolną wargę i odparł:
- Chcę zaprowadzić w końcu pokój.


~*~



Siwon już miał wybiec z domu, kiedy w progu zatrzymała go Haeyeon. Zmarszczył brwi, kiedy ta usilnie próbowała wejść do środka. Nefilim zerknął na Słońce, które znajdowało się coraz wyżej i wyżej...
- Czego tu szukasz?
- Muszę wiedzieć, gdzie jest mój oppa! - jęknęła, wciąż nie dając za wygraną. Choi jednak zastąpił jej całe wejście i zmarszczył brwi.
- Kogo ty próbujesz oszukać, dziewczyno?
Haeyeon zatrzymała się gwałtownie i zmrużyła oczy. Jej jasne włosy zafalowały niebezpiecznie, a do nozdrzy Siwona dotarł ten charakterystyczny, nieprzyjemny zapach, towarzyszący tylko jednym istotom na świecie.
- Czyli domyśliłeś się?
- Nie tylko ja. Yesung też. Nie jesteśmy tacy głupi, jak się wydaje Leeteukowi i twojemu mistrzowi.
Roześmiała się, ukazując przy tym swoje równe, lekko zaostrzone kły. Przemiana została dokonana stosunkowo niedawno, dlatego usilnie chowała się w cieniu, a jej zapach wciąż był wyraźny i drażniący. Siwon poczuł, że ma mdłości. Pochylił się nieco bardziej nad dziewczyną i warknął:
- Czego tu szukasz? Bo najwyraźniej nie jest to Kyuhyun...
- Myślę, że doskonale to wiesz. - odparła, jej źrenice zabłysnęły niebezpiecznie. - Yesung już wyszedł, prawda? Cóż... czyli zostałeś tylko ty.
- ...a ty na pewno nie jesteś sama. - rozejrzał się ukradkiem, szukając wzrokiem jakiegokolwiek poruszenia. - Jiyong nie popełniłby takiego błędu...
- Masz rację. - niespodziewanie usłyszał znajomy głos, dobiegający zza jego pleców. Bał się odwrócić, bo wiedział, kogo zobaczy. To się nie może dziać naprawdę... Myślał, że zabił go już dawno temu. Jakim cudem czuł teraz jego przesiąknięty zapachem krwi oddech na karku, któremu towarzyszył cichy chichot? Przymknął oczy, odmawiając w myślach krótką modlitwę. - Jestem pod wrażeniem, Siwon-ssi.
Choi Seunghyun oblizał swoje zaschnięte wargi i wymienił spojrzenia z Haeyeon. Polubił ją już od pierwszego wejrzenia, najwyraźniej ze wzajemnością. Bez namysłu zaproponował Jiyongowi, że pomoże jej wykonać zadanie, które miało ostatecznie zadecydować o jej lojalności i sile. Nic nie mogło sprawić mu większej radości, niż zabicie swojego odwiecznego wroga. Faceta, który dwieście lat wcześniej sam o mało nie pozbawił go życia.
- Yesung... - usłyszał cichy szept Nefilim. Usta wampira po raz kolejny wykrzywiły się w ironicznym uśmieszku.
- Zapomnij. Już po nim. - powiedział, kładąc dłoń na jego ramieniu. Siwon spiął się nieznacznie, wstrzymując przy tym oddech. - Podobnie jak po tym małym człowieczku, który rzekomo wam pomagał.
- Yesung nie pozwoli się zabić. Zapomniałeś już, jaki jest silny? - zabawne. Choi wciąż uparcie nie chciał się odwrócić i spojrzeć mu w oczy, jakby naprawdę się tego bał. Seunghyun z czystą satysfakcją wzmocnił ucisk dłoni na jego ramieniu, pozwalając swoim szponom wysunąć się nieznacznie.
- Nie. Gwarantuję ci, że Jiyong-ssi i Leeteuk również.
Nareszcie.
Wampir zareagował błyskawicznie, sprawnie robiąc unik do tyłu. Jego uśmiech poszerzył się na widok ściągniętej strachem i niedowierzaniem twarzy filius caeli. Wyprostował się i w mgnieniu oka ponownie stanął za plecami mężczyzny. Haeyeon, stojąca u jego boku, roześmiała się wdzięcznie, nie przejmując się już całkowicie Słońcem prażącym jej plecy.
- Nie uda wam się... - syknął Siwon, zaciskając dłonie w pięści.
- Udowodnij.
Głośny huk rozległ się po całym domu, kiedy ciało Nefilim zderzyło się z najbliższą ścianą. Choi mocno zacisnął zęby, robiąc wszystko, byleby tylko nie zawyć z bólu. W ostatnim momencie odskoczył w bok, ręka Seunghyuna cudem ominęła jego twarz, tworząc na białej farbie wyraźnie widoczny ślad. Wampir nie zamierzał jednak dawać za wygraną, skinął Haeyeon na znak, że również może przystąpić do ataku. Dziewczyna w odpowiedzi skłoniła się nisko. Ach te formalności...
Zaraz po tym wykonała idealny półobrót, trafiając stopą prosto w żebra Siwona. Nefilim zdążył jednak chwycić jej nogę tuż nad kolanem i sprawnie rzucić o podłogę. Haeyeon krzyknęła głośno, mrużąc oczy ze wściekłością. Ten nie zamierzał tracić czasu, zebrał w sobie wszystkie siły i posłał jedno, mocne zaklęcie w stronę Seunghyuna. Zaskoczony wampir okręcił się w powietrzu i przeleciał przez kuchenne drzwi, by następnie uderzyć mocno plecami o szafki i upaść na podłogę. Siwon jednym susem znalazł się tuż przy nim, chwytając go za kurtkę i podnosząc do góry.
- Tym razem na pewno cię zabiję. - syknął, wyciągając zza pasa swój srebrny sztylet. - Obiecuję.
Jego usta zadrżały, jakby próbował się uśmiechnąć. Bez słowa podniósł obie dłonie, zaciskając je na gardle filius caeli. Zdziwiony Siwon natychmiast go opuścił, wampir bezszelestnie przeturlał się po podłodze i z szybkością światła podniósł na równe nogi. Z jego rozciętej wargi nie płynęła krew. W międzyczasie Haeyeon również zdążyła wstać, stojąc obecnie w drzwiach kuchni i patrząc na Siwona z nienawiścią.
Sekundę później wszystkie szafki otworzyły się, a ze środka wyleciały talerze, kubki, garnki, sztućce i szklanki, lecąc w kierunku pary stojącej po drugiej stronie pomieszczenia. Choi uśmiechnął się do siebie, widząc jak w panice usiłują przed nimi uciec do salonu. Natychmiastowo ruszył za nimi, ignorując ostry ból w żebrach. Byle jak najszybciej ich zabić... Potem będzie mógł pobiec i pomóc Yesungowi.
Och Boże, żeby tylko nic mu się nie stało...
Już miał ruszyć za nimi, kiedy w korytarzu dosłownie znikąd pojawił się Jonghyun. Wilkołak dyszał głośno, rękawy jego koszulki pokrywała krew, jednak Siwon szybko domyślił się, że nie należała ona do niego samego. Nie było czasu na pytania. Wymienili spojrzenia, by zaraz po tym natychmiast pobiec do salonu. Kiedy Haeyeon i Seunghyun spostrzegli, że utracili przewagę liczebną, po ich twarzach przebiegła obawa. Nie zagościła na długo, zaraz po tym zamieniła się w determinację, a następnie w najzwyklejszą w świecie wściekłość. Jednak Jiyong przewidział i to. Seunghyun był doskonale wyposażony, chociaż zdawał sobie sprawę, że łatwo nie będzie. Haeyeon, wciąż jeszcze młoda i dopiero po przemianie, nie potrafiła za wiele, przez co mogła mu tylko nieznacznie pomóc. Trzymał się jednak dobrej myśli. Już raz uniknął śmierci, nic nie stoi na przeszkodzie, by i tym razem tak było... Prawda?


~*~


Leeteuk wciąż uważnie wpatrywał się w twarz Ryeowooka, jakby starał się wyczytać z niej całe jego życie. Kim czuł się tym zmęczony. Bolała go głowa i szyja, jego ręce i nogi były odrętwiałe, a usta zaschnięte i popękane. Już nawet nie miał sił myśleć i bać się. Wiedział, że prędzej czy później Yesung się zjawi, a wtedy rozpęta się piekło. I to wszystko przez niego...
Ale co innego mógł zrobić? Każdy na jego miejscu postąpiłby tak samo. Nie ma w tym nic dziwnego, że bał się o Kyuhyuna. Wciąż nie wiedział, gdzie go trzymają, czy jest bezpieczny... Czy ciągle żyje...?
Leeteuk roześmiał się pod nosem, gdy ten tylko o tym pomyślał. Ryeowook miał ochotę zakląć głośno, z wiadomych przyczyn tego nie zrobił. Ta bezradność go przytłaczała. Gdyby tylko mógł coś zrobić, cokolwiek... Zegar tykał leniwie, sekunda za sekundą cała sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Nieźle już poddenerwowany Nefilim zaplótł ramiona na piersiach i westchnął ciężko.
- No i gdzie on jest? Cóż też go mogło zatrzymać?
O nie, tylko nie to...
Nim Ryeowook zdążył (oczywiście w ograniczony sposób) jakkolwiek zareagować, drzwi frontowe wyleciały z hukiem z zawiasów, a w korytarzu pokazała się sylwetka Yesunga. Blondyn jednym susem znalazł się w salonie, a gdy jego wzrok natrafił na postać Leeteuka, który uśmiechał się do niego zwodniczo, zamarł.
- Czyżbyś się mnie nie spodziewał? - spytał mężczyzna, zakładając nogę na nogę. - Kopę lat, Jongwoon-ah.
- Nie mów tak do mnie. - warknął, zaciskając dłonie w pięści. Kątem oka zerknął na Ryeowooka, wciąż pozbawionego możliwości ruchu. - Coś ty mu zrobił?
- Jeszcze nic. - filius caeli podniósł się z miejsca i wsunął ręce do kieszeni. Dookoła rozszedł się zapach deszczu i róż. Ryeowook nie wiedział, dlaczego tak usilnie nie chciał się połączyć ze znajomą mu już wonią pomarańczy i mięty... Walczyły ze sobą zażarcie, co chwilę jedna przeważała drugą, z tego wszystkiego zaczął mieć już zawroty głowy. Uśmiech Leeteuk poszerzył się, kiedy przestąpił niespodziewanie dwa kroki do przodu.
- Jak mogłeś to zrobić...? - szepnął Yesung z wyrzutem. - Rozejm z wampirami... Przecież to... Jak mogłeś?
Starszy Nefilim pokręcił głową.
- Powiedz mi Jongwoon-ah... Miałem jakieś wyjście?
Zaraz po tych słowach wyjął obie ręce z kieszeni i zaklaskał rytmicznie. Yesung nawet nie musiał się zastanawiać, by wiedzieć, co zaraz nastąpi. Momentalnie wyciągnął swój sztylet zza pasa, odmawiając w myślach krótką modlitwę.


Proszę, oby tylko nic im się nie stało...

1 komentarz:

  1. Kończyć w takim momencie xd Ja chyba umrę, zanim dodasz następny rozdział.
    Part oczywiście cudny, jak zwykle :D Wspomnienia o domku w lesie... Aww <3 Haeyeon wampirem- dostała, czego chciała, ale raczej długo nie pożyje.
    Yesiek wparował ot tak do tamtego pokoju? Bohater się znalazł, pewnie coś mu się stanie i wtedy wpadnie Siwy i jemu też coś się stanie xd
    Poprawiłaś mi humor, wiesz? Deprecha pisarska mnie dotknęła, potrzebowałam czegoś takiego <3

    OdpowiedzUsuń