niedziela, 19 stycznia 2014

Signum Temporis (Rozdział X)

Autor - Yesung Oppa
Beta - Nie

N/A:
Nareszcie. Przepraszam, że mi tyle to zajęło, całkowicie skupiłam się na MSkwYditD D:
Coraz bliżej "Chłopak z pozytywką". Mam nadzieję, że czekacie równie mocno, jak ja ;;; Well... oby szybko poszło ^^
Póki co - ST. Chyba nie muszę mówić, że znowu jest mi cholernie żal Ryeowooka, prawda? ;;
+ wciąż odsyłam do wyjaśnień symboliki w ficku~  klik.


~*~



    10.Czym jest miłość?






Jongwoon bardzo powoli rozchylił powieki i zamrugał kilkakrotnie, by na nowo przyzwyczaić się do światła. Setki krwistoczerwonych świec wypełniały pozornie zimne i nieprzyjazne pomieszczenie, wyłożone kamieniem od sufitu po podłogę, na której obecnie klęczał. Tuż przed nim stał niewielki ołtarz, a na nim rząd figurek przedstawiających Aniołów z Nathanielem w samym centrum. Kim westchnął ciężko i ponownie pochylił głowę w dół, usilnie walcząc ze łzami.
- Nie patrz tak na mnie... - szepnął, a jego drżący głos rozniósł się echem po pomieszczeniu. - Błagam... Wiem, że to moja wina, nie musisz mi tego wypominać.
Nathaniel wciąż patrzył na niego zimno, a jego puste oczy nie wyrażały kompletnie żadnych emocji. Jongwoon zagryzł dolną wargę, czując że coraz trudniej było mu przezwyciężyć łzy. Rozmowa z ojcem chociażby przez modlitwę była jedyną rzeczą, na jaką zgodził się Leeteuk. Mężczyzna kategorycznie odmawiał mu spotkania z Siwonem, przez co jego serce pękało na miliony kawałków. Potrzebował go w tym momencie mocniej, niż kogokolwiek innego. Nawet sam Bóg i Nathaniel nie mogli mu teraz pomóc. Był bezradny.
- Dlaczego po prostu nie możemy być szczęśliwi? - westchnął ciężko, czując pierwszą gorącą łzę na swoim policzku. Od świtu dzieliły go dosłownie minuty, a co za tym idzie, również i od śmierci. Podniósł głowę ku górze, wlepiając wzrok w sufit, pokryty przeróżnymi malowidłami przedstawiającymi sceny z Biblii. Kolejne łzy wypłynęły z jego oczu. - Ale skoro tak już miało być... Niech się dzieje wola Twoja. Amen.
Podniósł się z kolan akurat w momencie, kiedy w progu pojawili się dwaj strażnicy. Spojrzeli na niego beznamiętnie, zaplatając ramiona na piersiach. Przy ich pasach wisiały błyszczące, świeżo naostrzone miecze. Jongwoon przełknął głośno ślinę i bez słowa ruszył w ich kierunku. Jego szkarłatna peleryna zatrzepotała delikatnie, a miękki materiał sunął po kamiennej posadzce bezszelestnie. Była ciężka, jednak tak miało być. To obowiązek, by grzesznicy przed egzekucją mieli je na sobie.
Gdy stanął przed nimi, ci od razu skuli jego ręce w ciężkie kajdany, a następnie chwycili go za ramię i pchnęli na zewnątrz. Jongwoon zatoczył się i syknął z bólu, udało mu się jednak utrzymać równowagę. Kiedy szedł powoli przed siebie, cały czas czuł na plecach wzrok strażników, jakby naprawdę sądzili, że spróbuje uciec.
Stanął przed progiem kaplicy i odetchnął głęboko. Właśnie wstawał świt, Słońce powoli unosiło się znad horyzontu, a ciemnopomarańczowa łuna spowiła całą dolinę. Przepiękny widok. Kim mógłby tam stać przez całą wieczność i po prostu patrzeć w niebo, jednak dwóch mężczyzn mu na to nie pozwoliło. Został ponownie pchnięty do przodu tak mocno, że aż prawie potknął się o swoją pelerynę.
- Rusz się. - te dwa słowa przesycone jadem sprawiły, że natychmiast zrobił krok do przodu, a potem następny i następny. Szedł w znajomym kierunku, gdyż pokonywał tę drogę już setki razy, jednak nigdy w takich okolicznościach. Już po chwili znaleźli się wśród gęstych drzew, które z każdym krokiem przybliżały ich do celu.
Dwór był całkowicie wypełniony przez filius caeli z najróżniejszych zakątków świata. Każdy chciał zobaczyć egzekucję, więc wciąż pojawiali się nowi. Ręce Jongwoona, wciąż spięte w ciężkie kajdany, zaczęły niebezpiecznie drżeć. To już za moment, ostatni raz w życiu ujrzy Siwona, a potem obaj odejdą z woli Boga. Gdzie trafią? Chyba znał odpowiedź na to pytanie...
Tłum był zadziwiająco spokojny, wszyscy po prostu patrzyli na niego bez wyrazu. Dosłownie nie zdejmowali z niego wzroku, kiedy tak szedł w stronę samego środka placu. Przełknął głośno ślinę, postanawiając zwracać na nich jak najmniej uwagi. Zacisnął dłonie w pięści, kiedy strażnicy kazali mu się zatrzymać. Pośród ciszy usłyszał delikatne kroki, które po paru sekundach również ucichły. Podniósł powoli głowę do góry i ujrzał zmęczoną i smutną, ale wciąż zadziwiająco pełną nadziei twarz Siwona. Jongwoon rozchylił delikatnie usta i spojrzał głęboko w jego ciemne oczy. Nie wiedział, na ile im pozwolą – czy zdążą się chociaż pożegnać? Pewnie nie. Mimo to Siwon wyciągnął ku niemu obie dłonie (również spięte kajdanami). Starszy po raz kolejny poczuł łzy na policzkach, kiedy położył niepewnie na nich swoje własne, które ten zaraz ścisnął. Choi był dziwnie spokojny, jednak mimo to cały drżał ze strachu. Jongwoon chciał go przytulić, ale...
Nie mógł.
Ponownie podniósł wzrok na jego twarz. Na ustach młodszego pojawił się słaby uśmiech. Chwilę później mrugnął do niego ukradkiem, powoli puszczając jego ręce i ruszył dalej, zostawiając Jongwoona samego i zdezorientowanego.
O co mogło chodzić?
Zaraz po tym i on został zmuszony do marszu. Szedł tuż za Siwonem, co chwilę zerkając uważnie na jego plecy. Jaka była przyczyna jego dziwnego zachowania? I czemu mu nic wcześniej o tym nie powiedział...?
Zostali wprowadzeni po schodach na niewielkie podniesienie, na którym znajdowały się dwie szubienice. Jongwoon momentalnie pobladł jeszcze bardziej, o mało nie upadając na podłogę. Zacisnął mocno zęby i wszedł na górę, spoglądając na Siwona ze strachem. Bał się. Przecież nawet Jezus był przerażony perspektywą śmierci, prawda?
Czterech strażników stanęło po obu stronach, a na samym środku pojawił się Leeteuk. Siwon ukradkiem chwycił dłoń Jongwoona w swoją własną, kiedy ten zaczął mówić, w ogóle na nich nie patrząc. Jego przemowa była długa, składała się głównie z ostrzeżeń i porównań, mało w niej jednak było wspomnień o samych skazanych.
- Niech się dzieje wola Boga. - rzekł, po czym zszedł powoli na dół, stając na samym przodzie tłumu. Po obu stronach skazańców stanął strażnik, patrząc pusto w niebo, jakby zastanawiali się nad tym, jaka będzie dziś pogoda. Na Dworze wciąż panowała głucha cisza, nikt nie krzyczał, nie płakał, nie przeklinał. Wszyscy po prostu patrzyli.
Wtem Jongwoon został chwycony za ramiona i pociągnięty mocno do tyłu. Rzucił przerażone spojrzenie w kierunku Siwona, który już zrobił krok w jego stronę, jednak został w porę zatrzymany przez dwóch Nefilim.
- Nie... - jęknął, patrząc prosto w jego oczy. Cała jego nadzieja momentalnie prysnęła, spokój znikł, a na twarzy malował się tylko i wyłącznie ból.
Wszystko już było stracone. Nic nie mogli więcej zrobić.
Siwon powoli przymknął powieki, czekając na śmierć ukochanego, a potem swoją. Okropnie drżał, słysząc jego krzyki i błagania. Chciał zatkać uszy, jednak strażnicy mu na to nie pozwalali. Gdzie on jest? Jeśli się spóźni...
Nie może... Obiecał, że się odwdzięczy... Musi zdążyć, nie ma innej opcji. Jeszcze mocniej zacisnął powieki, modląc się gorączkowo.
Kiedy Jongwoon myślał, że już wszystko skończone i praktycznie czuł ciężki sznur zaciskający się wokół jego szyi, uwagę wszystkich zebranych przykuło pewne poruszenie między drzewami. Szybciej niż się spodziewał, z każdej strony rozległ się głośny ryk tysięcy wilkołaków, którzy wbiegli na polanę i wmieszali się między filius caeli. Siwon momentalnie otworzył oczy i uśmiechnął się delikatnie, odnajdując w tłumie starego przyjaciela. Minho natychmiast podbiegł w ich stronę, mijając osłupiałego Leeteuka po drodze. Wraz z Kibumem i Jonghyunem, którzy zajęli się odciągnięciem ich strażników na pewną odległość, udało mu się uwolnić Jongwoona. Sznur upadł zaraz obok ciężkich kajdan kiedy wilkołak chwycił pod ramię ich obu i mruknął:
- Chodźcie, nie mamy czasu!


~*~

Zatrzymali się dopiero wtedy, gdy upewnili się, że nie ma szans by ich tamci ich dogonili. Swoje peleryny zgubili już dawno, były zbyt ciężkie i tylko przeszkadzały. Jongwoon westchnął i opadł bezwładnie na ziemię, opierając się o najbliższe drzewo. Gdy tylko udało mu się złapać oddech, zerknął w górę na Siwona.
- Dlaczego... dlaczego nic mi nie powiedziałeś...?
Mężczyzna pokręcił głową i klęknął tuż obok niego, całując go delikatnie w jego spocone czoło.
- Nie miałem jak. Byliśmy odseparowani przez cały proces, jedyna osoba z którą mogłem się nielegalnie skontaktować to Minho... Strasznie się narażał, przychodząc do mojej celi po zmroku. - zerknął na przyjaciela z wdzięcznością. - Jesteśmy ci okropnie wdzięczni...
Wilkołak uśmiechnął się i machnął dłonią.
- Nigdy nie zdołam spłacić swojego długu wobec was... Mogłem więc tylko tyle. - usiadł obok nich i przeczesał włosy palcami. - Co teraz zamierzacie zrobić?
Siwon i Jongwoon wymienili spojrzenia. Nie mieli innego wyjścia, musieli się ukryć, a potem... Cóż, póki co najważniejsze było to, że udało im się uciec. Minho pokiwał ze zrozumieniem głową i zerknął w niebo.
- Będę musiał się już zbierać... Nim wrócę do lasu już się ściemni, a dzisiaj pełnia... - zagryzł dolną wargę.
- Mam nadzieję, że nie będziecie mieć przez nas problemu... - rzekł Jongwoon, ze smutkiem chwytając dłoń Siwona w swoją własną.
- Leeteuk się nie odważy. Będzie was szukał, ale... - urwał. Po chwili wstał powoli na równe nogi i pomachał im. - To... zobaczymy się jeszcze kiedyś?
- Mam nadzieję. - odparł szczerze Siwon. - Trzymaj się.
- Wy też. Niech Bóg ma was w swojej opiece...

~*~

Kiedy Ryeowook podniósł głowę z kolan, słońce znajdowało się już wysoko na niebie. Zamrugał ze zdziwieniem zmęczonymi powiekami i bardzo powoli podniósł się z podłogi, wycierając rękawem resztki łez z policzków. Nogi miał odrętwiałe przez tak długie siedzenie w jednym miejscu. Ile to mogło minąć czasu odkąd wpadł do swojego pokoju jak burza i pogrążył się w smutku? Zerknął na zegarek i zacisnął wargi w wąską kreskę. Upłynęły dokładnie trzy godziny...
Nie był jeszcze gotowy na to, by spojrzeć im w twarze. Nawet przez zamknięte drzwi słyszał szybką krzątaninę w kuchni i dźwięk włączonego telewizora na jakieś stacji muzycznej. Westchnął cicho i przetarł pięściami oczy, przysiadając na łóżku.
Zdecydowanie nie chciał, by to zaszło tak daleko. Wiedział, że był mu potrzebny tylko do tego, by dzięki niemu przeżyli. Tylko tyle. Dlaczego jego serce nie potrafi tego zrozumieć? Poczuł, jak łzy ponownie zbierają się w jego oczach, więc wytarł je szybko i pociągnął nosem. Co robić, Boże kochany, co robić...?
Nawet nie zauważył, kiedy drzwi otworzyły się delikatnie, dopóki nie poczuł czyjeś dłoni na swoim ramieniu. Odwrócił się szybko i napotkał spojrzenie wiekowych oczu Siwona, który po prostu tam stał jakby nigdy nic.
- Potrzebujesz czegoś? - spytał słabo, mając nadzieję na to, że uda mu się ukryć plamy na policzkach, pozostałość po długim płaczu. Choi natychmiast pokręcił głową i odparł:
- Chciałbym, abyś gdzieś ze mną poszedł.
Ryeowook uniósł pytająco brwi, siadając prosto.
- Umh... gdzie?
- Do pubu niedaleko. - odparł swoim zwyczajnym, spokojnym głosem. - Musimy porozmawiać.
Kim mógł mieć tylko nadzieję, że półanioł nie będzie mu robić wyrzutów ani nic z tych rzeczy. Naprawdę nie miał sił, by się z nim kłócić. Niepewnie pokiwał głową i wstał z łóżka, przeciągając się delikatnie.
- Dobra. Tylko się przebiorę.

~*~

Ryeowook zdecydowanie nie przepadał za pubami. Zazwyczaj ich unikał, wolał raczej zaszyć się w jakieś niewielkiej kawiarence i z kawą w ręku słuchać spokojnej muzyki, rozbrzmiewającej w lokalu. Tam przynajmniej nigdy nie śmierdziało papierosami, tanim alkoholem i potem, a z głośników nie leciało jednostajne, huczące w uszach techno. Jednak pub do którego zaprowadził go Siwon był tak jakby zetknięciem obu światów – wciąż wypełniał go dym papierosowy i alkohol, ale muzyka była cicha i spokojna, a ludzie w jakiś dziwny sposób nie za bardzo pijani i śmierdzący.
Usiedli przy stoliku znajdującym się na samym końcu sali. Od razu podbiegła do nich kelnerka i z delikatnym uśmiechem spytała o ich zamówienie. Dwa piwa i jedna niewielka kawa, bez mleka i cukru. Dziewczyna schowała notes w kieszeni spodni i pokiwała głową ze zrozumieniem, po czym oddaliła się w kierunku baru. Siwon westchnął ciężko.
Przez moment panowała między nimi kompletna cisza. Ryeowook siedział wpatrzony w swoje palce, które z każdą sekundą pociły się coraz bardziej. Siwon oparł brodę na dłoni i patrzył w zupełnie innym kierunku, jakby zastanawiając się, co dokładnie powiedzieć na starcie rozmowy. Kiedy w końcu posłał zagadkowe spojrzenie w kierunku chłopaka, przy ich stoliku po raz kolejny pojawiła się kelnerka, stawiając dwie szklanki i filiżankę z kawą.
- Reszty nie trzeba. - mruknął Choi, wciskając jej banknot w dłoń. Dziewczyna skłoniła się i odeszła w kierunku baru, a Siwon odchylił się na krześle i zaplótł ramiona na piersiach. - Więc... Ryeowook.
O Boże, zaczęło się... - pomyślał i przymknął powieki, czekając na dalsze słowa półanioła. Nieważne, jak bardzo nienawistne i pełne wyrzutu miały być...
- Wiesz może, czym jest miłość?
Zdziwiony Kim nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Natychmiast otworzył oczy i zamrugał ze zdziwieniem, wpatrując się w mężczyznę, który jakby nic się nie stało siedział i popijał kawę.
- Ja... yh... hm...
Wzrok Siwona wciąż był delikatny i spokojny. Nie poganiał go, nie oceniał... Czysty, stoicki spokój. Szczerze powiedziawszy, Ryeowook'owi nie bardzo to pomagało. Odwrócił głowę w bok i westchnął cicho.
- Zadajesz mi to pytanie ze względu na Yesunga?
Siwon nie odpowiedział od razu. Wciąż popijał kawę ze swojej filiżanki, nie spuszczając z niego wzroku. Chłopak przełknął głośno ślinę czując, że jeszcze moment i nie wytrzyma tej presji.
- Nie. - odparł cicho, odstawiając pustą filiżankę na stół. - Pytam, bo jestem ciekaw tego, jak ludzie ją odczuwają. Czy jest tak samo trudna? Piękna? Niebezpieczna...? Zmienia wszystko, wywraca życie do góry nogami... Jaki ma smak? Ile czasu zajmuje uświadomienie sobie tego, że się kogoś kocha? Jakie są jej konsekwencje?
Wtedy po raz pierwszy do niego dotarło, że Siwon mógł nie wiedzieć o ludziach kompletnie nic. Albo bardzo niewiele. Jak to możliwe? Yesung zdawał się tak dobrze ich znać i rozumieć... Pokręcił głową, odganiając natrętne myśli.
- Nie sądzę, żeby wyglądała inaczej, niż... niż w waszym przypadku. - mruknął drżącym głosem i sięgnął po piwo, by zająć czymś ręce. - Ludzi też kiedyś zabijano za niechcianą miłość. Z tym, że u nas to już przeszłość.
Choi pokiwał głową i spuścił wzrok w stół.
- Przepraszam jeśli cię urażę, ale nie sądzę, żebyś wiedział o niej cokolwiek.
Ryeowook po raz kolejny zamrugał ze zdziwieniem.
- T-to po co zadajesz mi takie pytania?
Na usta Siwona wpełzł delikatny, przepraszający uśmiech.
- Czysta prowokacja. Chciałem zobaczyć, jak zareagujesz... - roześmiał się cicho. - Nieważne. Wróćmy do tematu. Opowiedzieć ci, czym naprawdę jest miłość?
Kim poczuł, że nie ma innego wyjścia. Podświadomie skinął głową, jakby jego ciało samo podejmowało decyzje za niego. Uśmiech Siwona poszerzył się nieznacznie, a on sam sięgnął po szklankę z piwem.
- No dobrze. A zatem zacznijmy od tego, że Yesung bardzo lubi obserwować ludzi. Robi to niemal bez przerwy, jakby próbował rozgryźć ich naturę, poznać wszelkie tajemnice. Kiedyś przyszedł do mnie i powiedział coś, co zmusiło mnie do głębokiego zastanowienia... „Nie sądzisz, że ludzie żyją za krótko, by poznać smak prawdziwej miłości? A jednak tyle o niej mówią, głoszą ją na wszelkie sposoby... Dlaczego?” Nie potrafiłem mu odpowiedzieć na to pytanie. Wciąż nie potrafię. Z waszej „miłości” rodzą się dzieci, powstają imperia, upadają dynastie. Cała wasza historia kręci się wokół niej. Wampiry i filius caeli żyją wiecznie, ale nie mogą kochać, nie jest im to dane. A jednak... my... - zagryzł wargę, po chwil kontynuował. - Kochalibyśmy wiecznie, gdybyśmy tylko mogli. Jesteśmy półaniołami, nie potrafimy ranić, gdyż nie umiemy być samolubni i myśleć tylko o sobie. Miłość dla nas jest czymś jeszcze bardziej niezwykłym, niż dla ludzi. Wy macie do niej prawo, my nie. Dla was jest błogosławieństwem, dla nas przekleństwem. Nawet jeśli bywa trudna, dajecie sobie radę, bo wasze życie jest zbyt krótkie, by się tym zamartwiać... My żyjemy wiecznie, uciekamy byśmy mogli być szczęśliwi. Tylko miłość trzyma nas przy życiu. Jest lekarstwem na wszystko.
Ryeowook słuchał go z uwagą, nie bardzo wiedząc co powiedzieć, gdy ten skończył. Jego palce mocno zacisnęły się na wciąż pełnej złocistego napoju szklance. Widział, jak Siwon na moment traci swój spokój i zaczyna prawie niezauważalnie drżeć, zagryzając przy tym raz po raz swoją wargę. Kim musiał coś powiedzieć, albo jakkolwiek inaczej zareagować. Pokiwał nieznacznie głową.
Widząc to, półanioł westchnął.
- Proszę... nie każ mi się więcej razy bać, że stracę jedyną rzecz, jaka jeszcze trzyma mnie na tym świecie...
Ryeowook nie miał wyjścia. Musiał mu to obiecać.


~*~
Tak jak obiecał HaeYeon, został w domu i nigdzie się z niego nie ruszał, powoli kończąc nowy artykuł. Nie mógł uwierzyć, że w końcu mu się to udało. Nie uszło jego uwadze to, jak bardzo szef był zirytowany, gdyż dzwonił do niego prawie codziennie z pytaniem, kiedy go w końcu zobaczy skończonego w swojej skrzynce mailowej.
- No dobra Wookie... ale pamiętaj, że moja cierpliwość też ma swoje granice.
Nie chciał stracić tej pracy, zbyt bardzo ją lubił. Z drugiej strony nie mógł przecież brać wynagrodzenia za nic nie robienie, więc postanowił się wziąć ostro do roboty i skończyć artykuł. Po dwóch nieprzespanych nocach z zadowoleniem wziął do ręki wydruk i uśmiechnął się do siebie. „Miłość w Biblii – Kto? Jak? Z kim? Dlaczego? Za co?”
- O, skończyłeś nareszcie... Mogę zobaczyć?
Zadrżał, kiedy usłyszał ten głos za plecami, a do jego nozdrzy dotarł słodki zapach mięty i pomarańczy. Powoli odwrócił się do tyłu na swoim obrotowym krześle i ujrzał promiennie uśmiechniętego blondyna, ubranego w niebieski sweter i czarne spodnie. Wyjątkowo skromnie jak na niego. Powoli odwzajemnił jego uśmiech i pokiwał głową.
- Tylko nie wiem, czy się wszystko zgadza... Nie mam takiej wiedzy biblijnej jak wy.
Yesung pokiwał ze zrozumieniem głową i przysiadł na biurku, przesuwając wzrokiem po kartkach. Kim zerknął na ekran komputera i zaczął przestawiać wszystkie ikonki na pulpicie, byleby tylko na niego nie patrzeć. Dwa razy zmieniał tapetę, trzy razy włączał i wyłączał przeglądarkę. W końcu usłyszał ciche westchnięcie.
- Wookie... Kain i Abel nie mogli być synami Adama i Ewy. W ogóle nie byli braćmi. Kain był wampirem, a Abel filius caeli.
Ryeowook wytrzeszczył oczy, gdyż prawie cały jego światopogląd momentalnie legł w gruzach. Yesung widząc to oddał mu kartki i zeskoczył szybko z biurka.
- Ja... przepraszam.
- Nie szkodzi. Skąd mogłeś wiedzieć? - poklepał go lekko po ramieniu. - Zostaw tak, jak jest. Lepiej, żeby ludzie nie wiedzieli za dużo.
Kim pokiwał głową i odłożył gotowy artykuł na półkę, po czym wyłączył komputer. Zdziwił się, że Yesung wciąż stoi w tym samym miejscu i patrzy w ścianę tak, jakby nad czymś intensywnie myślał.
- Coś się stało...?
Blondyn zerknął na niego i delikatnie pokręcił głową. Posłał mu krótki uśmiech i odparł:
- Przepraszam, że wtedy naraziliśmy cię na niebezpieczeństwo... Przez nas mogłeś zginąć.
Ryeowook zagryzł dolną wargę i spuścił wzrok w podłogę.
- Te wampiry... czego ode mnie chciały?
Yesung zmrużył delikatnie oczy. Wyjaśnić mu to teraz, czy jeszcze zaczekać? Przecież i tak prędzej czy później się dowie. Wiedział, że chłopak będzie na niego zły za to, że nie powiedział mu o wszystkim wcześniej. Niepewnie wsadził dłonie do kieszeni i powiedział:
- Leeteuk, on... Zawarł rozejm z wampirami. Teraz wspólnie chcą nas odnaleźć. - posłał mu smutne spojrzenie. - Wtedy tak niewiele brakowało, a by im się udało...
Ryeowook przełknął głośno ślinę, próbując przetrawić to, co właśnie usłyszał. Rozejm z wampirami? Jakim cudem do tego doszło? Czyżby Leeteuk był aż tak zdesperowany? Lekko pokręcił głową i zacisnął powieki ze strachu.
- Wookie, następnym razem już cię nie dopadną... Wilkołaki, przyjaciele Siwona pilnują twojego bezpieczeństwa. Obiecuję, że nic ci się nie stanie.
Zacisnął usta w wąską kreskę i zmusił się do tego, by spojrzeć na niego. Yesung wyglądał w tamtym momencie na naprawdę smutnego. W jego oczach malował się czysty żal do siebie za to, co się stało. Kim jęknął mentalnie, nie mogąc znieść tego widoku.
- Ja... bardziej bałem się o was. - odparł po chwili, przerywając niewygodną ciszę. - Nie mogłem spać ze świadomością, że mogło wam się nie powieść...
- To... miłe, Wookie. - odparł cicho, a jego oczy rozweseliły się delikatnie. - I dziękuję, że pamiętałeś o moich urodzinach.
Mina chłopaka musiała być naprawdę zabawna, gdyż usta blondyna wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Podszedł bliżej niego i delikatnie pogładził go po policzku.
- Krzyżyk... Jest piękny. Dziękuję.
Po chwilowym szoku Ryeowook odwzajemnił jego uśmiech i wzruszył ramionami.
- Cała przyjemność po mojej stronie. 

5 komentarzy:

  1. A już myślałam, że nie będę miała co czytać i będę musiała wrócić do nauki na 6 sprawdzianów xD
    ...
    Okay, nie bardzo wiem, co mam napisać xDD Po pierwsze- mnie też żal Ryeo xd Biedny, zakochał się a musiał obiecać, że odpuści sobie Yesunga :c
    Ciekawe, czy Yesław zdaje sobie sprawę z uczuć Wookie'go...
    Hwaiting, unnie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błagam, tylko nie Unnie XDD

      Yesung w sumie już wie o tym, co czuje Wookie. Cały czas przecież upomina Siwego, by nie był zazdrosny ^^ a Wookie... cóż, nie bardzo wiem, co jeszcze mam o nim powiedzieć.~

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. ;__; Oppa czemu tak krociutko~? Zaraz, zaraz, czy to oznacza, ze bedzie kolejna wersja MSkwYditD? ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie ogarnęłam się, odnalazłam twojego bloga i przeczytałam XD
    Mnie również tak jak Chizu żal Reowooka :( mam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży, jakkolwiek ma być :)
    Dlaczego nie Unnie ? O.o :)

    OdpowiedzUsuń