niedziela, 26 maja 2013

Say - 'I Love You' (Rozdział VII)

Autor - You_See
Beta - Tak

N/A:
Pragnę tylko napomnieć, że nie jest to ostatni rozdział.
Przedostatni.



Było już rano, jednak z sypialni nadal nie dochodziły żadne dźwięki. Wciąż nie mogłem się domyślić, z jakiego powodu był na mnie wściekły, a co więcej, dlaczego ukrywał prawdę o odzyskaniu zdrowia przede mną. Był bardzo zdenerwowany - tylko tego byłem pewien. Po raz pierwszy od ponad roku zapukałem do drzwi sypialni, jednak odpowiedziała mi cisza.

- Yesung, wstałeś już? Możemy porozmawiać?

Ta śmiertelna cisza mnie przeraziła.

- Yesung, błagam, nie złość się na mnie. Jeśli coś jest nie tak, powiedz mi...

No dobrze. Niech będzie. Byłem seryjnie wkurzony. Wyciągnąłem zapasowy klucz z tylnej kieszeni, zastanawiając się, czy powinienem otworzyć te drzwi. Coś natrętnie wpierało mi, że jeśli teraz je otworzę, Yesung zniknie z mojego życia tak, jakby w ogóle w nim nie istniał. Mimo to zebrałem się w sobie i nacisnąłem klamkę.
Powoli wszedłem do środka, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu znajomej sylwetki.

- Yesung?

Dzięki Bogu, spał. Jednak kiedy tak patrzyłem na leżącego chłopaka, nie wiedziałem dlaczego, jednak poczucie niepokoju nie opuszczało mnie ani na moment.

- Yesung!

Podszedłem do niego i delikatnie klepnąłem go w ramię. Naprawdę musieliśmy porozmawiać, mimo, iż nie chciałem wyrywać go ze snu...
Zaraz. Dlaczego on jest taki zimny...

- Yesung? Boże, Yesung!

Z coraz większym zdenerwowaniem potrząsnąłem całym jego ciałem.  Odwrócił powoli głowę w moim kierunku.  Poczułem jak serce prawie wyskoczyło mi z piersi, a nogi zamieniły się w galaretę, gdyż jego wargi były kompletnie niebieskie a twarz blada jak ściana.

- S-Siwon...?

Widziałem wyraźnie, jak starał się otworzyć swoje zamglone oczy, by na mnie spojrzeć.

- Co się stało?!

Jęknął, próbując zaczerpnąć trochę powietrza. Czułem, jak bicie jego serca stawało się coraz słabsze i słabsze. Po omacku znalazłem wszystko, co mogło pomóc mu zatrzymać trochę ciepła.
W tym momencie coś spadło na podłogę i potoczyło się w kierunku moich stóp. Zszokowany, wytrzeszczyłem oczy. Butelka po tabletkach... Kompletnie pusta. Odwróciłem się w jego kierunku i krzyknąłem:

- Dlaczego?! Dlaczego to zrobiłeś?!

- S-Si...Won... - z trudem wyszeptał moje imię, a jego oczy zaczęły tracić swój zwykły blask.

- Poczekaj, zadzwonię po lekarza. Tylko nie zasypiaj. Pod żadnym pozorem, cholera jasna, nie zasypiaj!
Drżąc ze strachu, moje ręce powędrowały do kieszeni w poszukiwaniu tego pieprzonego telefonu. Panika mnie przytłoczyła. Jego palce, kurczowo zaciskające się na moich własnych, stawały się coraz zimniejsze. Drżały i wyglądały tak słabo, jakby za chwilę miały odpaść.

- J-jest coś... o czym... musisz w-wiedzieć...

Chwyciłem jego ciało i przycisnąłem ciasno do siebie, kompletnie przerażony, czując dotyk jego lodowatej skóry. Łzy wypłynęły nagle z moich oczu.

Nie. Nie mogę go stracić. Nie teraz. Nie mogę po prostu stać i patrzeć, jak ode mnie odchodzi. Nie...
Objąłem go jeszcze mocniej, zaczynając szlochać jeszcze głośniej. Palce wciąż przeszukiwały wszystko dookoła, mając złudną nadzieję na znalezienie telefonu.

- T-ten wypadek... T-to nie twoja w-wina...

- Yesung, proszę... Możemy porozmawiać o tym później?

Błagałem. Mój Yesung stawał się tak bardzo słaby i kruchy... Wiedziałem, że mogę go stracić w każdej sekundzie. Jego szept był jak tysiące grubych igieł, wbijających się w moje serce. NIE POWINIENEM czekać, aż się uspokoi... MUSIAŁEM znaleźć sposób, by być z nim tej poprzedniej nocy. NIE POWINIENEM szukać tego głupiego lekarza. MUSIAŁEM spędzać z nim więcej czasu i bardziej o niego dbać. Wyrzuty sumienia topiły mnie w sobie. Było już za późno. Przeklinałem siebie i to, jak mogłem być takim idiotą..
Prawie niezauważalnie pokręcił głową, podczas gdy jego oddech stawał się coraz bardziej nieregularny. Pot spływał zarówno po jego ciele jak i po moim.

- T-to... b-był mój cel...

- Co?

Rzuciłem mu zdziwione spojrzenie.

- J-ja... skoczyłem p-pod... twój s-samochód... N-nie... Nie mogłem c-cię mieć... w normalny s-sposób, dlatego... Byłem g-głupi...

- Yesung!

- T-to koniec, bo...

- Yesung, przestań, wystarczy...!

- ... bo byłem z-zbyt s-samolubny... i w końcu... ja... wybrałem... wybrałem tą drogę, by zdobyć twoją miłość. Przepraszam.

Patrzył na mnie z lekkim, pełnym cierpienia uśmiechem. To był ten uśmiech, który widziałem tamtego dnia w szpitalu. Nagle zwinął się w moich ramionach i głośno zakaszlał. Krew. Czułem krople lepiej, ciemnej substancji na swojej twarzy, parę spadło też na materac. W panice, położyłem jego ciało płasko na swoich kolanach, próbując złapać wszystkie jego słowa.

- Yesung, o czym ty mówisz? To ty. Ty jesteś w moim sercu, od lat... Proszę, nie zostawiaj mnie samego! Musisz żyć!

Chłopak nadal uparcie kręcił głową. Strugi krwi wypłynęły, niekontrolowane, z jego ust.

- Ty... NIGDY... m-mnie... nie k-kochałeś...

- Yesung, to nie tak jak myślisz. Kocham cię. Proszę. Przez ten cały czas nie mogłem się w sobie zebrać, by to powiedzieć. Proszę, nie dręcz mnie tak. Potrzebuję cię, Yesung. Kocham cię. Naprawdę cie kocham. Kocham cię... Kocham cię, Yesung. S-słyszysz mnie?

Ukryłem twarz w zagłębieniu jego szyi, wołając rozpaczliwie. Dlaczego on mi to zrobił? Czy on nie widzi, że umieram wewnętrznie patrząc, jak on cierpi? To była całkowicie moja wina. Dlaczego nigdy mu nie powiedziałem, jak bardzo go kocham? Byłem takim tchórzem, ale dlaczego miała mnie spotkać aż taka kara...?

Jego mała, drżąca dłoń dotknęła lekko mojego policzka. Złapałem ją w swoją i spojrzałem na niego. Był cudowny nawet w tej sytuacji, ale mogłem wyraźnie zobaczyć żal, ból i rozpacz emanującą z jego postaci. Położyłem jego rękę na swojej piersi, w miejscu, gdzie moje serce biło jak oszalałe; moje usta wciąż powtarzały jak mantrę:

- Kocham cię kocham cię kocham cię kocham cię kocham cię kocham cię...

- D-dlaczego... Nie powiedziałeś... m-mi wcześniej...?

Po raz kolejny strumień krwi wypłynął z jego ust wraz z następnym kaszlnięciem. Gęsta ciesz spłynęła po jego cudownych ustach. Piękne. Ale okrutne i bolesne jak cholera...

- T-tak mi.. p-przykro... Przepraszam... Już... z-za późno...

Z przerażeniem dotarło do mnie, że całkowicie przestał się ruszać. Jego ręka wyślizgnęła się z mojego uścisku i opadła bezwładnie na łóżko. Jego zazwyczaj żywe i cudowne oczy przykryły ciężkie powieki. Ostatnie łzy mieszały się z krwią i spływały w dół na materac.

- Yesung... Yesung proszę... nie...!

4 komentarze:

  1. Za dużo emocji! Płaczę i wychodzę! Dziękuję za twoją ciężką pracę!!! Papa ~~

    OdpowiedzUsuń
  2. ;-; nic dodać, nic ująć :-( Ja chcem więcej ty, ty, tyyy słów mi brak robić mi coś takiego to grzech :-C O shisusie czemuś mnie opuścił :'( Dziękuje za to że pomimo leniwych osób którym nie chcę się komentować ty tak się starasz dla nas :-)
    KAGE

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam okropny dzień. Wchodzę, nowy rozdział, czytam, wybucham płaczem.
    Dziękuję za tłumaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ow, znowu jakieś problemy z nimi. D: Czy nie może chociaż raz zakończyć się szczęśliwie? ㅠㅠ Liczę, że wszystko będzie dobrze na końcu. ;_____;

    OdpowiedzUsuń