środa, 8 stycznia 2014

FairyLand (Rozdział XV - END)

Beta - Nie
Autor - Yesung Oppa

N/A:

Koniec... Nareszcie~


~*~




Jonghyun zacisnął mocno powieki, czując gwałtowne szarpnięcie do tyłu. Chwilę później uderzył plecami o coś twardego, co musiało być podłogą. Niepewnie podniósł się do siadu i, w duchu narzekając na obolałe plecy, zamrugał szybko powiekami. Gdy jego oczy w końcu wykazały chęć współpracy z jego mózgiem, ujrzał znajome pomieszczenie... aż zbyt znajome.
Siedział na dywanie, wokół niego leżała czwórka jego przyjaciół, ich kontrolery (wszystkie cztery, prócz tego należącego do Taemina) i zbita szklanka, w której jeszcze niedawno była woda. Rozejrzał się dookoła, by w progu zobaczyć jakiegoś nieznanego mężczyznę, uśmiechającego się do niego kpiąco.
- Co... co...?
Nieznajomy pokręcił kpiąco głową, po czym westchnął.
- Już rozumiesz?
- Zaraz... JiWoon? - spytał słabo Kim. Niemożliwe... wyglądał zupełnie inaczej, niż w FairyLand. Był o wiele tęższy i widocznie starszy. Czyli jednak to wszystko co mówił to prawda... - Ale... oni... dlaczego tylko ja się obudziłem?
- Ponieważ ja tego chciałem. - pomachał mu przed nosem kontrolerem. - Nie powrócicie wszyscy póki nie uznam tego za stosowne.
- Ale... - wokalista miał jeszcze tyle pytań, że nie wiedział, które pierwsze zadać. Powoli podniósł się na nogi, jednak akurat w tym momencie JiWoon zniknął, zostawiając go samego w pomieszczeniu z nieprzytomnymi przyjaciółmi. Tak, zniknął. Dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
Jonghyun jęknął i ponownie opadł ze zrezygnowaniem na podłogę, klnąc głośno. Przeczesał włosy palcami nie mogąc uwierzyć w to, że znowu jest bezradny. Pozostaje mu tylko czekać, prawda? Cóż innego mógłby zrobić... Zerknął na swoje ciuchy, które na szczęście były całkiem normalne. Chwilę później podniósł wzrok na logo znienawidzonej gry, wciąż widoczne na ekranie telewizora. Nie myśląc za wiele chwycił pilot i wyłączył go, wzdychając ciężko. Pieprzony JiWoon, który nagle postanowił pobawić się w Boga. Przecież to jest karalne w tym kraju, prawda?
Mimowolnie spojrzał na śpiącą twarz Kibuma, a jego serce pękło a miliony kawałków. Powoli przysunął się bliżej niego i położył dłoń na jego policzku. Jego skóra była zimna jak lód.
- Zrobię co tylko w mojej mocy... - szepnął, po czym pocałował go delikatnie w usta, równie lodowate. Był pewien jednego – nie może siedzieć bezczynnie i czekać, bo oszaleje. Z cichym westchnięciem poklepał się po kieszeni i wyjął z niej telefon, którego nie używał już od prawie miesiąca. Uniósł pytająco brwi, gdy natknął się na datę i godzinę. Niemożliwe... wciąż był ten sam dzień, w którym rozpoczęli rozgrywkę, minęło tylko kilka godzin. Zacisnął mocno wargi i wybrał pierwszy numer, który przyszedł mu do głowy. Cho Kyuhyun.

~*~

- Gdzie jest Jonghyun? - syknął Minho, gdy JiWoon ponownie zmaterializował się przed nimi. Klon Kyuhyuna uśmiechnął się tajemniczo i wzruszył ramionami.
- Tam, gdzie jego miejsce.
Ta lakoniczna wypowiedź jeszcze bardziej zdenerwowała rapera. Zacisnął oczy w wąskie szparki i syknął:
- Już wiesz, że eksperyment zadziałał. Dlaczego najzwyczajniej w świecie nie możemy wrócić do domu?
Mężczyzna pokręcił głową i rzucił krótkie spojrzenie sylwetkom Kibuma i Taemina, leżących bez życia niedaleko nich. Nie wyglądali, jakby za chwilę mieli się przebudzić. JiWoon westchnął i przysiadł na piętach przed poddenerwowanym chłopakiem.
- Spokojnie, wrócicie do domu. I to już całkiem niedługo... - odparł spokojnie. - Czyżbyś nie chciał poznać powodu, dlaczego twój Minnie został porwany?
- Nie nazywaj go tak. - warknął Choi, jednak w duchu musiał przyznać mu rację. Chciał wiedzieć, dlaczego JiWoon tak się fatygował. Ten zignorował jego uwagę, po czym rzekł:
- No dobrze. W takim razie słuchaj. Jego kontroler jest prowadzący, jednak był przez ten cały czas wciąż przypisany jego postaci. Twoja urocza księżniczka tego nie pamięta, ale w nocy porwania zmusiłem go do wyzerowania ustawień. Teraz każdy może go używać. - uśmiechnął się promiennie i pomachał mu przedmiotem przed nosem. - Coś jeszcze chcecie wiedzieć~?
Onew zamrugał gwałtownie.
- Dlaczego Pudding Lane...
- Oh, no tak. Wasi przyjaciele z piekarni, która zmieniła bieg historii. - JiWoon wywrócił oczyma teatralnie. - Spokojnie, nie mieliśmy z nimi za dużo kontaktów. Mery i jej mąż wynajmowali moim współpracownikom strych, jednak nie wiedzieli, że używaliśmy go jako składzik broni. To właśnie on spowodował pożar... Logiczne, czyż nie?
Minho nie odwzajemnił jego promiennego, ale wciąż sztucznego uśmiechu. Pokręcił głową i mruknął:
- Przez ciebie zginęli...
- Zginęli przez historię, Minho! Pragnę ci przypomnieć, że teoretycznie rzecz biorąc żaden z nas nie istnieje. To tylko gra. Póki nie zmieniamy biegu dziejów, możemy żyć sobie tutaj w spokoju. Co innego, kiedy któryś z was, na przykład... - zerknął w stronę Kibuma. - ... popełni w pałacu „samobójstwo” z tęsknoty za swoim mężczyzną...
Zarówno lider jak i młodszy z przyjaciół wytrzeszczyli oczy. O czym on do cholery mówił?
- T-ty chyba nie zamierzasz...
Cho wyprostował się gwałtownie, a jego długi płaszcz załopotał cicho. Wyciągnął z kieszeni błyszczący przedmiot, dopiero po chwili dotarło do Jinki'ego, że był to mały, ale ostry jak cholera nóż.
- Pamiętajcie, to tylko eksperyment. Wszystko jeszcze się może dobrze skończyć... prawda? - mrugnął do nich wesoło, kiedy znalazł się tylko kilka kroków od wciąż nieprzytomnego i nieświadomego niczego Kibuma. - Chociaż z drugiej strony w tych czasach samobójstwa w pałacach królewskich traktowano bardzo poważnie... Jeśli jego pogrzeb zostanie udokumentowany, a podczas niego wydarzy się coś jeszcze... - urwał na moment, uważnie obserwując błyszczące ostrze. - ... kto wie, jak to wszystko się potoczy.
- Nie możesz go zabić! - ryknął Minho, za wszelką cenę próbując się wyrwać z tych silnych łap i pomóc przyjacielowi. - To wbrew prawu! Znajdą cię i zamkną, zobaczysz!
JiWoon roześmiał się wesoło, jakby to co powiedział Choi było wyjątkowo zabawne.
- Nie znajdą mnie, chłopcze. Uwierz mi. - po tych słowach nachylił się nad chłopakiem i westchnął cicho. - Całkiem uroczy. Aż mi go szkoda...
- JiWoon, błagam...
- ...ale praca to praca. Do dzieła~
Mężczyzna chwycił lewą rękę chłopaka i przyjrzał się jej uważnie. Przesunął palce na jego nadgarstek, czując pod nimi delikatny puls. Zmrużył oczy i powoli przyłożył ostrze noża do mlecznej skóry wokalisty. Onew zacisnął zęby, patrząc na młodszego przyjaciela bezradnie. Nie mógł uwierzyć w to, że nic nie robią, podczas gdy jakiś pieprzony klon Kyuhyuna właśnie zabija Kibuma. Delikatna stróżka krwi spłynęła po jego nadgarstku, a JiWoon uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Czyli to już koniec.


~*~

- Co ty gadasz...?
Kyuhyun stał w wejściu do salonu, którego już sam widok wstrząsnął nim dogłębnie. Cztery wyziębione sylwetki Minho, Onew, Key i Taemina leżały zupełnie nieruchomo, przypominając bardziej zwłoki, niż wciąż oddychających chłopaków. Przeniósł wzrok na stojącego pod ścianą Jonghyuna, ze zdenerwowaniem obgryzającego paznokcie. Widział, jak bardzo chłopak jest przerażony i dosłownie nie wie już, co robić. Co prawda, Cho niewiele zrozumiał z zawiłych i chaotycznych wyjaśnień, które wokalista przekazał mu przez telefon, jednak mimo to postanowił przybyć jak najszybciej, podświadomie wiedząc, że to coś wyjątkowo poważnego.
Teraz, kiedy w końcu wszystko ułożyło się w jego głowie w jako-tako logiczną całość, wciąż nie mógł do końca uwierzyć w to, co właśnie wydukał z siebie Kim. Naprawdę znaleźli się w siedemnastowiecznej Anglii i to do tego przez niewinną grę, którą on sam dostał od wujka, a potem z bolącym sercem sprzedał Minho? Jak to możliwe...? Jednak były dowody... Widział czterech nieprzytomnych członków SHINee, których za nic w świecie nie można było dobudzić.
Kyuhyun pokręcił głową i podszedł do Taemina, badając puls na jego szyi. Chociaż chłopak prawie nie oddychał, wciąż jeszcze żył. Tylko to zimno... Jego usta niemal całe pokrywał delikatny szron.
- Może okryjemy ich kocami? - spytał nieśmiało, podnosząc wzrok na Jonghyuna. Ten po paru sekundach nie reagowania odepchnął się od ściany i ruszył w kierunku jakiś drzwi, za którymi wkrótce zniknął. Wrócił po chwili, niosąc w ramionach cztery ciężkie koce. Kyuhyun od razu pomógł mu nimi okryć przyjaciół i westchnął cicho, uważnie na nich zerkając.
- Mówisz, że ten cały JiWoon wyglądał dokładnie tak jak ja...?
Młodszy Kim natychmiast pokiwał głową.
- Tak... Przepraszam, ale naprawdę myśleliśmy, że to ty... Alko ktoś z twojej najbliższej rodziny. To było głupie, wiem.
Maknae podrapał się po szyi. Gdyby znajdowali się w innej sytuacji, pewnie by się do niego uśmiechnął pokrzepiająco, ale póki co musiało mu starczyć zwykłe poklepanie po ramieniu.
- Nie, to normalne. Pewnie sam bym tak zrobił na twoim miejscu... Spokojnie, nie przejmuj się już tym. Mamy teraz na głowie większe zmartwienie...
Jonghyun musiał przyznać mu rację i przysiadł obok niego, patrząc z bólem na najbliższych przyjaciół. Nie mógł uwierzyć w to, że jeszcze parenaście minut temu on sam znajdował się w takim transie, a jego mózg przez prawie miesiąc funkcjonował w zupełnie innym miejscu i czasoprzestrzeni. To było straszne.
- To nie działa. Z każdą chwilą są coraz zimniejsi... - mruknął drżącym głosem Kyuhyun, zabierając rękę z policzka Minho. - Musimy coś zrobić, inaczej całkowicie zamarzną.
- Tylko co? Mamy wsadzić ich do piekarnika, rozpalić ognisko na środku pokoju, ubrać ich we wszystkie ciepłe ciuchy jakie posiadają? - jęknął wokalista. - Nawet nie mamy na to czasu...
Kyuhyun przygryzł ze zdenerwowaniem wargę, rozglądając się dookoła. Co robić, co robić... Gdyby dzień wcześniej ktoś go uprzedził, że znajdzie się w tak beznadziejnej sytuacji, na pewno by nie uwierzył... Los jak widać lubi płatać figle. Czuł, że zaczyna pocić się o wiele mocniej, niż na jakimkolwiek treningu. Przez chwilę jeszcze patrzył się na chłopaków bez sensu, kiedy to jego wzrok przykuły cztery kontrolery i konsola. W jego głowie natychmiast wykiełkował plan, lecz nie miał zielonego pojęcia, czy się powiedzie.
- Hej, wciąż macie uruchomioną grę...? - spytał niepewnie Jonghyuna, który momentalnie się wyprostował.
- Ch-chyba tak... Ale kontroler Taemina był przewodzący, bez niego nic nie można zro-
Urwał gwałtownie i popatrzył na młodszego. Niespodziewanie zrozumiał tok rozumowania Kyuhyuna i jak najszybciej włączył telewizor. Po raz kolejny jego oczom ukazało się logo tego przeklętego FairyLand, jednak tym razem najzwyczajniej w świecie je zignorował i chwycił kontroler należący do Minho.
- Być może będziesz musiał mi pomóc... O ile to w ogóle zadziała. - zwrócił się do starszego, który pokiwał głową na te słowa.
- Spoko. Nie traćmy już lepiej czasu.
Kiedy logo gry zniknęło z ekranu, obaj ujrzeli ciemne pomieszczenie, które na pierwszy rzut oka wydawało się puste. Dopiero, gdy nieco dokładniej się przyjrzeli, dostrzegli dwie nieprzytomne postacie leżące u stóp wysokiego, dobrze ubranego mężczyzny. Niedaleko klęczało dwóch kolejnych bohaterów rozgrywki, pilnowani przez dwóch rosłych mężczyzn za ich plecami. Serce Jonghyuna gwałtownie przyspieszyło. Przecież to...
Oprzytomniał akurat momencie, w którym JiWoon (w tej wersji nieco sztuczny i plastikowy, ale wciąż łudząco przypominający Cho Kyuhyuna) klęknął obok Key, a w jego dłoni błysnął srebrny przedmiot. Cała krew odpłynęła wokaliście z twarzy, a jego ręce zadrżały niebezpiecznie.
- O mój Boże... Czy on właśnie zamierza...? - jęknął przerażony Cho.
Jonghyun nie odpowiedział. Ścisnął mocniej kontroler i czym prędzej uruchomił postać swojego przyjaciela. Nawet nie miał czasu się zdziwić, kiedy ujrzał, że to naprawdę zadziałało. Przypominając sobie na szybko wskazówki Minho, spróbował wszystkich skrótów jakie znał, by go uwolnić z silnego uścisku i to jak najszybciej.
Kyuhyun w zadziwieniu patrzył, jak animowana sylwetka Minho szamocze się chwilę, a na czole Jonghyuna zaczynał perlić się powoli pot. Za wszelką cenę chciał mu jakoś pomóc, więc zabrał kontroler należący do Onew i spróbował zrobić to samo. Również i jego postać zaczęła się kręcić niecierpliwie, a na ekranie wciąż wyskakiwały dodatkowe punkty.
Perfect!
Excellent!
Kiedy Minho w końcu wyswobodził się z potrzasku, natychmiast ruszył w kierunku JiWoon'a, który był zbyt zajęty nacinaniem nadgarstka nieprzytomnego Kibuma, by go zauważyć. W momencie w którym otrzymał potężny cios z pięści w twarz wiedział już, że popełnił kilka niewybaczalnych błędów. Jego ludzie próbowali je jeszcze naprawić, jednak przeszkadzał im w tym umiejętnie kierowany przez Kyuhyuna Onew, który pilnował sytuacji za plecami młodszego przyjaciela. JiWoon jednak ani myślał się poddać. Prawie natychmiastowo się zamachnął by mu oddać, jednak nie zdążył – Choi już chwycił nóż, który jeszcze przed paroma sekundami miał przeciąć żyły Key i wymierzył nim prosto w szyję mężczyzny. Jonghyun praktycznie słyszał w głowie charakterystyczny głos: „Game Over, JiWoon”...
Jednak to jeszcze nie był koniec.
Kyuhyun nie zauważył jednego z przeciwników, który przyczaił się w ciemności i niespodziewanie podciął nogi Minho. Ten upadł na podłogę i zacisnął wargi z bólu. JiWoon wykorzystał ten moment aby odebrać swój nóż i po raz kolejny doskoczyć do Kibuma.
Nie uda wam się... Ta gra jest zaprogramowana na moje zwycięstwo!
Tym razem ten głos usłyszał też Kyuhyun, jednak nie miał czasu się zastanawiać nad tym, skąd on dobiega.
Blada skóra Key po raz kolejny została nacięta. Chociaż na ekranie widać było tylko piksele, perspektywa zranionego i bliskiego śmierci chłopaka sprawiła, że Jonghyun próbował zrobić cokolwiek, aby poruszyć postacią. Bez skutku.
- Co jest, do...?! - wrzasnął, próbując wszelkich kombinacji, jakie jeszcze przed chwilą doskonale zdawały egzamin. - Kyu, co się stało, nie mogę...
Ten jednak miał podobny problem – postać najstarszego chłopaka, którym kierował, również stała w miejscu i po prostu się gapiła. Kyuhyun jęknął cicho czując, że jest bliski płaczu.
Obaj poczuli się zrezygnowani i przegrani. Kim poczuł, jak coś mokrego spływa po jego policzkach, a jego oczy momentalnie zachodzą mgłą. Nie, to niemożliwe... Przecież obiecał, że się nie podda, że będzie go bronił... Czyli zawiódł, po raz kolejny.
Już chciał ze zrezygnowaniem odłożyć kontroler, kiedy nieśmiałe poruszenie za jego plecami przykuło jego wzrok. Powoli odwrócił się do tyłu i... zamarł.
- T-Taemin...? Co ty... jak...?!
Cały i zdrowy maknae siedział za nim i kompletnie nie zwracał na niego uwagi...
A w dłoniach trzymał swój kontroler.


~*~

Minho nie miał zielonego pojęcia, jakim cudem jego pozbawione jakichkolwiek sił witalnych ciało nagle zaczęło się samo poruszać i to kompletnie bez jego woli. Uczucie to było podobne do tego w chwili, gdy walczył o Taemina, jednak o wiele silniejsze. Zupełnie, jakby ktoś z zewnątrz nim sterował, a on – uwięziony w czyimś ciele mógł tylko to obserwować.
Najpierw wszystko szło doskonale, ponieważ dołączył do niego lider. Niestety, JiWoon miał zbyt dużo ludzi. Ból był prawdziwy, czuł go w każdym mięśniu, jednak dał jakoś radę się podnieść. Dopiero kiedy mężczyzna wytrącił nóż z jego dłoni i ponownie przyłożył go do nadgarstka Key, dotarło do niego, że to wszystko i tak jest daremne.
- Nie uda wam się... Ta gra jest zaprogramowana na moje zwycięstwo!
Kolejne krople szkarłatnej cieczy. Choi usłyszał cichy jęk Jinki'ego za plecami. On sam chciał krzyknąć, zatrzymać go, zrobić cokolwiek, jednak wiedział, że już nie zdąży. JiWoon osiągnął to, co chciał. Teraz już nic nie może im pomóc...
Przymknął powieki szykując się na wszystko, co tylko mógł mu zgotować los. Nie był jednak przygotowany na głośny, gardłowy krzyk mężczyzny i głuchy huk o podłogę.
- O mój Boże... Gdzie jest Taemin?!
Natychmiast otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Rzeczywiście, Taemin zniknął, dosłownie rozpłynął się w powietrzu...! Nie, to niemożliwe... Przecież on też był nieprzytomny, nie mógłby...
Zaraz obok bezwładnego Kibuma leżał JiWoon, zwijający się z bólu i klnący na cały świat. Jego ludzie natychmiast do niego podlecieli, kompletnie ignorując Minho i resztę. Ten już miał się podnieść z kolan, kiedy poczuł jak traci grunt pod nogami. Wszystko wokół niego rozmywa się, by chwilę później uformować się w tak znajome, a jednak zapomniane otoczenie salonu w niewielkim mieszkanku na przedmieściach Seulu.


- Hyung!
Czuł, jak coś wpada w jego ramiona i kurczowo się do niego przytula, mocząc jednocześnie łzami jego przepoconą koszulkę. Dopiero po sekundzie dotarło do niego, że to jego ukochany Minnie... Który notabene ich wszystkich uratował...
- O Boże, Taemin... - jęknął cicho i przytulił go do siebie jeszcze mocniej, czując jak pod jego powiekami powoli zaczynają gromadzić się łzy. Nie musiał już nawet pytać o to, co się stało – Lee musiał się obudzić i przypadkiem odnaleźć zapomniany przez JiWoon'a kontroler. Wracając do swojego ciała i doprowadził rozgrywkę do końca. Minho kątem oka zobaczył, jak z ich ukochanej konsoli unosi się dym... No to tyle jeśli chodzi o świetnie zapowiadającą się grę FairyLand.
Odsunął się od niego niechętnie i wytarł jego łzy kciukiem, posyłając mu słaby uśmiech. Pocałował go jeszcze czule w usta nim odwrócił się twarzą do reszty i... momentalnie zamarł.
Widok Jonghyuna trzymającego w ramionach wciąż zimne i bezwładne ciało Kibuma bolał bardziej, niż jakakolwiek fizyczna rana. Jego starszy przyjaciel wciąż uparcie walczył ze łzami, próbując wszelkich sposobów by go obudzić. Bezskutecznie. Key pozostawał blady, zimny i pozbawiony życia.
Pierwszy otrząsnął się Taemin, rozglądając się gorączkowo dookoła.
- Widział ktoś jego kontroler? Może jest wyłączony?
Leżał niedaleko stolika, co prawda nietknięty od wielu godzin, ale wciąż włączony. Maknae zagryzł dolną wargę niemal do krwi, intensywnie myśląc. On musi żyć, przecież wciąż oddycha...!
Jinki położył dłoń na ramieniu praktycznie płaczącego przyjaciela, przyglądając się Kibumowi w ciszy. W pewnym momencie zdawało mu się, że coś zauważył... coś jakby drgnięcie kącika ust Kibuma. Zmarszczył brwi i pokręcił głową z niedowierzaniem, jednak wciąż nic nie mówił. Minho przeklinał cicho pod nosem, kopiąc z całej siły w bezużyteczną konsolę.
- Musimy coś zrobić, przecież... - urwał spoglądając na pogrążonego w smutku Jonghyuna. Westchnął cicho, kiedy jego wzrok przykuła twarz Key, która wcale nie była już tak blada jak przed chwilą. Już otwierał usta by coś powiedzieć, jednak Taemin szybko uciszył go delikatnym szarpnięciem w ramię. Natychmiast więc się zamknął i spojrzał uważnie na Kyuhyuna, który najwidoczniej również już zauważył, co się dzieje.
Starszy Kim powoli otworzył oczy i szepnął dwa słowa, które tak rzadko Key mógł usłyszeć. Wplątał palce w jego włosy i pocałował go delikatnie w czoło, zaciskając mocno powieki i nie dając łzom płynąć. Już chciał powtórzyć to po raz kolejny, kiedy usłyszał cichy szept:
- Ty pieprzony romantyku... Zgniatasz. Moje. Żebra.
Prawie natychmiastowo odsunął się od niego, mrugając z niedowierzaniem. Nie, jak on mógł... To niemożliwe. Twarz Key, przed minutą trupioblada, teraz nabrała swoich zwykłych, żywych kolorów, a całości dopełniał ten charakterystyczny, ironiczny uśmieszek bez którego Key nie byłby sobą.
No jak on, cholera jasna, a tym tęsknił.
- To nie jest zabawne, Kim Kibum! Myślałem, że już cię nie uratujemy, naprawdę! - warknął, gdy chłopak niespodziewanie roześmiał się wesoło. Kyuhyun zmarszczył brwi nie bardzo ogarniając, co się właśnie wydarzyło, ale domyślił się jednego. Udało się. Byli uratowani.
- Oh, daj spokój... - młodszy Kim wywrócił oczyma i wyciągnął ręce ku poddenerwowanemu chłopakowi. - Chodź tu i mnie przytul, a nie pieprzysz od rzeczy...
Jonghyun westchnął ciężko, ale spełnił jego życzenie, mocno obejmując go ramionami. Cała reszta zareagowała na to cichym „aww~”, a starszy Kim jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak głupio jak wtedy.
- Hej... czyżby wszystko było znowu w porządku? - spytał po chwili ciszy Taemin, patrząc niepewnie na Onew, który od samego początku był smutny i przygaszony... No tak.
Mery.
- Mam nadzieję... Ale sprawę JiWoon'a i tak trzeba gdzieś zgłosić. Jeśli ta gra dostanie się do sprzedaży... - Minho pokręcił głową. - Nawet nie chcę o tym myśleć.
- Myślicie, że po drugiej stronie ekranu da radę komuś jeszcze zaszkodzić? - spytał niepewnie Key, drapiąc się nerwowo po policzku. Choi zagryzł dolną wargę i mruknął po chwili zadumy:
- Miejmy nadzieję, że nie. Chociaż pewnie i tak nam nikt nie uwierzy... Prócz Kyuhyuna, który widział to na własne oczy.
Starszy z maknae pokiwał głową i uśmiechnął się nieśmiało.
- Przyznam... to był dla mnie niezły szok.
- Postaramy ci się to jakoś wynagrodzić... Zostaniesz na gorącą czekoladę i partyjkę w StarCrafta?
Cho momentalnie się skrzywił.
- Czekolada może być... ale obawiam się, że po tym wszystkim do końca roku nie będę mógł spojrzeć na jakąkolwiek grę.
Reszta roześmiała się ze zrozumieniem.
Rzeczywiście znowu wszystko było w porządku.

~*~

Epilog

Onew westchnął ciężko i wlepił pusty wzrok w ścianę. Czuł się zmęczony do granic możliwości, rozdarty i w pewnym sensie nieszczęśliwy. To już trzeci miesiąc odkąd wszystko szczęśliwie się zakończyło i SHINee z powrotem zagościło w swoich własnych ciałach. Jinki powinien być przez to szczęśliwy, prawda...? Jednak nie mógł. Nie potrafił, gdyż pewna przepiękna księżniczka wciąż nie dawała mu cieszyć się życiem.
Dlaczego musiał się zakochać właśnie w niej? Mery Crofits zdecydowanie nie była kimś, z kim on – biedny Lee Jinki mógłby być. Na początku myślał, że da radę o niej zapomnieć, jednak z czasem przestał być już tego taki pewien.
Wciąż za nią tęsknił, nawet jeśli nie była prawdziwa... Albo i była. Eh, on już sam się w tym wszystkim pogubił.
Reszta żyła dalej tak, jakby nic się nie zdarzyło. Dla nich to już jest okropna przeszłość, od której po prostu się odcięli i nie wracali do niej. Onew nie potrafił. Za bardzo tęsknił...
... dlatego właśnie teraz siedział na swoim łóżku z niezbyt obszerną biografią Mery Crofits w dłoniach. Był niemalże pewien, że wiedział o niej samej więcej, niż autor tej żałośnie cieniutkiej książeczki. Znał zapach jej włosów, melodyjny głos, przepiękny kolor oczu, wszystko to było tak różne od sposobu, w jakim ją zazwyczaj przedstawiano na obrazach... Ze zrezygnowaniem otworzył książkę, kiedy jego wzrok natrafił na trzeci rozdział pt. „Życie prywatne”. Jak to mówią: co cię nie zabije, to wzmocni...
Pierwsze trzy strony traktowały o jej małżeństwie z jakimś lordem i dwójce dzieci. Chłopakowi ciężko było je przeboleć, jednak wiedział, że póki ona była szczęśliwa, to on nie miał się o co martwić. Z wymuszonym uśmiechem przewrócił kartkę i ujrzał obraz przedstawiający mężczyznę wyglądającego dosyć znajomo, niestety był zbyt zniszczony, by go rozpoznać. Lider zmarszczył brwi i przeczytał podpis pod nim:


Tajemniczy przybysz ze wschodu był jedynym, który tak naprawdę zawrócił księżniczce w głowie. Do końca swojego życia wspominała to, jak niespodziewanie pojawił się w nim, a potem równie tajemniczo zniknął. Nigdy nie podała nikomu jego prawdziwego imienia, kazała jednak z pamięci namalować obraz, który potem znaleziono w jej grobie...”

Serce zamarło mu na moment, gdy dokładnie przyjrzał się zdjęciu. Teraz widział dokładnie – oczy, nos, podbródek i charakterystycznie przycięte włosy...
To był on.
Lee Jinki.
Mery o nim nie zapomniała... I naprawdę go kochała.


A co więcej, to wszystko działo się naprawdę...





KONIEC.

4 komentarze:

  1. Jezu moje serce przestalo bic jak Kibum prawie umarl ;__; zawdzieczam Ci zawal serca oraz najwspanialsza serie na swiecie. Z calego serduszka dziekuje <3 jestes wspaniala

    OdpowiedzUsuń
  2. wreszcie dostałam się do komputera i mogę wszystko skomentować.
    Szkoda, że już koniec, jedno z lepszych opowiadań o SHINee, które czytałam. Miałam nadzieję, że pociągnie jeszcze trochę, ale z drugiej strony rozumiem, że po jakimś czasie mogło się to znudzić.
    Dziękuje bardzo za FairyLand, świetną historię. Na pewno będę do niej wracać. a co do Onew, to miałam wielkiego banana na twarzy, jak czytałam o tej biografii Mery. :)
    Hwaiting~

    OdpowiedzUsuń
  3. Tyle przeszłam by tylko to przeczytać
    moje serce już na zawsze bd z tym opowiadaniem
    zakończenie najlepsze, zawdzięczam ci zaparty dech przez kilka minut, łzy i ogromnre szczęście
    dziękuje <3

    OdpowiedzUsuń
  4. WoW! Czytałam nieustannie byle by wiedzieć co dalej. Podziwiam Cię ! WoW. To jest po prostu WoW!
    Obyś pisała dalej. Hwaiting! (n_n)

    OdpowiedzUsuń