Autor - Yesung Oppa
~*~
8.
Srebrny krzyż
Lato.
Dzień stu pięćdziesiątych urodzin Jongwoona był wyjątkowo chłodny. Od rana wiał mroźny wiatr, a na horyzoncie zbierały się groźne chmury, zwiastujące nadejście jednej z wielu szalonych burzy w sezonie. Na dworze natomiast panował chaos – wszyscy szykowali się do decydującej bitwy z wampirami, której spodziewali się już od paru miesięcy. Nikt nie pamiętał o tak przyziemnych sprawach jak urodziny Kima, który szczerze powiedziawszy, sam o nich prawie zapomniał.
Prawie.
Dzień stu pięćdziesiątych urodzin Jongwoona był wyjątkowo chłodny. Od rana wiał mroźny wiatr, a na horyzoncie zbierały się groźne chmury, zwiastujące nadejście jednej z wielu szalonych burzy w sezonie. Na dworze natomiast panował chaos – wszyscy szykowali się do decydującej bitwy z wampirami, której spodziewali się już od paru miesięcy. Nikt nie pamiętał o tak przyziemnych sprawach jak urodziny Kima, który szczerze powiedziawszy, sam o nich prawie zapomniał.
Prawie.
- Jongwoon-ah?
- poczuł czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu i odwrócił
się powoli do tyłu. - Wszystkiego najlepszego!
Mężczyzna
obdarzył go tak cudownym uśmiechem, że serce starszego
momentalnie zabiło mocniej. Nie mógł, a raczej nie potrafił
dłużej uciekać od tego uczucia. Chociaż przerażało go bardziej
niż wizja pojedynku twarzą w twarz z przywódcą wampirów,
stanowiło już nieodłączną część jego osoby. Stało się.
Choi Siwon, jego były wychowanek i najlepszy przyjaciel skradł mu
serce i zachowywał się tak, jakby nic takiego nie miało miejsca.- Umh... dziękuję. - odparł i spuścił wzrok we własne stopy. - Nie sądziłem, że ktokolwiek będzie pamiętał...
Siwon pokręcił głową z niedowierzaniem, by po chwili odpowiedzieć oburzonym głosem:
- No wiesz co! Nie jestem jeszcze takim ignorantem, Jongwoon-ah! - twarz Kima momentalnie pokryła się soczystym rumieńcem. Niedobrze.
- Przepraszam. W końcu wszyscy są zajęci ważniejszymi sprawami...
- Dla mnie najważniejszy jesteś ty. Poza tym to nie wszystko, poczekaj do wieczora. - mrugnął porozumiewawczo i zniknął w tłumie krzątających się Nefilim, zostawiając zdezorientowanego Jongwoona samego. To co właśnie usłyszał sprawiło, że musiał przytrzymać się najbliższego drzewa, by nie upaść. Mówił poważnie? Nie, to nie mogło się dziać naprawdę...
„Dla mnie najważniejszy jesteś ty...”
~*~
- Kiedy byłem mały, zawsze myślałem, że Niebo bez Gwiazd ukazuje nam się wtedy, gdy Bóg jest na nas zły i okrywa Ziemię czarną płachtą... Kiedy je widziałem, natychmiast zaczynałem modlić się o przebaczenie. I wiesz co? Następnej nocy zawsze pokazywały się piękne, jasne Gwiazdy, jakby zawsze tam były... Niesamowite, prawda?
Jongwoon zerknął na jego wesołą twarz, samemu nie mogąc się powstrzymać od słabego, ale promiennego uśmiechu. Siwon opowiadał, nucił i żartował już drugą godzinę, wpatrzony w liczne Gwiazdy świecące nad ich głowami. Dwór już dawno pogrążył się w głębokim śnie, tylko ich dwójka świętowała na swój wyjątkowy sposób, leżąc na polanie i wdychając cudowny zapach trawy i lasu. Chwila ta, mimo swojej intymności, nie sprawiała, że starszy czuł się nieswojo. Podążył wzrokiem za dłonią młodszego, która wskazywała pojedynczą, słabo świecącą Gwiazdę.
- Widzisz ją? To Błękitna Róża. Według naszych astronomów jej dni są policzone...
Jongwoon pokiwał głową.
- Tak. Legenda głosi, że jako jedyna widziała narodziny pierwszego filius caeli. Wielu się obawia, że wraz z jej śmiercią my... - urwał, zerkając kątem oka na przyjaciela. Siwon pokręcił głową.
- Nie możemy tak myśleć. Nasz lud przetrwał już tak dużo...
- Wiem. Ale każdy z nas się boi. Wampiry... Ich jest tak wiele, więcej niż ostatnim razem. - westchnął Kim, wpatrując się smutno w Błękitną Różę.
- Jongwoon-ah...
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że ja jestem inny. Lecz ja również się boję. Nie raz z nimi walczyłem i wiem, do czego są zdolni... - wziął głęboki oddech. - Widziałem, jak porwali wielu naszych. Torturowali ich i okaleczali, by po wielu godzinach męki wypić z nich całą krew, a ciała zostawić dzikim zwierzętom. Ja... nie mogłem nic zrobić, Siwon. Musiałem walczyć, nie odstępować przeciwnika na krok, bo zabiliby mnie bez wahania...
Pierwsza słona łzy spłynęła po jego policzku na wspomnienie tego, ilu przyjaciół stracił podczas ostatniej bitwy. Młodszy, mimo zmroku, dostrzegł to i powoli przekręcił się na prawy bok. Ich spojrzenia na krótki moment się spotkały. Jongwoon nie wiedział, jak długo jeszcze będzie w stanie ukrywać swoje uczucia. Mógł pęknąć lada moment, a to byłby jego koniec.
- Nie chcę, byś walczył. Nie mogę cię stracić... - szepnął, przymykając powieki. Jego serce biło tak mocno, że lada moment mogło wyskoczyć z piersi. Czuł ciepły oddech przyjaciela na swoim policzku, co sprawiło, że oczy momentalnie naszły mu łzami.
Choi mógł przysiąc, że jeszcze nigdy nie sądził, że Jongwoon może być w jego oczach aż tak piękny. Całkowicie bezbronny, smutny i przestraszony – taki się w tym momencie wydawał, przez co zupełnie nie przypominał żądnego krwi wojownika, jakim się stawał na polu bitwy. Siwon miał ochotę położyć dłoń na jego bladym policzku, otrzeć jego łzy i szepnąć, że wszystko będzie w porządku...
A potem całkować te miękkie wargi aż po sam świt, póki oboje nie opadną z sił. Czy to było normalne? Zdecydowanie nie. Jego pragnienie stanowiło grzech, był tego całkowicie świadom, jednak...
- Jongwoon-ah... Przecież obiecałem ci, że nie umrę. I zamierzam tego dotrzymać. - zdołał odrzec tylko, przelewając w te słowa jak najwięcej pewności siebie, byleby tylko Kim mu zaufał.
- Przysięgasz?
- Przysięgam.
~*~
W tym jednak momencie rozległy się pierwsze dźwięki trąby, które mogły oznaczać tylko jedno: wróg już się zbliża do dworu.
Obaj mężczyźni czym prędzej wstali z pokrytej rosą trawy i puścili się biegiem w kierunku zbrojowni wiedząc, że nie mają już więcej czasu do stracenia. Tym razem było ich więcej, gdyż w ostatnich latach w końcu udało im się odnaleźć w kraju znaczną ilość filius caeli. Większość z nich wciąż jednak nie osiągnęła wieku męskiego, jednak wszyscy byli doskonale wyszkoleni. Poza tym posiadali też dobrą strategię, a także nieopisaną pomoc ze strony Minho. Sam Jongwoon tego dopilnował.
Leeteuk był prawie pewien, że wygrają tę bitwę, więc z szerokim uśmiechem ruszył na swoich wrogów. Tak, to prawda. Bitwę wygrali. Ale cena, jaką ponieśli, była przeogromna...
Zginęło wielu najmłodszych i najstarszych Nefilim, prawie wszyscy zostali ciężko ranni. Paru z nich cudem odratowano... W tym również Jongwoona.
Walczył z wysokim i silnym wampirem, który nie pozwolił mu się skupić na niczym innym, przez co nie zauważył, jak kolejny podkrada się do niego od tyłu. Dostrzegł to Siwon, jednak było już za późno. W momencie w którym starszy zamachnął się mieczem, długi harpun został wbity w miejsce tuż nad jego sercem.
Krew odpłynęła Siwonowi z twarzy, kiedy zobaczył jak ten opada bezwładnie na kolana, a oba potwory szczerzą swoje wstrętne kły, najwidoczniej szykując się na kolejną ucztę. Jednym susem znalazł się przy nich i, nie myśląc za wiele, uciął im głowy szybciej, niż ci zdążyli krzyknąć. Ich sylwetki rozsypały się w drobny pył, jednak mężczyzna nie zwracał już na nich żadnej uwagi. Rzucił się na ziemię obok bezwładnego ciała Kima i podniósł je najdelikatniej, jak tylko potrafił.
- Boże... - szepnął przez łzy. - Błagam, tylko nie to...
Drżącą dłonią wyciągnął broń z jego ciała. Czuł, jak przez jego palce sączyła się gorąca krew Jongwoona, która mogła przyciągnąć wampirów, a wtedy nie zdoła już go ocalić. Ale musiał się obudzić, otworzyć oczy, uśmiechnąć się do niego...
- Jongwoon-ah... - schował twarz w jego włosach, modląc się już tylko o to, by ten się obudził. - Proszę. Nie możesz mnie zostawić...
Cisza. Kątem oka dostrzegł, jak Słońce powoli unosi się nad horyzont, przez co osłabione i otępiałe wampiry łatwiej było już zabić. Pierwsze promyki oświetliły bladą i zakrwawioną twarz starszego, po której spływały strumienie łez Siwona.
- Proszę... - jego głos coraz bardziej się załamywał. Czuł, że jeszcze chwila i oszaleje z bólu i rozpaczy. - Kocham cię, słyszysz? Kocham...
Naprawdę to powiedział? O Boże drogi...
Rozpłakał się już na dobre, tamując jego ranę swoim rękawem i dłońmi, jednak nadzieja powoli zaczęła już go opuszczać. Dlaczego akurat teraz, w momencie w którym tak mocno go potrzebował...? Zrobiłby wszystko, żeby tylko się obudził! Żeby otworzył oczy i powiedział...
- Siwon...
Cofnął się gwałtownie, o mało nie wypuszczając go z ramion. Przetarł oczy wierzchem dłoni i ujrzał, jak usta Jongwoona poruszają się nieznacznie. To niemożliwe... On wciąż żył...
- Jongwoon-ah... - szepnął czule, delikatnie przytulając go do piersi. Jego serce biło jak oszalałe, gdy ten usiłował zacisnąć na wpół bezładną dłoń na jego ramieniu.
A potem rzekł coś, czego Choi nigdy by się po nim nie spodziewał. Te słowa sprawiły, że nabrał nadziei na to, że wszystko jeszcze się ułoży. Lepsze jutro przecież musiało kiedyś nadejść... prawda?
- J-ja... też cię kocham... Siwon-ah...
* * *
Haeyeon odchyliła się na krześle, a jej usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu. Kątem oka obserwowała, jak Kim Ryeowook wychodzi od jubilera, poprawia szal i rusza w kierunku najbliższej stacji metra. W życiu by nie przypuszczała, że to będzie tak dziecinnie proste... Wystarczyło tylko trochę posiedzieć przy tym kretynie, rozkochać go w sobie, przez co zwrócić uwagę jego przyjaciela i obserwować, jak wszystko toczy się w swoim tempie. Już im nie ucieknie, nie ma szans. Ludzie to jednak naprawdę prymitywny i ułomny gatunek...
Dlatego ona sama wstydziła się tego, że wciąż jest człowiekiem. Zwykłą, małą, nic nie znaczącą istotą, po której za kilkaset lat nie pozostanie już żaden ślad. Istniała jednak szansa na to, by zmienić swoje przeznaczenie. W końcu Jiyong jej to obiecał, a ona wykonała już swoje zadanie...
Haeyeon wiedziała, że wampiry bardzo rzadko korzystają z przywileju tworzenia nowych członków ich gatunku właśnie w ten sposób, dlatego tym bardziej czuła się wyjątkowa. Taki wampir był o wiele słabszy, a każdy, nawet najdelikatniejszy promień słońca mógł go zabić. Mimo to wciąż byłaby nieśmiertelna, a to jest warte swojej ceny. Nic i nikt nie mógłby jej powstrzymać: żadna choroba, a tym bardziej nigdy nie nadchodząca starość.
Tylko ci cholerni filius caeli. Cała sytuacja w której oni wszyscy się znaleźli, była wprost przekomiczna. Leeteuk był największym kretynem jakiego widział świat, jeśli sądził, że Jiyong zgodził mu się pomóc od tak. A Siwon i Yesung? Momentalnie roześmiała się pod nosem, kiedy pomyślała sobie, że oni wciąż są święcie przekonani o swoim bezpieczeństwie. Przecież Strażnik nie będzie żył wiecznie. To tylko człowiek, nie jest nieśmiertelny... A jego nieuniknioną śmierć zawsze można nieco przyspieszyć, więc po wszystkim będzie prędzej, niż oni to sobie wyobrażają.
- Podać coś pani?
Podniosła wzrok na uśmiechniętego wesoło kelnera i pokręciła głową, wskazując swoją ledwo napoczętą kawę. Mężczyzna ukłonił się nisko i odszedł bez słowa, a ona ponownie zerknęła w okno, lecz po chłopaku nie było już ani śladu. Sięgnęła po zapomnianą filiżankę z zimną kawą i upiła spory łyk. To wszystko zdecydowanie zmierza w bardzo dobrym kierunku...
* * *
Od stuleci nikt nie widział Yesunga aż tak przerażonego. W jednym momencie z jego twarzy odpłynęła cała krew, a usta rozchyliły się w geście niedowierzania. Dlaczego akurat teraz? Przeniósł pełen obaw wzrok na Siwona, jednocześnie ściskając mocno jego dłoń. Ten pokiwał tylko delikatnie głową na znak zgody, natychmiastowo zapominając o cudownym wieczorze, jaki mieli razem spędzić.
- Chodźmy. Nie ma czasu...
Jonghyun prowadził ich przez kręte uliczki i skróty, które znały tylko nieliczne wilkołaki, błąkające się nocami bez celu po mieście. Po drodze mijali wielu z nich, najwidoczniej niezbyt zadowolonych z faktu, że widzą w tym miejscu parę poszukiwanych na całym świecie filius caeli. Jonghyun jednak kazał im się nimi nie przejmować, gdyż mieli coś wyraźnie ważniejszego na głowie. W końcu bezpieczeństwo Strażnika było tu priorytetem...
Niecałe dwie minuty później stali pod drzwiami mieszkania Ryeowooka, rozglądając się dookoła. Nagle z dachu budynku zeskoczyła ciemna postać, bezszelestnie lądując na wciąż jeszcze mocno zielonej trawie. Był to kolejny wilkołak przydzielony przez Minho do ochrony chłopaka. Warknął cicho i podszedł do nich szybko.
- Kibum, gdzie on jest? - Jonghyun zmarszczył groźnie brwi.
- Idzie tu. Ma pięciu na ogonie, chyba czekają na odpowiedni moment... Nie sądzę też, by się nas spodziewali.
- A Jiyong?
Obaj Nefilim spięli się gwałtownie na wspomnienie tego imienia.
- Nie wyczułem go.
Wilkołak pokiwał głową i posłał porozumiewawcze spojrzenie obu mężczyznom.
- Wiecie, co robić. - powiedział poważnym tonem. - Jeśli chcecie ocalić swojego Strażnika, musicie walczyć.
- Nic nowego. - odparł Siwon, po czym zerknął w Księżyc. - Znowu nie ma pełni... Dacie radę stoczyć bitwę w tej postaci?
- Z pewnością.
Nie dana im była dłuższa dyskusja, gdyż właśnie w tym momencie na rogu pojawił się Ryeowook, żwawo zmierzając w kierunku domu. Twarz miał mocno opatuloną szalem (koniec lata niespodziewanie przyniósł ze sobą wyjątkowo mroźne noce i wieczory), z którego wystawały tylko oczy i nos. Niczego nieświadomy włożył paczkę pod pachę i wygrzebał z kieszeni klucze. Tymczasem dwóch Nefilim i wilkołaków schowało się w cień, oczekując pojawienia się kolejnych postaci.
- Czuję ich zapach... - szepnął Kibum. - Okropnie śmierdzą...
Chłopak zamknął za sobą furtkę i westchnął cicho, jakby się nad czymś zastanawiał. Siwon zmarszczył brwi, patrząc jak mocniej ściska paczkę i kręci delikatnie głową, ruszając w kierunku drzwi. Już miał je otworzyć, kiedy...
- Kim Ryeowook?
Odwrócił się gwałtownie na dźwięk tego głosu, o mało nie wypuszczając pudełka spod pachy. Zmrużył oczy, próbując dostrzec jego właściciela, jednak dostrzegł zarys pięciu postaci, zmierzających powoli w jego kierunku.
- Kto tam jest?
Cichy śmiech. Ryeowookowi dreszcz przeszedł po plecach, niekoniecznie z zimna. Do jego nozdrzy dotarł przedziwny, metaliczny zapach z domieszką czegoś dziwnego, czego nie umiał nazwać...
- Halo! Kto...
- Zamknij się, mały człowieczku. - błysk długich, straszliwych kłów. Kim już wiedział, w co się wpakował. O mało nie krzyknął, próbując jak najszybciej otworzyć drzwi do domu. Jak na złość klucz wypadł mu z dłoni i przepadł wśród ciemności. Zaklął soczyście pod nosem i zerknął przez ramię.
- Nie...
Ponownie usłyszał szyderczy chichot pięciu postaci, które spojrzały na siebie porozumiewawczo.
- Jiyong-ssi będzie bardzo zadowolony...
- Może da nam w nagrodę trochę Ich krwi...?
- Myślisz?
- Na pewno! Przecież w końcu...
Wampir gwałtownie urwał, a dookoła natychmiast zapanowała cisza. Ryeowook skulił się mocniej pod drzwiami, patrząc na nich ze strachem.
- Czujecie?
- Tak. - rozległ się cichy warkot. - Oni tu są...
- I nie tylko. Jest jeszcze dwóch wilkołaków.
Co?
Kim rozejrzał się dookoła. Niemożliwe. Przecież Siwon i Yesung mieli być całą noc poza domem... I do tego jeszcze wilkołaki. O co w tym wszystkim chodzi?
Nie miał czasu się dłużej nad tym zastanawiać, gdyż z ciemności wyskoczyły cztery postacie, z furią w ciemnych oczach rzucając się na wampirów. Rozległ się zbiorowy krzyk, po czym pierwszy z nich padł na ziemię od ciężkiego ciosu Jonghyuna. Dobił go Yesung, wbijając w jego serce bogato zdobiony sztylet. Ciało rozsypało się w drobny pył, a blondyn odwrócił głowę w kierunku Ryeowooka i krzyknął:
- Uciekaj...!
Ten jednak nie mógł się ruszyć. Wpatrywał się w szaleńczą walkę, która rozgrywała się na jego oczach w jego własnym ogródku. Siwon zamachnął się mocno, uderzając w brzuch kolejnego z krwiopijców. Chwilę później złapał w locie sztylet, który rzucił mu Yesung i uciął głowę potwora, próbując złapać nieco tchu. Rzucił beznamiętne spojrzenie Ryeowookowi, które momentalnie zmroziło serce Kima.
- Co ty tu jeszcze robisz? Wiej stąd!
Tym razem nie miał już wyjścia i musiał się podnieść, nie przejmując się zaginionym kluczem i ruszył przed siebie, biegnąc na oślep, byle jak najdalej od tego przerażającego widoku. Serce waliło mu jak oszalałe, po jakieś minucie zaczęło braknąć mu tchu, jednak on się tym nie przejmował. Miał wrażenie, że wampiry wciąż go śledzą, wyciągając ku niemu te swoje okropne łapska, chichocząc złowrogo pod nosem.
Kiedy w końcu całkowicie opadł z sił, znajdował się już pod drzwiami bloku, w którym mieszkał Kyuhyun. Opadł bezwładnie na schody i spróbował odzyskać oddech, wycierając jednocześnie rękawem łzy, które wypływały z jego oczu.
- O co w tym wszystkim chodzi...? - szepnął do siebie, zerkając w ciemność. Kiedy nikogo nie dostrzegł, uspokoił się nieco. Powoli wstał i podszedł do windy, która pierwszy raz od wielu miesięcy działała prawidłowo.
* * *
- Gdzie on jest?
Kibum otarł pot z czoła i rozejrzał się dookoła. Oprócz nich nie było już żywej duszy, również Ryeowook w pewnym momencie zniknął mu z oczu.
- Pewnie pobiegł do swojego przyjaciela... - odparł Jonghyun, zerkając na górę popiołu, pozostałość po ostatnim wampirze którego zabił, która leżała pod jego nogami. - Wstrętni krwiopijcy...
- Myślicie, że to koniec?
Kibum prawie natychmiastowo pokręcił głową.
- Na pewno nie. Jiyong tak łatwo się nie podda... Musicie na niego bardziej uważać.
- Co jeszcze niby możemy zrobić? - warknął Siwon. - Zamknąć go w domu i kazać się z niego nie ruszać?
- Nie to miałem na myśli... Może po prostu wystarczy zainteresować się tym, z kim się zadaje...?
- Nie jestem jego ojcem. - odparł przez zaciśnięte zęby, nie zwracając uwagi na uspokajającą dłoń Yesunga na swoim ramieniu.
Wilkołak pokręcił głową.
- W takim razie róbcie co chcecie. Ale wiecie... następnym razem może być ich więcej... I nie damy sobie tak łatwo rady.
Blondyn cicho westchnął, przeczesując włosy palcami.
- Dziękujemy. Bez was na pewno by się nie udało...
Ani Jonghyun, ani Kibum już nie odpowiedzieli, tylko odwrócili się na pięcie i popędzili przed siebie tak szybko, że już po paru sekundach nie było po nich ani śladu. Yesung posłał Siwonowi zmartwione spojrzenie i mruknął cicho:
- Miał rację...
- Wiem. Ale...
- Żadne ale, Siwon. Dałbyś w końcu spokój z tą zazdrością i przestał być taki oschły. - syknął cicho. - Od niego zależy nasze życie.
Choi już miał coś odrzec, jednak nie zdążył, gdyż ten natychmiast podszedł do drzwi i schylił się nieco, podnosząc z trawy zagubiony klucz. Kątem oka dostrzegł coś jeszcze – niewielką paczkę zostawioną na pastwę losu w najbliższych krzakach.
- Oh... - westchnął z zaciekawieniem i chwycił ją w dłonie. Bez słowa rozerwał papier, a jego oczom ukazało się skromne pudełko. Uniósł brwi ku górze w geście zdziwienia, kiedy otworzył je powoli i ujrzał delikatny, srebrny krzyżyk na długim łańcuszku. Mimowolnie uśmiechnął się, natychmiast chowając prezent do kieszeni. - Chodź do środka. Okropnie mi zimno.
Ty naprawde nie chcesz, żebym się na jutro nauczyła, co? XD
OdpowiedzUsuńOh, historia Siwona i Yesunga jest taka wzruszająca. Ciekawe, jak doszło do tego, że musieli uciec. Mam nadzieję, że szybko nam to wyjaśnisz :3
Biedny Wookie. Tyle się ostatnio wokół niego dzieje, został zaatakowany i w ogóle :c Współczuję mu...
Biedny Kyuhyun! Jego dziewczyna go wykorzystała o.o Kyunnie, skarbie, nie przejmuj się, my cię kochamy, ja cię kocham ^^ Na pewno poznasz kogoś, kto cię naprawde pokocha... Na przykład takiego Sungmina, ewentualnie Zhou Miego (nic nie sugeruję...xp)
Łohoho. Yesiek ukrył prezent od Ryeo. Jak Siwy to zobaczy, to będzie niezła afera o.o
Weny ci życzę, moja droga! ;* Hwaiting~!
No będzie, będzie, to ci moge obiecać XDD
Usuńdziękuję pięknie ^^
Huhuuhuhu, klawiatura wciąż niezbyt sprawna, ale tyle się dzieje, że muszę skomentować!! Bideny Rye..;( tyle się wokół niego dzieje! Ehh i to wyznanie Siwego i Yesu <3 po prostu piękne!! btw Siwy coś ty taki zazdrośniczek? xd
OdpowiedzUsuńJak to to filius caeli nie są nieśmiertelni? ... UMRĄ? tak sami z siebie? o tak ze starości? nie mieści mi się to w głowie... wgl kiedyś lubiłam wampajrły, ale.. teraz to mi jakoś przeszło, po tym co chcą zrobić Żyrafce. I tak z innej bajki jestem ciekawa nad czym się teraz produkujesz, paringu i wgl..! <3 Tylko pamiętaj, że nic na siłę i ci mądrzy z nas na pewno zrozumieją że 1 Lo to już (chyba) nie jest tak łatwo Hawaiting!~~
FC są niesmiertelni, nie umrą ze starosci, Haeyeon jest człowiekiem.~
UsuńFC są niesmiertelni, nie umrą ze starosci, Haeyeon jest człowiekiem.~
UsuńNie wiem czemu, ale przeczuwam, że ta historia nie skończy się dobrze dla Wookiego ;-) Wiem, nie planujesz tu Kyumina ale nie mogę no xD Jeszcze jak się okazało, że ta dziewczyna jest dziw... na :-\ Siwy będzie zUy o prezent o_O Nie mogę się doczekać :-D
OdpowiedzUsuńKAGE
Zapomniała bym GRATULUJE 100 NOTEK ;-) I życzę kolejnych 300 xD
UsuńKAGE