czwartek, 19 grudnia 2013

FairyLand (Rozdział XIV)

Autor - Yesung Oppa
Beta - Nie

N/A:

Przepraszam, że rozdział krótki, bo to tylko wstęp do finału...
Ale myślę, że dużo wyjaśnia. No, prawie... ^^



~*~


Minho nawet nie zdążył krzyknąć, kiedy czyjeś mosiężne ramiona chwyciły jego ręce od tyłu i ciasno czymś przewiązały, aby następnie sprawnie unieruchomić go w pasie. Posłał mordercze spojrzenie JiWoon'owi, który uśmiechał się do nich delikatnie, tak, jakby nie miał z tym nic wspólnego. Jednym uchem usłyszał cichy jęk Jinki'ego i niezbyt cenzuralny krzyk Jonghyuna:
- Zabieraj te łapska z moich...!
Cho wciąż się śmiał, patrząc na nich z coraz większym politowaniem. Minho jeszcze groźniej zmarszczył brwi, ostatkiem sił powstrzymując się przed splunięciem mu pod nogi.
- Naprawdę sądziliście, że to będzie takie proste?
- Dlaczego to robisz? - wysyczał raper przez zęby, starając się ignorować nieznośny ból nadgarstków. - Chcieliśmy porozmawiać, dowiedzieć się tylko, o co w tym wszystkim do cholery chodzi...!
Cała trójka została niespodziewanie pchnięta na kolana, upadając na nie niezbyt delikatnie. Jonghyun musiał mocno zacisnąć wargi, by nie ryknąć z bólu. Miał nadzieję, że Minho posiada jakikolwiek plan... W innym wypadku oni wszyscy są już skończeni.
Obserwował młodszego przyjaciela kątem oka, na którego twarzy nie było żadnej, nawet najmniejszej oznaki strachu. Patrzył JiWoon'owi prosto w oczy, jakby ten jeden jedyny gest miał już coś na to poradzić. Po raz kolejny poczuł ogromny szacunek dla Minho i jego odwagi. Jakim cudem on jeszcze miał siły, by walczyć?
- Obawiam się iż twoi przyjaciele są już zmęczeni i zrezygnowani... - mężczyzna zaplótł ramiona na piersiach. - Spójrz. Chyba stracili wszelką nadzieję na to, że wrócą do domu.
Czyli intuicja go nie zawiodła. Cho wiedział bardzo dużo, do tego to porwanie... Nie, to musiało być w jakiś sposób połączone. Minho starał się myśleć racjonalnie, czytać z jego twarzy tak dużo, ile tylko mógł, skupiać się na jego gestach i mimice, co w półmroku nie było za łatwe. Pamiętał też o Taeminie, że musi do niego wrócić. Nie może go zawieść. Przecież był jego bohaterem, a świadomość tego napawała go szczególną dumą.
- Nieprawda. - odparł spokojnie. - Mogą być zmęczeni walką, tym krajem, ludźmi i życiem, ale nigdy, przenigdy nie stracą nadziei.
- Jesteś tego pewien? - brwi JiWoon'a gwałtownie powędrowały ku górze. - Dlaczego?
- Bo im na to nie pozwolę.
Mężczyzna najpierw nie zareagował. Po paru sekundach ciszy po pomieszczeniu rozległ się głośny, dźwięczny śmiech. Najwyraźniej słowa Minho bardzo go rozbawiły, jakby opowiedział jakiś żart lub anegdotę. Onew podniósł wzrok z podłogi, mocno oburzony jego reakcją.
- Minho ma rację.
Cho w jednym momencie zamilkł i rzucił zdziwione spojrzenie chłopakowi.
- No proszę... Lee Jinki. Czyli jednak potrafisz mówić. - uśmiechnął się kpiąco. - Jak się czujesz, kiedy twój dongsaeng przejmuje całą kontrolę nad sytuacją? Kiedy musisz na nim polegać, bo sam nie potrafisz nad niczym zapanować... Okropnie to upokarzające, prawda? Jak myślisz, kto tu jest prawdziwym liderem? Bo na pewno nie ty, Onew...
Chłopak zacisnął mocno zęby, czując jak jego ciało zaczyna drżeć. Część jego w ogóle nie zgadzała się z tym, co mówił. Przecież Minho nie musiał być liderem, żeby dobrze o nich dbać. Zawsze to robił, do cholery! Zresztą, Jinki też okropnie się o wszystkich martwił i robił co w jego mocy... Niestety, ta druga część nieśmiało przyznała mu rację. Wiele lat temu wybrano go na lidera, bo był najstarszy i najbardziej odpowiedzialny z nich wszystkich. Wierzył w to całym sercem, gdy obserwował jak jego przyjaciele zakochują się w sobie nawzajem, nie zważając na niebezpieczeństwa, jakie te związki mogą na nich zesłać. Tak, zawsze przezorny i doskonały Lee Jinki przez te parę miesięcy musiał patrzeć, jak to właśnie najmłodszy raper dba o wszystkie ich sprawy, załatwia dach nad głową, ratuje Taemina i robi wszystko, by odnaleźć właściwą drogę do domu. W jego zmrużonych oczach mimowolnie pojawiły się łzy, których JiWoon nie mógł jednak dostrzec przez panujący dookoła półmrok.
- No ale nieważne. Szczerze powiedziawszy, nie bardzo mnie to obchodzi. - mężczyzna wzruszył ramionami i ponownie zwrócił się w kierunku Minho. - Pewnie macie teraz do mnie wiele pytań, co?
Choi zmarszczył brwi i poruszył się nieznacznie, nie odwracając od niego wzroku.
- Wciąż mi nie odpowiedziałeś na pytanie.
- Oh, no tak. Dlaczego to robię... - mruknął Cho, wzdychając cicho. - Cóż... powiedzmy, że nie mogę wam odpowiedzieć teraz.
- Dlaczego? - spytał poddenerwowany Jonghyun, uprzedzając tym młodszego przyjaciela. JiWoon uśmiechnął się do niego lekko i wyraźnie chciał coś do niego powiedzieć, jednak w ostatnim momencie się powstrzymał i odrzekł:
- Dlatego, iż nie jesteście jeszcze w komplecie.
- Czekaj... ty chyba nie chcesz tu sprowadzić Taemina i Kibuma... - jęknął cicho Kim, prawie natychmiast oblewając się cichym potem. Wiedział, że jeśli ten sukinsyn zrobi coś Key... Nie, nawet nie potrafił znieść tej myśli. Jego zęby zazgrzytały groźnie, co nie uszło uwadze JiWoon'a, który posłał mu kpiący uśmiech.
- No proszę... Nagle zacząłeś się martwić o siebie i swojego chłoptasia, podczas gdy przez prawie tydzień nie zwracałeś uwagi na ludzi, którzy cały czas plotkowali o waszym wygnaniu?
Wygnaniu? O czym on... Jonghyun wytrzeszczył oczy, czując się tak, jakby ktoś wymierzył mu mocny cios w brzuch. Jakim cudem on o wszystkim wiedział? Czego on od nich chce? Wiedział, że przyjaciele patrzą na niego ze zdziwieniem, ale też i współczuciem, jednak on sam nie potrafił im spojrzeć w oczy. Przełknął głośno ślinę i spuścił wzrok w podłogę, pozwalając tym samym JiWoon'owi na pełen tryumfu chichot.
- No nieważne... W każdym razie: tak, zamierzam tutaj ich sprowadzić. I to jak najszybciej. - odparł, po czym machnął dłonią w kierunku czwórki mężczyzn stojących niedaleko. - Wy tam! Wiecie, co robić?
Ci pokiwali głowami i zniknęli szybciej, nim przyjaciele zdążyli jakkolwiek zareagować. Cała trójka momentalnie zapragnęła skopać tyłki JiWoon'owi i jego ludziom, a potem pobiec szybko do zamku i sprawdzić, czy Taemin i Key są bezpieczni. Teraz już na pewno wiedzieli, że przyjście tutaj było największym błędem, jaki popełnili od czasu zagrania w ten przeklęty FairyLand. Cho zerknął na nich ukradkiem i przysiadł na piętach, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Wy chyba nie sądzicie, że ja chcę was zabić... - powiedział z rozbawieniem. - Jaki miałbym w tym niby cel?
Żaden z nich nie odpowiedział. Nawet nie mogli zmusić się do tego, by spojrzeć na mężczyznę, głównie dlatego, że nie chcieli przyznać mu racji. JiWoon pokręcił głową i podrapał się po brodzie.
- Cóż. W sumie mógłbym to zrobić... Ale nie chcę. - odparł. - Nie miałbym z tego żadnych korzyści...
Minho jednak już wcale go nie słuchał. Po raz kolejny modlił się tylko o jedno: aby Taemin był bezpieczny.
Jonghyun zacisnął powieki na te słowa, chcąc tylko tego, aby Kibumowi nic się nie stało.
Onew westchnął cicho i wlepił wzrok w podłogę, myśląc tylko o ratunku, który w jakiś sposób musi zapewnić zespołowi. Wszyscy pogrążyli się w niemym czekaniu.


~*~


Ani Key, ani Taemin nie potrafili tej nocy zmrużyć oka.
Zmęczeni, ale też i na swój sposób pobudzeni siedzieli w ogrodzie, wpatrując się bez słowa w księżyc. Noce zaczynały się robić coraz zimniejsze, jednak ci zupełnie się tym nie przejmowali. Chłodny wiatr szarpał długimi włosami maknae, jakby chciał go przebudzić z transu i sprawić, by powrócił do życia. Bez skutku.
Key wydał z siebie ciche westchnięcie i oparł brodę na łokciu. Martwił się. Jak cholera się martwił, ba, był wręcz przerażony. Co chwilę zerkał na młodszego jakby kontrolował jego stan, jednak doskonale wiedział, co czuje.
- Powinniśmy ich odnaleźć... - mruknął Taemin po raz dziesiąty w ciągu godziny, w końcu spuszczając wzrok we własne dłonie. Kibum zmarszczył brwi i wyprostował się na krześle.
- Wiem Minnie. Ale skąd my niby mamy wiedzieć, gdzie konkretnie znajduje się ich melina... Bo nie pamiętasz, prawda?
Młodszy pokręcił lekko głową z cichym westchnięciem.
- Cały czas miałem związane oczy...
Kibum cudem powstrzymał soczyste przekleństwo cisnące się na jego usta i ponownie spojrzał w niebo, na którym powoli zaczęły pojawiać się gęste chmury. Jego mózg pracował jeszcze intensywniej, niż dotychczas. Próbował znaleźć jakiekolwiek wyjście z tej sytuacji, jednak jego bezradność aż bolała...
Był praktycznie pewien, że tej bandzie idiotów coś się stało. Zbyt długo na nich czekali, jednak miał nadzieję, że wciąż żyją... Bał się podzielić swoimi obawami z Taeminem. Chłopak i tak za dużo już przeżył w ciągu ostatnich tygodni. Najlepszym rozwiązaniem dla niego byłoby po prostu położyć się spać i obudzić się w momencie, kiedy już wszystko się wyjaśni...
Gdyby tylko życie było takie proste.
- Spokojnie Taeminnie... wszystko będzie dobrze. Jakoś. - posłał mu słaby uśmiech, którego ten jednak nie odwzajemnił. Key nie był wielce zdziwiony, ponownie oparł brodę na dłoni i przymknął powieki. Niech ten kretyn Jonghyun już wróci... Nieważne w jaki sposób. Choćby nawet teleportem. Nigdy przedtem nie podejrzewał się o to, że może tak za nim tęsknić. Jeszcze ten ciągły strach o jego zdrowie i życie...
- Co się dziej...-
Kim gwałtownie otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Pierwszą rzeczą jaką zauważył był Taemin wiszący piętnaście centymetrów nad ziemią z zakrytymi przez czyjąś dłoń ustami i machający rozpaczliwie nogami. Nie myśląc za wiele natychmiast doskoczył do niego, lecz nim zdążył wyrwać go z tych obrzydliwych ramion, poczuł gwałtowne szarpnięcie do tyłu. Syknął z bólem, gdy ktoś wykręcił jego nadgarstki do tyłu i przewiązał je mocno liną. Chciał coś powiedzieć, zakląć, zawołać o pomoc, ale nie zdążył, gdyż jego usta również zostały przysłonięte czyjąś obleśną łapą. Co tu się do cholery działo?!
- Szef będzie bardzo zadowolony z tego, że tak łatwo nam się udało. - roześmiał się rubasznie jeden z nich i otoczył Taemina ramieniem w pasie. Chłopak wytrzeszczył oczy i rzucił Kibumowi przerażone spojrzenie.
- Jasna sprawa. Tylko się pospieszmy... nie lubi czekać. - po tych słowach obu chłopaków pochłonęła ciemność i do samego przyjazdu na miejsce nie pamiętali nic, co się działo przez ten cały czas.


~*~


- W gruncie rzeczy, to... jakby to ująć w słowa... o, wiem! Wszystko ogółem sprowadza się właściwie do Taemina. - JiWoon oparł się o ścianę i patrzył na nich z niemą satysfakcją, delektując się bólem na ich twarzy wynikającym z odrętwienia. Minho natychmiast podniósł głowę do góry i zmarszczył brwi.
- Dlatego właśnie go porwałeś?
- Oh, nie. To było częścią planu... Skomplikowanego, acz genialnego, który powoli zbliża się ku końcowi.
Kompletnie zdezorientowany Jonghyun wymienił spojrzenia z przyjaciółmi, powoli unosząc brwi ku górze. Co do jasnej cholery musieli nabroić w Korei, by teraz przeżywać takie męczarnie? Poza tym... moment. Skoro taki był plan, to niemożliwe więc, że znaleźli się tutaj w wyniku czystego przypadku. Ta myśl uderzyła go tak mocno, że aż cały zadrżał. A co, jeśli to wszystko sen? Halucynacja? Śpiączka?
O Boże drogi...
- Panie. - drzwi otworzyły się do środka, a w progu stanął jeden z mężczyzn, których JiWoon posłał po Kibuma i Taemina. - Przywieźliśmy ich, tak jak nam rozkazałeś.
Na twarzy Cho pojawił się szeroki uśmiech. Minho momentalnie zadrżał, zaciskając mocno wargi w wąską kreskę.
- Cudownie! Wprowadźcie ich tu.
Cała trójka bała się tego, że zobaczy ich pobitych i skatowanych. Ci jednak byli cali i zdrowi, jednak wciąż nieprzytomni. Choi poruszył się niebezpiecznie, jednak nie mógł nic zrobić poza patrzeniem i modleniem się o to, by jakoś wszystkich z tego uratować.
JiWoo uśmiechnął się i podszedł do nich, po czym pogłaskał Taemina po policzku. Kiedy usłyszał zgrzyt zębów odwrócił się w kierunku rapera i roześmiał się cicho.
- Nie budźmy ich... Będą potrzebni potem.
- Raczysz nam teraz wszystko wyjaśnić, czy nie?
- Hej, spokojnie. Po co od razu ta agresja? - mężczyzna oddalił się od obu nieprzytomnych chłopaków i ponownie oparł się o ścianę, patrząc na przyjaciół z satysfakcją. - Podejrzewam, że pewnie wiele rzeczy już sobie sami dopowiedzieliście, prawda?
Westchnął cicho, po czym machnął głową na dwóch swoich sługusów. Ci natychmiast pojęli o co chodzi szefowi i podeszli do niewielkiego kuferka, stojącego pod jedną ze ścian. Onew wytrzeszczył oczy. Wydawał mu się znajomy, jednak nie miał pojęcia, jak go wcześniej nie zauważył, skoro musiał tutaj już stać od początku... Dziwne. Obaj mężczyźni otworzyli go i wyciągnęli coś, czego niestety nie potrafił dostrzec, po czym podeszli do JiWoon'a. Ten wziął ów tajemniczy przedmiot od nich i odwrócił się w kierunku uwięzionych chłopaków, pokazując im go.
Wszyscy trzej natychmiastowo zamarli.
- Przecież to... - szepnął z niedowierzaniem Jonghyun.
Kontroler do Xboxa należący do Taemina.
Poznali go poprzez niewielkie, do połowy zdrapane, odblaskowe naklejki ze słodyczami. Mózg Minho prawie wybuchnął z nadmiaru informacji. Poczuł się tak słabo jak jeszcze nigdy, gdy Cho posłał mu tryumfalny uśmiech i schował przedmiot za plecami.
- Mądre z was dzieciaki. Być może was nie doceniłem, kiedy wybrałem was do tego eksperymentu...
Wytrzeszczyli oczy patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Eksperymentu...? - szepnął słabo Jinki, czując że lada chwila zemdleje. JiWoon pokiwał głową i wzruszył ramionami.
- Wiem, że nie powinienem przeprowadzać go bez wiedzy rządu i to do tego na czołowych przedstawicielach koreańskiego show-biznesu, ale... nie mogłem się powstrzymać. Fairy Land steruje falami mózgowymi dzięki technologi, nad którą pracowałem przez pół swojego życia. - uśmiechnął się z dumą. - Nie, to nie ma nic wspólnego z tym, że Onew wylał wodę na kontrolery. Gra już wcześniej potwierdziła wasz wybór i włączyła specjalny scenariusz, który dla was przygotowałem...
- Czyli... to wszystko było od początku zaplanowane? - jęknął Jinki z bólem. - Pudding Lane? Pożar? Bal? Porwanie? Mery...?
JiWoon  westchnął teatralnie.
- Ależ naturalnie mój chłopcze. Szczególnie Mery.
Rzekomy chłopak chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył, gdyż głos zabrał Jonghyun:
- Już się pogubiłem... Czy Kyuhyun ma coś z tym wspólnego?
- Cho Kyuhyun? Daj spokój, oczywiście, że nie! Użyłem tylko jego wizerunku i nazwiska, by nieco zmylić wasze rozumowanie... I najwidoczniej mi się udało. - odparł szybko. Kim jednak wciąż nie rozumiał wszystkiego.
- To... to my jesteśmy w grze, czy przeszłości, bo już się pogubiłem...
JiWoon  pokręcił głową i wyjął zza pleców kontroler, po czym spojrzał na nich pytająco.
- Chcecie się przekonać na własne oczy?
A mieli jakiś wybór...?

3 komentarze:

  1. Ya~ Nowy rozdział! Woo... No to się porobiło... Ja chcę już c.d... Weny~ Żeby następny rozdział pojawił się jak najszybciej!
    Hwaiting~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle wspaniałe. I oczywiście, teraz mało rozumiem, ale to chyba nawet dobrze; z niecierpliwością czekam na kontynuację. ~
    Hwaiting ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Komentuję pierwszy raz, tak więc dzień dobry, cześć i czołem XD
    Znalazłam to opko przed wakacjami i przeczytałam całość jednego dnia...Potem oczywiście jak to ja, musiałam zgubić linka -.- I dzisiaj odwiedzam tego bloga, wchodzę w serie a tam FairyLand. Zaczęłam skakać z radości XD Po nadrobieniu rozdziałów stwierdzam, że chcę więcej T^T To się tak genialnie rozwija i ma taką ciekawą fabułę ♥ Pisz szybko następny rozdział i wstawiaj na bloga, bo umrę z ciekawości ;) Życzę weny i chęci do pisania!
    Do następnego! :) ~ Dino

    OdpowiedzUsuń