Beta - Tak
N/A:
Udało mi się, dałam radę i jest ST~
Mam nadzieję, że podoba Wam się sposób, w jaki skonstruowane są rozdziały. Dzięki temu jest mi łatwiej po kolei odsłaniać tajemnice, jakie spowijają osoby Siwona i Yesunga.
No. To na tyle, póki co. Niedługo pojawię się z KacSeul.~
5.
Rozlane mleko
Rok 1138. Sierpień.
W pałacu cesarza na świat przychodzi syn jego
nieślubnej córki. Wszyscy są w szoku – znali dość
'lekkie' obyczaje księżniczki (wielu mówiło, że wdała się
w matkę, w końcu była kurtyzaną ich władcy), jednak nie sądzili,
że tak szybko do tego dojdzie. Całość dopełnił fakt, że nikt
nie miał pojęcia, kimże jest ojciec młodzieńca. Wydawało się
nawet, że jego matka sama tego nie wiedziała... A może tylko
udawała? I tak naprawdę po prostu bała się przyznać?
Poznała go rok wcześniej. Pojawił się znikąd w
pałacowym ogrodzie podczas jednego z chłodniejszych wieczorów.
Nigdy wcześniej nie widziała tak pięknego mężczyzny. Miał
zachodnią urodę, w tym jasne włosy i lśniące błękitne oczy.
Księżniczka była oczarowana nieznajomym. Wyciągnął do niej
dłoń, a ona bez słowa podążyła za nim...
Tydzień później zniknął. Już nigdy więcej
go nie ujrzała, a wkrótce po tym dowiedziała się, że jest
brzemienna. Została ze wszystkim sama. Ludzie plotkowali już tylko
o niej, na dworze wielką sensacją było to, kim może być ten
młodzieniec, który był ojcem kolejnego cesarskiego bękarta.
Nadała synowi imię Jongwoon. Wciąż niczego
nieświadoma doszła do wniosku, że nie odziedziczył on po ojcu
niczego. Był śliczny, ale wyglądał po prostu zwyczajnie,
bez pięknych oczu koloru nieba i gęstych, miedzianych włosów,
które tak uwielbiała.
Nie umiała go pokochać. Mimo wszystko przypominał
jej ten cudowny okres, który spędziła w towarzystwie
nieznajomego i ból, jaki jej sprawił swoim odejściem. Zmarła
z tęsknoty, gdy chłopczyk miał trzy lata. Jako, że był tylko
kolejnym cesarskim bękartem, do tego już zupełnie nic nie
znaczącym, postanowiono się nim zajmować tylko do jego piętnastych
urodzin. Tuż po nich został wypędzony z pałacu i zdany tylko i
wyłącznie na siebie. Musiał sam walczyć o swoje przetrwanie,
zdobywać wodę i pożywienie. Dzięki temu jednak stał się silny,
może nie fizycznie, ale psychicznie. Po niedługim czasie, podczas
przeprawy przez rzekę natknął się na dwóch młodzieńców
patrolujących teren. Już z daleka zauważył, że było w nich coś
znajomego, a jednocześnie zupełnie obcego i zaskakującego. Ci od
razu go poznali i bez żadnych wyjaśnień zabrali ze sobą.
Tak trafił na dwór Leeteuka. Stał się on
jego domem na setki lat, później także miejscem, którego
nienawidził z całego serca.
Tam jednak otrzymał od nich odpowiedzi na pytania,
które dręczyły go przez całe życie i już dawno stracił
wszelką nadzieję na to, że je uzyska. Kim był jego ojciec?
Dlaczego poznał jego matkę? Czemu od dziecka potrafił rzeczy, o
których inni nie mieli pojęcia? Dlaczego wszyscy uważali, że
jest przeklęty?
Jako syn anioła Nathaniela był filius caeli–
boskim wybrańcem, istotą żyjącą na granicy Ziemi i Nieba.
Księżniczka została przez niego wybrana do tego jednego celu –
wydania na świat potomka. Czyli została zwyczajnie wykorzystana.
Gdy to usłyszał, uśmiechnął się szeroko. Należało się jej.
Dwór nie był duży. W środku lasu na
niewielkiej polanie stało kilka rzędów chatek, z których
większość nie była jeszcze nawet zamieszkana. W dniu przybycia
Jongwoona znajdowało się tam dziewiętnastu Nefilim, w tym także
ich przywódca. Leeteuk był silnym mężczyzną o miłym
spojrzeniu i ciepłym uśmiechu. Chłopak nie potrafił określić
jego wieku po tych niesamowitych oczach. Wiedział jednak, iż
widział on w życiu wiele, zarówno dobrych jak i złych
rzeczy.
Szybko całkowicie zapomniał o starym życiu w
pałacu. Szkolił się sam, jedynie z małą pomocą nauczyciela
historii, greki i łaciny. W wieku osiemnastu lat był jednym z
najbardziej szanowanych filius caeli na dworze, a także najbardziej
pracowitym. Niedługo po tym doznał Nawiedzenia przez swojego ojca.
Nathaniel ukazał mu się niespodziewanie, do tego
wyjątkowo szybko. Zapowiedział on wielkie zmiany, długie konflikty
i niespodziewane pokoje, w których jego syn będzie miał
swoją rolę. W tym dniu Kim Jongwoon nie tylko stał się
nieśmiertelny, ale też dumny z tego, kim był. Po raz pierwszy w
życiu.
„Jesteś taki podobny do swojej matki...” -
powiedział nim rozpłynął się w nicości. Jongwoon nie chciał,
by porównywano go do tchórzliwej matki, chociaż nie
ważne, jak była piękna. Nie potrafiła pokochać swojego własnego
syna. Co z niej za kobieta? Wiedział, że nigdy jej tego nie
wybaczy, ale nie zamierzał się tym przejmować. Całkowicie skupił
się na podróżowaniu po kraju i szukaniu nowych filius caeli.
Jeżdżąc tu i tam widział wiele. Nefilim po Nawiedzeniu nie tylko
stawali się nieśmiertelni, ale również przestawali się
starzeć. Było mu więc przeznaczone do samego końca żyć w ciele
osiemnastolatka. To było całkiem... przydatne.
Tymczasem mijały dziesięciolecia, a im udało się
odnaleźć tylko kilku potomków. Lud zaczął ubożeć, nie
mogli z tym nic zrobić, skoro wciąż była ich tylko garstka. Wraz
z nadejściem nowego millenium do tego wszystkiego doszła
przerażająca wiadomość – wampiry ponownie wypowiedziały im
wojnę.
Jongwoon pamiętał lekcje historii i przejęcie na
twarzy nauczyciela, gdy opowiadał mu o pierwszej wojnie na Ziemi,
która miała miejsce setki tysięcy lat temu. Oczami duszy
widział śmierć, krew i zniszczenie, które prymitywne
wampiry siały wtedy dookoła, aż do sojuszu filius caeli i
wilkołaków. Razem udało im się ich pokonać i nastał
długotrwały pokój.
Wiele razy na własnej skórze przekonał się
jednak, że historia lubi się powtarzać. Został zmuszony stanąć
do walki z o wiele liczniejszym wrogiem, a mimo nieocenionej pomocy
likantropów było im strasznie trudno. Nefilim na całym
świecie było mniej niż dwa tysiące, a chociaż mieli ogromną
siłę i wytrzymałość, ich liczba wciąż malała. Do chwilowego
rozejmu było ich już o połowę mniej.
Tymczasem Jongwoon dostał wiadomość od Leeteuka,
że Gabriel wybrał kolejną kobietę i osobiście wskazał właśnie
jego na opiekuna dla swojego syna. Chłopak od razu wybrał się w
podróż, by obserwować kobietę i zapewnić jej
bezpieczeństwo. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że
anioł wybrał córkę miejscowego kupca, która nawet
niczym szczególnym się nie wyróżniała...
W kwietniu 1238 roku przyszedł na świat Choi Siwon.
Urodził się podczas zaćmienia księżyca, co dla filius caeli jest
zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Od
początku było wiadomo, że dokona wielkich czynów, a jego
losy będą do samego końca związane z Jongwoonem.
* * *
- Co tu się stało?
Choi odwrócił się w jego kierunku, wyciągając ręce z kieszeni. Posłał mu słaby, ale wciąż perfekcyjny uśmiech.
- O, Wookie. Dzień dobry. - przeczesał włosy palcami. - Cóż, mała sprzeczka...
Kim zmarszczył brwi. Sprzeczka? Przez prawie dwa miesiące nie usłyszał ani jednej ich kłótni, był więc święcie przekonany, że stanowią związek całkowicie bezproblemowy. Czyli musiało się stać coś naprawdę poważnego tym bardziej, że Yesung najprawdopodobniej gdzieś sobie poszedł.
- Uhm...
- Nie martw się, zaraz to posprzątam. - Ryeowook chciał jeszcze spytać o to, gdzie mógł pójść blondyn i kiedy wróci, a także jakim cudem nie obudził go żaden hałas dochodzący z kuchni, jednak półanioł dał mu wyraźny znak, że ich rozmowę uważał za zakończoną. Wzruszył więc tylko ramionami, podał mu świeżą ścierkę i ruszył w kierunku swojego gabinetu, by na kolejne trzy godziny zanurzyć się w swoich myślach i znowu nic nie napisać.
* * *
Siwon wcale nie wydawał się być przerażony faktem, że Yesung nie wracał do domu już drugi dzień. Dla odmiany Kim dosłownie wariował z niepokoju, przez cały czas nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Chodził po pokojach, ciągle nasłuchując dźwięku otwierania drzwi i ściągania butów. Choi obserwował go uważnie z fotela, nie zdradzając tym żadnych swoich emocji i myśli. Ryeowook jednak kompletnie się nim nie przejmował. Gdzie on mógł, cholera, pójść? Dlaczego jeszcze nie wraca?
Tego popołudnia przypomniał sobie rozlane mleko w kuchni. Dotarło do niego nagle, że blondyn nigdy by tego tak nie zostawił; najpierw by posprzątał, a potem wyszedł. Dlaczego więc tak postąpił? Może to miało jakiś cel? Tylko co on przez to miał rozumieć?
Głowa dosłownie pękała mu od myśli. Opadł ciężko na kanapę dosłownie w tym samym momencie, w którym Siwon wstał z fotela i oznajmił, że idzie się przejść. No pięknie. On też?
- Idziesz go poszukać? - spytał nie ukrywając nadziei w głosie. Mężczyzna jednak nie odpowiedział, ściągając skórzaną kurtkę z wieszaka i zamykając za sobą bezszelestnie drzwi. Ryeowook westchnął głośno i okrył się mocniej kocem, wlepiając tępy wzrok w ekran telewizora.
Tymczasem Siwon doskonale wiedział, gdzie się udać. Lata mijały, a Yesung wciąż był tak samo dziecinny. Podejrzewał, że nigdy z tego nie wyrośnie. Kochał wszelkie lasy, mógł w nich spędzić całe swoje życie, gdyby tylko mógł. Na początku dwudziestego wieku ukrywali się w nich przez wiele lat. Yesung wyjątkowo lubił słuchać odgłosu rosnących drzew. Często do nich mówił udając niekiedy, że mu odpowiadają. Siwon uśmiechał się pobłażliwie, nie przestając go obserwować. Mimo iż to był jeden z najbardziej niebezpiecznych okresów ich ucieczki, tęsknił za nim i zrobiłby wszystko, by tam wrócić.
Słońce schowało się za horyzontem akurat w tym momencie, w którym wszedł między drzewa. Poczuł znajomy zapach liści i wilgoci, a także słabą, ledwo wyczuwalną woń mięty i pomarańczy. Uśmiechnął się. Czyli znowu się nie pomylił, blondyn tu był.
Podążył za tym zapachem, starając poruszać się najciszej, jak tylko potrafił. Wiedział, że Yesung nie był na niego zły. Nigdy nie był. Każdemu potrzebna jest chwila spokoju, by zebrać myśli i zastanowić się, co dalej. Póki co byli bezpieczni, więc zyskali trochę czasu. Ale już niedługo...
O to właśnie się pokłócili. Yesung miał przeczucie, że zbliża się coś wielkiego, Siwon jednak twierdził, że nic im tu nie grozi. Starał się zignorować fakt, że blondyn prawie nigdy się nie mylił. Nie przez przypadek rozlał mleko. Ułożyło się w kształt ogromnych i spiczastych zębów, co mogło oznaczać tylko jedno...
- Yesung?
Siedział przy strumyku, patrząc bez wyrazu w niebo. Wokół jego włosów unosiły się zeschnięte liście, jakby miały go obronić przed wszystkimi niebezpieczeństwami tego świata. Jego ubranie pobrudzone było ziemią, jednak chłopak zdawał się nie zwracać na to uwagi.
- Yesung? - powtórzył, niepewnie podchodząc bliżej i kucając obok niego. - Możemy porozmawiać?
- Ja nie zwariowałem. - szepnął, pozwalając liściom opaść swobodnie na trawę. Siwon westchnął cicho i wlepił wzrok we własne dłonie.
- Wiem. Ty nigdy się nie mylisz, ale... - urwał. - Dlaczego myślisz, że wampiry...? Dlaczego one chciałyby nas dopaść? Jaki mają w tym interes?
Blondyn podniósł na niego wzrok. Ujrzał jego piękne, błyszczące oczy, które tym razem otaczała delikatna mgiełka łez. Niepewnie położył dłoń na jego policzku, gładząc palcem jego miękką, delikatną skórę.
- Leeteuk. - odparł lakonicznie. Choi zamarł, patrząc na niego spod przymrużonych powiek.
- Nie rozumiem...
- Jest niecierpliwy. Myślę, że teraz, kiedy trwale zgubił nasz trop, mógłby...
Siwon cofnął się gwałtownie, patrząc na niego z przerażeniem. Jak on mógł dojść do tak przerażającego wniosku? Przecież... nie, to niemożliwe! Leeteuk nigdy by się na coś takiego nie zdobył, jego lud zbyt wiele wycierpiał przez te bestie.
- Filius caeli nie mogą odnaleźć naszego tropu, ale wampiry zrobią to z łatwością. - Yesung odwrócił wzrok w strumyk, wiedząc, że byłby to dla nich koniec.
- Ale... czemu nie poprosiliby wilkołaków?
- Bo wszystkie stoją po naszej stronie od czasu ucieczki. - odparł szybko. Miał rację. Minho i jego liczne stada nigdy by ich nie zdradzili, to było pewne. Jednak... dlaczego Leeteuk miałby się dopuścić do zdrady wobec Boga? Bo przecież tym jest zawarcie sojuszu z odwiecznym wrogiem, prawda? Nefilim powstali po to, by zniszczyć wampiry, dlaczego ich dawny przywódca o tym zapomniał? Czyżby aż tak bardzo zależało mu na tym, aby ich zabić?
- Yesung...
- Nie możemy narazić Ryeowooka na niebezpieczeństwo. - przerwał mu. - Na pewno posłużą się nim, by nas dostać.
- Czyli mamy go zostawić? - spytał Choi, patrząc na niego pytająco. Yesung pokręcił przecząco głową.
- Nie. Ochraniać. Nie spuszczać z oczu. Poza tym myślę, że powinieneś porozmawiać z Minho...
Brwi Siwona momentalnie powędrowały ku górze.
- Z Minho? Nie widziałem się z nim od lat...
- To najodpowiedniejsza pora.
Wiedział, że ma rację. Jego stary przyjaciel może coś wiedzieć o tym, co się dzieje na dworze Leeteuka, poza tym kilku jego młodych wilków mogłoby mieć chwilowo oko na Ryeowooka...
Bez słowa przytulił go do siebie, chowając twarz w jego miękkich włosach. Zauważył ledwo widoczne, czarne odrosty, jednak wiedział, że to nie tym Yesung obecnie przejmował się najbardziej. Zadrżał w jego ramionach i przymknął powieki, po omacku odszukując jego dłoni.
- Nie chcę się znowu bać, Siwon...
- Wiem, skarbie, wiem... - odparł szybko, gładząc go po głowie. Pocałował go lekko w jej czubek i dodał. - Ja też...
- Nie daruję sobie, jeśli Wookie zginie przeze mnie... - wytarł oczy wierzchem dłoni. Siwon opuścił dłonie i rzucił mu tajemnicze spojrzenie.
- Bardzo go lubisz...
- Jesteś zazdrosny?
Cisza. Na usta Yesunga wpłynął słaby uśmiech.
- No nie wierzę, jesteś o niego zazdrosny!
- Mam powody... Uwierz mi, widziałem dzisiaj...
Blondyn pokręcił głową z niedowierzaniem, przytulając się mocno do jego piersi.
- Zapewniam cię, że nie masz żadnego.
* * *
Siwon zmrużył oczy, przestawiając je na, jakby to powiedzieli ludzie, tryb nocny. Jego wysokie, wojskowe buty już dawno przestały brodzić w błocie, które teraz dzięki gwałtownemu obniżeniu temperatury stwardniało, przez co mógł się w miarę swobodnie poruszać. W kieszeni kurtki miał bezpiecznie schowany mlecznobiały ząb, dzięki któremu wilki powinny wpuścić go na dwór swojego przywódcy. Mimo iż nie odczuwał chłodu, z jego ust unosiła się lekka mgiełka, wyrażając to, jak bardzo zdradliwa potrafi być sierpniowa pogoda.
Półksiężyc świecił słabym blaskiem, oświetlając jednak dość wystarczająco jego drogę. Nie bywał tutaj dziesiątki lat, mimo to nic się nie zmieniło w Lesie. Należał on w całości do Minho, który nigdy nie pozwoliłby na to, aby go ścięto lub zniszczono.
Rozpoznał starą bramę, którą tworzyły pozornie zwyczajne pnie skarlałych drzew, układające się w gotycki łuk. Tylko wilkołaki i filius caeli mogły ujrzeć niewielkie rzeźby, jakie pokrywały oba kawałki drewna. Siwon przystanął i wyjął z kieszeni kieł, czekając na któregoś ze strażników.
- A to kto? Nefilim? - usłyszał gardłowy głos zza pleców. Szybko odwrócił się i rozejrzał dookoła. Mimo świetnego wzroku nie dostrzegł żadnego poruszenia.
- Ciekawe, czego chce... - kolejny głos, tym razem tuż nad jego głową. Kiedy spojrzał w tym kierunku, również niczego nie zauważył Co do...?
- Patrz, jaki zagubiony...!
- Pewnie chce pomocy.
- Kolejny? Minho ma już dość...
- Zaraz, chwila! - Choi uniósł dłonie w pokojowym geście, następnie rzucając przed siebie mlecznobiały ząb. Przedmiot wylądował na szczycie kupki starych liści, a on usłyszał ciche, zaciekawione warknięcie. - Jestem Choi Siwon, bliski przyjaciel waszego przywódcy...!
- Kibum, słyszałeś? Choi Siwon...
- Choi Siwon, Choi Siwon... - powtórzył gardłowy głos. Chwilę później kieł zniknął, a on usłyszał cichy szelest bramy. - Skoro tak stawiasz sprawę, mały Nefilim...
Siwon domyślił się, że może iść dalej. Wziął kilka głębokich oddechów i przekroczył łuk, od razu napotykając kilku samotnych wilkołaków, spoglądających na niego z zaciekawieniem. Było ich więcej niż filius caeli nie tylko w Korei, ale również i na całym świecie, nie zdziwiłby się więc, gdyby wielu młodych szczeniaków w życiu nie widziało żadnego Nefilim na oczy.
Doskonale pamiętał w którą stronę ma się udać. Szedł po miękkim dywanie z liści, poruszając się prawie bezszelestnie. Nie było pełni, więc całe stado znajdowało się w swoich ludzkich formach. Całe szczęście.
W połowie drogi poczuł lekkie poruszenie przy lewej nodze. Zerknął w dół i zmarszczył brwi, ujrzał bowiem na oko bardzo młodego wilczka, patrzącego na niego z ustami układającymi się w literę 'O'. Chłopak był bardzo ładny, długie miedziane włosy okalały jego śliczną twarzyczkę, a duże, karmelowe oczy odbijały nocne niebo.
- Widzę, że spodobał ci się mój nowy piesek. - usłyszał znajomy głos za plecami. Z szerokim uśmiechem odwrócił się w jego kierunku i ujrzał leżącego leniwie pod drzewem Minho. Ledwo go poznał, ostatnim razem miał sięgające ramion, brązowe włosy i buntowniczy wyraz twarzy. Teraz patrzył na niego mężczyzna, ktoś kto już na pierwszy rzut oka wyglądał jak przywódca. Jego włosy pociemniały, twarz wydoroślała, a oczy spoważniały. Miał na sobie ciemne spodnie, szary tshirt i czerwoną kurtkę. Dosłownie emanował charyzmą i seksapilem. - Taemin, chodź tutaj.
Szczeniak wstał na równe nogi i czym prędzej potruchtał do swojego pana. Ten podrapał go za uchem i odwzajemnił uśmiech Siwona.
- Co cię tu sprowadza, przyjacielu? Dawnośmy się nie widzieli... to będzie już ze dwieście lat!
- Kłopoty... - odparł, wzdychając cicho. - Pewnie wiesz, co się dzieje na dworze Leeteuka.
Wilk gwałtownie spoważniał, podnosząc się do siadu. Taemin spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Tak. I, szczerze powiedziawszy, nie mieści mi się to w głowie.
- Czyli to prawda, że zawarł rozejm z wampirami?
- Tak. Ale tylko on. - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Filius caeli i wilkołaki na całym świecie się buntują i składają przeciwko niemu skargi. Jednak on nie zwraca na to uwagi. Wy jesteście priorytetem. Chce was dorwać nieważne, jaka będzie tego cena.
- Czyli oszalał do końca... - Siwon nie mógł w to uwierzyć. Po raz kolejny Yesung miał rację... a tak się modlił, by jednak się mylił...
- Jest już stary. Nie umie odróżnić dobra od zła. - powiedział przejęty Minho, patrząc na niego ze współczuciem. - Siwon... wiesz, że możesz na nas liczyć. Tym bardziej teraz. Mimo wszystko Leeteuk wciąż ma wielu swoich zwolenników, którzy pójdą za nim w ogień... no i wampirów. One mnożą się jak króliki. - skrzywił się, zerkając na przytulonego do niego Taemina. Siwon pokiwał głową.
- Dzięki wielkie...
- Drobiazg. Przecież nie mogę zapomnieć tego, co dla nas zrobiłeś.
Siwon podrapał się po głowie, a jego oczy mimowolnie ponownie powędrowały w kierunku szczeniaka.
- Śliczny prawda? - spytał wyraźnie dumny z siebie Minho. - Jego matka mi go podarowała. Cudowny dzieciak...
- U was przynajmniej nikt nie robi z tego afery... - Choi skrzywił się. Gdyby tylko byli z Yesungiem wilkołakami, wszystko potoczyłoby się inaczej...
- Tak. Ale i tak musimy to przed wami ukrywać. - odparł wilk z poirytowaniem.
- Przynajmniej macie prawo być szczęśliwi...
Minho uśmiechnął się szeroko.
- Każdy je ma, Siwon. Tylko niektórzy muszą trochę poczekać...
Łał *o*
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetny rozdział!
Zachciało mi się tylko śmiać, jak Yesung powiedział Siwonowi, że ten nie musi być zazdrosny o Wooki'ego xD
Weny życzę!
Mmm, rozlane mleko :>
OdpowiedzUsuńCiekawe co się kryje pod tym <3