wtorek, 17 września 2013

KacSeul (Rozdział VIII):

Beta - tak
Autor - Yesung Oppa





    8. Nie przejmuj się tym, że rozwiązanie było banalnie oczywiste.




Droga na Upper East Side ciągnęła się niemiłosiernie przez kompletnie zakorkowane ulice miasta. Ledwo co pomieścili się w dwóch taksówkach, które i tak dzielił dość duży dystans, jednak nie tym martwili się najbardziej. Było już mocno po 17:00, co oznaczało, że bardzo, ale to bardzo się spóźnili. Powolny i flegmatyczny kierowca taksówki, w której siedzieli Shindong, Donghae, Eunhyuk i Sungmin zdawał się nie zwracać na nich najmniejszej uwagi, machając głową w rytm „Womanizer” dobiegającego z przestarzałego radia i od czasu do czasu nucąc pod nosem. Lee mocno zacisnął dłonie w pięści, po raz kolejny w ciągu minuty zerkając w boczne lusterko.
- Co jest? - spytał Hyukjae, spoglądając na przyjaciela ze zmartwieniem.
- Dochodzi osiemnasta... - odparł cicho, przygryzając dolną wargę. Nie wiedział nawet, czy byli już w połowie drogi. Mentalnie podejrzewał, że ich cel był jeszcze daleko, ale starał się o tym nie myśleć.





W drugiej taksówce natomiast równie poddenerwowany Jongwoon rzymał mocno dłoń Siwona, który jednak nic nie mówił, zaciskając tylko zęby z bólu. Gienek patrzył na nich ze współczuciem, ale najwyraźniej nie domyślił się jeszcze, że jednym z wielu czynników wpływających na ich kiepskie samopoczucie było to, że mężczyzna okropnie śmierdział. Nie no serio, na cholerę Yesung przytargał go ze sobą? W czym on niby ma im pomóc? Długu u właściciela klubu na pewno za nich nie spłaci, nie mówiąc już o odnalezieniu Heechula...
Ryeowook zerknął na przyjaciół, po czym wyciągnął z kieszeni spodni (w karaluszki...) wszystkie banknoty, jakie udało mu się wygrzebać.
- To nie wszystko. - mruknął, przeszukując marynarkę, koszulę i oczywiście buty. Łącznie leżało przed nimi tyle kasy, że momentalnie oczy wyszły im na wierzch.
- Wookie... Jesteś największym kretynem i geniuszem w jednym jakiego znam, wiesz? - szepnął Leeteuk, starając się nie ściągnąć niepotrzebnie uwagi kierowcy i Gienka, który z zachwytem oglądał właśnie radio, mrucząc pod nosem: „solidna, PRL-owska konstrukcja. Widać, że polskie...”
Kim nie wiedział, czy ma to uznać za komplement, czy po prostu najzwyczajniej w świecie się obrazić. Zamiast tego zabrał się za jak najszybsze liczenie gotówki, którą podawał Yesungowi, by ten rozdzielił ją na ich czterech i schował swoją część pod koszulką.
- Powinno starczyć... I jeszcze nawet trochę zostanie.
- Jak to możliwe, że zmieściłeś tyle kasy...? - mruknął z niedowierzaniem Siwon, na co Ryeowook wzruszył ramionami.
- Ma się ten talent.
Niedługo po tym zatrzymali się pod wysokim drapaczem chmur, który okrążała niezliczona ilość samochodów, limuzyn i ludzi, biegnących w przeróżnych kierunkach.
- To tutaj. - mruknął beznamiętnie taksówkarz i przyjął od najmłodszego zapłatę. Gdy wszyscy znaleźli się w końcu na zewnątrz, dostrzegli identyczną taksówkę zresztą ich przyjaciół na drugiej stronie ulicy i czym prędzej do nich podbiegli.
- No... to gdzie teraz? - mruknął Donghae rozglądając się dookoła. Ponad połowa z nich podrapała się po głowie z kompletnie zagubionym wyrazem twarzy. Co, mieli tak po prostu stać i czekać na cud? W sumie to było jedyne, co mogli w tej sytuacji zrobić...
Popatrzyli na siebie krytycznie. Dotarło do nich, że gdyby w tym momencie wyczaił ich jakiś paparazzi, wszyscy byliby skończeni. Wymęczone ciuchy, przepite i skacowane twarze, przekrwione oczy, potargane włosy, nie wspominając już o tych okropnych garniturach w karaluszki i towarzystwie namolnego żula, który kręcił się dookoła z miną małego dziecka, które po raz pierwszy przyszło do wesołego miasteczka.
- Matko jedyna, jakie to wszystko wysokie... - westchnął z zachwytem, a jego blade policzki pokrył delikatny rumieniec. Leeteuk westchnął i machnął na niego dłonią.
- Nieważne. Słuchajcie, szukamy kogoś lub czegoś, co wyraźnie będzie na nas czekać...
- Niby jak w tym tłumie? - Sungmin uniósł pytająco brwi. Lee zignorował jego uwagę i uniósł lekko głowę, marszcząc brwi.
- Myślicie, że to któraś z tych limuzyn...?
- Są ich tu dziesiątki, jak znajdziemy właściwą? - jęknął cicho Shindong. Szybko jednak okazało się, że wcale nie muszą jej szukać, gdyż niespodziewanie drzwi jednej z nich otwarły się, a ze środka wyszedł elegancki Koreańczyk, ubrany w nieskazitelnie czysty i dopasowany garnitur z czerwonym krawatem do kompletu. Natychmiast ruszył w ich kierunku, a jego mina nie wyrażała niczego dobrego...
- Jesteście nareszcie. Ile można na was czekać? - warknął z wyrzutem po koreańsku, spoglądając na każdego z nich po kolei. - Który z was tak śmierdzi?
Wszyscy w jednym momencie zerknęli na Bogu ducha winnego Gienka, który na szczęście był zbyt zajęty rozglądaniem się dookoła, by to zauważyć. Mężczyzna mruknął pod nosem coś, co zabrzmiało jak „nieważne” i machnął na nich ręką, kierując się z powrotem w stronę swojej limuzyny.
Yesung zmarszczył brwi.
- Zaraz, a co z...
- Nie martwcie się. Mam tu coś do załatwienia. - powiedział tajemniczo staruszek i ruszył przed siebie, kłaniając się każdej kobiecie, jaką napotkał. Wokalista przełknął głośno ślinę i po sekundzie namysłu ruszył za Koreańczykiem, upewniając się, że Siwon podąża tuż za nim.
Wnętrze auta wyglądało dokładnie tak, jak w filmie Cosmopolis. Duże, przestronne pomieszczenie, które bardziej przypominało apartament niż środek transportu. Oczywiście, Super Junior jako zespół już nie raz miało przyjemność przebywania w podobnej limuzynie... Ale co innego wypożyczyć ją na godzinę, by podjechać na galę i z powrotem, a mieć takie cacko na własność, prawda?
- Siadajcie panowie. - burknął beznamiętnie mężczyzna i sięgnął po kieliszek z szampanem. - Zaczynajmy więc, jestem już potwornie spóźniony...
Mechanicznie pokiwali głowami i zerknęli na siebie ze strachem. Kim, cholera, był ten facet? Jak na zawołanie Koreańczyk westchnął cicho i powiedział:
- Jestem Lee MinYoo. Przyjechałem tu z powodu interesów, które musiałem niestety na moment przerwać... Z braku funduszy, jak się pewnie domyślacie.
- Um... Sonsaegnim. Nie bardzo pamiętamy, co się wczoraj działo, tak że... Prosimy o wyrozumiałość. - powiedział speszony Eunhyuk, patrząc na niego niepewnie. MinYoo prychnął i odstawił pusty kieliszek na swoje miejsce.
- Tak myślałem. Wywnioskowałem to po stanie, w jakim się znajdowaliście, gdy przyszliście do mnie...
Leeteuk momentalnie wyprostował się gwałtownie, nastawiając uszu.
- Kiedy to mniej więcej było...?
- Coś około trzeciej w nocy. Godzinę wcześniej jeden z was zadzwonił do mnie z kasyna, nie przejmując się w ogóle tym, że śpię i darł się coś o kasie i towarze, ale nie bardzo rozumiałem... Wtedy ktoś bardziej ogarnięty wziął od niego telefon i wszystko mu wytłumaczył. Dowiedziałem się, że ktoś w kasynie dał wam do mnie numer, bo znam najlepszych dilerów w mieście. - uśmiechnął się. - Cóż, nie tylko dilerów. Jakbyście potrzebowali, powiedzmy...
- Podziękujemy. - przerwał mu Siwon, chcąc by mężczyzna mówił dalej.
- No dobrze. Mówił, że jeśli dam wam numer do najlepszego dilera jakiego znam, to zapłacicie tyle, ile tylko potrzebuję. A ja, nie powiem, mam ostatnio lekkie problemy finansowe w firmie i brakowało mi paru dolców... A skoro natrafiła się taka okazja...
- O matko... - jęknął Yesung, opierając głowę o siedzenie. Nagle wszystko ułożyło się w miarę logiczną całość. - Chyba nawet nie muszę zgadywać, kto wpadł na ten genialny pomysł...
Wszyscy jak na zawołanie pokiwali głowami i odparli:
- Kyuhyun...
MinYoo wzruszył ramionami.
- No właśnie. Pytanie tylko: gdzie moja obiecana forsa...?
Jak na zawołanie powyciągali pieniądze z butów, kieszeni i spod koszulek, kiedy Sungmin zmarszczył brwi.
- Rozumiem, że Kyuhyun zostanie teraz uwolniony...?
- Naturalnie, już zadzwoniłem do aresztu.
- Dobrze... mam tylko jeszcze jedno pytanie.
- Słucham?
- Ilu nas było, gdy się spotkaliśmy?
Mężczyzna roześmiał się pod nosem i poklepał dłonią w obicie fotela.
- Ah, to jest ciekawa historia...~
Eunhyuk i Donghae popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Czyżby w końcu mieli się dowiedzieć czegoś wartościowego?
- To znaczy?
- Przyjechało was tutaj dziesięciu, jednak kiedy tamci dilerzy dali mi znać, czy wszystko poszło zgodnie z planem, okazało się, że jakimś cudem jeden z was przejął cały towar i zniknął w bliżej nieokreślonym kierunku, a wy od razu pobiegliście za nim..
- ...co?
- Potem niestety się okazało, że narkotyki które otrzymaliście były nieco bardziej cenne, niż oryginalnie sądzili. Wiecie... jest różnica między południowymi a północnymi fabrykami. - mrugnął do nich figlarnie. Ryeowook pokręcił głową.
- No jasne... - jęknął. - Heechul uciekł nam, a my popędziliśmy za nim... Pytanie tylko, gdzie?
- I czy go dogoniliśmy...
- Wiecie, szczerze wątpię...
MinYoo odchrząknął ponaglająco. Niechętnie oddali mu wszystkie pieniądze, milcząc kiedy mężczyzna je przeliczał. Gdzie mogło go posiać? Co się stało z tymi narkotykami? No i jak silny był Heechul po alkoholu, skoro zapierdalał po mieście z dziesięcioma kilogramami kokainy...?
- Chodźcie chłopaki. Trzeba to wyjaśnić. - mruknął Ryeowook, otwierając drzwi limuzyny i wychodząc na zewnątrz.



* * *



Stracili wszelką nadzieję.
Dziewięciu kompletnie zrezygnowanych, załamanych i zmęczonych koreańskich idoli siedziało w niewielkiej restauracyjce na rogu, praktycznie wyrywając sobie włosy z głowy. Najbardziej z nich wszystkich załamany był oczywiście Cho – pobity, ledwo przytomny, śmierdzący i niedowierzający, nie chciał ani pić, ani jeść. Wszystkim było go tak szkoda, że już nie mieli mu za złe tego całego bałaganu... No, przynajmniej nie tak mocno jak poprzednio. Wystarczyło już to, że on sam się o to wszystko obwiniał.
Głupi ciul... - warknął po raz kolejny w przeciągu pięciu minut Leeteuk. - Po cholerę nam spierdalał?
- Wiecie... jakoś nie wierzę w to, że go nie dogoniliśmy. - mruknął Ryeowook, opierając policzek o zimny blat stołu. - W końcu też nic nie pamiętamy, czyli też musieliśmy nieźle wciągnąć...
Zabrzmiało to na tyle logicznie, że cała reszta mechanicznie pokiwała głowami. Może jak się jeszcze mocniej skupią, to sobie coś przypomną? W końcu jakimś sposobem Kim pamiętał, co się działo z nim wtedy w kasynie... Możliwe, że jeszcze nie wszystko stracone.
- To bez sensu... - burknął Shindong, odchylając się na krześle. - Już prawie dwudziesta, czyli od niecałych dwunastu godzin błąkamy się po tym cholernym mieście jak skończeni kretyni.
Ryeowook podniósł gwałtownie głowę ze stołu.
- Ty chyba nie chcesz...?
- Tak. Wiecie co? Poddaję się. - mruknął smutnym głosem. - Nigdy go już nie znajdziemy. Przepadł jak kamień w wodę. Nowy Jork jest ogromny i niebezpieczny, nie ma szans, byśmy coś mogli jeszcze zrobić.
Cała krew momentalnie odpłynęła z twarzy Kyuhyuna. Zmarszczył brwi, przez co wyglądał tak, jakby miał zamiar walnąć przyjaciela prosto w twarz.
- Hyung, ty chyba nie...
- Zostanę tu. - westchnął. - Może otworzę bar z koreańskim żarciem... A wy róbcie co chcecie. Ja się poddaję.
- No kurwa, zwariował... - jęknął Eunhyuk z niedowierzaniem. - A twoja lasencja?
- Poradzi sobie lepiej beze mnie.
- ... masz rację. Oszalał kompletnie. - zgodził się Sungmin, jednak Shindong nic sobie z nich nie robił.
- Chłopie, chcesz sobie dać teraz spokój? Z fanami, rodziną, całą swoją pierdoloną przyszłością?!
- Bez Heechula nie będziemy mieć przyszłości! - jęknął, po czym zdecydowanie wyjął telefon z kieszeni. - Nikt nam tego nie daruje, że go zgubiliśmy. Jesteśmy skończeni.
Jak mogli go powstrzymać? W końcu sami głęboko w duszy wiedzieli, że chłopak ma rację. Z westchnieniem wyrażającym rezygnację Siwon opadł plecami na krzesło, powoli godząc się z tym, że już nigdy nie stanie na scenie i nie zaśpiewa, nie mówiąc już o pokazaniu swojego abs'a. Obserwował spokojnie jak Shindong wstaje i wystukuje ze zdenerwowaniem numer swojej dziewczyny.
Biedny facet...
Yesung tymczasem od samego początku się nie odzywał, patrząc bezustannie w swoją gorącą czekoladę, która powoli stygła nieruszona. Nie wiedział, jak sobie poradzi z decyzją młodszego kolegi. Czy będzie w stanie zrezygnować ze śpiewu? Na powrót stać się tylko szarym Kim (oh przepraszam, Choi) Jongwoonem? Jakoś tego nie widział. Ale może potrzebuje czasu...?
Kątem oka wyłapał jakieś delikatne poruszenie za oknem. Momentalnie podniósł wzrok i spojrzał w owym kierunku, unosząc pytająco brwi. Ujrzał bowiem Gienka, trzymającego w dłoniach wielki karton z niedbale naskrobanymi paroma słowami:

W Polsce są naprawdę interesujące bary!”

W pierwszym momencie pomyślał, że jest albo za głupi, by zrozumieć ukryty sens tych słów, albo po prostu staruszek był już tak niedołężny, że nie wiedział co pisze. Pokręcił głową i odwrócił się ponownie w kierunku swojej czekolady. Położył dłonie na kubku...
... po czym ponownie zerknął na Gienkową kartkę. Potem jeszcze raz na kubek. I na kartkę...
O jasna dupa...!
- Chłopaki, już wiem! - krzyknął podrywając się z miejsca, po czym szybko wyrwał Shindongowi telefon z dłoni. Rozłączył się natychmiastowo, nie zwracając uwagi na zdenerwowany głos dziewczyny. Hee zamrugał gwałtownie.
- C-co?
- Przypomniałem sobie wszystko – wiem, gdzie jest Heechul!



* * *



Zagadka była tak prosta, że rozwiązanie mieli praktycznie cały czas przed nosem, jednak zaślepieni przez swoje osobiste problemy nie dopuszczali do siebie tej możliwości.
Po pierwsze: czego, a raczej kogo było najwięcej w zespole?
Oczywiście gejów.
Po drugie: co Heechul przez cały czas usiłował uskuteczniać?
Oczywiście taniec.
Po trzecie i najważniejsze: co widocznie było od razu z okna ich apartamentu?
Oczywiście luksusowy gay bar o nazwie „Czekoladowy Ocean”. Jak oni mogli tego nie skojarzyć?!
To było jedyne miejsce, w którym mogli go zostawić, kompletnie zjaranego i niezdolnego do żadnego skuteczniejszego ruchu. Mieli nadzieję, że to będzie ich ostatni przystanek w tym chorym mieście i nie będą musieli już tam nigdy wracać, nawet na koncerty... Nie przeżyliby tego, gdyby po raz drugi musieli błąkać się po tych samych ulicach...
- Sungie... ty to jednak masz łeb. - powiedział Siwon z uśmiechem, gdy wyszli z kawiarni i pocałował starszego w czubek głowy. Z pełnymi nadziei minami ruszyli w kierunku baru, chcąc już jak najszybciej to załatwić i znaleźć się w samolocie do kochanego i znajomego Seulu...


4 komentarze:

  1. PIEEERWSZA!!!!! <33333
    Ekhm... No więc...
    W końcu! *o* Ty nawet nie wiesz ile razy po nocach rozmyślałam o tym opowiadaniu (ja też nie, ale pamiętam, że rozmyślałam xD) Tak się cieszę, że jest ciąg dalszy <3
    Oh, a więc odbili mojego męża (biedny Kyu, był za kratkami q.q) a teraz idą po mojego brata. Braciszku Hee, obyś był w tym gejowskim barze! (jakkolwiek to brzmi xD)
    Weny życzę i z zapartym tchem czekam na kolejny rozdział! <3
    Ps Gienek bezkonkurencyjnie wymiata xDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejkujekujejku chcę następny rozdziaaaał. Super, mam nadzieję, ze go znajdą. Aczkolwiek jakoś nie sądzę, żeby to było takie proste xD Zobaczymy.
    Weny, czasu i chęci do pisania i wstawiania swoich tworów Ci życzę. Przepraszam, ze tak rzadko pisze komentarze. Postaram się częściej.

    Neko

    OdpowiedzUsuń
  3. Zmyślny pan Kim-Choi ;) Tylko czy to będzie takie proste ? Jeśli Ciul będzie w tym barze może tak mu się tam spodobać że nie będzie chciał wracać xD Jezu garnitur w karaluszki mnie zabija, muszę skombinować dla brata ;)
    KAGE
    Ps; Przepraszam jeśli cię to obrazi, ale na zdjęciu w albumie twojego profilu naprawdę wyglądasz jak Yesung O.o Na twoim miejscu porozmawiałabym z rodzicami xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh taki problem a być może tak proste rozwiązanie... Fajnie to sobie przemyślałaś :D Nie wpadłam na to podczas czytania, a rzeczywiście Chul był by pierwszy żeby iść do gej baru XD Biedny Kyu wykombinował po pijaku takie coś :/ Zazdroszczę Ryeo że ma taki talent do myślenia strategicznego po pijaku (i nie tylko). Co bym ci mogła jeszcze tu napisać w miarę składnego oprócz tego że uwielbiam czytać twoje wypociny i zawsze poprawiają mi humor... No uznajmy, że najwyżej rozpiszę się pod następnym rozdziałem bądź opowiadaniem~ Weny, weny, weny i powodzenia w nauce!
    N~

    OdpowiedzUsuń