Pairing - BaekhoxRen (NU'Est)
Rodzaj - Angst, romans
Tytuł - '365'
Autor - Yesung Oppa
Beta - Nie
Ostrzeżenia - brak.
Od dziecka widziałem Numery.
Ale nie takie zwykłe cyferki, których uczą w przedszkolu. Zdecydowanie nie były zwykłe... Tylko wyjątkowe. Dowiedziałem się tego w wieku pięciu lat.
- Minki, co ty w ogóle mówisz? - powiedziała babcia, odkładając mokrą ścierkę na swoje miejsce. Zmierzyła mnie wzrokiem, który zdawał się mówić: 'Dziecko, idź się pobawić i nie zawracaj mi głowy'.
Ale ja miałem pięć lat i obsesję na punkcie dziwnych numerów, które widziałem nad głową babci. Wydąłem wąskie usta, splatając ramiona na piersiach. Udawałem obrażonego jak zawsze, gdy coś mi nie pasowało.
- Ale babciu... - jęknąłem. - Ja serio widzę jeden. Co to znaczy, babciu? Powiedz mi!
Jednak ona najwidoczniej nie wiedziała. Sądziła pewnie, że to tylko urojenia zdrowo rosnącego dziecka, coś jak wróżki i Święty Mikołaj. Ale myliła się... Bardzo się myliła. A ja byłem zbyt mały, by cokolwiek zrozumieć.
Następnego dnia nad głową babci pojawiła się cyfra '0'. Zauważyłem ją, gdy jadłem śniadanie. Tego ranka rodzice mieli mnie zabrać z powrotem do domu. Nie chciałem tego. Lubiłem przebywać u babci na wsi. Może dlatego, że ona jako jedyna miała dla mnie zawsze czas...
Gdy tylko wsiadłem do samochodu, od razu poczułem, że coś jest nie tak.To uczucie towarzyszyło mi całą drogę do miasta. Miało ono związek z tym dziwnym numerem nad głową babci... Tylko co to mogło znaczyć?
Godzinę później byliśmy już na miejscu, a mamie zadzwonił telefon. Stałem przed nią i obserwowałem, jak jej twarz ogarnia głęboki smutek, a po policzkach spływają pierwsze łzy. Gdy odłożyła słuchawkę, spytałem, co się stało. Byłem przecież tylko małym ciekawskim dzieckiem, które chciało wiedzieć, dlaczego jego mamusia płacze...
Tego dnia babcia zmarła. Miała zawał, nie udało się jej już uratować. Wtedy oto zrozumiałem, jak bardzo jestem niezwykły. Że to, co widziałem, to nie był czysty przypadek...
Próbowałem o tym komuś powiedzieć, jednak byłem tylko małym dzieckiem. Nikt nie traktował mnie i moich słów poważnie. Denerwowało mnie to tym bardziej, że Numery zaczęły pojawiać się też nad głowami innych osób... Kiedy miałem trzynaście lat, widziałem je już dosłownie wszędzie. Roiło się od nich w mieście, w szkole, nawet w domu...
A były to dni, które zostały danemu człowiekowi do końca. Mój dar... Znałem datę śmierci wszystkich ludzi.
Zaczęło mnie to przytłaczać. Na moich oczach ludzie psuli się, osuwali w nicość, umierali. Nie mogłem znieść widoku ich twarzy. Numery były wszędzie... Nienawidziłem ich. Nienawidziłem siebie.
Śpiew i taniec - te dwie rzeczy pozwoliły mi się od nich odciąć. Kiedy się im poddawałem, całkowicie zapominałem o całym świecie, ludziach... śmierci. Mama zauważyła mój talent. Postąpiła jak każdy rozdzic w dzisiejszych czasach - postanowiła zrobić ze mnie maszynkę do zarabiania pieniędzy. Śmieszne. Gdyby wiedziała, ile czasu jej zostało, natychmiast przestałaby traktować mnie jak rzecz. Jednak jej tego nie powiedziałem. A miałem inne wyjście?
Jakimś sposobem trafiłem do Pledis. Oni wszyscy mieli śmierć wypisaną na twarzach - producenci, artyści, menagerowie, nawet sprzątaczki. Przywołałem maskę uśmiechu na twarz. Spodobałem im się. Ja i mój wizerunek. Tak trafiłem do zespołu, który odmienił moje życie.
JR, Aron, Minhyun, Baekho. Znałem datę ich śmierci, ich wszystkich. Byli młodzi, piękni, długowieczni... Mogli naprawdę wiele...
Nie wszyscy.
- Jestem Baekho. Miło mi cię poznać, Ren. - na przystojnej twarzy chłopaka pojawił się szczery uśmiech. Podałem mu niepewnie dłoń, wpatrując się w trzycyfrową liczbę tuż nad jego głową.
Trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Miał umrzeć dokładnie za rok.
Szybko zżyłem się z moimi nowymi przyjaciółmi. Robiliśmy swoje - ciężko pracowaliśmy, tworząc muzykę dla ludzi, którzy powoli zaczęli nas zauważać. Dzięki temu mogłem zapomnieć o tym, co widzę nad ich głowami, chociaż na chwilę. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by nas pokochano. Spełnialiśmy też swoje marzenia, co było przecież najważniejsze...
Jednak jeden szczegół nie dawał mi w spokoju cieszyć się życiem...
Baekho przybliżał się do mnie z dnia na dzień coraz bardziej. Na początku broniłem się zaparcie - nie mogłem teraz przywiązać się do kogoś, kto niedługo umrze. Ale jego silne ramiona, przystojna twarz i opiekuńczy uśmiech przyciągały mnie na każdym kroku...
Cały czas powtarzał, że rzuciłem na niego urok, który sprawił, że nie mógł przejść obok mnie obojętnie. Jednak było na odwrót - to ja znalazłem się pod działaniem jego zaklęcia, które było już całkowicie nieodwracalne. Ponieważ się w nim zakochałem.
W człowieku, któremu zostało dwieście pięćdziesiąt dni życia.
Praktycznie nic się nie zmieniło. Wciąż ostro pracowaliśmy, wydając coraz to nowsze single i ciesząc się miłością fanów. Lecz oprócz nich miałem jeszcze kogoś... Kogoś bliższego mojemu sercu, niż ktokolwiek przedtem. Niż własna rodzina... Baekho.
Stał się dla mnie wszystkim, chociaż tak się przed tym broniłem. Co noc gdy leżałem w jego łóżku, zupełnie nagi i wsparty na jego ramieniu myślałem, że może jest jakiś sposób, by oszukać śmierć. Może da się go jakoś uratować? Może mogę coś zrobić...
Jednak liczba malała z każdym dniem. Kiedy zostało mu już tylko sto dni, zacząłem panikować. Tak bardzo pragnąłem utrzymać go przy życiu. .. Nie mogłem go stracić, nie teraz, gdy pokochałem go całym swoim nastoletnim sercem. Widział, jak się zmieniam, jak coraz bardziej pragnę jego bliskości. Nie puszczałem jego ręki ani na moment. W nocy budziłem się z krzykiem, gdyż koszmary z jego śmiercią w roli głównej nie dawały mi normalnie spać.
Osiemdziesiąt dni.
Ponownie zacząłem się zastanawiać, czy można oszukać przeznaczenie. Przecież mówią, że sami jesteśmy kowalami swojego losu, prawda? Może te Numery nie są do końca przesądzone? Jeśli tylko będziemy rozważni...
Na wszelki wypadek kazałem mu na siebie uważać. Obiecał, że to zrobi. Odetchnąłem z ulgą.
Dni mijały w spokoju. Wraz z zespołem zrobiliśmy sobie wolne, kiepską imitację wakacji. Całe dnie spędzaliśmy z Baekho w łóżku, ciesząc się nawzajem swoją bliskością. Przez ten krótki okres czasu nie widziałem żadnych liczb nad jego głową. Łzy szczęścia płynęły po mojej twarzy, gdy po raz tysięczny całowałem go w jego opuchnięte usta. Był wszystkim, czego potrzebowałem do życia.
A kiedy nasze wakacje się skończyły, przeraziłem się.
Dziesięć dni.
Wciąż nic nie wskazywało na to, że mój chłopak niedługo odejdzie. Właśnie znowu zaczęliśmy koncertować. Ilość fanów dosłownie rosła na naszych oczach, a wszyscy byliśmy naprawdę z siebie zadowoleni...
A ja?
Patrzyłem ze smutkiem, jak numer nad głową Baekho zmniejszył się do jednej cyfry. Wciąż łudziłem się, że może uda się zatrzymać czas... albo cofnąć. Albo w jakiś inny sposób mogę zatrzymać ten cholerny zegar śmierci. Zrobiłbym dosłownie wszystko, co w mojej mocy... Ale nie wiedziałem, jak mogę pomóc....
Trzy dni.
To miał być jego ostatni koncert. Patrzyłem zza kulis, jak żegna się z fanami, po czym schodzi ze sceny. Widząc mój smutek, natychmiast mnie przytulił. Boże, był taki kochany...
- Nic się nie bój. - szepnął mi do ucha, a ja poczułem, że się rumienię. - Wszystko będzie dobrze. Jestem tutaj, Ren i nigdzie się nie wybieram.
Te słowa dodały mi otuchy i odwagi. Były tak przekonywujące, że tylko idiota by mu nie uwierzył. Uśmiechnąłem się, po chwili całując go mocno w usta. Wszystko się ułoży, na pewno. Wierzę w to.
Te trzy dni spędziliśmy tylko ze sobą, cały czas się dotykając, całując, kochając, lub po prostu na siebie patrząc. W życiu nie czułem się bardziej szczęśliwy. W końcu znalazłem swoje miejsce na ziemi... U boku chłopaka, którego pokochałem.
Gdy tego dnia obudziłem się w jego ramionach, w oczy uderzyła mnie ogromna cyfra '0', która zawisła nad jego głową. Nie przejąłem się tym. Przecież obiecał. A to... to nic nie znaczy. Zupełnie nic. Wszystko jest w porządku.
- Wiesz, Ren... - szepnął, gdy w końcu się obudził. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. - Dzisiaj mija dokładnie rok, odkąd się poznaliśmy.
- Hyung... - mówię, po czym całuję go w usta, długo i z uczuciem.
Postanawiamy to jakoś uczcić. Przy nim zapominam o całym bożym świecie, więc ubieram się szybko i natychmiast wychodzimy z domu. Nie obchodzą nas ludzie, którzy patrzą na nas z pogardą, widząc nasze złączone ręce. Tego dnia postanowiliśmy - nie będziemy się juz dłużej ukrywać. To nie ma zadnego sensu. Nikt nam nic nie może zrobić, wszyscy są tylko ludźmi, tak jak my. Po co ukrywać swoją miłość, zamiast cieszyć się nią wraz z całym światem?
Baekho kątem oka zauważa niewielką kwiaciarnię, a na jej wystawie piękny bukiet fiołków. Uwielbiam fiołki, a on doskonale o tym wie. Każe mi zaczekać, a on zaraz z nimi wróci. Uśmiecham się delikatnie i pozwalam mu na to. Obserwuję w milczeniu, jak powoli i uważnie wchodzi na jezdnię...
Szybko jednak sobie przypominam. Zero. To dzisiaj... Chociaż obiecał, że będzie ostrożny...
Zauważam samochód, który nadjeżdża z prawej strony i nie ma szans się zatrzymać na czas. Głośny krzyk wydobył się z mojego gardła, jednak ja usłyszałem go jakby zza grubego muru. Świat dookoła mnie zwolnił, kiedy znalazłem się na ulicy zaraz za chłopakiem. Chciałem go odepchnąć, by auto go nie trafiło... Jednak było już za późno.
Poczułem, jak moje ciało odrywa się od ziemi, po czym uderzam plecami w coś ciężkiego. Głuchy trzask, krzyk, alarm. A następnie cisza... Zupełna, pusta...
Otwieram oczy. Widzę jego twarz, krwawi, ale wciąż jest piękna. On robi to samo i uśmiecha sie z wysiłkiem...
- Wiesz Ren... chciałem tylko kupić ci kwiaty.
Kiwam głową. Wiedziałem. To było niewykonalne. Tych Numerów nie idzie oszukać. Są zapisane głęboko w naszym istnieniu... nikt i nic nie mógł ich zmienić.
Często zastanawiałem się, jaka jest moja data śmierci. Teraz już wiedziałem. Bicie mojego serca zwolniło, a w uszach słyszałem już tylko coraz wolniej płynące strumienie krwi. Ostatni uśmiech na twarzy Baekho... Zamknął oczy.
- Kocham cię. - szepnąłem. Poczułem, jak mnie też przyciąga do siebie światło - ciepłe, bezpieczne... Zdążyłem jeszcze wyciągnąć drżącą dłoń i chwycić jego własną, podrapaną i bezwładną.
A potem nicość rozpłynęła się przed moimi oczami. Wiedziałem już, że niepotrzebnie się martwiłem...
...bo teraz możemy być razem na zawsze. Żyć w świecie bez Numerów, śmierci i bólu, całkowicie wiecznym i bezpiecznym.
Ojesu *------*
OdpowiedzUsuńTo jest takie cudowne i smutne.
Ja bym zwariowała gdybym takie liczby widziała. Świetne to jest po prostu świetne.
I z radością sięgnę po tą książkę.
~Hisako~
Dziękuję ślicznie ^^'
UsuńTakie smutne, ale takie słodkie <3
OdpowiedzUsuńTeż czytałam tą książkę !! BYŁA GENIALNA ! Nawet drugi tom wydali ,wiesz o tym ? O.O To był dla mnie szok. Nawet nie wiem czy już w Polsce jest wydany.Po prostu idealnie to opisałaś , w ogóle każdy twój "twór" jest świetny.(Koleżanka mi poleciła twoje teksty)
OdpowiedzUsuńDziękuję ^^ Przeczytałam całą trylogię Numerów i jest to moja ukochana książka c:
UsuńMasz szczęście że udało mi się powstrzymać łzy! Kiedy tylko przeczytałam ze został mu rok... 😢
OdpowiedzUsuńPiękne