piątek, 30 sierpnia 2013

Signum Temporis (Rozdział VII)

Autor - Yesung Oppa
Beta - Tak

N/A:
Wiem, że nie powinnam, ale często wspominam przeszłość.
Głównie swoje błędy i najpiękniejsze chwile, jakie przeżyłam. To co było sprawia, że na nowo buduje się moja osobowość, która (mam wrażenie) zmienia się z dnia na dzień. Wspomnienia, dawne marzenia, pragnienia, błędy...
To wszystko buduje Signum Temporis, gdyż to opowiadanie głównie dotyczy Wspomnień i Marzeń. Cieszę się, że dane mi było je zacząć, zagłębić się w ten świat i pokazać go Wam najlepiej, jak tylko potrafię...


~*~






7.Kryzysowa narzeczona


Od tamtego czasu Siwon i Jongwoon byli dosłownie nierozłączni. Zachowywali się tak, jakby bariera wychowania jednego przez drugiego i przeogromnej wręcz różnicy wieku między nimi nie istniała, chociaż dla wielu było to nie do pomyślenia. Jongwoon w końcu został zmuszony do tego, by zastąpić mu jednocześnie matkę i ojca, teraz jednak zaowocowało to tym, że znał go lepiej, niż ktokolwiek inny. Był jego najbliższym przyjacielem, a nie każdy na dworze mógł się tym poszczycić.
Tymczasem Mroczne Dni powróciły. Dwór i przywódca filius caeli żyli w strachu i niepokoju przez prawie pięć lat, w każdej chwili oczekując napaści na swój skromny dobytek. Jednak jak się okazało, to nie oni tym razem padli ofiarą wampirów. Zaatakowali Las, w całości należący do Minho i jego stada. Był on młodym wilkiem, który przejął je po swoim dopiero co zmarłym ojcu. Jako likantrop od urodzeniach w oczach swoich podwładnych byłby arystokratą nawet wtedy, gdyby nie spłodził go ich dawny przywódca. Problem stanowił jedynie jego wiek – dwadzieścia cztery wiosny to wciąż zbyt mało, by wiedzieć o walce i wampirach tyle, by zagrzać resztę wilkołaków do walki.
Siwon już od dawna znał Minho. Poznali się sześć lat temu w pobliskim miasteczku. Łączyło ich więcej, niż można było sobie wyobrazić. Najbardziej zastanawiającą sprawą dla Nefilim było to, że Minho często otrzymywał dary od poddanych w postaci młodych wilczków, którymi miał się „zaopiekować”. Pewnego razu spytał się go o ty, czy u nich nie jest to dla nich grzechem.
- Nie traktuję tak tego. - odparł wilkołak z uśmiechem. - Grzechem byłoby odmówić przyjęcia prezentu, prawda? Poza tym, gdyby Bóg chciał, ukarałby mnie już dawno temu, nie sądzisz?
Kiedy Siwon i Jongwoon dowiedzieli się o ataku, wszyscy wokół mówili, że jest już za późno i nikt nie może im pomóc. Wilkołaki w Lesie zostały zdziesiątkowane, a ich przywódca odniósł zbyt poważne rany, by mógł dalej walczyć. Wielu mówiło nawet, że może tego nie przeżyć. Choi nie mógł tego słuchać. Szybko przekonał swojego przyjaciela, by razem z nim udał się do Lasu. Jongwoon szczerze wątpił w to, że we dwóch cokolwiek zdziałają, jednak nie potrafił mu odmówić.
Znaleźli go posiniaczonego i półprzytomnego, zostawionego na pastwę losu pod jednym z drzew. Zdołał im pokazać kierunek, w którym wciąż jeszcze toczyły się nieliczne walki. Siwon wyprostował się gwałtownie i zwrócił do Kima tymi słowami:
- Zostań tu i zajmij się nim. Ja pójdę.
Jongwoon zmrużył groźnie oczy. Jak ten młokos śmiał mu rozkazywać? Władał doskonale mieczem prędzej, niż on przyszedł na ten świat! Mimo iż był od niego silniejszy i szybszy, powinien okazać mu więcej szacunku.
- Oszalałeś kompletnie?
- Jongwoon, tylko ty potrafisz go uleczyć. Nie znam Pieśni Słońca, no i nie mam tyle cierpliwości co ty. - odparł spokojnie. - Kiedy Minho wyzdrowieje, obaj mnie odszukajcie. Zakładam, że do tego czasu będzie już po wszystkim, ale mogę potrzebować pomocy.
- Czekaj, zamierzasz...?
- Tak. - odparł spokojnie, podchodząc do niego bliżej. Kim pokręcił głową.
- Obiecałem twojemu ojcu, że nie pozwolę ci zginąć...
- Wiem, Jongwoon-ah, wiem... Nie zginę. - uśmiechnął się słabo, po czym delikatnie pocałował go w czoło. - Do zobaczenia.
Zniknął między drzewami szybciej, nim to wszystko zdążyło dotrzeć do starszego. Po paru sekundach pokręcił głową, by odgonić natrętne myśli i pochylił się nad rannym wilkołakiem.
Kiedy Jongwoon tylko miał czas, przeglądał stare księgi i pergaminy, na których zapisane zostało wszystko, co dotyczy filius caeli. Było ich niewiele, większość bibliotek zostało spalonych podczas wojen, jednak to co ostało, natychmiastowo trafiło do dworów na całym świecie. W jednym z najstarszych zachowanych źródeł natrafił na wzmiankę o Pięciu Pieśniach, powstałych u zarania dziejów, o których jednak pamięć już dawno zanikła. Każda z nich kontrolowała żywioł tak długo, jak się ją śpiewało, jedynie piąta – Pieść Słońca miała moc uzdrawiania tak wielką, że nie śnił o niej nigdy żaden uzdrowiciel. Jego znalezisko było tak potężne, że powiedział o nim tylko Siwonowi i Leeteukowi. Tego pierwszego nauczył szybko Pieśni Ognia i Wody, jakby przeczuwając, że wkrótce mogą mu się one przydać.
Słowa powoli płynęły z jego ust, a ich melodią był szum liści i niespokojny oddech Minho. Pieśń Słońca była najtrudniejsza, najbardziej zawiła i wymagała niemałej cierpliwości oraz spokoju wewnętrznego. W połowie poczuł w oddali ogień, a także usłyszał pierwsze zduszone krzyki. Czyli Siwon posłużył się Ogniem. Dobry wybór. Tylko on potrafił naprawdę zniszczyć wampiry.
Gdy skończył, był potwornie wyczerpany, ale bardzo zadowolony z efektu. Minho zamrugał gwałtownie, po czym całkowicie zdrowy podniósł się do siadu, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Jongwoo...
- Szybko. - przerwał mu, wstając z obolałych kolan. - Musimy odnaleźć Siwona.
Obaj natychmiastowo puścili się biegiem w kierunku złocistych płomieni, które unosiły się nad Lasem. Wilkołak wzdychał cicho, gdy co rusz widywał swoich podwładnych, leżących bez sił na drodze, lecz wciąż jeszcze żywych. Nie mieli jednak czasu, by się nimi teraz zająć. Serce Jongwoona biło jak oszalałe, chciał już jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Wiedział, że Choi sobie poradzi, ale nie zmieniało to faktu, że strasznie się o niego bał.
W końcu obaj znaleźli się na skraju polany, pokrytej teraz całkowicie gęstym ogniem, który pochłaniał każdego wroga, którego napotkał na swojej drodze. Pośrodku tego wszystkiego stał Siwon, z wyciągniętymi przed siebie dłońmi i zamkniętymi oczyma mruczał cicho słowa Pieśni. Kim stanął jak wryty. Chciał się ruszyć i mu pomóc, ale zwyczajnie nie potrafił. Dotarło do niego, że nie patrzy już na małego, bezbronnego chłopca, który ze szczerbatym uśmiechem witał go w drzwiach sali do ćwiczeń. Siwon stał się potężnym i silnym Nefilim, którego nikt i nic już nigdy nie powstrzyma. Zrobiłby wszystko, by uratować swojego przyjaciela i jego stado. Jongwoon już nie musiał stać przy nim i go ochraniać, teraz to Choi czuł się w obowiązku czuwać nad jego bezpieczeństwem i pilnować, by niczego mu nie brakowało.
Wtem mężczyzna otworzył oczy, a jego usta zatrzymały się w bezruchu. Ogień momentalnie ustał, ukazując resztki tysiąca spalonych wampirów, które zmieszały się z piachem i dymem. Posłał Jongwoonowi zadowolony uśmiech od którego serce starszego zabiło jeszcze mocniej. Jak to możliwe? Przecież był dla niego tylko byłym wychowankiem i najbliższym przyjacielem! To niedorzeczne. Takie rzeczy się nie dzieją.
Choi wytarł rękawem swoją przydymioną twarz i ruszył w ich kierunku. Kim w porą zdążył się otrząsnąć i chrząknął cicho, przywołując na twarz szeroki uśmiech:
- Dobrze ci poszło.
Tamto wydarzenie sprawiło, że zyskali w Minho dozgonnego sojusznika. To dzięki nim prawie połowa stada ocalała, a już niedługo jej świetność powróciła za sprawą umiejętnych rządów Minho. Chwila ta głęboko zakorzeniła cię w jego sercu i całkowicie odmieniła życie wilkołaka. Na zawsze.
Ale nie tylko jego.
Jongwoon przez długi czas nie mógł spać, intensywnie myśląc. Co się z nim stało? Dlaczego wtedy w Lesie spojrzał na Siwona w taki sposób? To przecież niemoralne i niedopuszczalne! Ale mimo to nie mógł, albo i nie potrafił wyrzec się nowego uczucia, które w nim zakiełkowało...


* * *


Winda znowu była zepsuta.
Na widok tabliczki z (nie wiedzieć, czemu) angielskim napisem „Out of Order” miał ochotę głośno zakląć i przyłożyć głową w ścianę. Powstrzymał się jednak ostatkiem sił i wziął kilka głębokich oddechów. Tak jest Wookie... wszystko będzie dobrze. Schody to przecież nie jest aż tak straszna rzecz, prawda?
Od dwóch dni próbował wymyślić cokolwiek, co mogłoby nadawać się na urodzinowy prezent dla Yesunga. W głowie jednak miał kompletną pustkę. Mimo wielu godzin spędzonych na obserwacjach blondyna, wciąż znajdował się w punkcie wyjścia. Jedyne, co mógł w tej sytuacji zrobić, to poradzić się swojego najlepszego przyjaciela. A nuż Kyuhyun wpadnie na jakiś pomysł...?
Po parunastu minutach stał pod odrapanymi drzwiami jego mieszkania, dysząc ze zmęczenia. Zapukał w nie i czekał, spodziewając się ujrzeć zmęczonego, niewyspanego i śmierdzącego Cho, jak zwykle po całym dniu spędzonym w pracy i nocy przed komputerem.
Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył twarz przyjaciela całkiem wypoczętą, mimo iż zaspaną.
- Czego?
- Miły jak zwykle. - burknął Ryeowook. - Mam sprawę...
- Nie dam, bo nie mam. A nawet jakbym miał, to bym nie dał. - odparł natychmiastowo.
- Bardzo śmieszne. Nie o to chodzi. Mogę wejść?
- Ee... No nie bardzo.
Kim zmarszczył groźnie brwi.
- Dlaczego? Ukrywasz coś przede mną?
- Oppa, kto to~? - usłyszał głos dobiegający z wnętrza mieszkania. Momentalnie rozpoznał jego właścicielkę.
- Haeyeon?! - odepchnął przyjaciela i wszedł do środka. Ujrzał blondynkę, owiniętą w białą pościel i uśmiechającą się do niego szeroko. - Co tu robisz? Myślałam, że dałaś sobie spokój z tym kretynem.
- ...ej.
- Kretyn nie kretyn, doszłam do wniosku, że nie mogę żyć bez jego marudzenia. - powiedziała, chichocząc cicho.
- No ej...!
- Wiesz, że to może być coś, czego będziesz potem żałowała, nie?
- Czasami warto podjąć ryzyko...
- Ludzie, ja tu ciągle stoję, jakby ktoś nie zauważył. - mruknął nadąsany Kyuhyun i poprawił bokserki. - Zrobię herbatę, czy coś...
W tym samym momencie Haeyeon oświadczyła, że idzie się ubrać, więc chcąc nie chcąc Ryeowook ruszył za przyjacielem w kierunku kuchni.
- Powiesz mi, co tak właściwie się stało?
Kyuhyun westchnął i chwycił czajnik.
- Nie dasz mi spokoju, co?
- Ta historia jest aż tak upokarzająca dla twojego ego, że nawet mi nie chcesz jej opowiedzieć? - Kim zmarszczył brwi i przysiadł na brzegu blatu. Ten posłał mu mordercze spojrzenie, po czym odparł:
- Wczoraj wieczorem zadzwoniła do mnie cała zapłakana i zaczęła jęczeć, że popełniła błąd i mnie bardzo kocha... no, te takie bzdety. Błagała, bym pozwolił jej do siebie wrócić. Ot cała historyjka.
Ryeowook zmarszczył brwi. Coś mu tu wyraźnie nie pasowało. Yoo Haeyeon nie była kobietą, która błagałaby o cokolwiek żadnego faceta, nie mówiąc już o Kyuhyunie. Miała swoją dumę i każdy doskonale o tym wiedział. Czyżby Cho Kyuhyun zmienił ją AŻ TAK?
Więcej pytań, niż odpowiedzi...
- Aha... - bąknął wielce inteligentnie, biorąc od niego kubek z parującą herbatą. - I to dlatego nie chciałeś mnie wpuścić do domu?
- No bo normalnie to byś się darł, jaki to jesteś szczęśliwy, że nam się udało. - skrzywił się, opierając biodro o blat. - Właśnie, coś za cichy dzisiaj jesteś...
Ryeowook wzruszył ramionami.
- Nic wielkiego. Po prostu od dłuższego czasu się nad czymś zastanawiam i za cholerę nie mogę sobie z tym poradzić.
- Zgaduję, że po to tu dzisiaj do mnie przylazłeś.
Uśmiechnęli się do siebie szeroko. Póki Haeyeon była w łazience mógł go swobodnie o to zapytać.
- Kyuhyun, jesteś moim najlepszym przyjacielem, wiesz?
- O matko, jaka wazelina... - mruknął Cho, upijając łyk łyk herbaty ze swojego kubka.
- Umh... Chodzi o to, że na pewno znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny, prawda? - „oprócz Yesunga” dodał w myślach i przygryzł nerwowo dolną wargę.
- Wookie, powiesz mi w końcu o co ci chodzi?
Pokiwał głową i odparł:
- Pomyśl przez chwilę, że jesteś mną. Co byś na moim miejscu kupił pewnemu... facetowi na urodziny?
Brwi Kyuhyuna momentalnie powędrowały ku górze.
- A to w sumie zależy jakiemu facetowi.
Kim opuścił wzrok w podłogę. Jak wiele może mu powiedzieć? I, co więcej, czy to w ogóle mu w czymś pomoże?
- Wyjątkowemu. - odparł po chwili. Kyuhyun pokiwał ze zrozumieniem głową i westchnął cicho.
- Ach rozumiem. Czyli też gej. Cóż, to ułatwia sprawę. Ile on ma lat?
Więcej niż ty, ja i wszyscy ludzie mieszkający na tej dzielnicy razem wzięci” - pomyślał ponuro, po czym powiedział niepewnie:
- Jest dość... stary.
- Ło. No to mnie zaskoczyłeś. - odparł Cho nie kryjąc rozbawienia. - Nie wiedziałem, że gustujesz też w dziadkach...
- Jest stary, ale wygląda wyjątkowo młodo! - w sumie nie mijało się to zbytnio z prawdą, co nie? Kyuhyun pokręcił głową i odstawił kubek na blat.
- Dobra, pomińmy tę kwestię. Co lubi?
Ryeowook skupiał się na tej kwestii już miliony razy. Blondyn gustował w wielu rzeczach, jednak niektóre prezenty z nimi związane mogły go bardzo urazić... Po parunastu sekundach głębokiego namysłu odparł:
- Lubi lasy, pola, łąki... ogólnie przebywać na świeżym powietrzu. I ubrania, głównie dodatki i buty... - urwał na moment, dopiero po chwili dodając: - Ale najbardziej kocha muzykę.
- Muzykę mówisz? - powtórzył Kyuhyun, na co Kim pokiwał głową.
Tylko raz w życiu słyszał, jak Yesung śpiewa; podczas kolejnej, bezsennej nocy, kiedy postanowił wyjść na balkon i zaczerpnąć nieco tlenu. Wpatrywał się ze spokojem w księżyc, kiedy usłyszał cichy, ciepły głos rozbrzmiewający tuż nad jego głową. Zobaczył go stojącego w oknie, opierającego brodę na dłoni, ubranego w dużą białą koszulę (pewnie należącą do Siwona). Jego oczy były przymknięte, a jasne włosy rozwiane na wszystkie strony. Z ust wydobywały się piękne słowa piosenki, którą słyszał po raz pierwszy w życiu:


I nawet wtedy, kiedy Księżyc pęknie na miliony części
I nawet wtedy, gdy Ziemia się odwróci
Kiedy świt zamieni się miejscami ze zmierzchem, a szczęście z cierpieniem
Będę tu z Tobą
A Ty będziesz tu ze mną
Jestem gotów, by walczyć...”


Kiedy skończył i rozchylił lekko powieki, napotkał wzrok chłopaka, wpatrzonego weź z zachwytem. Uśmiechnął się do niego, po czym zniknął, zostawiając po sobie jedynie otwarte okno i wspomnienie anielskiego głosu w głowie Kima. Od tamtego czasu był przekonany o tym, że muzyka zajmuje ważne miejsce w życiu Yesunga.
- O czym rozmawiacie? - niespodziewanie w drzwiach pojawiła się Haeyeon, całkowicie ubrana i z perfekcyjnym makijażem na twarzy. Och przepraszam, tapetą.
- O niczym szczególnym. - odparł natychmiastowo Ryeowook wiedząc, że Kyuhyun zaraz wszystko wygada, jeśli szybko nie zareaguje. - Prawda Kyu?
- Co? A tak, właśnie... - podszedł do dziewczyny i pocałował ją przelotnie w policzek. - Zostaniesz jeszcze?
- Muszę już spadać. - pokręciła głową zerkając na niego przepraszająco. - Rodzina mnie potrzebuje.
- Mogę pójść z tobą...
- Masz gościa. - machnęła brodą w kierunku Ryeowooka. - Trochę kultury osobistej i szacunku dla swojego najlepszego przyjaciela, Oppa.
- Właśnie! Dobrze gada. - powiedział Kim kiwając głową z aprobatą.
- Wszyscy przeciwko mnie... - Cho uniósł oczy ku górze, po czym mruknął: - On i tak tutaj dziś za długo nie posiedzi.
- A co, wyganiasz mnie?
- Nie, tylko piwo się skończyło.
Cała trójka momentalnie wybuchnęła głośnym śmiechem, opierając się o blaty lub lodówkę, starając się za wszelką cenę powstrzymać łzy rozbawienia. Ryeowook pomyślał przez moment, że jest dokładnie tak samo, jak dawniej – przed tym wszystkim, co go spotkało.
Prawie jak dawniej, Wookie.

* * *

- Mogę już otworzyć oczy?
Nadszedł w końcu długo wyczekiwany wieczór, dwudziestego czwartego sierpnia. Księżyc świecił wyjątkowo jasno, otoczony niezliczonymi gwiazdami, mrugającymi do nich z góry. Teraz byli ich bliżej niż kiedykolwiek przedtem. Yesung czuł, jak wiatr szarpie jego ubraniem i włosami (o odcień jaśniejszymi). Domyślił się, że są bardzo wysoko. Nie słyszał tutaj żadnych odgłosów nocnego życia w Seulu, tylko delikatny oddech Siwona tuż przy swoim uchu i jego cichy śmiech.
- Już za chwilę.
- Wonnie, błagam cię... Ponad siedemset lat robisz mi urodzinowe niespodzianki. Każdemu na twoim miejscu już dawno skończyłyby się pomysły... - odparł z rozbawieniem, wyraźnie się z nim drocząc.
- Chyba mnie nie doceniasz, skarbie. - Choi udał urażonego, jednak tak naprawdę uśmiechał się szeroko. Wiedział, że to co Yesung za moment zobaczy spodoba mu się bardziej, niż jakakolwiek poprzednia niespodzianka.
Po chwili zatrzymał się w miejscu, puszczając jednocześnie ramię blondyna.
- Już możesz spojrzeć.
Półanioł rozchylił delikatnie powieki i zamrugał z zachwytem rozglądając się dookoła. Cały dach wyłożony był milionem płonących świeczek pachnących wanilią, którą Yesung tak uwielbiał. Pośrodku stał elegancki stół, uginający się pod ciężarem ulubionych potraw solenizanta. Wszystko to było zupełnie nienaruszone mimo silnego wiatru, który dmuchał im w twarze.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie.~ - szepnął mu do ucha Siwon, by po chwili pocałować go lekko w policzek. Blondyn odwrócił się do niego twarzą i mocno wyściskał go, wzdychając cicho.
- Tu jest pięknie... - odparł po chwili, ponownie zerkając w stronę stołu. - Dziękuję Wonnie.
Choi z uśmiechem chwycił jego drobną dłoń i poprowadził w kierunku krawędzi budynku. Z tego miejsca widać było, jak wysoko się znajdowali – ponad resztą budynków w mieście, w dzień mogliby praktycznie dotknąć chmur.
Yesung uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Nie może się z tym równać nawet zeszłoroczny Chór Leśnych Stworzeń. - powiedział, rzucając młodszemu promienne spojrzenie.
- Daj spokój, wiesz jak trudno było nauczyć jelenie mruczeć? - westchnął teatralnie Siwon, lekko obejmując go ramieniem.
- Wierzę...
Ludzie, do złudzenia przypominający mrówki, biegali w tę i z powrotem w zupełnie niezrozumiałym dla nich w tym momencie pośpiechu. Uliczne światła, samochody, krzyki... Nic do nich nie docierało. A to było cudowne.
- Chodźmy jeść.
Blondyn pokiwał głową i podszedł do stołu. Już miał odsunąć krzesło, kiedy niespodziewanie wyręczył go w tym Siwon z szerokim uśmiechem na ustach. Yesung mimowolnie spłonął rumieńcem, czując się jak nastolatka. Nie no, doprawdy...
Usiadł i wlepił wzrok w swój talerz. Prawie dwieście lat nie jadł krwistego steku w sałatce z pięciu rodzajów sera i winogron, nie mówiąc już o mlecznym puddingu z warzywami. Rzucił mu rozpromienione spojrzenie i chwycił widelec.
Podczas spokojnej i powolnej kolacji opuściły ich wszelkie troski i zmartwienia dotyczące Leeteuka, wampirów, Ryeowooka i własnego życia. To wszystko nie miało żadnego znaczenia. Liczyła się tylko ta chwila, kiedy patrzyli sobie z uczuciem w oczy, jedząc najpyszniejsze potrawy, jakie mogli sobie tylko wymarzyć.
- Wonnie... - powiedział w pewnym momencie Yesung, upijając z kieliszka delikatny łyk czerwonego wina. - Jestem szczęśliwy... Naprawdę, jak jeszcze nigdy przedtem.
Choi pokiwał głową i z lekkim uśmiechem pochylił się nad swoim talerzem.
- Jeśli ty jesteś szczęśliwy, to ja też.
- To twoja zasługa, wiesz o tym?
Siwon zachichotał i odstawił widelec.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
I pewnie wszystko potoczyłoby się w porządku, gdyby podczas wznoszenia uroczystego toastu ktoś im nie przeszkodził. Yesung odstawił kieliszek na stół i ze zdziwieniem spojrzał na tajemniczą postać, która pojawiła się znikąd tuż obok niego.
Siwon rozpoznał go, przez co momentalnie się spiął. Wstał z krzesła i spytał cicho:
- Jonghyun? Co tu robisz?
Blondyn uniósł brwi ku górze. Jonghyun, jeden z podwładnych Minho, wraz z Kibumem został przydzielony do pilnowania Ryeowooka. Skoro teraz znajdował się tutaj, do tego miał tak przestraszony wyraz twarzy...
- Kim Ryeowook jest w ogromnym niebezpieczeństwie. - odparł natychmiast. - Musicie iść ze mną.

2 komentarze:

  1. Łaaa, nowy rozdział *o*
    Muszę ci się przyznać, że poprawiłaś mi nastrój. Przeczytałam właśnie KyuWooka, w którym Ryeo umarł na guza mózgu a Kyu się odseparował od świata zewnętrznego i nawet nie grał w Starcrafta Q.Q Pomogłaś mi dojść do siebie xD
    Ciekawe, co Kyu i Ryeo wymyślili dla Yeśka. Oby nie wypad na karaoke xDD
    Coś grozi Ryeo? O.o Niee, tylko go nie zabijaj, kolejnego martwego Ryeowooka już dzisiaj nie zniosę Q.Q

    OdpowiedzUsuń
  2. Wookie O.O Coraz bardziej mnie to opo zadziwia, po prostu (nie wiem ile razy to już pisałam) je kocham ! Wybacz nie wiem co napisać ;-(
    KAGE <3

    OdpowiedzUsuń