wtorek, 22 stycznia 2013

Władca Czasu (I)

Rodzaj - AU/yaoi/Crossover
Pairing - HanChul (Super Junior)
Autor - Yesung Oppa
Tytuł - 'Władca Czasu'
Beta - Tak
Status - Trwa




1. Heechul.


Tardis wylądował. Tym razem sam nie wiem, gdzie. Wybrałem pierwszą datę, jaka przyszła mi do głowy. Już sam nie pamiętam, gdzie byłem ostatnio... W moim mózgu panuje pustka. Uodpornił się już na myśli, które nawiedzały mnie przez te wszystkie lata... Nauczyłem się tego.
Mój ukochany statek. Tylko ty mi zostałeś. Wszyscy zginęli... Przeklęta Wojna Czasu. Nie mogłem nikomu pomóc, chociaż tak bardzo się starałem... Było już za późno. Po prostu stałem i patrzyłem... 
Bezczynnie. 
Ostatni Tardis. Ostatni Władca Czasu. Kiedy to było? Już nie pamiętam. Tak dawno, jednak mam wrażenie, że to się stało zaledwie wczoraj. Lecz czym jest 'wczoraj' dla Władcy Czasu? Próbowałem cofnąć się do tamtego wydarzenia. Spróbować to naprawić... Bez skutku. To nieodwracalne.
Zostałem sam. Jeden, jedyny we Wszechświecie. Samotny...
Co ja robię na Ziemi? Szukam. Kogo? Kogoś wyjątkowego... Przy kim mógłbym zapomnieć o tym, co się stało. Z kim mógłbym rozwiązywać największe zagadki, podróżować po Galaktykach, planetach, gwiazdach... Czasie.
Bo to ja – ostatni Władca Czasu. A kim będzie osoba, która tym razem będzie mi towarzyszyć...?
Otworzyłem drzwi, wyciągając głowę na zewnątrz. Oślepiło mnie ostre, poranne Słońce... Jednak pośród tego blasku coś ujrzałem... Kogoś...
Kto to? Kim jest ta osoba?


Gdy tylko wyszedłem ze szpitala, zmrużyłem oczy, by nie oślepiło mnie słońce, które tego dnia świeciło wyjątkowo mocno. Był środek czerwca, więc jak na tę porę roku to nic dziwnego. Jednak tak gorąco nie było już od dawna. Nie, żebym narzekał, czy coś...
 Poprawiłem torbę na ramieniu, ruszając prosto przed siebie. Czekała mnie długa droga przez prawie cały Seul, jednak nie miałem najmniejszej ochoty zamawiać taksówkę. Bo co to za frajda siedzieć w aucie i grzać się jeszcze bardziej? Założyłem ciemne okulary na nos i ruszyłem przed siebie.
Miasto było piękne – kolorowe i pełne życia. Zbliżały się godziny wieczorne, jednak słonce najwidoczniej nie miało najmniejszego zamiaru jeszcze zajść. Uśmiechnąłem się do siebie, wkładając do uszu słuchawki i w rytm muzyki kroczyłem chodnikiem. Ludzie uśmiechali się do mnie, sam nie wiedziałem, dlaczego. Czy taki człowiek jak ja to aż tak pocieszny widok?
Roześmiałem się cicho, skręcając w boczną uliczkę. Nieważne. Jeszcze chwilę i zobaczę się z Kyuhyunem, pójdziemy na kawę, a potem... Może do niego? Czemu nie! W końcu byliśmy już ze sobą wystarczająco długo. Nie, żeby mi na TYM jakoś szczególnie zależało, czy coś, ale...
No wiadomo.
Szedłem sobie spokojnie, podrygując do rytmu, kiedy coś przykuło moją uwagę. Przystanąłem w miejscu i ściągnąłem słuchawki, uważnie nasłuchując. Ten dźwięk... Brzmiał tak nieludzko, a jednocześnie działał jak wabik na mój mózg – musiałem się dowidzieć, skąd pochodzi.
Szybko ruszyłem w kierunku jego źródła. Musiało to być gdzieś niedaleko, skoro był on taki głośny. Zmarszczyłem brwi, kiedy trafiłem do ślepej uliczki. Rozejrzałem się dookoła, przeklinając w myślach. Dźwięk pochodził stąd, jednak nic tutaj nie było... To pewnie jakieś urojenia. Za dużo czasu spędzam w pracy.
Już miałem się odwrócić i odejść, kiedy mój wzrok przykuło... No właśnie, coś. To coś nagle zaczęło się materializować obok mnie, dosłownie znikąd. Zdjąłem okulary z nosa, mimo oślepiającego blasku słońca. Ten przedmiot... Wyglądał jak niewielki, szkolny autobus. Tak bardzo niepozorny, jednak...
Odgłos zniknął. Dookoła zrobiło się cicho. Nie słyszałem już nikogo i nic, jednak byłem zbyt zafascynowany widokiem, jaki rozciągał się przed moimi oczami, by zwrócić uwagę na cokolwiek innego. Skąd to się tu wzięło? Przecież nie mogło...
Nagle drzwi autobusu się otworzyły. Gwałtownie cofnąłem się do tyłu, w pierwszej chwili chcąc uciec, jednak szybko zrezygnowałem z tego pomysłu, bo ze środka ktoś wyszedł...
To był mężczyzna, chyba Chińczyk. Jego średniej długości brązowe włosy odstawały na wszystkie strony. Miał na sobie białą koszulę, brązową marynarkę, jeansy i czarne trampki. W pierwszym momencie mnie nie zauważył, jednak po chwili nasze oczy się spotkały...
Nigdy w życiu nie widziałem kogoś takiego. Emanowała od niego jakaś obca, nieziemska aura... Nie, żebym wierzył w takie bzdety, czy coś. Jednak w tamtym momencie ten człowiek wydawał mi się kimś, a raczej czymś, czego kompletnie nie pojmowałem. Zjawił się tam dosłownie znikąd. I patrzył na mnie, jakby...
Nie mógł oderwać ode mnie wzroku. A ja? Przestraszyłem się. Nie mogłem wytrzymać tego spojrzenia. Odwróciłem się i uciekłem stamtąd jak najszybciej. Nie obejrzałem się za siebie ani razu.
Parę metrów dalej wpadłem prosto na Kyuhyuna. Dosłownie spadł mi z nieba! Trzymał mnie w swoich ramionach, kiedy ja próbowałem złapać oddech.
- Co jest? Ktoś cię gonił? - spytał, uśmiechając się promiennie. Odwzajemniłem jego uśmiech, kręcąc przecząco głową.
- Nie. Po prostu się spieszyłem.
- Niepotrzebnie, miałem wstąpić jeszcze do sklepu muzycznego... Ale skoro już się spotkaliśmy, to nie widzę przeszkód, żebyśmy poszli od razu do kawiarni.
Westchnąłem z zadowolenia. Jedyne, czego w tamtym momencie chciałem, to zapomnieć o tym strasznym spotkaniu, ciesząc się dobrą kawą i towarzystwem Kyuhyuna...
- Dobrze. Chodźmy więc. - odparłem, chwytając jego dłoń w swoją.
* * *
Kawiarnia była urządzona w dość... ciekawy sposób. Ściany dookoła nas pomalowane były na pastelowe kolory, a przez całą ich szerokość rozciągały się cytaty dotyczące kawy. Wszystkie po angielsku. Zmrużyłem oczy, próbując rozszyfrować parę z nich. Czemu wydawały się nie mieć kompletnego sensu?
Z sufitu zwisały puste klatki dla ptaków, które wyglądały tak ciężko, że człowiek miał wrażenie, że zaraz któraś spadnie mu na głowę. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, więc w pomieszczeniu zapalono kilka świateł, co jednak nie było zbyt potrzebne. W lokalu było bowiem tak jasno i słodko, że aż raziło w oczy.
- Co zamawiasz? - spytał Kyuhyun, zerkając na mnie znad menu. Pokręciłem głową, wracając na ziemię. No tak, znowu myślałem o dzisiejszym spotkaniu. To było... Nie, dziwne, to mało powiedziane. Ten autobus pojawiający się dosłownie znikąd, człowiek... Czy to na pewno był człowiek? Wyglądał ludzko, jednak miał coś w sobie... Coś dziwnego i niebezpiecznego.
- Um... To, co zwykle. - odparłem, nawet nie zerkając w kartę. Kyuhyun uniósł pytająco brwi, jednak nic nie odrzekł. I byłem mu za to wdzięczny. Przecież nie mogłem mu o niczym powiedzieć, uznałby mnie za wariata!
- No dobrze... To opowiadaj, jak tam dzisiaj było w pracy. - powiedział, gdy kelnerka wzięła nasze zamówienia. Wzruszyłem ramionami.
- Normalnie... Nic nowego.
- Ordynator znów się do ciebie przystawiał?
- Ta... Jak mówiłem, nic nowego. - uśmiechnąłem się słabo. Ordynator to rzeczywiście był bardzo drażliwy temat, zarówno dla mnie, jak i Kyuhyuna, który mu kiedyś porządnie przywalił w twarz, przez co mało nie straciłem pracy. Jednak tamten człowiek jakimś dziwnym sposobem ma do mnie słabość, więc zostałem... Ale mało brakowało, bym sam odszedł...
Ale gdzie bym potem znalazł robotę? Ech...
Chwilę rozmawialiśmy jeszcze o wszystkim i niczym, kiedy mój wzrok przykuła pewna postać, stojąca na zewnątrz lokalu. Włosy i ubiór wydawał się być znajomy. W pierwszym momencie nie mogłem sobie przypomnieć, skąd go znam... W końcu do mnie dotarło.
To był ten ktoś od pojawiającego się autobusu... To był on...! I uśmiechał się do mnie!
Przetarłem oczy dłonią, a kiedy ponownie je otworzyłem, mężczyzna zniknął. Dziwne, bardzo dziwne... Pewnie mi się przewidziało. Jestem przemęczony, za mało śpię... Na pewno.
- Hyung, słuchasz mnie? - rzuciłem zdziwione spojrzenie Kyuhyunowi, który najwidoczniej od dłuższego czasu coś mi opowiadał.
- Co? A tak, przepraszam... Jestem trochę zmęczony...
- Może cie odprowadzę do domu? - zaproponował, mieszając łyżeczką w swojej kawie. Pokręciłem przecząco głową.
- Nie, nie potrzeba. Wypiję kawę i będzie dobrze.
- Ouh, skoro tak twierdzisz...
I piliśmy swoją kawę w milczeniu, rozkoszując się ciepłem napoju i własnym towarzystwem. Parę razy ponownie zerkałem w miejsce, gdzie widziałem tego... człowieka. Jednak on już tam nie stał. Odetchnąłem z ulgą. Całe szczęście...
W końcu opróżniliśmy nasze filiżanki. Odsunąłem swoją od siebie, patrząc na niego z uśmiechem.
- Tego... to gdzie teraz idziemy?
- Zaproponuj coś. - mruknąłem, opierając brodę na dłoni. W jego oczach pojawił się błyszczący ognik, oznaczający niemałe podekscytowanie chłopaka. Zachichotałem cicho.
- No dobrze, ale najpierw zapłaćmy.
Kyuhyun zawołał jeszcze raz kelnerkę i wyciągnął portfel z kieszeni. Kiedy kobieta znajdowała się parę metrów od nas, zacząłem już przeczuwać, że coś jest nie w porządku. I to bardzo...
- Em... - wyprostowałem się gwałtownie, nie odrywając od niej wzroku. - Kyu...
- Tak? - spytał, szukając karty w portfelu.
- Ja myślę, że... - nie skończyłem. Kobieta jednym susem znalazła się tuż przy nas, jednak nie wyglądała już jak człowiek. Jej twarz gwałtownie zsiniała i pokryła się szronem. Zniknęły jej włosy i ubranie, brzuch zapadł się do środka, a oczy zamieniły się w dwie, czarne dziury. Z jej rąk na podłogę sypał się śnieg. Kobieta-potwór krzyknęła przeraźliwie, ukazując swoje ostre jak brzytwa zęby.
- O kurwa... - sapnął Kyuhyun, wypuszczając portfel z dłoni. To coś jednak nie zwracało na niego najmniejszej uwagi – patrzyło tylko i wyłącznie na mnie. Dwie, straszne, czarne dziury świdrowały mnie na wylot, jednak ja byłem zbyt odrętwiały, by się poruszyć.
- Heechul... wiejemy... - jęknął Kyu, kiedy potwór wyciągnął ku mnie swoje oblepione szronem i śniegiem łapska. Czułem chłód, przeraźliwy, okropny chłód... W mojej głowie rozległ się czyiś krzyk, jednak nie mogłem nic zrobić...
W tym momencie jednak jedno z okien zostało rozbitych. Kawałki szkła, które poleciały w moją stronę zraniły mnie w policzek, jednak nie poczułem bólu. Stwór gwałtownie cofnął się do tyłu, patrząc z przerażeniem na osobę, która wskoczyła do środka lokalu...
To był On.
Odszukał mnie wzrokiem, po czym szybko dobiegł do nas i wyciągnął jakiś przedmiot w kierunku potwora. Ten zaczął, o dziwo, topnieć...! Kiedy została z niego tylko kałuża, tajemniczy nieznajomy odwrócił się w naszą stronę i powiedział:
- Uciekajcie stąd! Ich jest tu więcej!
Nie musiał mi dwa razy powtarzać. Szybko chwyciłem Kyuhyuna za rękę i wybiegliśmy z kawiarni.
* * *
- Ty go znasz?
Wiedziałem, że padnie to pytanie. To było takie w jego stylu – od razu żądał wyjaśnień, co by się nie działo, on chciał wiedzieć o wszystkim pierwszy... Wzruszyłem ramionami, wkładając dłonie do kieszeni spodni.
- Raz go widziałem...
- No to może mi wyjaśnisz, co się właśnie stało?
Przystanąłem w miejscu, patrząc na niego surowo.
- Sam chciałbym wiedzieć. - warknąłem. - Nie wiem, co to było i z jakiego powodu nas zaatakowało, kim jest ten człowiek i dlaczego nas ochronił. NIE WIEM. NIE MAM, CHOLERA, ZIELONEGO POJĘCIA, więc nie patrz tak na mnie.
Chwilę jeszcze staliśmy, mierząc się wzrokiem, lecz po chwili chłopak dał za wygraną. Westchnął cicho, po czym przytulił mnie delikatnie do siebie. Kiedy mój policzek zetknął się z szorstkim materiałem jego kurtki, syknąłem z bólu.
- Co... ty jesteś ranny!
- Nic wielkiego... - mruknąłem, odsuwając się delikatnie. Kyuhyun wytarł palcem strużkę krwi płynącą z rany, po czym odparł:
- Jesteś lekarzem, a nie wiesz, że może wdać się zakażenie? Idziemy do mnie, trzeba to obmyć.
Uśmiechnąłem się słabo. Jak zwykle nadopiekuńczy... Ale cóż mogłem zrobić? Zgodziłem się, tym bardziej, że powiedział 'idziemy do MNIE'...
Chwycił moją dłoń w swoją i ruszył przed siebie. Po paru metrach coś jednak chwyciło mnie za ramię. Znowu ogarnęło mnie to uczucie, co wtedy, w kawiarni. Zrobiło mi się przeraźliwie zimno, a w mojej głowie ktoś krzyknął, tak głośno i przeraźliwie...
Nim się zorientowałem, sam zacząłem krzyczeć. Zachwiałem się na nogach, wiedząc, że to coś znowu nas zaatakowało... I tym razem im nie uciekniemy, gdyż było ich więcej, o wiele więcej... Ostatnią  moją myślą było 'dlaczego ja? Dlaczego to na mnie się uwzięło, cokolwiek to jest?'. A potem...?
- Odsuń się od nich bałwanie, bo nie ręczę za siebie!
Coś puściło moje ramię, które jednak było równie zdrętwiałe, jak reszta mojego ciała. Upadłem na ziemię tuż obok Kyuhyuna, z wysiłkiem otwierając powieki.
Stał tam, na środku ogromnego placu, cały otoczony przez te lodowe potwory. Jego płaszcz rozwiewał wiatr, a jego mina była zacięta i pewna siebie. Wyciągał przed siebie ten sam przedmiot, co wtedy, w kawiarni. Czy tym małym czymś da radę pokonać tak ogromną ilość tych... cosiów? To w ogóle możliwe?
Jeden z potworów zagulgotał, co najwidoczniej było ich mową. Mężczyzna roześmiał się perliście.
- Doprawdy, są łatwiejsze sposoby, by mnie dopaść.
Po czym coś krzyknął, nie mam pojęcia, co. Z przedmiotu, który trzymał w dłoni wybuchnął ogromny płomień, jednak nie pamiętam, co się potem działo...
Straciłem przytomność.
* * *
Ocknąłem się parę godzin później. Słońce dopiero co wchodziło, a ja leżałem na niewielkiej ławce przy głównym placu. Po mojej prawej siedział tamten mężczyzna. Gdy zauważył, że się obudziłem, uśmiechnął się szeroko.
- Cześć.
Nie odpowiedziałem od razu. Usiadłem prosto, odsuwając się na drugi koniec ławki.
- Gdzie Kyunhyun?
- Wysłałem go do domu... Biedaczek, ma niezłą traumę. Chyba już nie będziecie zimą lepić bałwanów... - roześmiał się pod nosem. Bardzo, cholera, zabawne. Doprawdy...
Dopiero teraz zauważyłem, że mam na ramionach gruby koc. Opatuliłem się nim mocniej, patrząc na mojego towarzysza nieufnie.
- Kim jesteś?
Spodziewał się tego pytania, to jasne. Ale nie wyglądał tak, jakby miał zamiar na nie od razu odpowiedzieć... Co więcej, nie chciał w ogóle odpowiadać. Ale ja musiałem wiedzieć.
- Nie zrozumiesz od razu... Jestem Han.
- Jaki Han? - zmrużyłem oczy.
- Po prostu, mów mi Han. - kąciki jego ust drgnęły lekko. Westchnąłem cicho wiedząc, że więcej od niego nie wyciągnę. A może...
- Wtedy w zaułku... ten autobus... - zacząłem, jednak nie musiałem kończyć.
- To mój statek
Dosłownie zachłysnąłem się śliną.
- Statek? Kosmiczny? Jesteś kosmitą?
- Nie wyglądam, prawda. - przymknął powieki, odchylając głowę do tyłu. - Mówiłem, że nie od razu zrozumiesz...
- Ale to niemożliwe... - niby wszystko zaczęło się układać, ale to było tak dziwne i nieprawdopodobne... - A... tamte lodowe cosie?
- To były odzule, mieszkańce Naerandii. Bardzo kłopotliwe stworzenia... Coś im kiedyś wziąłem bez pytania i przez to szukają mnie po całej Galaktyce... - skrzywił się.
- Czego chciały ode mnie?
- Musiały widzieć nasze pierwsze spotkanie i pewnie myślały, że masz coś ze mną wspólnego. - wzruszył ramionami, patrząc na mnie kątem oka. Wciąż na ustach miał ten sam uśmiech...
- Kyuhyun mógł zginąć... - warknąłem przez zęby.
- A ty?
A ja? Czy bym zginął? Podobno miałem niesamowite szczęście, więc pewnie obudziłbym się ileś lat później gdzieś-tam... Odrażająca wizja. Chyba wolałbym też już umrzeć.
- Nie martwi mnie śmierć. - odparłem sucho po chwili. Han uniósł pytająco brwi.
- Nie boisz się jej?
- Dlaczego niby? To tylko śmierć. - moja logika bardzo go zaskoczyła. Wyprostował się, gwałtownie poważniejąc.
- Niemożliwe...
Zagryzłem wargę.  W jego spojrzeniu coś było... Coś dziwnego, prastarego i zaskakującego. Nie umiałem określić, co to jest. Przyciągało, ale jednocześnie też ostrzegało. To nie były oczy człowieka...
- Skoro nie boisz się śmierci... Co powiesz na małą wycieczkę moim statkiem kosmicznym?
Wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia.
- C-co?
- Tak, jak słyszałeś. - odparł, poprawiając koc na moich ramionach. - Drugi raz nie będę pytał.
Zastanowiłem się. Nie wiedziałem o nim nic, o tym, kim jest, skąd pochodzi, ile ma lat... Na dobrą sprawę, jak się naprawdę nazywa. Ale to ryzyko... Było takie pociągające.
- Czy to będzie niebezpieczne? - spytałem po chwili.
- Jak cholera. - na jego ustach ponownie pojawił się uśmiech. Mimowolnie go odwzajemniłem.
- W takim razie zgoda... A, jeszcze jedno. Jestem Heechul.
- Wiem. - odparł tajemniczo, wstając na równe nogi. - A teraz chodźmy już. Czas nie lubi czekać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz