sobota, 17 sierpnia 2013

Signum Temporis (Rozdział VI)

Autor - Yesung Oppa
Beta - Tag




    6.Nasze panaceum


Kiedy trzymał małego Siwona po raz pierwszy w ramionach, nie zastanawiał się nad niczym. Uciekał z płonącego domu tak szybko, jak tylko potrafił, pędząc w kierunku swojego konia. Pamiętał to, jak żałował wtedy, że nie upiął jakoś swoich długich włosów, gdyż połowę z nich pochłonął gęsty ogień.
Mały w ogóle nie płakał, całą drogę wpatrując się w Jongwoona swoimi dużymi oczami. Kim wiedział, że to dla niego jeszcze za wcześnie. Zbyt szybko stracił swoją matkę, został sierotą. Cudem było to, że zdążyła go urodzić nim dopadły ją wściekłe wampiry, opróżniły jej ciało z całej krwi i podpaliły chatę. Dzięki Bogu Jongwoon miał cały czas na nią oko. Gdyby nie on, zabiłyby pewnie i dziecko.
Niedługo potem dotarł na dwór i wręczył chłopczyka Leeteukowi. Ten jak zwykle pochwalił go, mimo iż nie zdołał uratować jego matki. Nim Jongwoon został ponownie wysłany na front, postanowił odpocząć parę tygodni, cały czas obserwując jak najstarsi na dworze opiekują się malcem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że gdy Siwon skończy pięć lat, zacznie się długi okres jego szkolenia, które nadzorował będzie właśnie Jongwoon.
Dziwnym zbiegiem okoliczności minęło dokładnie pięć lat, nim filius caeli udało się wynegocjować kolejny pokój. Kim był kompletnie wykończony ciągłą wojną, chciał jak najszybciej wrócić i odetchnąć. Nie dane mu to było, gdyż zaraz po tym jak przekroczył próg dworu, zauważył pędzącego w jego kierunku Siwona z małym, drewnianym mieczem w rączce. Czyli już czas...
Był pewien, że nigdy nie zapomni zaciętego wyrazu twarzy chłopca i pierwszych słów, jakie do niego skierował:
- Ciebie jeszcze nie pokonałem!
Zaraz za nim podbiegł do niego Heechul, w ostatniej chwili chwytając malca za ramiona.
- Wybacz. Nie mogliśmy go zatrzymać...
Jongwoon jednak uśmiechnął się do niego, po czym po czym kucnął przed nim i potargał go po włosach.
- A chciałbyś się ze mną zmierzyć?
- Naturalnie!
Tak właśnie zaczął się trwający dziesięć lat trening, podczas którego Kim obserwował każdą zmianę, jaka w nim zachodziła. Z chłopca wyrósł młodzieniec o ostrych rysach twarzy i ciekawych świata oczach. W wieku dwunastu lat z łatwością potrafił pokonać prawie każdego w pojedynku na miecze, a trzy lata później pobił nawet samego Jongwoona (co było jego głównym celem). Już niedługo stał się silniejszy niż jakikolwiek filius caeli w całym kraju.
Mimo to Siwon najbardziej lubił te dni, kiedy starszy siadał przed nim i opowiadał mu o przeszłości, nie tylko świata ale także to, co on sam przeszedł i ile wycierpiał w pałacu cesarza. Choi, mimo że on sam stracił matkę zaraz po urodzeniu i nie miał praktycznie nikogo, ogromnie mu współczuł i wiedział, że już wolał nie mieć rodziny, niż przeżyć tyle okropieństw, co on.
Lata na dworze mijały szybko, a oni cieszyli się trwającym już dość długo pokojem. Niektórzy nawet zwykli mówić o końcu wojny, która prawie całkowicie ich wyniszczyła. Leeteuk miał do dyspozycji już tylko dziesięciu filius caeli, w tym także Siwona. Ten po opowieściach Jongwoona był prawie pewien, że jego ojciec również nawiedzi go, gdy będzie miał osiemnaście lat. Gdy tak się jednak nie stało, Kim długo go pocieszał tłumacząc mu, że póki co to zdarzyło się tylko jemu, więc nie ma się o co martwić. Choi jednak wciąż czuł się źle i nikt nie mógł nic na to poradzić.
Gdy skończył dwadzieścia lat, był wyższy i o wiele lepiej zbudowany niż Jongwoon, który czuł się źle z faktem, że jego wychowanek wygląda na o wiele starszego niż on sam. Nie minęło dużo czasu, nim Siwon zaczął odwiedzać coraz to liczniejsze niewiasty, nie zabawiając się jednak z żadną z nich dłużej niż tydzień. Kim jednak nie miał tu już nic do powiedzenia. Chłopak już dawno osiągnął wiek męski, nie musiał więc robić tego, co starszy mu kazał. Wraz z końcem treningu przestał być pod jego opieką, więc teoretycznie był wolnym mężczyzną.
Tak, mężczyzną.
Minęło kolejne pięć lat. Jongwoon zaczął się o niego potężnie martwić, gdyż jego ojciec wciąż nie przystąpił do Nawiedzin. Choi coraz częściej zaszywał się w pobliskich miastach, oddając się całkowicie zabawie w niezliczonych karczmach i domach publicznych. Nikt nigdy nie wiedział gdzie on przebywa, a wszyscy winili o to oczywiście Jongwoona. Chłopak był przecież pod jego opieką! Gdyby nie on, wyrósłby na porządnego, rozsądnego młodzieńca, którego nie obchodzą bary i pijaństwo. Jedynie Leeteuk nie miał do niego żadnych pretensji, za co Kim był mu ogromnie wdzięczny. Przywódca był zawsze w jego oczach wzorem, najświętszym wśród świętych. Całkowicie mu ufał, co potem prawie doprowadziło go do zguby.
Nadeszła noc dwudziestych szóstych urodzin Siwona. Całkowite zaćmienie księżyca, co Jongwoon przyjął za dobry znak. I rzeczywiście, krótko po północy niebo rozstąpiło się i Choi w końcu ujrzał swojego ojca.
Gabriel był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną o kocim spojrzeniu. Kim poczuł ulgę, po raz pierwszy zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo się o niego martwił. W końcu mógł odetchnąć... jednak nie na długo. To nie były zwykłe Nawiedziny. Gabriel nie wyjaśnił swojemu synowi żadnej z nurtujących go spraw. Zamiast tego Siwon usłyszał anielską przepowiednię, pierwszą z trzech, jakie jeden Anioł mógł przekazać światu.

Mroczne cienie spowiją Niebo

Gwiazdy spadną, rozpalą grzeszną ziemię
W miejscu, gdzie Piekło spotyka się z Rajem
Lekarstwem na wszystko jest Miłość.



Potężna broń, która może zniszczyć lub uratować świat
Droga pokryta cierniem i skałami zdaje się nie mieć końca
Jednak prowadzi tam, gdzie sen jest długi i spokojny.
Wśród tych, którzy poprowadzą do zguby
lub tych, którzy są gotowi pomóc



Od Ciebie zależy to, w jaki sposób ta Droga się zakończy
Mój synu.”

* * *


Najpierw do domu wrócił Yesung.
W pierwszym momencie Kim w ogóle go nie poznał. Zwykle czysty i schludny blondyn wyglądał wtedy dosłownie jak personifikacja nieszczęścia; brudny, zmęczony, o bladej twarzy i podkrążonych oczach. Uśmiechnął się słabo do Ryeowooka i od razu popędził do łazienki, gdzie zaszył się na około godzinę. Ale wrócił i to było najważniejsze.
Spodziewał się, że Siwon przyjdzie zaraz po nim, więc zdziwił się okropnie, kiedy mężczyzna zjawił się w drzwiach dopiero nad ranem następnego dnia, jeszcze brudniejszy niż Yesung. Blondyn oczywiście opieprzył go za „chodzenie po domu w uświnionych buciorach”, ale Choi jak zwykle spojrzał na niego z politowaniem i pocałował go w czoło. Sielanka.
Najwidoczniej to, gdzie obaj zniknęli i co robili miało być kolejną tajemnicą, której nie mieli najmniejszego zamiaru zdradzić Ryeowookowi. Okej. Jak tam chcą. W końcu ich życie prywatne, to nie jego sprawa, prawda...?
Prawda?
Jasny szlag go jednak trafiał, gdy wchodził do kuchni po wodę, a ci dotychczas pogrążeni w cichej rozmowie momentalnie milkli. Czy to, cholera, aż takie ważne? Co im szkodzi mu powiedzieć? Tym bardziej, że miał przedziwne uczucie, że w tym wszystkim chodziło też o niego... Jeśli się mylił, tym lepiej. Póki tu mieszkają, ma prawo wiedzieć, co się dzieje. Koniec kropka.


* * *


- Wookie... wiesz, co jest za tydzień?
Podniósł wzrok z gazety, którą właśnie przeglądał i rzucił zdziwione spojrzenie Siwonowi, leżącemu jakby nigdy nic na całej szerokości kanapy. Miał na sobie idealnie dobraną, bladoróżową koszulę i wąskie, błękitne spodnie. Oczywiście znowu wyglądał perfekcyjnie. Boże drogi, dlaczego ten facet jest taki wkurzający...?
- Um... też sobota chyba... - bąknął Ryeowook, zaraz mając ochotę przypieprzyć głową w ścianę. No nie, teraz to się popisał intelektem, nie ma co...
Siwon uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową.
- Niby tak. A oprócz tego?
- Um...
- Yesung ma urodziny.
Wytrzeszczył oczy. No nie, kompletnie zapomniał... Wiedział, że wypadają one w sierpniu, ale sądził, że jest jeszcze dużo czasu... Najwyraźniej trochę się przeliczył.
Musiał mieć naprawdę głupią minę, gdyż Choi roześmiał się wdzięcznie i podłożył sobie ręce pod głowę.
- Najwidoczniej w samą porę przypomniałem.
Wpierdalaj gruz, debilu” - chciał powiedzieć Ryeowook, jednak w samą porę się powstrzymał i zadał najgłupsze pytanie, jakie tylko mógł:
- Które?
- Policz. - odparł lekko. - Ale nie mów tej liczby przy nim, jeśli nie chcesz poznać jego gniewu na własnej skórze.
Kim westchnął i przypomniał sobie rok urodzin blondyna. Kiedy odjął go od ówczesnej daty, momentalnie zamarł. Jezu. Nigdy nie zdawał sobie sprawy z tego, że Yesung jest aż tak stary. Nie, rzeczywiście... to źle brzmi. Wiekowy. Po raz kolejny poczuł się jak mały bobas w otoczeniu samych dorosłych ludzi.
- To... jakiś plan?
- Chciałem go gdzieś zabrać, o ile nie masz nic przeciwko.
Udało mu się ukryć swoje rozczarowanie i wzruszył tylko ramionami.
- Skąd. Róbcie co chcecie.
Kolejny problem na głowie – jaki prezent dać Yesungowi? Bo przecież nie może udawać, że zapomniał prawda? Nie, zdecydowanie. Ponownie skrył twarz za gazetą, intensywnie myśląc. Cholera no. Nie wiedział, co szykuje Siwon, ale za wszelką cenę chciał przebić jego prezent, choć wiedział, że to praktycznie graniczy z cudem (o ile nie jest w ogóle niemożliwe). Gdyby to był Kyuhyun, po prostu kupiłby mu jakąś grę... Ale Yesung to nie Cho. Kupienie mu czegokolwiek byłoby prostackie. Niegrzeczne. Tym bardziej gdy spojrzy się na to, które to będą urodziny... Boże.
Miał wrażenie, że oszaleje.

* * *

- Ryeowook chyba mnie nie lubi.
Yesung podniósł ze zdziwieniem głowę z piersi młodszego i zamrugał powiekami. W pierwszym momencie pomyślał, że ten sobie żartuje i już chciał się uśmiechnąć szeroko, jednak powstrzymał się, gdy ujrzał powagę na jego twarzy.
- Po czym to wywnioskowałeś?
Siwon pokręcił głową i pogładził go uspokajająco po plecach.
- Ja to czuję Sungie. Widzę z jaką niechęcią na mnie patrzy, jak się krzywi, gdy tylko otwieram usta, by coś do niego powiedzieć. Trochę mnie to martwi...
Blondyn westchnął cicho, nie odpowiadając od razu. Bawiła go ta gorączkowa zazdrość mężczyzny, zresztą nie pierwszy raz się tak zachowywał. Nie wiedzieć czemu, nagle przypomniały mu się kolorowe lata siedemdziesiąte dwudziestego wieku, które spędzili w USA, a na jego usta samoistnie wpłynął zadowolony uśmiech. Na samo wspomnienie jedynego spotkania grupy „secretly we are gay” na jakim byli (i ostatniego w historii nawiasem mówiąc) i widoku ściągniętej ze zdenerwowania twarzy Siwona, kiedy dwóch Amerykanów podeszło do niego z zainteresowaniem w oczach sprawiło, że mimowolnie zatęsknił za tymi czasami. Pamiętał doskonale, jak Choi chwycił go za rękę i bez słowa wyprowadził na zewnątrz, a potem zaprowadził do ich maleńkiego, ale kochanego domku na przedmieściach i uprawiali długi i ostry seks, zupełnie nie przejmując się sąsiadami. Siwon cały czas powtarzał, że jest tylko jego i nie zamierza się nim z nikim dzielić. Zbyt długo o niego walczył. Yesung czuł się wtedy naprawdę wyjątkowy.
- Czemu się śmiejesz? - spytał młodszy z pretensją w głosie.
- Bo jesteś głupi, Siwon. - odparł z rozbawieniem, przesuwając dłonią po jego zaczerwienionym policzku.
- C-co?
- Po raz kolejny stałeś się chorobliwie zazdrosny. - uśmiechnął się słodko. - To urocze i w ogóle, ale kompletnie bezpodstawne.
- Ye...
- Tak wiem. Wookie może i czuje do mnie coś więcej, ale... Jeśli naprawdę myślisz, że zostawię cię dla niego, to jesteś największym idiotą jakiego widział świat.
Siwon westchnął cicho, podnosząc wzrok w sufit. Pewnie miał rację. Co nie zmieniało faktu, że Kim strasznie irytował go swoim zachowaniem, najwidoczniej ze wzajemnością. Może i byli przy nim bezpieczni, dał im dom i wszystko, czego potrzebowali, ale... Cholera. Popełnił ogromny błąd w momencie, w którym spojrzał na Yesunga inaczej, niż na przyjaciela.
Wiele lat temu on sam to uczynił. Jednak nigdy, przenigdy nawet nie pomyślał o tym, by tego żałować.
- Wiem, ale... - przysunął go do siebie jeszcze bliżej, czując ciepły oddech blondyna na swoim obojczyku. - Nie chcę cię stracić Sungie. Zbyt mocno cię kocham...
Yesung powoli wyplątał się z jego ramion i podniósł na rękach, by po chwili nachylić się nad jego twarzą i uśmiechnąć się z zadowoleniem. Mięta i pomarańcza zmieszały się z bzem i popiołem, tworząc woń tak przyjemną i egzotyczną, że żadne perfumy nigdy nie zdołają jej pobić. Starszy szepnął jego imię z uwielbieniem i pocałował go namiętnie, smakując jego cudowne wargi jak najlepszy słodycz na świecie. Siwon nie pozostał mu dłużny; delikatnie objął go w pasie i z uczuciem oddał pocałunek. Przesunął językiem po jego dolnej wardze, na co Yesung delikatnie zadrżał i rozchylił usta, wplątując palce w jego miękkie włosy. Ich języki połączyły się w gorącym tańcu, oddechy przyspieszyły, a serca biły jak oszalałe. Choi przejął całkowicie kontrolę, wsuwając palce pod jego ulubioną koszulę w kratę, czując przyjemne dreszcze u podstawy kręgosłupa. Kiedy zabrakło im tchu, gwałtownie oderwali się od siebie łapiąc w płuca tyle powietrza, ile tylko mogli.
Tyle lat. Przez wieki ich namiętność nie wygasła ani odrobinę. Pragnienie tego drugiego całkowicie przejmowało nad nimi kontrolę, kochali się mocno i długo, tak jakby jutro miało nigdy nie nadejść. To nie tylko miłość, ale też przyjaźń, pożądanie i zaufanie w jednym. Dlatego nie mogą bez siebie żyć. Wyższa forma uzależnienia.
- „Lekarstwem na wszystko jest Miłość” - mruknął Yesung prosto do jego ucha, z zadowoleniem gładząc mężczyznę po torsie. Na ustach Siwona pojawił się szeroki uśmiech.
- Myślisz, że w przepowiedni była mowa o nas?
- A o kim innym? - prychnął blondyn, podnosząc się do siadu. - W końcu dotyczy ona głównie ciebie, mnie i...
Umilkł, odwracając wzrok w ścianę. Choi westchnął cicho, chwytając jego dłoń w swoją własną. Delikatnie pocałował jej grzbiet i szepnął:
- Ryeowooka.
- Tak, Ryeowooka.


* * *


Leeteuk uniósł głowę do góry, wlepiając wzrok w upstrzone gwiazdami nocne niebo. Do świtu zostało jeszcze parę godzin, więc był prawie pewien tego, że zdąży wszystko załatwić właśnie dzisiaj. Na samą myśl jednak chciało mu się rzygać. Nie ma na świecie bardziej podstępnych i obrzydliwych stworzeń niż wampiry. Gdyby mógł zrobić cokolwiek bez ich pomocy, już dawno by się za to zabrał. Niestety, tych dwóch piekielnych pomazańców było sprytniejszych, niż oczekiwał. Skoro nie mógł ich odnaleźć, znaczyło to tylko jedno. Odnaleźli Go.
Jednak to jeszcze nie koniec.
Leeteuk był zdecydowany. To, że poprosił wampiry o pomoc nie znaczyło, że zawarł z nimi pokój. Gdyby tak było, już dawno by spłonął z gniewu Bożego. Sucha wymiana, przysługa za przysługę. Oni odnajdą dla niego Strażnika i go zabiją, a on pozwoli im wypić caluśką krew jego dwóch małych uciekinierów, a z ciałami zrobić co tylko chcą. Krew Nefilim była niezwykła, miała właściwości lecznicze, do tego smakowała jak pitny miód. Wampiry zrobiłyby wszystko chociażby dla małej kropli.
- Długo już czekasz?
Odwrócił się do tyłu, skąd dotarł do niego męski głos. Ciemna postać stała przed nim, ubrana w elegancki czarny płaszcz wysadzany niezliczonymi ćwiekami. Mężczyzna dzierżył w dłoni laskę, chociaż filius caeli szczerze wątpił, że była mu naprawdę potrzebna.
Wiekowe zimne oczy wampira spoglądały na niego z uwagą. Jego największy wróg, ktoś kogo kiedyś zabiłby bez kiwnięcia palcem stał przed nim i czekał na jego rozkazy. Niemożliwe, a jednak...
Leeteuk pokręcił głową i odparł miękko:
- Niezbyt. Poza tym z doświadczenia wiem, że ty nigdy nie zjawiasz się na czas, Jiyong.  

2 komentarze:

  1. *o*
    Szybko dodajesz te zaległe serie, zazdroszczę weny xD
    Super rozdział! Jestem taka ciekawa, w jaki sposób Siwon zdobył Yesunga, mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy ^^
    Oh, błagam, Yeye, ty przecież wiesz, że od Wookiego nie uciekniesz xD
    Btw, zabiłaś mnie tą wzmianką o Kyuhyunie xD (powinnam chyba zmienić nick na ''Cho Chizuru'' xD nawet nieźle brzmi <3)
    Życzę dalszej weny i powodzenia! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Daaaawno mnie tu nie było ale obiecuję poprawę XD Cieszę się, że nadrabiasz serię ;-) Rozdziały jak zwykle super, ale niestety nie jest to obiektywna opinia bo za bardzo cię kocham :-P
    KAGE ~~

    OdpowiedzUsuń