środa, 11 grudnia 2013

My Songs know what You did in the Dark ver.2 (Banglo)

Autor - Yesung Oppa
Beta - nie
rodzaj - angst/psychological
Pairing - BangxZelo (B.A.P)
Tytuł - My Songs know what You did in the Dark ver.2 
Ostrzeżenia - ... wszystko co najgorsze w jednym ficku.


N/A:
I'M BAAACK~!
Gratuluję wytrwałości, bo nareszcie, po bitym miesiącu skończyłam tego ficka! Nawet nie wiecie, jak straszna jest walka z artblock'iem... ;;;
Ale nie przedłużając... khm.

Chcę Was uprzedzić... szczególnie jeśli 1 wersja sprawiła, że mieliście dość... To nie czytajcie tego. Chciałam po prostu udowodnić przez tego ficka, że nie każdy nasz kochany Oppa może być taki, jakim go malują... Nie sugeruję niczego, broń Shisusie! Użyłam tutaj Banglo, bo po prostu pasowało... I mam szczerą nadzieję, że B.A.P nie powstało w ten sposób... :c

Tak więc... zapraszam do czytania, ale nie marudzić potem - ostrzegałam. :3
+ zakończenie jak zwykle zostawiam do własnej interpretacji. :3

+ POZDROWIENIA DLA MOJEGO OPPY, BO OBIECAŁAM, CHOCIAŻ I TAK MI NIE POMOGŁEŚ.~



cr. tumblr




My Songs know what You did in the Dark ver.2








Masz dobre serce. Nieważne, jakie grzechy popełniłeś, nie jesteś tylko grzesznikiem

- Gong Ji-Young Nasze Szczęśliwe Czasy



~*~

The East było moim domem przez prawie pięć lat. Praktycznie się tam wychowałem, spędzając w tym niewielkim, śmierdzącym potem i dymem papierosowym miejscu każdą wolną chwilę. Moi najbliżsi znajomi woleli bary z karaoke, a ja nie miałem im tego za złe. Gdyby nie moja wielka miłość do rapu, pewnie w życiu bym nie tam nie zawitał. Ale jestem ambitnym człowiekiem, pragnąłem ćwiczyć jak najczęściej, jak najwięcej, jak najciężej i nie skupiać się na niczym innym. Chciałem być najlepszy, pokonać wszystkich i pokazać, na co mnie stać. A The East mi to umożliwiało. Nim skończyłem szkołę, codziennie po lekcjach chodziłem oglądać walki raperów, a z czasem sam zacząłem w nich uczestniczyć. Na początku w ogóle mi nie wychodziło, długo nie wygrywałem, ale nie zamierzałem się poddać. Kosztem swoich ocen i snu ćwiczyłem coraz częściej i ciężej... Jak dobrze, że miałem Himchana. Gdyby nie on, nigdy bym sobie nie poradził i nie skończył tej szkoły. Nieważne, jak bardzo się namarudził, byłem mu wdzięczny za wszystko. Także za to, że zazwyczaj podwoził mnie na miejsce, póki nie zrobiłem w końcu tego prawa jazdy.
Nareszcie mi się udało. Gdy wygrałem swoją pierwszą walkę, byłem przeszczęśliwy. Wtedy już wiedziałem, że mogę osiągnąć wszystko. Ludzie zaczęli mnie zauważać, stałem się rozpoznawalny ze względu na swój talent i osiągnięcia w The East. Mimo to zdziwiłem się, gdy pewnego wieczoru otrzymałem telefon od jednej z wytwórni, która zapragnęła podpisać ze mną kontrakt. Podobno często odwiedzali takie miejsca, by szukać osób podobnych do mnie. Nie byłem do końca o tym przekonany. Nigdy nie chciałem być komercyjnym artystą, pragnąłem się przede wszystkim spełniać duchowo i emocjonalnie, ale po raz kolejny dar przekonywania mojego najlepszego przyjaciela zadziałał. Zgodziłem się.
Nigdy bym się nie spodziewał, że tak szybko zacznę spełniać swoje marzenia. Sądziłem, że zajmie mi to wiele lat, będę się powoli wspinał na szczyt, małymi kroczkami dążąc do celu. Tymczasem już po tygodniu znalazłem się w studiu, nagrywając swoje pierwsze w życiu demo. Nikt jednak nie chciał czekać, więc demo szybko zamieniło się w pierwowzór „I Remember”.
O debiucie powiedziałem tylko najbliższej rodzinie i Himchanowi. Dzięki temu mogłem jeszcze przez jakiś czas odwiedzać The East. Za mocno przywiązałem się do tego miejsca, by opuścić je z dnia na dzień. Nie miałem pojęcia, jak dam radę zapomnieć o tych wszystkich latach, które tam spędziłem.
Tego wieczora miała się odbyć moja ostatnia walka. Następnego dnia wychodziła zapowiedź „I Remember”, więc postanowiłem, że dam z siebie wszystko. Nieważne, kto stanie przede mną i będzie miał tyle odwagi, by się ze mną zmierzyć, muszę go pokonać.
Przeczesałem swoje krwistoczerwone włosy i westchnąłem cicho, ledwie przeciskając się w kierunku sceny. Kątem oka ujrzałem JunHyu, który ściskał w dłoniach listę uczestników i rozglądał się dookoła, wyraźnie mnie szukając. Wziąłem głęboki oddech, zaciągając się wszechobecną wonią potu i papierosów.
- Który dzisiaj jestem? - spytałem, gdy w końcu do niego dotarłem i wcisnąłem ręce w kieszenie.
- Następny, ale... hm. - JunHyu podrapał się po głowie, nie podnosząc wzroku znad listy. Uniosłem pytająco brwi, a ten pokręcił głową.
- Dali ci do pary jakiegoś dzieciaka. Nie znam go, nie kojarzę, czy kiedykolwiek wcześniej tu bywał...
- No to tym lepiej. - mruknąłem, zerkając ukradkiem w stronę sceny. - Pewnie rozryczy się w połowie i zmyje się szybciej, niż w ogóle zdążę zacząć. - powiedziałem, na co chłopak westchnął głośno i odhaczył coś.
- W każdym razie powinien się już pojawić. Właź na górę.
Natychmiast wskoczyłem na scenę, nie przejmując się w ogóle schodami. Energia dosłownie rozpierała mnie od środka, gdy brałem do ręki mikrofon i podrzucałem go sobie lekko do góry. Uśmiechnąłem się szeroko do publiczności, która wstrzymała oddech na mój widok, niektórzy zaklaskali cicho. Byłem w swoim żywiole, gdy machałem do nich, witając jednocześnie wszystkich zebranych przez mikrofon. Po chwili przeniosłem wzrok na schody po drugiej stronie sceny, uważnie wyczekując mojego przeciwnika. Dzieciak, tak? Ciekawe, kto go do tego namówił... Miałem wrażenie, że ta bitwa będzie bardzo niewyrównana.
Znowu.
Już po chwili pojawił się na nich wysoki brunet w zielonej czapce i luźnej, czarnej bokserce, który mocno zaciskał dłonie w pięści. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego, czemu nie bardzo się dziwiłem. To musiał być jego pierwszy występ. Przez moment zrobiło mi się go nawet żal, bo przypomniała mi się moja własna, debiutancka walka. Chłopak odebrał od JunHyu mikrofon i wziął głęboki oddech, po czym posłał mi uważne spojrzenie.
Pierwsze co do mnie dotarło, to niesamowita głębia i piękno tych oczu. Były przestraszone, ale jednocześnie zacięte i zdecydowane. Zagryzł delikatnie dolną różaną wargę, a jego policzki przybrały lekko czerwoną barwę. Musiałem odwrócić wzrok od jego twarzy, bo robiło się niebezpiecznie... Niestety, jako drugi cel wybrałem jego długie, niesamowicie zgrabne, odziane w materiał wąskich jeansów nogi. Dosłownie zachłysnąłem się śliną, nie mogąc przestać się na nie gapić.
Powitajcie Bang YongGuka – człowieka z fetyszem zgrabnych, chłopięcych nóg. I ust. I tyłeczków. I wielu innych...
Uśmiechnąłem się do niego szeroko, postanawiając być nieco milszym, niż na początku zamierzałem. Oceniłem jego wiek na jakieś czternaście lat, może niewiele więcej. Przełknąłem głośno ślinę, gdy mocno zacisnął swoje smukłe palce na mikrofonie, po czym w końcu odwróciłem wzrok w bok. Na szczęście uratował mie JunHyu, który niespodziewanie znalazł się tuż obok mnie.
- Bang YongGuk versus Choi JunHong. - ogłosił, kiwając na nas głową. - Zakładam, że obaj znacie zasady. Każdy z was ma sześćdziesiąt sekund. Liczy się szybkość, dokładność i rytm. Dostajecie standardowy beat. - po tych słowach zniknął w tłumie, znowu zostawiając nas samych na scenie. Westchnąłem cicho i zerknąłem kątem oka na JunHonga.
- Powodzenia.
Jak zwykle zaczynałem pierwszy. Zamknąłem oczy i zastanowiłem się nad tym, o czym będę tym razem rapować. Freestyle to najważniejsza zasada walk. Uczestnicy zawsze idą na żywioł, a o tym, o czym będzie traktować ich solo zastanawiają się dopiero na scenie. Kiedy usłyszałem początek muzyki, oblizałem wargi i przymknąłem oczy. Sekundę później zacząłem rapować.
Słowa same płynęły z moich ust. Na pewno nie były przypadkowe, gdyż wspominałem swoją pierwszą walkę, dążenie do celu, oraz jego tryumfalne osiągnięcie. W połowie rozchyliłem powieki i napotkałem zestresowane spojrzenie chłopaka. Uśmiechnąłem się lekko do niego. Czyli już po sprawie.
Zakończyłem płynnie, nie odrywając od niego oczu. Wyobrażałem sobie szerokie uśmiechy na twarzach publiczności, wiedząc że naprawdę dobrze mi dzisiaj poszło. Spodziewałem się nagłego wybuchu płaczu i ucieczki ze strony JunHonga, jednak to nie nastąpiło. Zaczął rapować.
W pierwszym momencie byłem tak zaskoczony, że nie potrafiłem wykonać żadnego ruchu. Kompletnie się tego nie spodziewałem... To tempo, maniera, rytm... Niemożliwe, to się nie działo naprawdę. Zwykły dzieciak przecież nie może składać i wypowiadać tak płynnie i dokładnie słów! Zachowywał się jak doświadczony raper, nawet jego gestykulacja była idealna.
Patrzyłem na niego z głębokim zdumieniem, podobnie jak większość publiczności. Miałem wrażenie, że jeszcze chwila i się rozpłaczę. JunHung przymknął powieki i pogrążył się w całkowitym skupieniu. Opowiadał o świecie, wojnach... chęci zostania bohaterem. Moje zdziwienie powoli zaczęło przemieniać się w zazdrość i podziw. W życiu bym nie przypuszczał, że ktoś tak młody może być na tyle świadom swojego talentu, by go wykorzystywać w taki sposób. Odłożyłem mikrofon i powoli godziłem się z przegraną, słuchając jego ostatnich słów.
Na sali pierwszy raz od wielu lat zapanowała cisza. Ludzie patrzyli na niego w ten sam sposób co ja, jakby też zadawali sobie miliony pytań na minutę. Chwilę później rozległy się pierwsze nieśmiałe brawa, a JunHong speszył się wyraźnie. JunHyu natychmiast wbiegł na scenę i wręczył mu czek, jednocześnie ogłaszając wszem i wobec moją porażkę. Postanowiłem nie tracić czasu i natychmiastowo odwróciłem się w kierunku schodów.
Wygrał. Naprawdę wygrał. Pokonał mnie zwykły małolat, który nawet nie miał prawa tak rapować. Zacisnąłem zęby, ignorując pytające spojrzenia ludzi i JunHyu, który najprawdopodobniej przewiercał moje plecy wzrokiem. Chciałem już jak najszybciej znaleźć się w domu, zapomnieć o swojej porażce i w spokoju przygotować się do debiutu...
Byłem już praktycznie przy drzwiach, gdy poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłem się powoli do tyłu i ujrzałem JunHonga, patrzącego z zawstydzeniem we swoje własne buty.
- Co jest? - spytałem unosząc brwi ku górze. Chłopak zaczął się bawić rąbkiem swojej koszulki i lekko podniósł wzrok do góry.
- No bo ja... chciałem w sumie... przeprosić. - powiedział drżącym głosem. - Za tę walkę... No i tak myślałem...
Moje brwi powędrowały jeszcze wyżej, a chłopak z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej poddenerwowany. Westchnąłem cicho i pokręciłem głową.
- Jak się tu znalazłeś?
Spojrzał na moją twarz, mrugając ze zdziwieniem. Urocze. Nawet aż za bardzo. Zagryzłem delikatnie dolną wargę udając, że poprawiam czapkę.
- No? Odpowiesz mi, czy będziesz tu tak stał i zajmował mi mój cenny czas?
Natychmiast się otrząsnął i odparł:
- Starsi koledzy ze szkoły...
Mruknąłem coś pod nosem. Do ciekawej szkoły musiał chodzić, skoro mówi się o takich miejscach jak to. Wbrew pozorom chodziło tu najwięcej bogatych dzieciaków ze szkół prywatnych, które chciały się wyrwać ze świata barów karaoke i kpopu. JunHong wyglądał w sumie na jednego z nich, ale nie mogłem zapomnieć, że mnie pokonał.
- Ile masz lat?
Na to pytanie odpowiedział już szybciej, wciąż bawiąc się swoją koszulką.
- Czternaście. I pół.
Dodawanie „i pół” w jego wieku jest takie typowe. Sam tak robiłem nim skończyłem osiemnastkę... czyli stosunkowo do niedawna. To normalne, że chciał wyglądać i uchodzić za starszego, niż był w rzeczywistości, jednak nie wychodziło mu to niestety za dobrze. Pokiwałem głową i uśmiechnąłem się z politowaniem:
- Dobra. W takim razie czego ty w ogóle ode mnie chcesz?
JunHong opuścił bezradnie dłonie wzdłuż ciała i westchnął cicho. Zmarszczyłem brwi.
- Bo wtedy powiedziałeś mi, że jestem dobry... No i cię pokonałem. Po mieście chodzą plotki, że niedługo debiutujesz. Nie wiem, czy to prawda, ale jeśli tak... To myślałem, że może... - z każdym słowem robił się coraz bardziej rumiany na twarzy. W końcu domyśliłem się, o co mu może chodzić; ten bachor chce, bym pomógł mu zaistnieć. Bym wziął go pod swoje skrzydła, chciał żebym go trenował i pomógł mu w drodze na szczyt. Mimowolnie skrzywiłem się nieco, zaplatając ramiona na piersiach.
- Dlaczego niby miałbym to zrobić? - spytałem surowo, mierząc go wzrokiem. - Co z tego będę miał?
Można sobie pomyśleć, że jestem tylko samolubnym materialistą. Pewnie to prawda, jednak fakt, że ten bachor był niesamowicie bezczelny pozostawał niezmienny. Przeczesał włosy palcami, wyraźnie nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
- Ja... um... nie wiem. - odparł słabo, a w jego głosie słychać było desperację. Westchnąłem i po raz kolejny omiotłem go wzrokiem. Mimowolnie zacząłem się zastanawiać, jak bardzo zależy mu na tym, by zostać profesjonalnym raperem. Ile byłby w stanie zrobić, by spełnić swoje marzenie... Miał rację, mogłem mu pomóc. Wysiliłem się na złudnie miły uśmiech.
- Chyba już wiem.
Zamrugał powiekami z zaskoczenia.
- Co takiego hyung?
Pokręciłem głową, a z moich ust nie znikał uśmiech. Tak, to był doskonały pomysł...
- W swoim czasie... JunHong, tak? - potwierdził cichym mruknięciem i delikatnie odwzajemnił mój uśmiech.
- Czyli... zgadzasz się?
- No pewnie, że tak! Na takich warunkach każdy by się zgodził.

~*~

Wiem, że to chory pomysł. Żaden normalny i moralny mężczyzna by się na to nie zgodził, tym bardziej w mojej sytuacji: poważny, początkujący raper, któremu zależy na opinii publicznej. Problem jednak był taki, że ja nie byłem ani normalny, ani tym bardziej moralny, dlatego po prostu nie mogłem przejść obojętnie, bez układania sobie szatańskiego planu w głowie.... Chociaż z drugiej strony powiedzenie o wszystkim Himchanowi mogłem sobie darować. Jego reakcja była doprawdy przewidywalna...
- Ty jesteś chory. - zmarszczone brwi, zmrużone oczy i ramiona skrzyżowane na piersiach – jego typowa postawa, która wyrażała wszystko, co myślał na ten temat. Nawet nie musiał nic mówić, widziałem po nim, jak bardzo według niego to był głupi pomysł. Nigdy nie przepadał za tą stroną mojego charakteru, ale przez to, że znaliśmy się tyle lat nie miał innego wyjścia i musiał to tolerować. Oczywiście nigdy nie omieszkał wypominać mi tego na każdym kroku...
- Powiedz mi coś, o czym nie wiem. - mruknąłem znad filiżanki z herbatą, usilnie próbując się skupić na tekście piosenki, który właśnie trzymałem w dłoni. Po raz kolejny zganiłem się w myślach za to, że mam taki niewyparzony jęzor... Cholera, zdecydowanie nie musiał o tym wiedzieć.
- No tak, ale... kurwa mać, tym razem to serio przesadziłeś. - wciąż stał w miejscu, jakby te jego cholernie męskie buty na koturnie przyrosły do podłogi. Unikałem jego spojrzenia, doskonale wiedząc, że można od niego umrzeć w błyskawicznym tempie. - On ma czternaście lat!
- Możesz się w końcu zamknąć? Ja tu usiłuję pracować! - warknąłem, kurczowo zaciskając palce na kartkach. Himchan pokręcił głową z niedowierzaniem. Kolejny doskonale znany mi gest. Mówił: „ja go nie znam, on zdecydowanie nie jest moim przyjacielem”.
- Będziesz miał przez niego kłopoty.
Wywróciłem oczyma. Wiele razy już je miewałem, ale zawsze jakimś cudem udawało mi się cało z nich wychodzić. Dlaczego tym razem miało być inaczej? To tylko kolejny dzieciak... Fakt, zazwyczaj zajmowałem się nieco starszymi od niego, ale ten rok czy dwa nie powinien robić jakieś wielkiej różnicy, prawda?
- On wie, co ty chcesz z nim zrobić?
Wzruszyłem ramionami.
- Powiedział, że zrobi wszystko. A to chyba jednoznaczne, nie?
Westchnął teatralnie, opuszczając ramiona po bokach. Miałem złudną nadzieję, że da mi święty spokój i nie odezwie się już ani słowem... Ale niestety, po raz kolejny nie doceniłem jego Himchanowatości: nie spocznie, póki nie postawi na swoim.
- Tylko żeby potem nie było, że cię nie ostrzegałem. Nie będę latał po aresztach i wpłacał za ciebie kaucji, o nie. Pomyśl o swoich przyszłych fanach, mediach, całym kraju...
- Zamkniesz się w końcu, czy mam cię stąd wyrzucić? - warknąłem groźnie, powoli zaczynając tracić cierpliwość. Nie potrzebowałem jego zasranych rad, sam potrafiłem o siebie zadbać. Nawet na niego nie spojrzałem, ale on mimo to cofnął się gwałtownie i wyrzucił z siebie ciche przekleństwo, które było ostatnim słowem, które wypowiedział do mnie w tym tygodniu.
Na piosence skupiłem się dopiero po dziesięciu minutach rozmyślania nad swoją sytuacją i tym, jak przyjemnie gładkie i miękkie w dotyku może być ciało JunHonga...
Uśmiechnąłem się do siebie szeroko i dopisałem kolejny wers.

~*~

Tydzień po debiucie moje życie wciąż wyglądało zadziwiająco normalnie. Jedyną różnicą był brak miejsca w grafiku i sterta brudnych ubrań w łazience, która rosła z dnia na dzień, bo nie miał kto ich wyprać. Himchan oświadczył mi w wyjątkowo oficjalny sposób, że jedzie do rodziny na weekend i mam nie liczyć na to, że wróci z ciastem jego mamy. Zareagowałem wyjątkowo spokojnie, starając się nie okazywać tego, jak bardzo byłem uzależniony od wypieków pani Kim. Wysłał mi tylko smsem jakieś suche gratulacje, ale nie spodziewałem się za wiele. Przejdzie mu.
Zaczął się intensywny okres promocji. Przez ten czas prawie zapomniałem o JunHong'u i jego obietnicy, całkowicie się skupiając na tym, by jak najlepiej trafić do ludzi. Otrzymałem również informację od wytwórni, że mam być liderem zespołu... Na początku chciałem stanowczo odmówić, jednak z czasem stwierdziłem, że mogę się nawet zgodzić, o ile nie będziemy bez przerwy biegać w białych rurkach i śpiewać o pięknych noonach.
Już wtedy w mojej głowie zakiełkował kolejny genialny pomysł, ale z jego realizacją wstrzymywałem się jeszcze bardzo długo.
W sobotę do domu wrócił Himchan. Oczywiście dostałem głośny opieprz za to że nie sprzątałem, nie siląc się nawet na zwykłe odkurzenie w przedpokoju. Argumenty typu: „nie miałem czasu”, czy też: „człowieku, właśnie zadebiutowałem, zejdź ze mnie” kompletnie na niego nie działały... Czasami mam wrażenie, że mój najlepszy przyjaciel jest podręcznikowym przykładem zbabiałego mężczyzny-divy z małym fiutem. Albo po prostu kretynem.
Nie zrozumcie mnie źle, ja i Himchan byliśmy tylko najlepszymi przyjaciółmi, nieważne jak to wyglądało. Zbyt bardzo się szanowaliśmy, by się ze sobą przespać... Nie mówiąc już o tym, że był jak na mój gust zdecydowanie za stary.
Tego samego wieczoru wszedł do mnie do pokoju z mocno zaciśniętymi zębami i rzucił mi przed nos kartkę z zapisanym numerem telefonu JunHong'a. Uniosłem pytająco brwi.
- Prawie ją wyprałem... Tyle razy mówiłem, żebyś wyciągał wszystko z kieszeni, bo będzie nieszczęście i sobie nie poruchasz. - mruknął sztywno, po czym odwrócił się na pięcie, od razu ruszając w kierunku kuchni. Tyle go widziałem. Ponownie zerknąłem na kartkę, widząc kilka cyferek napisanych w pośpiechu i imię chłopaka. Uśmiechnąłem się szeroko. Najwidoczniej nadszedł czas. By nie tracić więcej czasu od razu sięgnąłem po telefon i wpisałem numer, zastanawiając się jeszcze przez chwilę, czy zadzwonić dzisiaj, czy jutro...
Zdecydowałem się na dzisiaj. Byłem zbyt podniecony, by dłużej czekać.
- Halo?
Gdy usłyszałem jego uroczy głos w słuchawce, musiałem zagryźć mocno wargę, by się opanować. Na moment zapomniałem o tym, jak doskonałym raperem był i jakie cuda czynił tym samym głosem.
- Junhong? Tutaj Bang YongGuk... - odparłem natychmiast, przeczesując włosy palcami. - Dzwonię, bo znalazłem nieco czasu jutro w grafiku... Wiesz, chciałem ci pokazać studio i przedstawić szefowi...Co ty na to?
Praktycznie słyszałem, jak wstrzymuje powietrze. Mój uśmiech poszerzył się jeszcze, gdy odparł szybko:
- Tak, pewnie, że tak! Jak najbardziej hyung!
Roześmiałem się serdecznie.
- To jutro koło siedemnastej? Zaraz wyślę ci adres... Ale bądź punktualnie, bo nie będę za długo czekał.
Nim się rozłączyłem, obiecał że będzie na czas i postara się nie spóźnić. Jak miło z jego strony. Po tym wszystkim odłożyłem telefon i wstałem, od razu idąc do łazienki w wiadomym celu. Nie mogłem się powstrzymać, a pewnie nie wytrzymałbym bez tego do jutra... Zdecydowanie zapowiadała się ciekawa niedziela. Nareszcie, po tak długim czasie druga strona Bang YongGuka ponownie wracała do łask. Jak ja cholernie za tym tęskniłem...

~*~

Naprawdę był wyjątkowo punktualny, skoro zjawił się na miejscu jeszcze sporo przed czasem. Od razu go poznałem mimo eleganckiego mundurka, rozwianych włosów i odrapanej deskorolki pod pasem. Przywołałem na twarz miły uśmiech, kiedy odwrócił się w moją stronę, a jego oczy zabłyszczały wesoło. Zacisnąłem dłonie w pięści i szybko do niego podszedłem, starając się zachowywać jak najbardziej normalnie.
- Długo czekasz?
Pokręcił głową, ale ja domyśliłem się, że musiał być na miejscu już parenaście minut przed czasem. Westchnąłem ciężko i podrapałem się po szyi.
- Mam nadzieję, że jesteś gotowy na występ.
- Ja też, hyung. - odparł, patrząc mi prosto w oczy. - Um... tylko ja dzisiaj będę przesłuchiwany?
- Tak. Ale przed tym chciałbym, żebyśmy jeszcze chwilę poćwiczyli...
Wydukał z siebie ciche „okej”, po czym obaj ruszyliśmy w kierunku niewielkiego budynku wytwórni znajdującej się na sąsiedniej ulicy. Cały czas obserwowałem go kątem oka, starając się robić to jak najbardziej dyskretnie. Cholera, czemu ten mundurek musiał składać się z tak wąskich spodni, które idealnie opinały jego nogi... Przełknąłem głośno ślinę i odwróciłem wzrok, kiedy rzucił mi pełne zdziwienia spojrzenie.
- Coś nie tak?
Zaprzeczyłem natychmiastowo i z ulgą przyjąłem fakt, że właśnie znaleźliśmy się pod drzwiami budynku. Pchnąłem je lekko i przepuściłem go do środka jak rasowy gentleman, instruując go krótko w którą stronę ma się udać. Z każdą chwilą JunHong stawał się coraz bardziej poddenerwowany.
- To tutaj.
Wziął głęboki oddech i wszedł do sali prób, a ja zamknąłem za nim drzwi. Nie zamierzałem zrobić tego teraz, nie jestem na tyle głupi. Mimo to oblizałem z zadowoleniem usta na widok jego zgrabnego tyłka, odzianego w ciasny materiał mundurkowych spodni.
- Możesz najpierw rozgrzać głos... Daj mi znać, jak będziesz gotowy.
Usiadłem na krześle i założyłem nogę na nogę, wyciągając telefon i pisząc krótkiego smsa do Himchana, że wrócę późno, ale niech nie idzie spać, bo musimy coś oblać. Jego znak zapytania w odpowiedzi sprawił, że jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że jest idiotą. Schowałem telefon do kieszeni i posłałem zdziwione spojrzenie JunHong'owi.
- Już?
Pokiwał lekko głową, a ja westchnąłem cicho i podniosłem się na równe nogi. Zmarszczyłem brwi.
- Co zamierzasz zarapować?
Podrapał się po głowie, nim odparł:
- Myślałem o Lose Yourself...
- A nie lepiej coś koreańskiego? - mruknąłem, zaplatając ramiona na piersiach. - Myślę, że wtedy szef przychylniej cię oceni... Uwierz mi, wiem jak to było ze mną i moim przyjacielem. Zdecydował się na piosenkę Jay'a-Z, ja zarapowałem coś własnego po koreańsku... No i ja się dostałem, a on nie.
Zagryzł ze zdenerwowaniem dolną wargę, gorączkowo myśląc. Zerknąłem na zegarek i dotarło do mnie, że zostało nam tylko dwadzieścia minut. Cholera. Rzuciłem mu pospieszające spojrzenie, a on westchnął cicho.
- W takim razie mógłbym... no wiesz. I Remember?
Prawie zachłysnąłem się śliną, gdy usłyszałem jego prośbę. Nie no, zdecydowanie nie tego się spodziewałem. Sądziłem, że wybierze Jay Park'a czy coś... Odchrząknąłem cicho, próbując ukryć swoje zakłopotanie.
- Um... nie sądziłem, że znasz tą piosenkę...
- Żartujesz? Każdy ją zna! Poza tym... umm... jest naprawdę dobra, więc...
Roześmiałem się nerwowo w duchu. Czyżby był moim fanboy'em? Cóż za zbieg okoliczności! Wysiliłem się na kolejny miły uśmiech i pokiwałem głową.
- W takim razie nich ci będzie... Ale robisz to na swoją odpowiedzialność.
Natychmiastowo rozpromienił się i pokiwał głową. Całkiem urocze...
- Nie zawiodę cię hyung, obiecuję!

~*~

Szczerze powiedziawszy, to byłem pewien, że JunHong się dostanie. Mój mózg nie dopuszczał do siebie nawet żadnej innej opcji, skoro pokonał mnie w walce, to musiał być na tyle dobry, by szef się nim zachwycił, prawda? Dlatego więc byłem taki spokojny, gdy wpuszczałem go do sali przesłuchań i w momencie, w którym z niej wychodził. Na jego ustach widniał tak szeroki uśmiech, że mimowolnie wstałem i zacząłem mu klaskać.
- Daj spokój hyung, jeszcze nic nie wiadomo...
- Jak to? Przecież doskonale ci poszło! - odparłem, a jego twarz momentalnie pokryła się soczystym rumieńcem.
- Ja... słyszałeś, że pomyliłem się w tekście...
- Nie zwróciłem nawet uwagi. - odparłem, co było kłamstwem, gdyż jego błąd był naprawdę rażący, ale zachował się bardzo profesjonalnie kontynuując rapowanie dalej i nie przejmując się nim.
- Oh... - westchnął cicho i podrapał się po głowie. Już miałem coś odpowiedzieć, kiedy dodał: - W każdym razie, dziękuję hyung... Tylko wciąż nie wiem, co chcesz w zamian...
Nareszcie. Machnąłem dłonią i uśmiechnąłem się uspokajająco. Z trudem udawało mi się już kontrolować...
- To w sumie nic wielkiego... Chodź JunHong. Zjemy coś i ci o wszystkim powiem.
Ten natychmiastowo pokiwał głową i ruszył za mną w kierunku sali prób.
Co za głupi dzieciak.


Widziałem, jak zaufanie w jego oczach natychmiastowo zmieniło się w strach, gdy podszedłem do niego tak blisko, że prawie stykaliśmy się nosami. JunHong jednak nawet nie próbował się cofnąć, najwidoczniej będąc zbyt otępiałym na jakikolwiek ruch. Roześmiałem się cicho i położyłem dłoń na jego policzku.
- JunHong... - mruknąłem nisko i delikatnie pocałowałem go w czoło, uśmiechając się do siebie. Moment później przygniotłem go do ściany, na co jęknął cicho z zaskoczeniem. - To idealna cena, nie sądzisz?
- Ja... ja nie chce... - mruknął, uparcie unikając mojego wzroku. Pokręciłem głową.
- Zależy ci na spełnieniu marzenia, czy nie? - warknąłem prosto do jego ucha, by po chwili przygryźć je delikatnie. Oddech chłopaka nieznacznie przyspieszył, a on sam opuścił głowę, nic więcej już nie mówiąc. - Wiedziałem. A teraz zamknij się i pozwól mi działać.
Pociągnął delikatnie nosem, gdy wsunąłem palce pod jego koszulę. Usta przeniosłem na mlecznobiałą, niezwykle gładką i miękką szyję JunHong'a. Poznawanie czyjegoś ciała było od zawsze moim największym hobby. Smakowanie go po kawałku, rozkładanie na czynniki pierwsze i powolne delektowanie się nim... Mogłem to robić bez przerwy, gdyby nie moja erekcja, uparcie domagająca się uwagi.
W końcu dotarłem do jego wąskich warg, które mocno pocałowałem. Zadziwił mnie ich smak – były niesamowicie słodkie i delikatne, wprost stworzone do całowania. Zamruczałem delikatnie, gdy niepewnie rozchylił usta, pozwalając mi pogłębić pocałunek.
Grzeczny chłopiec.
Podwinąłem jeszcze mocniej jego koszulę, by już po chwili zaczynając ją bardzo powoli rozpinać. JunHong wciąż nie patrzył mi w oczy chociaż nieważne, jak bardzo starałem się złapać jego spojrzenie. Westchnąłem ciężko i zrzuciłem z niego owo zbędne ubranie, po raz kolejny oblizując się z zadowoleniem. Nie mogłem się powstrzymać i przywarłem ustami do bladego torsu, obie dłonie zsuwając na jego kości biodrowe.
- H-hyung... - szepnął cicho, zaciskając mocno powieki.
- Spokojnie... rozluźnij się. Przecież nie zrobię ci krzywdy. - pogłaskałem go po policzku, kiedy w końcu spojrzał mi w oczy. Kciukiem wytarłem jego łzy i pokiwałem głową. - To jest naprawdę dobra rzecz, zobaczysz. Dzięki mnie nie będziesz potrafił już bez tego żyć...
Wziął głęboki oddech i zagryzł delikatnie dolną wargę.
- Skoro... tego chcesz w zamian, to... to rób co musisz. - odparł tak cicho, że przez moment myślałem, że się po prostu przesłyszałem. Zamrugałem z zaskoczeniem i na moment przerwałem. Ten chłopak naprawdę tak bardzo chciał stać się artystą, że nie obchodziło go to, co się stanie z jego ciałem? Jak to możliwe? A może...?
Nie, nie myśl już o tym. Po prostu działaj. Zbyt długo na to czekałeś...
Ponownie go pocałowałem i zsunąłem obie dłonie na jego pośladki, ściskając je mocno. JunHong sapnął w moje usta, a ja skorzystałem z okazji i delikatnie przygryzłem jego dolną wargę, mrucząc cicho.
- Jesteś niesamowity...
Niecałe dwie minuty później był już kompletnie nagi, odwrócony do mnie tyłem i z całych sił przytulony do ściany. Uśmiechnąłem się delikatnie i pocałowałem go w kark, po raz kolejny szepcząc, że nie ma się czego bać. Mimo wszystko wciąż byłem dobrze wychowany i dbałem o swoich partnerów...
... póki co.
Wsunąłem chłopakowi trzy palce do ust, gdy spojrzał na mnie pytająco. No tak, nawet go nie spytałem, czy wie, jak to się robi... W końcu miał tylko czternaście lat. Westchnąłem cicho, kiedy jednak pojął o co mi chodzi i zaczął powoli wilżyć moje palce. Delikatny języczek przyjemnie je gładził, zostawiając po sobie tyle śliny, ile tylko mógł.
- Wystarczy.
Nim wsunąłem w niego pierwszego z palców, drugą dłonią zakryłem mu usta. Spiął się jeszcze bardziej, gdy szepnąłem mu do ucha:
- Tu wciąż są ludzie... Pewnie nie chcesz, żeby się dowiedzieli, że nasz kochany szef przyjął pod swoje skrzydła małą dziwkę~
Przymknął lekko powieki, spod których wytoczyły się dwie, słone łzy. Zlizałem je szybko i nie chcąc tracić więcej czasu, zacząłem go przygotowywać. Pierwszy i drugi palec zniósł dzielnie, mocno zaciskając powieki i drżąc tylko nieznacznie. Przy trzecim pewnie krzyknąłby głośno gdyby nie moja ręka. Przeczekałem moment, aż przestanie się tak przeraźliwie trząść i poruszyłem się w nim, uśmiechając się do siebie na to cudowne ciepło. Był taki ciasny i przyjazny, aż chciałem wziąć już go całego...
- Oddychaj, JunHong, oddychaj...
Nie przygotowywałem go za długo. Już po chwili wyjąłem z niego wszystkie trzy palce i westchnąłem cicho, odpinając spodnie. Posłał mi przerażone spojrzenie, gdy dotarło do niego jak duży jest mój przyjaciel. Znudziło mnie już uspokajanie go, że wszystko będzie dobrze. Zamiast tego po prostu szybko w niego wszedłem, ostatkiem sił powstrzymując się przed tym, by nie warknąć głośno z podniecenia.
Odchylił mocno głowę do tyłu, pozwalając swoim łzom dalej płynąć. Ja schowałem twarz w jego włosach i odczekałem chwilę, aż będę w stanie wykonać pierwsze pchnięcie. Był tak niesamowicie przyjemny, że aż nie mogłem w to uwierzyć. Zsunąłem dłoń na jego biodro, mocno wciskając paznokcie w jego skórę, jednocześnie drugą wciąż trzymając na jego ustach, nie pozwalając mu wydać z siebie ani jednego cichego jęku. Wykonałem pierwsze pchnięcie, potem kolejne i następne, czując jak nogi chłopaka zaczynają niebezpiecznie drżeć. Objąłem go mocno w pasie i gwałtownie przyspieszyłem, wgryzając się w jego cudownie gładką skórę na obojczyku.
Zacisnął dłoń na moim nadgarstku, mocniej przyciskając policzek do ściany. Łzy przestały płynąć z jego oczu, więc musiał już odczuwać to co ja – bezkresną i nieograniczoną przyjemność, spływającą wodospadem po ciele. Jego szyję i lewy obojczyk powoli zaczęły pokrywać wyraźne malinki, a talie i biodra siniaki, jednak nie przejmowałem się nimi. Z każdą chwilą przyspieszałem tempa, czując się wręcz doskonale. Zduszony krzyk wydobył się z gardła JunHong'a, dzięki czemu wiedziałem, że on też jest już blisko.
Mocno przywarłem torsem do jego pleców, poruszając już samymi biodrami. Zaryzykowałem i zabrałem dłoń z jego ust, natychmiast całując je mocno. Jęknął prosto w moje wargi, kiedy wykonałem parę ostatnich pchnięć. Chwilę później obaj doszliśmy, on na ścianę a ja w nim.
O Boże...
Poczekałem aż będę w stanie normalnie funkcjonować. Przyjemne dreszcze wciąż przebiegały po moich plecach, kiedy tak przytulałem twarz do karku JunHong'a. Westchnąłem ciężko i niechętnie wyszedłem z niego, grzebiąc po kieszeniach w poszukiwaniu jakiś chusteczek.
- Masz. Wytrzyj się. - podałem mu je, gdy powoli, bardzo powoli odwrócił się do mnie twarzą. Po raz kolejny pociągnął nosem i wziął je ode mnie.
- Hyung...?
- Tak?
Zagryzł dolną wargę i wlepił wzrok w opakowanie.
- Bo... to jeszcze nie koniec, prawda?
Roześmiałem się cicho gładząc go kciukiem po policzku. Pokręciłem głową i odparłem:
- Nie, Hongie. To dopiero początek.

~*~

Choi JunHong był zdecydowanie najdziwniejszym chłopcem, jakiego kiedykolwiek było dane mi poznać. Po tym wszystkim nabrał do mnie jeszcze większego zaufania, aż moja skrzynka odbiorcza na telefonie została przepełniona jego smsami, co na swój sposób było nawet urocze... Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji i czułem się nieswojo.W końcu to był gwałt, prawda? Dlaczego tak się zachowywał...?
Tak jak przewidziałem, mój szef był wprost oczarowany jego talentem, więc szybko do mnie zadzwonił, że ma genialny pomysł. Zadebiutuje w duecie ze mną, co oczywiście oznacza, że będziemy spędzać ze sobą teraz praktycznie całe dnie...
Idealnie.
Natychmiast przekazałem mu tą wiadomość, a on wprost nie posiadał się ze szczęścia. Uśmiechnąłem się do siebie mając nadzieję, że wie co to oznacza. Kiedy w końcu się uspokoił, westchnął cicho i mruknął:
- Ale... chyba powinienem zacząć myśleć nad swoim pseudonimem...
Uniosłem pytająco brwi.
- Pseudonimem? Po co?
- No bo... JunHong to takie nudne imię... Chciałbym, żeby mnie od razu kojarzono... Wiesz, o co mi chodzi hyung!
Wydawał się być tak zachwycony tą całą sytuacją, że aż nie potrafiłem odmówić. Szybko rozłączyłem się obiecując, że nad tym pomyślę i westchnąłem ciężko.
- Nie zapominaj o mnie... - poczułem ciche warknięcie tuż nad swoim uchem. Odwróciłem się gwałtownie do tyłu, prawie rozlewając herbatę, którą Himchan właśnie mi przyniósł. No co za gest...
- To znaczy...? - uniosłem pytająco brwi, biorąc od niego kubek. Chłopak podrapał się po głowie i uśmiechnął głupkowato.
- No wiesz... nie jesteś już sam wielce utalentowany w tym domu~ - no tak. Przypomniałem sobie tą felerną rozmowę z szefem o JunHong'u, podczas której zapytał mnie, czy nie znam jeszcze kogoś utalentowanego, bo brak mu artystów. W geście desperacji, żeby zapunktować oczywiście, podałem mu kontakt do Himchana, który... no okej, śpiewał całkiem spoko, ale nie sądziłem, że na serio zostanie przyjęty.
- Powinieneś mi za to robić herbatki to usranej śmierci... - pokręciłem głową, upijając łyk gorącego napoju.
- Ta, jasne... Tylko przez najbliższe trzy lata.
Miałem jedynie nadzieję, że nie znajdziemy się w jednym zespole. Naprawdę nikt by nie chciał, abyśmy się pozabijali... Nieważne, jak bardzo dobrym przyjacielem Himchan był, zdarzały się dni kiedy potrafił mnie wkurwić samą swoją zakazaną mordą, a wtedy to już naprawdę często dochodziło do rękoczynów. Zmarszczyłem brwi i odłożyłem kubek na stolik.
- W sumie nawet nie miałem okazji zapytać... Jak było z tamtym małolatem? - powiedział.
Uśmiechnąłem się szeroko i przymknąłem powieki.
- Bosko stary, bosko...
Pokiwał głową ze zrozumieniem i westchnął cicho.
- To chyba dobrze... Ale nie wiem, czy to dobry pomysł, byś nadal się z nim widywał...
- Himchan, on debiutuje pod moimi skrzydłami. Nagrywamy razem piosenkę. Nie możemy przestać się widywać, dobrze wiesz...
- Ale... Ugh. - mruknął, przecierając oczy palcami. - Narobisz sobie kłopotów.
- Nie martw się o mnie. Poradzę sobie.
Naprawdę miałem wszystko pod kontrolą. Zresztą, jak zwykle... nie byłem już bezradnym dzieckiem, potrafiłem zadbać o siebie i własne potrzeby. Po raz pierwszy od paru tygodni posłałem mu miły uśmiech, postanawiając wrócić do swojej ledwie co zaczętej pracy. W końcu piosenka się sama niestety nie napisze... Westchnąłem ciężko i odprowadziłem przyjaciela wzrokiem, przez następne trzy godziny pozwalając herbacie w spokoju stygnąć.

~*~

- Na kolana.
JunHong westchnął cicho, ale pokiwał głową i natychmiastowo przede mną uklęknął. Odchyliłem głowę do tyłu, czując jego drżące palce rozpinające moje spodnie i powoli wsuwające się pod materiał. Cichy pomruk wydobył się z moich ust, kiedy wplątałem dłoń w jego miękkie włosy i przysunąłem go bliżej siebie.
- Dalej. Nie mamy czasu.
Wydobył z siebie ciche „dobrze hyung”, po czym od razu zabrał się do dzieła. Na początku czułem tylko jego język, sprawnie kreślący drogę z góry na dół, by po chwili delikatne pocałunki jego słodkich jak miód warg pokryły całą długość mojej męskości. Wziąłem głęboki oddech i podrapałem go po karku, co było niemym znakiem, że może kontynuować.
To wszystko już trwało jakiś czas. Nie narzekałem, wręcz przeciwnie... JunHong też nie wydawał się być wielce niezadowolony, więc nie zamierzałem niczego zmieniać. Dla niego liczyło się przede wszystkim to, że zaczęliśmy nagrywać... No i wiedział już (dzięki mnie), jak będzie brzmieć jego pseudonim.
Zelo.
Zsunął nieco spodnie z moich bioder i wziął główkę do ust, drugą dłonią rozpoczynając powolną wędrówkę po zewnętrznej stronie mojego uda. Otworzyłem szeroko usta, kiedy zassał się na niej, ale nie wydobyłem z siebie żadnego dźwięku. Zakryłem je ręką, na moment zerkając na niego tylko po to, by szepnąć jego imię i zadrżeć niebezpiecznie. Spojrzenie, jakie mi posłał... Nie, to było nie do opisania. Niewinne, a jednocześnie przepełnione chęcią wykonania jak najlepiej swojego zadania... Zaczynałem szczerze wątpić w to, że to wszystko działo się wbrew jego woli.
Może taki był jego cel i najzwyczajniej w świecie to ja dałem się złapać? Kto wie...?
Nie umiałem powstrzymać cichego jęku, kiedy powoli ogarniało mnie to znajome ciepło jego ust. Nie spodziewałem się, że zmieści się cały, ale Zelo po raz kolejny pozytywnie mnie zaskoczył. Wysiliłem się na delikatny uśmiech i podrapałem go za uchem, na co zamruczał cicho... a po moich plecach po raz kolejny przetoczył się przepełniony rozkoszą dreszcz.
Kochany, wilgotny języczek wciąż uważnie pracował, zataczając kółka u podstawy. Mimowolnie poruszyłem biodrami, na co cofnął się nieznacznie, ale zaraz się opanował i wrócił do głaskania mojego uda.
- JunHong...
Czułem jak się delikatnie uśmiecha i zaczyna poruszać głową, początkowo powoli, a z czasem coraz szybciej. Nie mogłem już się utrzymać i oparłem obie dłonie o stół, starając się jakoś zachować równowagę. Jego dłoń zsunęła się z mojego uda na jądra, na co musiałem przygryźć mocno dolną wargę. Jeszcze szybciej i szybciej... Po raz kolejny poruszyłem biodrami, wspaniałomyślnie postanawiając się z nim zsynchronizować.
Naprawdę niewiele mi brakowało. Na moim czole natychmiastowo pojawiły się dwie strużki potu, leniwie spływające w dół na policzki. Zagryzanie wargi i zatykanie ust już nic nie dawało, więc po prostu dałem sobie z tym spokój. Kiedy delikatnie przesunął zębami po najwrażliwszym punkcie na moim penisie, zawyłem głośno. Miałem nadzieję, że wszyscy już poszli do domów... Jak nie to trudno. Mocniej zacisnąłem palce na jego włosach, a moje nogi zadrżały niebezpiecznie.
- Hongie... j-ja...!
Nie musiałem mu nawet nic mówić. Magiczne spełnienie nadeszło w momencie, kiedy zamruczał po raz kolejny, a jego usta wypełniły się moim lepkim nasieniem. Westchnąłem głośno prawie przysiadając na stole, chcąc by mój błogostan nie mijał nigdy. Mógłbym tak siedzieć godzinami, jednak powoli niestety wszystko zaczęło wracać do normalności...
Zelo wciąż siedział przede mną na piętach i wpatrywał się we mnie niewinnym wzrokiem. Jedyne co go zdradzało, to niewielka, biała plama na policzku i delikatny uśmiech. Nachyliłem się i starłem kciukiem plamkę, śmiejąc się wesoło.
- No, to teraz najwyższa pora wrócić do pracy~
Pokiwał głową i pomógł mi zapiąć spodnie, po czym wstał na nogi i przeciągnął się szeroko. Zmarszczyłem brwi, gdyż właśnie do mnie dotarło, że praktycznie dorównuje mi wzrostem... Westchnąłem i delikatnie potargałem jego czuprynę, marszcząc brwi.
- Określono już, co zrobią z twoim wizerunkiem?
Chłopak wzruszył ramionami i odparł:
- Coś słyszałem o blond lokach, ale nie wiem, czy to prawda...
Blond loki? Całkiem urocze. Westchnąłem cicho i ruszyłem w kierunku drzwi do studia, machając na niego dłonią, żeby poszedł ze mną.
Był w końcu piekielnie dobrym raperem, a ja nie mogłem o tym zapomnieć. Po wielu godzinach (dniach?) mordęgi w końcu udało nam się napisać idealną piosenkę na jego debiut, pozornie niewinną i pozbawioną wszelkich podtekstów. W końcu kto doszukiwałby się ich w czymś z nastolatkiem w roli głównej? Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem i usiadłem za konsolą. Powoli zbliżały się jego piętnaste urodziny, w które to miał zostać ogłoszony dokładny skład naszego zespołu. Idealny prezent od szefa, czyż nie? Miałem nadzieję, że tamci nowi będą mieli choć trochę oleju w głowie i domyślą się, że Zelo należy do mnie. Jest moją własnością. A jeśli nie...
- Możesz zaczynać.
Wcisnąłem przycisk 'play' i rozsiadłem się wygodniej na krześle, wciąż uśmiechając się do siebie.

~*~

Ja, Zelo, Daehyun, YoungJae, JongUp i...
Himchan.
Pierdolony Kim Himchan, jak zwykle po raz kolejny chamsko wtrynił się prosto w moje życie. A już się przyzwyczaiłem do myśli, że nie będę go musiał tak często widywać. Nie ma co, cudowny prezent, nawet jeśli to nie moje urodziny. Wolałem nie wnikać, jakim cudem to mu się udało (wspomnienia z czasów liceum podpowiadały mi, że pewnie dał dupy. Nie, Himchan nie zawsze daje dupy... tylko wtedy, gdy mu na czymś wyjątkowo zależy... Nie, żeby się chwalił, czy coś...), ale niezmienny pozostawał fakt, że stał przede mną z szerokim wyszczerzem na twarzy, podczas gdy do mnie powoli docierała informacja, że będę musiał go od teraz znosić jeszcze bardziej.
Psia krew.
Próbowałem go jakoś wyminąć i podejść do Zelo, by wręczyć mu prezent (wolałem, żeby nikt inny go nie widział... Naprawdę chciałem tego uniknąć), jednak oczywiście KTOŚ mi na to nie pozwalał. Westchnąłem ciężko i warknąłem:
- Suń się.
- Co jest? Nie cieszysz się?
- A z czego niby mam się cieszyć? - zmarszczyłem groźnie brwi. - Od dwóch minut stoisz mi na drodze, wiedząc oczywiście że mam coś do zrobienia, a perspektywa oglądania cię dwadzieścia cztery godziny na dobę przez najbliższe kilkadziesiąt lat nie ucieszyłby chyba nikogo, a szczególnie mnie.
Westchnął teatralnie i wykrzywił usta w podkówkę.
- Nie bądź dla mnie taki brutalny...
- Brutalny to ja dopiero mogę zacząć być. A teraz z łaski swojej weź się suń okej?
Z wielką łaską w końcu ustąpił mi drogi, a ja przywołałem na twarz szeroki uśmiech i podszedłem do Zelo, wciskając mu w dłonie niewielką paczkę.
- Wszystkiego najlepszego Jelly~ - powiedziałem i poklepałem go po ramieniu. Rzucił mi zdziwione spojrzenie, ale po chwili rozpromienił się szeroko i pokiwał głową.
- Dzięki hyung! - już się zabierał do tego, by rozerwać papier, gdy w ostatniej chwili go zatrzymałem.
- Nie teraz... Może.. - zagryzłem wargę i rozejrzałem się dookoła, upewniając się jednocześnie, że nikt nas nie podsłuchuje. - ...dzisiaj wieczorem?
Zamrugał gwałtownie powiekami, przetwarzając po cichu moje słowa. Po chwili pokiwał głową i odwzajemnił mój uśmiech.
- Dobrze~
Westchnąłem cicho i odwróciłem się w kierunku reszty naszego pożal-się-Shisusie zespołu i zmierzyłem ich wzrokiem. Jak ja niby u licha mam zrobić z tego profesjonalną grupę? Przecież wiadomo, że to się nie uda... Zaplotłem ramiona na piersiach i wrzasnąłem:
- Panowie! Nie wiem, czy wiecie, ale wasz nowy maknae ma dzisiaj urodziny, czy coś...
Oczywiście, że nie wiedzieli. Zelo natychmiast spłonął rumieńcem i spuścił wzrok w podłogę. Reszta zaczęła panikować, jednak to była moja pierwsza szansa, by z zimną krwią opanować sytuację.
- Spokojnie. Może po prostu zaśpiewamy mu „Sto lat”, a potem złożymy się na jakąś deskorolkę, co?
Nikt nie miał lepszego pomysłu, a JunHong musiał żyć z faktem, że nici z niespodzianki... Cóż, może następnym razem. Prawdę mówiąc, to ja już po prostu nie mogłem się doczekać wieczora i nic innego mnie nie obchodziło.
- Ej... co ty tak właściwie mu dałeś? - spytał parę godzin później Himchan, zaplatając ramiona na piersiach. W odpowiedzi poruszyłem sugestywnie brwiami, mając nadzieję, że nie będę musiał tego mówić przy ludziach.
Zrozumiał przekaz.
- Mówiłem już, że jesteś chorym idiotą?



Owinąłem ręcznik wokół bioder i rzuciłem sobie kontrolne spojrzenie w lustro. Krwistoczerwoną barwę włosów zastąpił przyjemny dla oczu kasztan, nad czym ubolewałem, gdyż naprawdę przyzwyczaiłem się do koloru krwi. Spodobał mi się. Gdybym mógł zdecydować, to nie zmieniałbym go tak szybko, ale mus to mus. Niestety.
Zanuciłem sobie pod nosem kawałek Never Give Up i otworzyłem drzwi, ruszając prosto w kierunku sypialni. Postanowiłem skorzystać z ostatniej nocy w starym mieszkaniu, bo wiedziałem, że nim wyposażę zespołowy dorm w odpowiednie zabezpieczenia minie trochę czasu (nie miałem pojęcia, czy tam są dźwiękoszczelne drzwi. Oby). Zamknąłem za sobą drzwi i uśmiechnąłem się szeroko na widok postaci leżącej na łóżku, wydającej z siebie coraz głośniejsze westchnienia i jęki.
Przysiadłem na brzegu materaca i położyłem dłoń na rozgrzanym policzku JunHong'a. Ten otworzył zamglone oczy i zamrugał szybko.
- Jak ci się podoba twój urodzinowy prezent, Jelly~? - spytałem wesoło, delikatnie pociągając go za świeżo pofarbowane na blond kosmyki włosów. W odpowiedzi jęknął głośno i zacisnął dłonie na poduszce, a ja westchnąłem cicho. - Powinienem już go wyjąć, czy za dobrze się bawisz?
- H-hyung...!
Pragnąłem go tak mocno, że nawet jeśliby zaprzeczył, to i tak bym to zrobił. Nachyliłem się nad jego ślicznym tyłeczkiem i wyciągnąłem pokaźnych rozmiarów wibrator po czym odłożyłem go na podłogę. Zelo westchnął z rozczarowaniem, na co delikatnie przygryzłem jego pośladek.
- Spokojnie~ - szepnąłem i pocałowałem go tuż nad linią bioder, czując jak drży pod moim dotykiem. Położyłem obie dłonie na jego udach i zacząłem je powoli masować. - Nie możesz się już mnie doczekać, prawda?
- G-Gukkie...
- Odpowiedz.
Z każdym dniem byłem coraz bardziej stanowczy. Wymagający. Niecierpliwy. Nie wyglądał, jakby mu to szczególnie nie pasowało, nawet teraz gdy leżał pode mną całkowicie uległy. Mogłem z nim zrobić wszystko, on i tak by mi się nie sprzeciwił...
Nie mógł.
Powoli pokiwał głową, zagryzając jednocześnie dolną wargę. Pocałowałem go w ramię i nachyliłem się nad jego lewym uchem, by mruknąć nisko:
- Bardzo dobrze... Mała szmata.
Dalej wszystko potoczyło się już jak zwykle – kilka kropel żelu intymnego, chwilowe przygotowanie i znowu to wszechogarniające, cudowne ciepło, bez którego już nie potrafiłem żyć... Całkowicie uzależniłem się od Zelo, a on ode mnie. Mogłem w jednej chwili obrócić w proch wszystko, na co tyle pracował, przez co wiedział, że nie może sobie pozwolić na fałszywy ruch. Mój słodki i potulny jak baranek JunHong...
Urocze, prawda?
Usnął w moich ramionach, jego oddech spowolnił, a nos schował się w zagłębieniu mojej szyi. Objąłem go w pasie i rozejrzałem się po pokoju. Tyle pięknych rzeczy się tu działo przez te wszystkie lata... Westchnąłem ciężko i przymknąłem powieki, mimo iż wiedziałem, że tej nocy nie zasnę. Postanowiłem pogrążyć się we wspomnieniach i marzeniach, by jakoś przeleżeć tą bezsenną noc.


~*~

Wszystko potoczyło się tak szybko, że nim się obejrzałem a już był kwiecień. Wiele rzeczy się zmieniło, a reszta nie. Przede wszystkim jakimś nieznanym mi wcześniej sposobem udało mi się znosić Himchana, a także resztę mojego kochanego zespołu, który jednak nie okazał się być aż takim złym pomysłem.
Naprawdę się ze sobą zżyliśmy. Ciężko mi to powiedzieć, ale zyskałem naprawdę dobrych przyjaciół, którzy starali się zbytnio nie wtrącać w to, co się działo między mną a Zelo. Fakt, JongUp czasami mocno przesadzał lepiąc się do niego jak rzep do psiego ogona, ale wiedziałem, że nie miał nic złego na myśli... W końcu póki maknae nie narzekał na mnie, nie było się o co martwić.
On sam rósł jak na drożdżach, a ja byłem pewien, że jeszcze pół roku i mnie serio przegoni. Cóż, miałem nadzieję, że to nie wpłynie za bardzo na nasze relacje... Byłoby nieciekawie. Zelo musi znać swoje miejsce, koniec kropka. W końcu nasza umowa wciąż obowiązywała...

Łudziłem się.
Himchan wciąż próbował mi wbić do głowy, że Zelo dorasta i to normalne, że niedługo zrozumie pewne rzeczy, zacznie się sprzeciwiać... W końcu nie miał już czternastu lat, nie bał się tak bardzo jak kiedyś, bo w gruncie rzeczy jeszcze nic aż tak złego mu nie zrobiłem. Zazwyczaj zbywałem go i udawałem, że nie przejmuję się jego marudzeniem. Kto jak kto, ale mój najlepszy przyjaciel miewał czasami nieco racji, modliłem się jednak o to, by tym razem tak nie było... Zdecydowanie nie chciałem buntu pod tym dachem....
Oh no tak. Zapomniałem jednak, że żadna pieprzona modlitwa jeszcze nigdy mi nie pomogła.
Tego wieczoru wszyscy wrócili bardzo zmęczeni... Prócz mnie. Byłem okropnie poddenerwowany, gdyż cały nasz występ nie poszedł tak, jak sobie to zaplanowałem: źle podłączone mikrofony, kiepskie oświetlenie i zdecydowanie za dużo pracy na sali. Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi frontowe, cała piątka rozeszła się prosto do swoich pokoi, nawet nie racząc życzyć nikomu dobranoc. Westchnąłem i czym prędzej znalazłem się przy Zelo, obejmując go ramieniem w pasie.
- A ty gdzie?
Spojrzał mi prosto w oczy i prawie niezauważalnie pokręcił głową. Natychmiastowo zmarszczyłem brwi i wzmocniłem uścisk.
- Nie dzisiaj hyung, proszę... Jestem okropnie zmęczony.
To był pierwszy raz, kiedy powiedział mi „nie”. I ostatni. Fala gniewu natychmiast przeszła po moim ciele, a ja warknąłem cicho:
- Coś ty powiedział?
Speszył się i odwrócił głowę w stronę ściany. Zmusiłem go jednak, by ponownie na mnie spojrzał i powiedziałem jeszcze dobitniej:
- Coś. Ty. Powiedział?!
- Hyung, proszę, n-nie krzycz... - jęknął cicho. - Proszę... nie teraz, zaraz padnę. Rano, dobrze?
Gniew przerodził się we wściekłość, kiedy zacisnąłem mocno zęby i z całych sił pchnąłem go w kierunku pokoju. W tamtym momencie już nawet nie docierało do mnie to, że Himchan rzeczywiście miał rację. Chciałem po prostu ukarać tego bezczelnego gówniarza. Jak on w ogóle śmiał być mi nieposłuszny?
- G-Gukkie... - zatoczył się delikatnie, w ostatnim momencie łapiąc równowagę. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i podszedłem do niego szybko. Przywarłem ustami do jego bladej jak mleko szyi, nie zwracając uwagi na jego protesty.
- Nie hyung... Proszę...
- Zamknij się.
- Ale...
Wtedy nie wytrzymałem. Całkowicie straciłem cierpliwość, wiedząc że jeśli czegoś nie zrobię, to rozpuści się jeszcze bardziej. Nie mogłem na to pozwolić... Dlatego wtedy po raz pierwszy go uderzyłem.
Cios był mocny, trafiłem prosto w policzek i skroń. Zelo jęknął cicho i zatoczył się do tyłu, upadając prosto na moje łóżko. Spojrzał na mnie ze strachem, w jego oczach widziałem łzy. Roześmiałem się.
- Mam nadzieję, że to cię nauczy... Mnie się nie odmawia. Nigdy.
Kolejny brutalny gwałt. Nie mogłem nic poradzić na to, że już nie potrafiłem się opanować. Byłem tak wściekły, jak jeszcze nigdy. Nie zwracałem uwagi na jego łzy, przepełnione bólem krzyki i moje odrapane plecy... Chciałem tylko, żeby dostał nauczkę, karę którą zapamięta do końca życia.
Po wszystkim westchnąłem przeciągle, opadając bezwładnie na pokrytą potem, krwią i spermą pościel, zerkając ukradkiem na odwróconego do mnie plecami, łkającego jak małe dziecko maknae. Powoli przesunąłem wzrokiem po jego nagim ciele i stwierdziłem, że te wszystkie ugryzienia, rany i siniaki naprawdę mi się podobają. Sięgnąłem dłonią i pogłaskałem go po biodrze, cicho chichocząc pod nosem. Nie żałowałem. Nie potrafiłem. To w końcu jego wina. Mógł myśleć, co robi... Prawda?
- Mój Zelo.


Himchan oczywiście dowiedział się o wszystkim. Gdy tylko rano wyszedłem z pokoju, zmarszczył brwi i skinął na mnie głową.
- Mógłbym cię prosić na słówko?
Jego mina nie zdradzała niczego dobrego. Oparł się biodrem o blat kuchenny i zaplótł ramiona na piersiach, patrząc na mnie krytycznie.
- No co?
Westchnął ciężko i przeczesał włosy palcami.
- Dobrze wiesz, co. Chodzi o Zelo.
Zmrużyłem oczy, przybierając najbardziej morderczą postawę, na jaką było mnie stać.
- Co on ci znowu naopowiadał za bajki?
- Żadne bajki. Sam widziałem. - cisza, jaka zapanowała między nami była tak gęsta, że czułem jak powoli zaczynam się dusić. Domyślałem się, że był na mnie wściekły, bo mimo wszystko czegoś takiego w życiu jeszcze nie zrobiłem. Już otwierałem usta, by powiedzieć coś na swoją obronę, kiedy ten mnie ubiegł: - Posłuchaj stary. Ja naprawdę wszystko rozumiem, domyślam się że znudził cię już normalny seks i potrzebujesz wrażeń, ale... Kurwa Bangie, on rano nie mógł w ogóle chodzić! Jego uda... masakra. Aż musiałem dać mu jakąś maść, bo bałem się, że wda się zakażenie. - jak zwykle w takich sytuacjach udawałem, że nic mnie to nie obchodzi. Wywrócił oczyma i kontynuował swój wywód. - Naprawdę nie sądziłem, że jesteś zdolny do czegoś TAKIEGO. A te krzyki... Nie mogłem tego słuchać. Chciałem coś zrobić, ale...
- Skończyłeś już? - mruknąłem ze znudzeniem.
Ciche przekleństwo wytoczyło się z jego ust, gdy przestąpił z nogi na nogę.
- Do ciebie naprawdę nic nie dociera...
- Okej, fajnie że się martwisz, ale mógłbyś przestać się wpierdalać w nieswoje sprawy? Byłbym wdzięczny. - przerwałem mu surowo i odwróciłem się na pięcie, postanawiając wrócić do pokoju i ponownie położyć się spać. Nic tu po mnie.
Usłyszałem jeszcze tylko głośne westchnięcie Himchana i krzyk:
- Ty naprawdę jesteś ślepy, kretynie!


~*~
Po raz kolejny okazał się mieć rację. Zwykły seks przestał sprawiać mi przyjemność. Potrzebowałem czegoś nowego, czegoś co wywoła ten przyjemny dreszcz u podstawy mojego kręgosłupa, czegoś co sprawi, że poczuję się lepiej już na samą myśl o tym. Zelo po raz kolejny nie miał tutaj nic do gadania: w chwili gdy został przypięty kajdankami do łóżka, a ja wbiłem mocno paznokcie w skórę na jego biodrach pogodził się ze swoim losem i skinął głową na znak, że mogę kontynuować.
Widziałem, że z czasem nie tylko ja to polubiłem. Sam JunHong zaczął odczuwać tą niesamowitą przyjemność, która chowała się w bólu fizycznym, którego z takim wyczuciem mu zadawałem. Jęczał z uśmiechem, gdy drapałem go paznokciami po nogach, krzyczał z satysfakcją, gdy nacinałem żyletkami jego skórę, dochodził mocno z moim imieniem na ustach, gdy mocno i bez jakiegokolwiek przygotowania w jego wchodziłem...
To było niesamowite.
Sądziłem, że po tamtym wydarzeniu jego podejście do tych spraw diametralnie się zmieni, jednak po raz kolejny pozytywnie mnie zaskoczył. Zachowywał się tak, jakby zdarzyło się to według jego woli, nie mojej. Dziwne, prawda? Wciąż nie znałem odpowiedzi na to, dlaczego tak było. Chyba naprawdę to polubił. Stworzyłem niewyżytą maszynkę do seksu i innych tego typu brutalnych zabaw. Byłem z siebie okropnie dumny.
Także Himchan przestał się w końcu wtrącać, jednak jego ukradkowe spojrzenia i tajemnicze szepty typu: „Nic nie rozumiesz, YongGuk” wciąż pozostały. Zazwyczaj tylko marszczyłem brwi i po prostu go ignorowałem. Miałem wrażenie, że wie o czymś bardzo ważnym, o czymś, co na zawsze może zmienić stosunki między mną a Zelo... i szczerze powiedziawszy nie miałem pojęcia, czy naprawdę chcę się dowiedzieć, o co chodzi.
Nadszedł ten moment, w którym chłopak w końcu przewyższył mnie wzrostem. Do tego przez to wszystko okropnie schudł, a jego rany goiły się gorzej, niż na początku. Nie narzekał jednak. Wiele z nich z dumą pokazywał JongUp'owi, gdy tylko miał szansę.
- To od noża... na początku bolało, ale potem już było okej. To naprawdę świetna rzecz hyung!
Uroczy, doprawdy.
Wszystko było w jak najlepszym porządku. Miesiąc za miesiącem, comeback za comebackiem, blizna za blizną, życie toczyło się w swoim zwyczajnym spokoju i nadzwyczajnej rutynie... Sądziłem, że tak już pozostanie.
Po raz kolejny się myliłem.

~*~

Nie piłem z Himchanem piwa już ponad rok, dlatego nie bardzo zdziwiłem się, gdy pewnego wieczoru zaproponował mi mały wyskok do baru niedaleko. Cała reszta była poza domem, w tym Zelo który w końcu zdecydował się odwiedzić rodzinę. Nie miałem nic lepszego do roboty, więc się po prostu zgodziłem... To chyba nic złego, od czasu do czasu napić się z kumplem piwa, prawda?
Nie sądziłem jednak, że postanowi nagle wlewać je w siebie hektolitrami, wciąż jednak będąc na tyle trzeźwym, by patrzeć na mnie surowo. Nie uszło to mojej uwadze i odstawiłem kufel, unosząc pytająco brwi.
- No co?
Zabębnił palcami o blat stołu i westchnął cicho, kręcąc głową.
- Wciąż nie mogę uwierzyć w to, jaki jesteś głupi.
Wyprostowałem się gwałtownie i zmarszczyłem nos.
- Rozwiń myśl.
Milczenie jakie zapanowało tylko potwierdziły moje przypuszczenia. Zawsze, gdy chciał porozmawiać o Zelo nie wiedział, jak zacząć. Jakby się mnie najzwyczajniej w świecie bał... Oparłem brodę na dłoni i posłałem mu znudzone spojrzenie.
- Co tym razem robimy nie tak?
Odwzajemnił mój gest tak, że wyglądaliśmy jak para patrzących na siebie w identyczny sposób kretynów. Męczące.
- Nie wy, tylko ty. Jesteś ślepy, Bang YongGuk.
Okej. O czym on znowu do jasnej cholery pierdoli...?
- Dobra stary. Nie wiem, o co ci chodzi, po co mnie tu przywlokłeś, ani na cholerę zaczynamy tą bezsensowną dyskusję, ale jeśli zamierzasz tutaj po prostu siedzieć i gadać bez sensu, to dopijam to piwo i zmywam się, sory.
- Stój. - powiedział stanowczym głosem i chwycił mnie za nadgarstek. - Jeszcze nie skończyłem.
- Himchan, co ty u licha...
- Powiedz mi jedną rzecz: spojrzałeś kiedykolwiek na Zelo w inny sposób, niż na zabawkę do seksu i maszynkę do zarabiania pieniędzy?
Rzuciłem mu mordercze spojrzenie. Dlaczego w takim momencie zebrało mu się na wywody? Wyszarpnąłem rękę z jego uścisku i warknąłem:
- Nie twój zasrany interes.
- Odpowiedz.
Niema bitwa na spojrzenia całkowicie nas pochłonęła. Widocznie oczekiwał, że coś powiem... Tylko co go mogło zadowolić?
- Odpowiedziałem: to nie twoja sprawa. Dlaczego tak nagle zaczęło ci to przeszkadzać?
- Bangie, na litość boską... To nasz maknae, a do tego jeszcze dziecko! - jęknął, chwytając po raz kolejny kufel z piwem i upijając z niego spory łyk. - Nie możesz go bez przerwy wykorzystywać do spełniania swoich chorych zachcianek, to nienormalne...
- Cały czas mi powtarzasz, że jestem nienormalny. - warknąłem, zaciskając dłonie w pięści. - Cały czas. Bez przerwy muszę znosić ciebie i twoje docinki. Dlaczego nie pozwolisz mi robić to, na co mam ochotę?!
- Bo on cię kurwa kocha idioto!
Te parę słów sprawiło, że momentalnie zamarłem. Świat wokół mnie jakby zwolnił, nie liczyło się nic więcej, tylko to, co właśnie prawie wykrzyczał. Powoli rozluźniłem ręce, przyswajając sobie powoli tą wiadomość...
Przecież powinienem się już dawno domyślić, prawda? Dzięki temu wszystko układało się w logiczną całość... Tylko dlaczego ten fakt aż tak mnie przeraził?
Himchan zauważył to i odchylił się na krześle.
- I co? Zdziwiony?
Nie odpowiedziałem. Posłał mi najbardziej fałszywy uśmiech, na jaki było go stać.
- Pewnie zaraz się zapytasz, skąd wiem. Cóż... powiedział mi. Kiedy? Tamtego poranka, kiedy po raz pierwszy wyszedł cały pobity i posiniaczony z twojego pokoju. Kazał ci nie mówić, po tym wszystkim domyślał się, jak zareagujesz... Ale ja nie mogłem. Nie mogłem na ciebie patrzeć. - skrzywił się, jakby wyraźnie się mną brzydził.
- Himchan, ty...
- Tak Bangie. Mam już dość udawania, że wszystko jest w okej. Mam dość zamiatania problemu pod dywan. To ewidentnie jest nie w porządku. Ciesz się, że jeszcze reszta tego gdzieś nie zgłosiła. - oblałem się zimnym potem, patrząc na niego z przerażeniem. Nie mógłby... - Spokojnie. Przecież nie potrafiłbym wsypać swojego najlepszego przyjaciela, prawda?
Kolejny fałszywy uśmiech, do tego tak zimny, że aż zadrżałem. Jęknąłem cicho i schowałem twarz w dłoniach.
- Przecież wiesz, że nie mogę przestać. Nie potrafię...
- Nie proszę cię o wiele. Po prostu... nie chcę, żeby on już dłużej cierpiał. Może fizyczny ból już nie robi na nim żadnego wrażenia, ale psychicznie jest wrakiem. Myślę... - urwał i zagryzł delikatnie dolną wargę. - ... że powinieneś z nim porozmawiać.
Ja, porozmawiać z Zelo? W sumie jakby się nad tym zastanowić, to nie wiedziałem, czy my jeszcze potrafimy ze sobą rozmawiać inaczej, niż podczas dirty talk'ów. Westchnąłem ciężko kiedy uświadomiłem sobie, do czego doprowadziłem i jak to bardzo oddziaływało na zespół.
- Wiesz Channie... Chyba naprawdę potrzebuję psychiatry. - powiedziałem dopijając piwo i zerkając ze wstydem w ścianę. Chłopak roześmiał się wdzięcznie.
- Tak. I to wyjątkowo dobrego.

~*~

Nie przestałem...
Do samego końca.

~*~


20 listopada 2014 roku.


Jest wiele określeń, które idealnie się do mnie odnoszą.

Idiota.

Kretyn.

Zboczeniec.

Fetyszysta.

Sadysta.

Nieczuły drań.

I jeszcze inne w tym też o wiele gorsze o których istnieniu nawet nie miałem pojęcia. Mimo wszystko wciąż podobno byłem człowiekiem. Potrafiłem myśleć, komunikować się, oddychać, mówić, chodzić, odczuwać emocje. Jednak czy to wystarczy? Wielu uważa, że nie.
Nie mam uczuć. Nie potrafię kochać, nienawidzić, tęsknić... Nie wiem, kto i gdzie popełnił błąd. Może to byłem ja sam? W końcu rodzice przekazali mi dobre geny. Moje rodzeństwo było idealne.
Czyli to wszystko moja wina.
Czasami naprawdę można oszaleć, kiedy nie idzie znaleźć miejsca, w którym coś poszło nie tak. Chce się to naprawić, ale to takie trudne, wręcz niemożliwe. Bezradność. Ma się ochotę krzyczeć tak głośno, by usłyszał to cały świat.
Kim jest prawdziwy Bang YongGuk? Jak stał się tym, kim jest teraz? Czy wie to ktokolwiek? Ja sam na pewno nie. Równie dobrze mógłbym być kimś innym, zupełnie mi obcym człowiekiem, który wie o mnie dokładnie tyle, co ja sam.
Nic.
Jestem dla siebie zagadką, największą łamigłówką, której nie potrafię rozwiązać. Myślałem, że nikt nie potrafi. Znalazła się jednak jedna mała osóbka, która to uczyniła... Rozgryzła mnie i byłem jej mimo wszystko za to wdzięczny.
Tej nocy trzymałem w rękach list. Był cały pokryty krwią, nie wiem już czy należała ona do mnie, czy do Niego. Niedługi. Parę pochyłych słów, pisanych na szybko rozmazującym się atramentem. A może to przez łzy...?
Czyje? Moje? Nie, na pewno nie.
Wciąż nie potrafiłem kochać, nienawidzić... tęsknić. Mimo wszystko dlaczego czułem do siebie taki żal? Bo to przecież moja wina... to wszystko moja wina. Nie umiałem się zmienić. Człowieczeństwo było mi obce.
Chciałem cofnąć czas, ale przecież nie potrafiłem. Zabawne. Tego też nie umiałem przewidzieć, prawda...? Skąd niby mogłem wiedzieć, że to się tak skończy...?
Ponownie zerknąłem na list, próbując opanować drżenie swoich rąk.




Hyung

Okłamywałem sam siebie, kiedy myślałem, że dam radę.
Że mogę tak żyć.

Przepraszam.
Za mocno Cię kocham Gukkie...




JunHong.”

6 komentarzy:

  1. OMG
    Tylko tyle jestem w stanie z siebie wykrzesać po przeczytaniu tego.
    Sorry, nie jestem w stanie napisać czegokolwiek innego i logiczniejszego.
    Na razie nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się pod Maru- nie jestem w stanie napisać nic, co miałoby sens, chociaż przeczytałam to od razu po publikacji. Uhm, zrozum, unikam jak ognia motywów gwałtu w ffach (nie podoba mi się xd jednak za bardzo tym gardzę) i choć domyślałam się na początku, że może się tu pojawić... I tak przeczytałam. Ale tylko dlatego, że jesteś moją ulubioną autorką.
    No nic, weny życzę i mam nadzieję na coś, co nie wpędzi mnie znowu na kilka godzin w stan depresyjny xD

    OdpowiedzUsuń
  3. To... Jest inne od tego co zawsze czytałam. Na samym początku zaskoczyła mnie postawa Banga, jago zachowanie w stosunku do Zelo. Moim zdaniem ten tekst jest pełen sprzecznych uczuć. Bang, mówi, że nie kocha Żelka, co nie współgra z jego zachowaniem. Żeluś jak to on, od początku był dla mnie jak otwarta książka.
    Ale Cimcian, taki tatuś dobra rada <3
    Weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wg. mnie Bang w ogóle jest cały sprzeczny sam ze sobą. Przykładem może być to, że nie został underground'owym artystą tak, jak zawsze chciał. Jest mi trudno pisać z jego perspektywy, bo mimo i jest moim biasem, to człowiek... no trudny do rozgryzienia. Mniej-więcej o to tutaj własnie chodziło, pokazanie tej jego 'sprzeczności' - Zelo jest jego zabawką, ale nie może się bez niego obejść. Paradoks?
      Banglo to ciekawa para, lubię o nich pisać, przez to też i rozmyślać nad trudnością Bangowego charakteru i, w tej sytuacji, tragizmie jego postaci. Co do CimCiana, osobiście jestem na niego zła, niby taki dobry, ale siedział tylko na tyłku i... i... eh, nie ma to jak filsy dotyczące własnego ficka </3
      No nic, dziękuję bardzo za komentarz ^^


      - Y.

      Usuń
    2. Heh, nie ma za co dziękować. To była przyjemność komentować ten fic ;D
      Tsaaa.... Bang taki jest, ale mimo wszystko mam nadzieję, że się nie zmieni, chyba że na lepsze ;D I oby spełnił wszystkie marzenia ^^
      Ja uwielbiam BangLo, to jedna z moich ulubionych par ;D

      Usuń
  4. Naprawdę nie znoszę fluffów. Robi mi się od nich niedobrze. Jednak teraz, po przeczytaniu tego, chyba po raz pierwszy czuję, że muszę przeczytać jakiegoś fluffa! I to koniecznie właśnie z Banglo. Jeju, nawet nie wiem, co napisać. JA nie wiem co napisać! Przecież ja zawsze doskonale wiem, co napisać... Już nie mówiąc o tym, że nie jestem w stanie choćby pomyśleć o przyczepieniu się do błędów. A od tego zazwyczaj zaczynam komentarze. O ile w ogóle jakieś dodaję. Inna sprawa, że tu chyba nawet nie było błędów ;p Jeśli tak, to fabuła pochłonęła mnie zbyt bardzo, bym zwróciła na nie uwagę. Zapewniam, że to nie zdarza się często. No, skoro nie przychodzi mi na myśl nic konkretnego, to powiem tylko, że wyjątkowo mi się podobało. Oby tak dalej! ;>

    OdpowiedzUsuń