środa, 13 lutego 2013

Władca Czasu (II)

Autor - Yesung Oppa
Beta - Tak



2. Słudzy Cezara



Kiedy ktoś rzuci hasło 'statek kosmiczny' przed oczami maluje ci się widok dużego, płaskiego, metalowego spodka, który w środku zawiera tony elektroniki, kabli i dziwnych, niezrozumiałych urządzeń. Ale to tylko wyobrażenia, widok, do którego zostaliśmy przyzwyczajeni przez filmy i kreskówki.
Jak naprawdę wygląda statek kosmiczny?
Cóż, pewnie inne wyglądają jeszcze inaczej, jednak ten należący do Hana był... dziwny. Ani śladu elektroniki, dziwnych urządzeń, metalicznego połysku dookoła... Tylko jeden, gruby pręt na środku, do którego przyczepione były monitory i klawiatura, oraz coś na wzór panelu sterowania. Dookoła roztaczała się dziwna aura... Coś, czego nie umiałem nazwać. Pachniało czymś niebezpiecznym, wiecznym, starszym niż świat...
Aha, jeszcze jedno. Jak takie wielkie pomieszczenie zmieściło się, do cholery, w malutkim, szkolnym autobusiku...?
Głowa bolała mnie od nadmiaru myśli. Musiałem wrzucić na luz...
Han spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem na ustach. By się nieco rozluźnić, zacząłem masować obolałe skronie końcami palców. Czy pomogło...? Może trochę.
- Dobra. No to mógłbyś mi w końcu powiedzieć, czym do ciężkiej cholery jesteś?
Zmarszczył brwi, gwałtownie odwracając wzrok.
- Jaki niemiły...
- Lepiej się przyzwyczaj.
Westchnąłem cicho, podnosząc na niego wzrok. Rzuciłem mu pełne wyczekiwania spojrzenie. No, to raczy mi w końcu powiedzieć, czy nie?
- Nie wiem, czy wszystko zrozu...
- Daruj sobie.
- No dobra. Sam tego chciałeś. - odwrócił się w moją stronę, a jego twarz nagle zrobiła się niesamowicie poważna. Ale tylko na chwilę. Po paru sekundach na jego ustach ponownie pojawił się lekki uśmiech. - Jak już wiesz, jestem Han. Ostatni Władca Czasu.
- ...Co?
Roześmiał się cicho. W tym śmiechu było coś dziwnego... Co ja gadam, przecież on cały był dziwny! W każdym razie nie był do końca szczery... Jakby wymuszony.
- A nie mówiłem? No dobra, nieważne. W każdym razie jedyne, co musisz o mnie na pewno wiedzieć, to fakt, że jestem ostatni ze swojej rasy.
- A reszta? - czułem wewnętrznie, że nie powinienem zadawać mu tego pytania. Jednak ono samo wyleciało z moich ust. Han drgnął prawie niezauważalnie.
- Nie żyją.
- Uhm, al...
- Nie żyją. I tyle w temacie. Moja planeta jest zniszczona. Nie mam dokąd, ani do kogo wrócić. - wzruszył ramionami, ponownie odwracając się do mnie plecami. No pięknie. Za dużo mi to wszystko nie powiedziało, ale lepsze to, niż nic.
- Dlaczego wyglądasz jak człowiek?
Prychnął cicho.
- Mogę wyglądać jak pies, jeśli wolisz...
Wytrzeszczyłem oczy. Że co?!
Roześmiał się, tym razem normalnie. Nie wiem, czemu, ale poczułem ulgę.
- No przecież żartowałem. To dlatego, że nasze rasy są do siebie podobne... W pewnym sensie.
- Rozumiem...
Tak naprawdę nie rozumiałem praktycznie nic, ale co by to zmieniło?
Han westchnął cicho, zerkając w ekran nad swoją głową.
- No, koniec gadania. Czas ruszać w drogę. Hm... Jest może jakieś miejsce, które chciałbyś odwiedzić?
- Eee... Miejsce?
- Kraj, miasto, ulicę... Albo rok, w jakim chciałbyś się znaleźć? Wybieraj. Masz wolną rękę.
Kolejny uśmiech szaleńca i dreszcz przechodzący po moich plecach. Już czułem, że nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
- Um... No wiesz... ja...
- Chyba nie wątpisz w możliwości mojego kochanego Tardisa, co? - spytał, gładząc dłonią fragment słupa. - No szybko. Bo wybiorę za ciebie.
To było chore.
No bo... podróże w czasie? Coś takiego jest sprzeczne z fizyką. Nawet kosmici tego nie mają prawa umieć... A jednak. Siedziałem w tym cholernym statku kosmicznym z tym cholernym Hanem, który... No cóż, był gotów zabrać mnie gdziekolwiek bym sobie zażyczył...
Jak romantycznie.
Ale zastanowiłem się. W końcu to była okazja, szansa, którą należy łapać garściami, nie? Inna już się może nie trafić.
- Ym... - podrapałem się po brodzie. - Może... Starożytny Rzym?
Uniósł brwi w geście głębokiego zadziwienia.
- Starożytny Rzym? Jesteś pewien?
- Tak. Zawsze chciałem zobaczyć, jak się wtedy żyło... Czy to takie dziwne?
Zmieszał się.
- No cóż... Większość ludzi, z którymi podróżowałem, koniecznie najpierw chciała zobaczyć początek, lub koniec świata... To się już powoli robiło nudne.
Większość ludzi? Aha, dobrze wiedzieć...
- Kazałeś mi wybrać, no to wybrałem... - wzruszyłem ramionami. Nie, żeby jakoś specjalnie mi zależało... Starożytny Rzym nie był zbyt interesujący, przynajmniej dotychczas mi się tak wydawało. Może ta wycieczka coś zmieni?
'Cofniesz się w czasie o dwa tysiące lat, to musi coś zmienić!' - powiedział mój już bardzo zmęczony mózg, ale po prostu to zignorowałem. Skupiłem wszystkie swoje myśli na Hanie, który zaczął naciskać jakieś przyciski w tym całym panelu sterowania, czy co to do cholery było.
- Lepiej się przebierz. - mruknął, nie odrywając się od swojego zajęcia. - Dam głowę, że w tamtych czasach ludzie nie chodzili w rurkach i tshirtach.
Uniosłem pytająco brwi.
- Przebrać...? Niby skąd mam wziąć takie ubranie?
Machnął dłonią w kierunku drzwi, których wcześniej nie zauważyłem. Nic więcej nie powiedział... Cóż mogłem innego zrobić? Poszedłem w ich kierunku, otworzyłem je...
I po raz kolejny mnie zatkało.
Długi korytarz pełen strojów z każdej epoki i każdego kraju. Kimona, suknie balowe, fraki, garnitury, nawet strój Elvisa...! Zamrugałem, odwracając się w jego stronę z zaskoczeniem w oczach.
- Co tak na mnie patrzysz? Jestem Władcą Czasu, muszę być przygotowany na każą sytuację! - powiedział z lekką kpiną w głosie, nawet nie podnosząc na mnie wzroku. Prychnąłem z pogardą, wchodząc do środka wielkiej garderoby.
Nie podobało mi się, jak on mnie traktował... Zdecydowanie.
* * *
Starożytny Rzym. Ja naprawdę tam byłem... Częścią innego można by rzec świata, innej epoki, kraju, realiów... Stałem tam w przydługiej białej todze, gapiąc się na miasto, które tętniło życiem. W mojej głowie kotłowały się miliony pytań, ale byłem zbyt oniemiały, by je zadać.
Han jednak wiedział, co mnie martwi. Położył mi dłoń na ramieniu i powiedział:
- Nie martw się. Tardis tłumaczy nam w głowie wszystkie języki, nie musimy znać łaciny, by się porozumiewać... Ludzie też nie widzą go tutaj w takiej postaci, jaki jest naprawdę. Myślą pewnie, że to jakiś dom, czy coś w tym rodzaju...Aha, i nie możemy się za bardzo od niego oddalać, bo potem kiepsko będzie go znaleźć...
Podniosłem oczy na jego twarz.
- Czy ty czytasz mi w myślach?
Roześmiał się. Znowu. Niech on przestanie, bo oszaleję...!
- Skąd. Nie muszę tego umieć, by wiedzieć, o czym myślisz. Masz wszystko wypisane dokładnie na twarzy, wiesz...?
- Ta... - nie miałem sił na kłótnie. Chciałem pozwiedzać, porozmawiać z ludźmi, poczuć się jak prawdziwy, rozpustny Rzymianin... To było zdecydowanie życie dla mnie.
- No dobra. Musimy się dowiedzieć, kto tu rządzi i który jest rok... hm... - Han zmarszczył brwi, uważnie rozglądając się dookoła. On również miał na sobie togę, jednak wyglądała nieco... Inaczej.
- Może kogoś spytamy? - zaproponowałem.
- No pewnie... Wezmą nas za dziwaków. - prychnął, wciąż się rozglądając. Nie no, teraz to mnie wkurzył.
- Przybyliśmy z przyszłości... To chyba wystarczający dowód na to, że nimi jesteśmy, nie?
- No tak, ale oni nie muszą o tym wiedzieć.
Zaraz mnie szlag trafi!
Ale ostatecznie pozwoliłem mu wdać się w rozmowę z jednym z właścicieli kramu, który sprzedawał skóry zwierząt. Ich ceny były wprost śmieszne – w dzisiejszych czasach zapłaciłbym za nie ponad dziesięć razy tyle...
Nie miałem jednak czasu długo zastanawiać się nad cenami skór, gdyż tuż koło nas przejechała duża, pozłacana lektyka, którą niosło czterech, dobrze zbudowanych niewolników. Wśród poduszek i koców leżało jedno, ogromne i tłuste ciało, które najwidoczniej należało do cezara. Wytężyłem wzrok, by dostrzec więcej szczegółów.
- Przejście dla lektyki wielkiego cezara Nerona!
Nerona...? No nie. Dlaczego to nie mógł być Juliusz Cezar, tylko właśnie ON? Zabiję Hana, po prostu zabiję...
- Musimy wracać. - usłyszałem jego zdenerwowany głos tuż przy moim uchu. - Tu nie jest bezpiecznie...
- No ty chyba żartujesz! - prychnąłem, zakładając ramiona na piersiach. - Dlatego z tobą poleciałem – obiecałeś, że będzie niebezpiecznie.
Mężczyzna pokręcił głową. W jego oczach malowało się coś, czego nie mogłem nazwać. Strach, przerażenie, a może troska...? Albo wszystko naraz....?
- Tak, ale... Nie rozumiesz. Tym razem to...
Nie skończył, gdyż przerwał mu donośny, niski głos cezara:
- Stać!
Wszyscy dookoła natychmiast odwrócili się w stronę, z której dochodził krzyk. Wtedy dotarło do mnie, że lektyka zatrzymała się tuż przy nas, a Neron wpatrywał się we mnie świdrującym spojrzeniem swoich małych oczek. Zadrżałem.
Niewolnicy postawili nosze na ziemi, pomagając cezarowi zejść na ziemię. Był ode mnie o głowę niższy, jednak w jego postaci było coś władczego i niebezpiecznego... Kiedy stanął tuż obok mnie, wiedziałem, że powinienem coś zrobić – uklęknąć, albo się przywitać, jednak najzwyczajniej nie byłem w stanie. Prawie słyszałem, jak Han przeklina w myślach.
       - Jak brzmi twoje imię, o piękna, egzotyczna niewiasto?
Zaraz, czy on to powiedział do mnie? I czy właśnie nazwał mnie PIĘKNĄ NIEWIASTĄ?! Nie no, seryjnie, miałem ochotę wybuchnąć śmiechem.
        - Um... - jęknąłem, patrząc na Hana, wyraźnie oczekując pomocy z jego strony. Nie zdążył nic odrzec, gdyż Neron gwałtownie chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę lektyki. Upadłem prosto na górę poduszek, próbując się podnieść i wiać ile sił w nogach... Jednak było już za późno.
        Nosze zostały ponownie podniesione przez niewolników, a ja usłyszałem szept cezara tuż przy moim uchu.
      - Nieważne. Dzisiaj nadam ci nowe imię... Zostaniesz moją nałożnicą.
      O nie.

* * *
Miałem na sobie damską togę. To był pierwszy mój błąd, jaki wyłapałem zaraz po przybyciu do pałacu. Drugi był taki, że nie przedstawiłem się cezarowi, który powoli zaczął tracić cierpliwość. Może jednak z drugiej strony tak było lepiej – nie mam pojęcia, co by się stało, gdyby dowiedział się o mojej płci... Mógłby mnie spalić, czy coś. Wolałem o tym nie myśleć.
Posiadłość Nerona była ogromna i przestronna, jednak taka, jak ją sobie zawsze wyobrażałem. Gdy tylko znaleźliśmy się na miejscu, ze środka wylał się tłum sług w identycznych odzieniach i z różnymi przedmiotami w dłoniach. Uniosłem pytająco brwi. Nie tyle zainteresowały mnie te przedmioty, co same postacie, które je trzymały. Było w nich coś strasznego i nieludzkiego.
 Nagle przypomniałem sobie o Hanie. Nie, żeby mnie zostawił sam na sam z groźnym cezarem, czy coś....No cóż, wyglądało na to, że będę musiał zadbać o siebie sam.
Jeden z niewolników pomógł mi zejść z lektyki, po czym natychmiast otoczył mnie wianuszek sług Nerona. Ich oczy błyszczały przebiegle, paru z nich oblizało wargi... Miałem złe przeczucie.
- Za mną, piękna.
Powstrzymałem się przed wzruszeniem ramionami i niechętnie ruszyłem za nim. Cezar nie zwracał uwagi na puchary z winem i misy z perfumowaną wodą, którą podstawiali mu słudzy. Dobry ruch, sam też wolałem ich nie ruszać...
Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Przez jedną, krótką chwilę miałem nadzieję, że to Han, który przyszedł mnie ocalić. Napotkałem jednak tylko spojrzenie błyszczących złowrogo oczu i szeroki uśmiech. Mimowolnie zadrżałem. Co było z tymi ludźmi do cholery...?
Prowadzili mnie przez ogromne atrium prosto do bogato zdobionego pomieszczenia, w którym mnie zostawili. Jedna rzecz przykuła moją uwagę – nie miało ono okien, ani dodatkowych drzwi, co było niespotykane...
Albo... O kurde, co oni chcą mi zrobić?
- Eee... - odwróciłem się w kierunku dwóch sług, którzy zostali ze mną w komnacie. Znowu to spojrzenie... Cofnąłem się o krok, usiłując nie patrzeć im w oczy.
Żaden z nich nic nie powiedział. Dziwne... Nie umieli, czy co?
Ze zrezygnowaniem opadłem na poduszki, które poustawiano pod jedną ze ścian. Były miękkie i puchate, najprawdopodobniej jedwabne. Jedno wiedziałem na pewno – musiałem się stąd jak najszybciej wydostać. Jak cezar się dowie, że jednak nie jestem kobietą... Mam przerąbane.
Po raz kolejny zacząłem się zastanawiać, gdzie jest Han. Nie mógł przecież od tak zniknąć i mnie zostawić! Z drugiej strony nie ufałem mu... Może to był jego cel?
Uh. Muszę przestać się zadręczać i skupić myśli na jednym.
Nie było okien. Nie było drzwi. Dwoje ludzi pilnowało jedynego wyjścia z pomieszczenia, a na zewnątrz pewnie roiło się od strażników. Nie uda mi się, nie ma szans. Już nie żyję... Ja, Kim Heechul, uwięziony w Starożytnym Rzymie, zaraz zginę z rąk cezara Nerona, który najpierw będzie pewnie usiłował mnie zgwałcić...
Cudnie! O niczym innym nie marzyłem.
Nagle usłyszałem cichy trzask. Podniosłem głowę, rozglądając się dookoła. Wszystko było w porządku, nie zauważyłem żadnych zmian... Jednak trzask się powtórzył, do tego był głośniejszy. Zacząłem się denerwować...
Przy drzwiach coś się poruszyło. Mocniej przycisnąłem się do ściany, wiedząc jednak, że nie bardzo ona mnie obroni. Mężczyźni, którzy przy nich stali, spojrzeli na siebie, a uśmiech nie znikał z ich ust. Jeden z nich sięgnął dłonią ku drzwiom i otworzył je na oścież.
Oblałem się zimnym potem.
W progu stanęła cała zgraja stworów, którzy tylko odrobinę przypominali ludzi. Jednak wiedziałem, że byli to słudzy cezara – poznałem to po ich spojrzeniu i strasznym uśmiechu. Twarze mieli napuchnięte, a skóra przybrała złotawy odcień. Wciąż mieli na sobie te same ubrania, co przedtem. Było ich ze dwadzieścia, ale nie to mnie najbardziej przeraziło.
Na samym przodzie stał Neron. Wpatrywał się we mnie z kpiącym uśmiechem, po czym zwrócił się do nich:
- Wasz dług rośnie. Znowu oddałem wam piękny kwiat, który mógłby być mój.
No pewnie. Chyba coś ci się pomieszało, faceciku.
Nie miałem jednak czasu, by pomyśleć o ucieczce. Było ich zbyt wielu, a ja jeden i to do tego całkowicie przerażony. Nie wiedziałem, co chcą ze mną zrobić. Miałem jednak nadzieję, że moja śmierć będzie szybka.
- No nieważne. Bierzcie ją.
I rzucili się na mnie.
* * *
Powoli otworzyłem oczy. Ból w moim lewym ramieniu wzmógł się, gdy poruszyłem nim delikatnie. Syknąłem cicho, próbując przegonić natrętne łzy, które pojawiły się w kącikach moich oczu.
Nie mogłem w to uwierzyć. Żyłem? Jakim cudem... Ostatnie, co pamiętałem, to cała banda dziwnych potworów, ruszająca w moją stronę... Potem jest już tylko ciemność i ból. A teraz...
- Wszystko w porządku?
Zamrugałem gwałtownie. Rozpoznałem miejsce, w którym byłem. To nie pałac cezara... To już nawet nie był Rzym.
Tylko Tardis.
Han pochylał się nade mną, a na jego twarzy malowała się troska. W tamtym momencie miałem ochotę rzucić mu się na szyję, jednak w ostatnim momencie się powstrzymałem. Byłem cały obolały, a moja toga... Wolę nie mówić.
- Um... co się stało...? - szepnąłem. Miałem całkowicie zaschnięte usta. - Pomóż mi usiąść...
Chwycił mnie pod ramię, delikatnie podnosząc do siadu. Zakręciło mi się w głowie, ale zignorowałem to. Wziąłem kilka głębokich oddechów, po czym rzuciłem mu pełne wyczekiwania spojrzenie.
Westchnął cicho.
- Zdążyłem w ostatnim momencie... Ten sukinsyn Neron... Nie podejrzewałem o to nawet jego.
- Co zrobił?
Powoli przypominałem sobie wszystkie szczegóły: uśmiech tych stworów, ich kolor skóry, spojrzenie Nerona... Zadrżałem.
- Leodany to przebiegłe istoty, jednak bardzo prymitywne. Ich priorytetem jest jedzenie, a żywią się obcymi emocjami i uczuciami... Wysysają je tak długo, póki nie opuści cię twoja własna dusza... I umierasz. Zrobią wszystko, by najeść się do syta... A biorąc pod uwagę fakt, ile było ich w tym przeklętym pałacu, to można się domyślić, że nasz cezar zawarł z nimi pakt – miał im dostarczać pożywienia, a oni mu służyli. Za pomocą Tardisa odesłałem wszystkich na ich planetę... Nie chciałem nikogo zabijać. Było ich zbyt wielu.
Skrzywiłem się. Nie brzmiało to za dobrze... Byłem już tak blisko śmierci.
- Dobrze chociaż, że jednak nie chciał mnie przelecieć...
- Ale prawie zginąłeś.
Uniosłem pytająco brwi. Nie no, aż tak się o mnie martwił? Nie powiem, pochlebiało mi to.
- Prawie... Ale gdyby nie ty...
Uśmiechnął się, po czym potargał moje włosy. Zmarszczyłem groźnie brwi, jednak po chwili złagodniałem.
- Han... Dziękuję, że ponownie mnie uratowałeś.
- Po to tu jestem, prawda?
Kiwnąłem głową. Chciałem odpocząć. Marzyłem o tym, by wrócić do siebie, zakopać się w kołdrę i spać przez całe dnie... Ogromne znużenie ogarnęło moje ciało, a ja nie miałem sił, by chociaż ziewnąć.
- Wracajmy do domu... - powiedziałem słabo, zanim ponownie osunąłem się w błogi sen.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz