sobota, 29 czerwca 2013

KacSeul (VI)

Autor - Yesung Oppa
Beta - Tak

N/A:

OFICJALNIE SKOŃCZYŁAM GIMBAZĘ Z WYRÓŻNIENIEM!
Czytaj: trzeba to jakoś uczcić ^^



MONTH OF REQUESTS!

Na czym to polega? To bardzo proste! Wystarczy, że pod jakimkolwiek postem napiszecie swój pomysł/wizję na oryginalnego, ale jednocześnie niesamowitego i niespotykanego ficka. Pod koniec miesiąca losowo wybiorę trzy pomysły, a następnie do końca lipca opublikuję je na tym blogu.


Yesung Oppa~



6. Zachowaj spokój, kiedy resztę trafia szlag.

Zupełnie nieświadomi faktu, że w tym samym budynku znajduje się jedna z ich zgub (do tego nieprzytomna), Siwon i Donghae stanęli przed odrapanymi drzwiami i zapukali. Po chwili rozległ się głos, najwyraźniej należący do posterunkowego Williamsa. Mimo wcale nie tak późnej pory mężczyzna wydawał się już być bardzo zmęczony, a upewnił ich w tym moment, kiedy weszli do środka i ujrzeli jego bladą twarz o ziemistej cerze i podkrążonych oczach. Amerykanin był niewiele od nich starszy, może w wieku Yesunga, jednak zmęczenie i mundur postarzały go o dobre osiem lat. Cóż, najwidoczniej ludzie w tym kraju nie wiedzieli, co to odpoczynek...
- Panowie z Chin?
- Korei. - mruknął Donghae, po czym dodał dla bezpieczeństwa – Południowej.
- Jeden pies. Siadajcie.
Siwon poczuł, że już nie lubi dziada. Nie odezwał się jednak, tylko posłusznie zajął miejsce na krześle po drugiej stronie stołu. Hae podążył za nim, rozglądając się dookoła z niemałym zaciekawieniem.
Williams westchnął i położył dłonie na blacie. Obok nich spoczywał zamknięty notes z do połowy zdartym napisem „2008” na okładce.
- Czyli co – porwanie?
- Szczerze mówiąc, to zaginięcie... - mruknął Lee. Policjant wzruszył ramionami.
- W dzisiejszych czasach to i tak na jedno wychodzi. Nawet jeśli delikwent tylko „zniknął”, prędzej czy później i tak pod drzwiami znajduje się informacja o okupie.
Ton jego głosu zdawał się mówić „siedzę w tym kupę czasu, zaufajcie mi”, jednak ani Siwon, ani Donghae mu nie ufali, zresztą jak każdemu w tym dziwnym kraju.
Widząc brak reakcji z ich strony, Williams pokręcił głową z niedowierzaniem i otworzył notes, wyjmując z kieszeni na piersi długopis.
- No dobrze. Proszę dane osoby zaginionej i miejsce, w którym ostatnio była widziana.
Wymienili przerażone spojrzenia. Skąd oni mieli wiedzieć, gdzie do cholery ostatni raz go widzieli? Gdyby byli w posiadaniu takiej wiedzy, nie byłoby ich tutaj!
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Panowie pewnie bardzo zabalowali...
I kto to mówi” - mruknął ponuro w myślach Siwon, poprawiając się na krześle.
- Można tak powiedzieć... - odparł Hae, drapiąc się ze zdenerwowaniem po głowie. Brązowa grzywka opadła na jego zmęczone oczy, ten jednak jej nie odgarnął.
Williams spuścił wzrok w notatki, po chwili jednak znowu go podniósł i dokładniej im się przyjrzał. Choi momentalnie domyślił się, o co mu chodzi.
- Ja chyba was skądś kojarzę...
Pięknie. Tylko tego im brakowało.
Lee gwałtownie wciągnął powietrze, mając niepokojące przeczucie, że chyba zaraz zemdleje.
- Proszę pana – zaczął słabo Siwon. - W zaistniałej sytuacji bardzo prosilibyśmy o dyskrecję. To... nie jest łatwa sytuacja dla żadnego z nas.
Policjant uniósł dłonie w pokojowym geście.
- Cóż, dla mnie tym bardziej. Co by powiedzieli kumple z pracy, gdyby się dowiedzieli, że oglądam azjatyckie porno, a potem spotykam tych samych aktorów, którzy...
Donghae aż zachłysnął się śliną, a Siwon zamrugał gwałtownie.
- Że przepraszam, co?
- No bo panowie...
Choi wyprostował się z wyraźną wściekłością na twarzy.
- Panie, co pan! Ja mam męża!
- Jak już to żonę. Yesung to nawet fartuszki nosi... - mruknął rozbawiony Hae.
- A zasadził ci ktoś kiedyś kopa w...
- PANOWIE! - przerwał im niezwykle czerwony na twarzy policjant, ze zdenerwowaniem kartkując swój notes. - Najwyraźniej zaszła jakaś pomyłka... Może po prostu to pominiemy i przejdziemy do szczegółów sprawy?
Siwon wziął głęboki oddech, próbując nie zabić wzrokiem tego skretyniałego zboczeńca. Donghae burknął tylko coś, co brzmiało jak „nareszcie”, po czym zaczął opowiadać wszystko od początku.

* * *

Jednak to nie Choi Siwon był tego dnia najbardziej wkurzonym i wytrąconym z równowagi człowiekiem na świecie. Niecałe dwie godziny po rozstaniu, Leeteuk i jego grupa stanęli pod ciężkimi drzwiami kasyna, mrużąc oczy przez tak jasne, że aż oślepiające neony. Lider miał już po dziurki w nosie tego wszystkiego. Nie marzył o niczym innym, jak tylko o natychmiastowym powrocie do domu, gdzie jego jedynym zmartwieniem były o wiele za ciasne spodnie na koncertach. I chociaż przyznawał się bez bicia, że czasami strasznie narzekał na koreańskich stylistów, w tamtym momencie uważał ich za aniołów.
W życiu już nikt go nie zmusi do tego, by wszedł do jakiegokolwiek sklepu w tym kraju, a już na pewno nie do takiego, w którym sprzedają ubrania. Podczas tych niespełna dwóch godzin zdążył stracić tyle nerwów, że Ryeowook mógł przysiąść, że nigdy wcześniej nie widział tylu błyskawic nad jego głową. Lider nie miał zielonego pojęcia, jak on sam, cholera, jakoś jeszcze wytrzymywał to wszystko.
Kiedy znaleźli najbliższy sklep z garniturami w okolicy, nic nie zwiastowało tragedii, jaka wkrótce miała nastąpić. Zajmowały się nimi dwie kobiety; jedna była bardzo młoda, a do tego nawet ładna, jednak jak na gust Leeteuka miała zbyt krzywe nogi. Druga już w podeszłym wieku i wyglądała tak, jakby właśnie wróciła z pogrzebu. To właśnie jej na początku obawiał się najbardziej.
Jak się potem okazało, to był wielki błąd.
- Dobry. Chcieliśmy kupić jakieś garnitury.
- Ohohoh, nie mogli panowie lepiej trafić! - pisnęła dziewczyna, a jej zielone oczy zabłysnęły niebezpiecznie. Zaprowadziła całą czwórkę do niewielkiego oszklonego gabinetu i stanęła przy jednym z luster.
- Tylko prosilibyśmy o szybkie tempo, nie mamy czasu...
- Tak, oczywiście. - mruknęła, odwracając się w ich stronę. - To który pierwszy? O, może ty? - wskazała palcem Shindonga, dojadającego ostatniego precelka, którego udało mu się ukradkiem kupić w jakieś kawiarence na boku. Rozejrzał się dookoła, a na jego twarzy malowało się niezrozumienie.
- Eee... Ja?
- Nie. James Bond. No chodź tu, przystojniaku.
Hee rumienił się bardzo, gdy dziewczyna go mierzyła, nieustannie trajkocząc. Następnie przyszła pora na Sungmina, który starał się za wszelką cenę zachować kamienną twarz. Podobnie Ryeowook, jednak jemu przychodziło to z o wiele większym trudem.
- Panowie z Chin?
- Korei.
Boże.
W końcu machnęła niedbale dłonią na lidera, który już powoli zapuszczał korzenie w rogu pomieszczenia. Wyprostował się i ze znużeniem podszedł do niej. Po paru minutach zbierania pomiarów wstała i zmrużyła oczy.
- Dobrze. Pomówmy teraz o fasonach.
- Proszę pani... Nam się naprawdę spieszy...
- W naszym salonie mamy dwadzieścia trzy rodzaje krojów, pięćdziesiąt odcieni i tysiąc czterysta pięć wzorów do wyboru. - wyrecytowała z pamięci, otwierając drzwi i pozwalając wspomnianej wcześniej starszej pani wejść do środka. - To co panów najbardziej interesuje?
- Z-zwykłe, najzwyklejsze...
- O, to zawęża nam wybór do zaledwie dwustu modeli. - promienny uśmiech wykwitł na jej ustach, a po czole Leeteuka spłynęła pierwsza strużka potu. - Proszę tylko podać barwę i...
- Czarny! Najzwyklejszy, czarny...
- ... wzór. Czy mają być w pszczółki, wróżki, kwiatki, ciastka, liście, bułki, prążki, czy może w karaluszki?
Czy to jest jakiś pieprzony żart?!” - krzyczał mózg Leeteuka. Chłopak zamknął oczy i wziął dziesięć głębokich oddechów, które na jego nieszczęście, niewiele mu dały.
- Powiedziałem – zwykłe. Najtańsze, najnormalniejsze...
- No dobrze, ale czy mają być w pszczółki, wróżki, kwiatki, ciastka, liście, buł...
- ... karaluszki! - jęknął Sungmin. - Niech będą te cholerne karaluszki...
Dziewczyna pokiwała głową z jeszcze większym uśmiechem i odwróciła się do milczącej starszej pani, która ukradkiem rzuciła im pełne współczucia spojrzenie i pomaszerowała do wnętrza sklepu, wracając po chwili z czterema kompletami czarnych marynarek i spodni.
Oczywiście w karaluszki.
A Ryeowook i tak został zmuszony dać za nie kupę forsy. Szlag by to...
Czuli się niemożliwie głupio, stojąc przed tym całym kasynem w dziwnych, sztywnych garniturach, ale wiedzieli, że mieli coś ważnego do zrobienia. Leeteuk powoli się uspokajał, po chwili dając reszcie znak, że moją wkroczyć do środka.
- Miejmy to już za sobą. - mruknął, biorąc kolejne dziesięć głębokich oddechów.

* * *

Gdy tylko znaleźli się w ogromnym, bogato zdobionym holu budynku, Ryeowooka niespodziewanie zaczęła boleć głowa. Zaczęły wypełniać ją ciągi liczb, jakich kompletnie nie kojarzył, strategie, układy kard i...
- O kurde. - sapnął, prawie opadając na kolana. Sungmin ze zmartwieniem położył mu dłoń na ramieniu.
- Wszystko okej?
Kim pokiwał głową. Jego szyja nagle zupełnie zdrętwiała.
- T-tak... tylko wiesz co? Chyba miałeś rację... Jestem hazardzistą.
Chłopak rzucił mu zaskoczone spojrzenie, jednak lider już ciągnął ich dalej. Chciał mieć już to z głowy, więc po drodze zaczepiał każdą kelnerkę (ubraną jak króliczek playboya), czy nie widziały poprzedniej nocy kogoś podobnego do Heechula. Większość z nich odpowiadała przecząco, reszta albo go ignorowała, albo posyłała mu pełne politowania spojrzenie. Wkurw Leeteuka powoli zamieniał się w zrezygnowanie. Pięknie. Teraz to już nigdy go nie znajdą. Przepadł. Kamień w wodę.
Cudnie.
Tymczasem Ryeowook skupił się zupełnie na czym innym. Poznał stół, przy którym ostatnim razem siedział, kelnerkę, która wpakowała mu się na kolana, a on (zalany w trzy dupy) najwyraźniej nie miał nic przeciwko. Karty... Tak, je też pamiętał. Jego taktyka... Nie oszukiwał.
Mądrze prowadził rozgrywkę na swoją korzyść.
I wygrał kupę kasy...
Zaraz.
Jego wzrok przykuła grupka ochroniarzy, stojąca w rogu sali. Ich też poznał. Osobiście wynosili z budynku jego i...
- Ch-chłopaki... - jęknął, spoglądając ze strachem w oczach na lidera. Przełknął głośno ślinę. - Myślę, że wiem, z kim powinniśmy porozmawiać... I kto na pewno będzie coś wiedział.
To był zły pomysł, bardzo zły pomysł.
Niestety, dotarło to do niego o wiele za późno.

* * *

Eunhyuk zasłonił usta dłonią, patrząc z przerażeniem, jak dwóch policjantów niezbyt delikatnie wpycha jego przyjaciela do celi, którą już wypełniało trzech pijaków i jakiś rozdygotany ćpun, siedzący na przekrzywionej ławce w rogu. Kyuhyun opadł bezwładnie na podłogę, po czym nikt już więcej nie zawracał sobie nim głowy. Poczuł paznokcie Yesunga wbijające się w jego nadgarstek, więc syknął cicho, dając mu do zrozumienia, że zaraz pozbawi go dłoni.
- Wybacz...
- No i jak my go mamy teraz wyciągnąć? - jęknął patrząc, jak wspomniany wcześniej ćpun wstaje i podchodzi do Cho.
- Przynajmniej wiemy, że nie musimy już odzyskiwać narkotyków... - odparł Jongwoon. - Może Ryeowook nam pomoże? Wpłaci kaucję, czy coś...
- Myślisz, że zostało mu tyle pieniędzy?
- Nie mam pojęcia.
Hyukjae ukrył twarz w dłoniach.
- Boże. Dlaczego mamy tak pod górkę...
Yesung nie odpowiedział. Wpatrywał się tępo, jak ćpun niepewnie szturcha Kyuhyuna w ramię i coś mamrocze pod nosem, nie był jednak pewien, czy to do siebie, czy niego. Wzdycha ciężko, opierając głowę o ścianę.
- Siwon i Hae na pewno by coś wymyślili. Dlaczego zostawili nas w takiej chwili?
Młodszy pokręcił głową, przecierając oczy palcami. Kiedy ponownie zerknął na ich maknae, zauważył, jak ten dziwny ćpun chwyta w drżącą dłoń jego nadgarstek i po chwili coś wyjmuję spomiędzy jego palców. Chłopak wyprostował się gwałtownie.
- Hyung...
- No?
- Spójrz.
Kim spojrzał we wskazanym przez niego kierunku i wytrzeszczył oczy. Brudny mężczyzna trzymał w dłoni pomiętą, przepoconą kartkę.
Rozejrzał się dookoła, upewniając się, że nie ma dookoła żadnego funkcjonariusza, po czym wstał z krzesła, ignorując pytające spojrzenie Hyukjae. Szybkim krokiem podszedł do celi i nachylił się nieznacznie w kierunku ćpuna.
- Um... Przepraszam pana...
- Co chcesz ode mnie, młody człowieku? Nie wolno ci ze mną rozmawiać.
No co ty nie powiesz...”
- Nie, ja tylko... Widzi pan, to mój przyjaciel. A to, co jest w pana dłoni... Myślę, że to wiadomość do nas. Czy mógłbym zerknąć...?
Ćpun spuścił nieobecny wzrok na świstek, zmrużył oczy i westchnął cicho.
- Proszę. Tylko żeby nikt cię nie widział, bo obaj narobilibyśmy sobie kłopotów.
- Dziękuję.
Nie chcąc dłużej ryzykować, odwrócił się na pięcie i wrócił do Eunhyuka. Chłopak zerknął z zaciekawieniem na brudną kartkę, którą Yesungowi udało się uzyskać od mężczyzny.
- Co tu jest napisane?
Kim ostrożnie rozwinął kartkę i zamarł.

Manhattan, Upper East Side, róg przechodzący w Piątą Aleję, godz. 17:00. Będzie tam facet, oczyści mnie ze wszystkich zarzutów. Wie, gdzie jest Heechul. Ale żąda dwóch milionów.”

Spojrzeli na siebie z przerażeniem.
- Czyli to nie koniec...? - spytał słabym głosem Lee. Yesung pokręcił przecząco głową.
- Nie. Obawiam się, że dopiero początek...
Jak cholera.



4 komentarze:

  1. o TAK! Kocham cię za to opowiadanie :DDD Akcja się rozkręca coraz bardziej, a sprawa z azjatyckim gej porno mnie bardzo zaciekawiła XD Gratuluję takiego pomysłu na opowiadanie i pisz więcej romanso-derpów :3! Weny!
    N~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romanso-derpy zaraz obok angsto-derpów to moja specjalność~
      dziękuję ^^

      Usuń
  2. Jebłam na przesłuchaniu DX
    Loff from Loby :3333

    OdpowiedzUsuń