czwartek, 20 grudnia 2012

FairyLand (Rozdział IV)

Beta - Nie
Autor - Yesung Oppa






Wyglądał przepięknie.
Wąska u góry, szeroka u dołu, bogato zdobiona suknia pięknie opinała się na jego ciele. Brak piersi nie rzucał się w oczy, a to z powodu szerokiego, złotego pasa ciasno oplatającego jego biodra. Rękawy sukni zakończone były długą, białą koronką. Wycięcie z tyłu ukazywały jego śliczne, zgrabne plecy, na które padały przydługie już nieco, brązowe loki chłopaka. Perłowa opaska wpięta w jego włosy wręcz idealnie pasowała do jego szerokiego uśmiechu i błyszczących oczu. Minho nie mógł oderwać od niego wzroku.
Był idealny. Przepiękny, cudowny, niesamowity...
Choi zamrugał gwałtownie, gdy dotarło do niego, że stoi w miejscu już od ponad minuty. Przeczesał włosy palcami, po czym podszedł do niego i pocałował delikatnie wierzch jego dłoni.
- Pani moja. Jesteś... nie mam słów. Wyglądasz wprost przepięknie.
Na twarz Taemina wpełzł zdradziecki uśmiech. Uśmiechnął się do niego jeszcze szerzej i ukłonił się lekko.
- Dziękuję. Ja...
- No! Dość tych słodkości! - Key wszedł pomiędzy nich, klaszcząc sugestywnie w dłonie. - Najwyższa pora zbierać się do wyjścia. Minho, swoją drogą nawet nie wiesz, jak tą cholerną suknię się ciężko zakłada. Ale ma parę ciekawych wycięć, jeśli oczywiście...
- Hyung! - pisnął Taemin, delikatnie szturchając go w ramię. Kibum uniósł ręce w pokojowym geście.
- Dobraa, nic nie mówiłem. Idę sobie, nie chcecie tu mnie. - jak powiedział, tak i zrobił. Kiedy był już na schodach, Minho westchnął cicho, skupiając całą swoją uwagę na chłopaku.
- Za dużo czasu spędza z Jjongiem. - powiedział Lee, marszcząc groźnie brwi. Choi roześmiał się wesoło.
- Nie marszcz się tak, kochanie. Nie psuj mi obrazka. - odparł, po czym nachylił się nad nim delikatnie. Ich usta złączyły się na chwilę, co zaraz zmieniło się w namiętny pocałunek, trwający długo...
... tak długo, że oderwali się od siebie dopiero wtedy, kiedy zauważyli, że stoi przed nimi Mery. Na jej twarzy widniał szeroki, choć nieco smutny uśmiech.
- P-przepraszamy. - zmieszał się Minho, odsuwając nieco od siebie Taemina.
- Ależ nie macie za co! Po prostu zmartwiłam się, bo długo nie schodziliście... - kobieta mrugnęła do nich porozumiewawczo. - Ale chodźcie już. Reszta bardzo się niecierpliwi.
Skinęli głowami ze zrozumieniem. Minho wziął walizkę swoją i Taemina, po czym ruszyli na dół. Reszta zespołu rzeczywiście była już nieco poddenerwowana. Jonghyun tupał ze złością nogą, wpatrując się w podłogę. Onew wpatrywał się w drzwi z założonymi rękoma, a Key chodził po całej izbie z dłońmi w kieszeniach.
- No nareszcie! Ileż można czekać?! - Lider wyrzucił ramiona w górę, mrużąc groźnie brwi. Minho postanowił ich po prostu zignorować. Potem się będą tłumaczyć, teraz nie ma na to czasu.
Machnął głową na resztę, po czym wyszedł przez otwarte drzwi na zewnątrz. Powóz już czekał, także koń i mężczyzna, którego wczoraj wynajęli do przejażdżki. Postawił walizki na ziemi i odwrócił się w ich stronę.
Mery stała w drzwiach. Jej mąż objął ją ramieniem, patrząc na nich smutno. Chłopak podszedł do nich i ukłonił się nisko.
- Nie wiem, jak mam wam dziękować... Tyle dla nas zrobiliście... Jesteśmy wdzięczni do konca życia.
Kobieta westchnęła.
- Możecie zostać, jak długo chcecie...
- Przykro mi, nie możemy nadużywać waszej gościnności. Poza tym musimy już jechać, nie przyjechaliśmy do Anglii na wakacje. - uśmiechnął się, całując Mery w dłoń. Kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Rozumiem. Cóż, nie będę was już dłużej zatrzymywać... Spokojnej drogi życzę. Niech Bóg was prowadzi!
- Dziękujemy. Do zobaczenia... Kiedyś!
Małżeństwo długo jeszcze stało na werandzie, podczas gdy oni oddalali już się powoli od ich domu. Taemin spuścił głowę, ze smutkiem wciskając się w ramiona Minho. Key w milczeniu wpatrywał się w okno, obserwując Londyńskie domy i ulice. Jonghyun bawił się guzikami kamizelki, a Onew wpatrywał się w jeden punkt na podłodze. Wszyscy milczeli. Nie chcieli opuszczać Mery i jej domu. Niczego im nie brakowało, ale nie mogi tam zostać. Niedługo rozpęta się tam piekło, a ona...
Ona i jej mąż zginą w płomieniach. Na samą myśl w oczach Minho pojawiały się łzy.
- Nie mogliśmy nic zrobić... - szepnął uspokajająco do Taemina, mocniej go do siebie przytulając. Pokiwał głową, jednak mimo to Choi poczuł jego gorące łzy na swojej koszuli.  Nikt już nic więcej nie powiedział do końca podróży... Nie musieli.
* * *
Londyn nocą nie mienił się tysiącami, ba, milionami kolorowych świateł, billboardów i reklam, które widać było z daleka. Nie było wysokich wieżowców, słynnego London Eye, ogromnych, czerwonych autobusów... Tylko ciemność.
Miasto nocą ogarniała ciemność. Hałas dochodził tylko z nielicznych barów, w których trwały bójki, lub kłótnie między pijanymi klientami. Żadnych świateł, reklam, plakatów...
Pustka, wszędzie pustka, ciemność i mrok. Minho zadrżał, nie tylko z zimna. Mocniej objął Taemina, który usnął niespodziewanie na jego ramieniu. Wsłuchiwał się w jego miarowy, spokojny oddech zauważając, że jako jedyny jeszcze nie spał. Oderwał wzrok od okna, czując wszechogarniające zmęczenie.
Nagle powóz zatrzymał się. Chwilę potem drzwi otworzyły się na oścież, a on poczuł nagłe uderzenie zimna w twarz, które obudziło resztę zespołu. Ujrzał niskiego mężczyznę, który ukłonił się im nisko i powiedział:
- Jesteśmy na miejscu, panie. Oto koniec podróży.
Taemin ziewnął szeroko, przeciągając się delikatnie. Minho zdjął z siebie płaszcz, po czym założył mu go na ramiona, następnie wyszedł na zewnątrz. Podał dłoń chłopakowi, który po omacku próbował zejść na ziemię. Kiedy w końcu mu się to udało, głowę z karety wystawił Jonghyun.
- Ale zimno. - mruknął, zapinając płaszcz po samą szyję. - Przecież jest koniec lata...
- No i co z tego? To nie znaczy, że nie może być zimno. A poza tym to Anglia, a nie Korea. - odparł Key, wypychając go na zewnatrz. Chłopak zatoczył się, ale jakoś udało mu się nie upaść na twarz.
- No dzięki.
Minho wcisnął mężczyźnie w dłoń woreczek z pieniędzmi i podziękował mu. Ten ukłonił się nisko, po czym odwrócił się i ponownie wsiadł na wóz. Kiedy Onew również znalazł się na zewnątrz, odjechał, znikając we wszechogarniającej ciemności.
- No i co teraz?
Wszystkie oczy zwrócone były w Minho, jak na lidera. Czuł się przez to niezręcznie, bo wiedział, jak wiele od niego zależy. Odchrząknął cicho, drapiąc się po głowie.
- No, więc... zaciągnąłem wczoraj języka. Tu gdzieś powinna być jakaś gospoda...
Jinki uniósł pytająco brwi.
- Gospoda? Gdzie? Tu nic nie ma, rozejrzyj się.
- Bo jesteś ślepy. Tu jest aż gęsto od drzew, na pewno gdzieś tam...
- ...Do tego za cicho jest, nie sądzisz? Gdyby tu była jakaś gospoda, na pewno byłby hałas.
Choi zmrużył oczy, niestety musząc mu przyznać rację. Może pomylił kierunki? Albo wysiedli w złym miejscu...? Tyle możliwości, jednak to nie miało teraz znaczenia.
Kibum jęknął cicho.
- No pięknie... Nie dość, że piździ jak w Kieleckim, to jeszcze wszyscy jesteśmy głodni, zmęczeni... Aha, i nie mamy się gdzie zatrzymać. Cudnie!
- Key, zamknij się. - warknął Jonghyun. Minho miał wrażenie, że zaraz walnie chłopaka prosto w łeb.
- C-co?
- Powiedziałem, byś się zamknął, bo nie mogę już tego słuchać. - odparł. Jego głos był zimny jak stal. - Minho tyle dla nas zrobił. Załatwił dach nad głową. Zaopiekował się nami. Zadbał o to, byśmy nie zginęli w pożarze, a ty co? Wypominasz mu to, że chciał nam pomóc po raz kolejny? Jak śmiesz. Wstyd mi za ciebie, Kibummie.
Jego słowa zaskoczyły ich wszystkich. Jjong i Key nie byli idealną parą, kłócili się prawie codziennie, ale... Nigdy żaden z nich nie powiedział czegoś takiego. Starszy Kim najwidoczniej musiał być naprawdę zły na swojego chłopaka. Choi czuł się przez to bardzo niezręcznie.
- Chłopaki... Proszę, nie kłóćcie się przeze mnie. Nic się nie stało... Mamy teraz problem, nic nowego. - roześmiał się nerwowo. Obaj rzucili mu zdziwione spojrzenie.
- Minho...
- Na pewno coś wymyślimy, przecież nie mamy pięciu lat.
- No tak.. przepraszam, Minho. Nie chciałem, tak wyszło... - westchnął Kibum, przeczesując włosy palcami.
- Nie ma sprawy. Ale musimy wszyscy się jakoś wspólnie zastanowić, co robić. Nie możemy spać pod gołym niebem, zamarzniemy na kość...
- Chłopaki. - po raz pierwszy odezwał się Taemin, wskazując coś pomiędzy drzewami. - Spójrzcie. Jakaś chatka... Wygląda na nieużywaną. Możemy tam przenocować. Zrobimy ognisko i będzie ciepło, może nawet wygodnie...
Wszyscy odetchnęli z ulgą, po czym wspólnie objęli swojego maknae. Mały-wielki człowiek.
- Minnie, jesteś genialny. - szepnął do niego Choi, całując go w policzek. Chłopak spłonął rumieńcem, mrucząc pod nosem jakąś odpowiedź. - Chodźcie. Trzeba się ogrzać, ja już nie czuję palców.

2 komentarze: